Cierpienia olsztyńskiego AZS-u

2024-10-28 13:31:08(ost. akt: 2024-10-28 14:15:56)

Autor zdjęcia: Indykpol AZS Olsztyn/Artur Kijewski

W przypadku Indykpolu AZS Olsztyn wydaje mi się, że cały czas się powtarzam. Trudno jednak o nowe słowa, skoro niemalże od samego początku sezonu "Zielona Armia" gra tak samo, czyli źle i bez polotu.
Trener Marcin Mierzejewski został rzucony na bardzo głęboką wodę. Po odejściu Juana Manuela Barriala musiał złożyć w całość drużynę, która wyglądała na zbitą, jeśli chodzi o wynik i miejsce w tabeli. Wokół klubu od początku panuje bardzo zła otoczka.

Legenda olsztyńskiego klubu miał trudne zadanie już na "dzień dobry", ponieważ w pierwszym meczu po objęciu nowej posady musiał zmierzyć się z wicemistrzem Polski - Aluronem CMC Wartą Zawiercie. Olsztynianie przegrali 1:3, lecz można było miejscami zauważyć przebłyski niezłej gry, a przede wszystkim - energię i uśmiechy na twarzach graczy. Za to jednak punktów do tabeli w PlusLidze nie dają.

Wszyscy myśleli, że efekt nowego trenera, który przecież od poszewki zna zawodników oraz ma z nimi bardzo dobre relacje przyniesie nieco więcej dobra w szeregi drużyny. Niedzielny mecz przeciwko Asseco Resovii Rzeszów utwierdził kibiców w przekonaniu, że tak naprawdę nic nie ruszyło do przodu.

"Akademikom" napędu starczyło na dobrą sprawę na jedynie kilka piłek pierwszego seta, gdzie faktycznie było widać "naładowany" energią zespół. Poźniej do głosu doszli rzeszowianie, którzy za sprawą fantastycznego Bartosza Bednorza, wspomaganego przez Stephena Boyera oraz dobrze grających w defensywie Pawła Zatorskiego i Lukasa Vasine, bez większych kłopotów przejęli kontrolę nad spotkaniem.

Mecz zakończył się wynikiem 0:3 i trwał zaledwie 92 minuty. Wyłączmy przerwy pomiędzy setami oraz na "żądanie" trenerów. W leadzie wspomniałem, że w przypadku AZS-u Olsztyn wspomniałem, że cały czas się powtarzam i niestety tak jest. Trudno było szukać jakości w grze drużyny z Warmii i Mazur. W ataku kompletnie nie spisywał się duet przyjmujących Nicolas Szerszeń-Moritz Karlitzek, a wspomagający ich Manuel Armoa również nie dał żadnego wsparcia. Karol Jankiewicz, który przejął rolę pierwszego rozgrywającego po Eemim Tervaporttim nie raz gubił tempo wystawy.

Trudno jednak oczekiwać szybkiej oraz dynamicznej gry, kiedy przyjęcie przeważnie oscyluje wokół gry na czwartym lub piątym metrze. Tutaj również kamyczek do ogródka dla naszego libero, Kuby Hawryluka - zagrał on na bardzo słabych procentach (37 proc. przyjęcia pozytywnego i zaledwie 11 proc. przyjęcia perfekcyjnego), a przed dwa sety zaledwie dwa razy dotknął piłkę w obronie.

To, co jednak najbardziej frustruje w grze Indykpolu AZS-u Olsztyn to zagrywka. Przed sezonem wiele razy się mówiło, że będzie to najmocniejszy element gry "Zielonej Armii". Jak to wygląda w rzeczywistości? Brutalnie. Olsztynianie na 56 wykonanych zagrywek może i nie zdobyli asa serwisowego, za to popełnili aż 11 błędów. Dodatkowo ich serwisy nie sprawiały siatkarzom Resovii żadnego problemu, ponieważ przyjmowali oni na aż 71 procentowej skuteczności.

Dla liczbowego zobrazowania: Indykpol AZS Olsztyn w ciągu 28 setów zapunktował z zagrywki jedynie 20 razy. Dla porównania - liderzy rankingu zagrywających, czyli Karol Butryn (Warta Zawiercie) i Wilfredo Leon (LUK Lublin) mają 17 asów.

Na dystansie sezonu wygląda to jeszcze gorzej - olsztynianie notują jedynie 0,71 asa na set, czyli najmniej z 16-drużynowej ligi. To tylko dopina obraz niemocy w elemencie, który miał być naszą siłą. Może i nie popełniamy w polu serwisowym zatrważającej ilości błędów, lecz co z tego, skoro nasza zagrywka nie wyrządza żadnych szkód rywalom?

Pozytyw z meczu z Resovią? Na pewno Daniel Gąsior, który stara się jak najlepiej zastępować kontuzjowanego Jana Hadrave. Swoją rolę na boisku spełnia również młody Jakub Majchrzak oraz trudno znaleźć złe momenty w grze innego środkowego, reprezentanta Polski Szymona Jakubiszaka.

Trener, który według wielu miał być główną przyczyną ligowych porażek został zwolniony, lecz paradoks jest taki, że drużyna i tak gra jak na razie tak samo. Nie chcę zrzucać winy na Marcina Mierzejewskiego, ponieważ weźmy pod uwagę to, że otrzymał on bardzo trudne zadanie. Brak odpowiedniej mentalności? Złe przygotowanie fizyczne i motoryczne? Można jak na razie głowić się i głowić, lecz wniosek jest jeden - Indykpol AZS Olsztyn jest aktualnie najbrzydziej grającym ligowym zespołem. Ciężko mi pisać takie słowa jako wieloletni kibic tej drużyny, jednak takie jest moje (i nie tylko) zdanie.

Najgorsze jest również to, że po olsztyńskich siatkarz nie widać żadnego boiskowego ognia oraz agresji polegającej na wyrwaniu piłki z rąk rywala. Kibice w Uranii ponownie byli świadkami drużyny, która po każdej nieudanej akcji coraz bardziej wyglądała na przygnębioną i zdruzgotaną. Bez pokładów pozytywnej energii.

Bardzo bym chciał jeszcze napisać coś pozytywnego o grze olsztyńskiej drużyny i mam nadzieję, że to się jeszcze wydarzy. Poza rolą dziennikarza sportowego jestem również oddanym kibicem i liczę na to, że w tym sezonie jeszcze będziemy się cieszyć, a złe chwile pójdą w zapomnienie.

Czas niestety ucieka. W sezonie 2024/2025 powinniśmy już przestać myśleć o tym, jak awansować do fazy play-off, a jak utrzymać się w siatkarskiej ekstraklasie. W listopadzie czekają nas dwa arcyważne starcia z rywalami ze strefy spadkowej - W dzień Wszystkich Świętych olsztynianie grają mecz z GKS-em Katowice, natomiast na 26 listopada zaplanowano mecz z Barkomem Każany Lwów.

Do bezpiecznego 13. miejsca w tabeli dzielą nas aż 4 punkty, więc oba te spotkania muszą zostać obowiązkowo wygrane za pełną pulę sześciu "oczek". Miejmy nadzieję, że trener Marcin Mierzejewski rzuci wszystkie siły na starcie z bezpośrednimi rywalami o utrzymanie. Da to na pewno chłodniejszą i spokojniejszą głowę na dalszą część sezonu.

Janusz Siennicki