Dlaczego jedni są bogaci, a drudzy biedni?

2024-12-02 08:50:00(ost. akt: 2024-12-02 10:30:18)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

O ile są od nas bogatsi Niemcy? Ano o jakieś 40 lat demokracji. Tak, tak. Niemcy są bogatsi nie dlatego, że są mądrzejsi czy lepiej pracują. Po prostu w 1945 roku podpadli pod USA i demokrację, a my pod Rosję. Teraz szanse się wyrównały, ale nadrobić 40 lat to spory wysiłek.
Jedzą to samo, ale jedni są biedni a drudzy bogaci

„Dlaczego obywatele USA są bogaci i żyją w demokratycznym kraju, a obywatele Meksyku już niespecjalnie? I bliżej: Nogales przepoławia płot. Po jednej jego stronie żyją w spokoju i dostatku Amerykanie, po drugiej Meksykanie” — piszą Daron Acemoglu i James Robinson, autorzy świetnej książki „Dlaczego narody umierają”. No właśnie dlaczego Meksykanie w Nogales umierają wcześniej niż ich północni sąsiedzi, dlaczego są o 2/3 biedniejsi. Dlaczego wreszcie korupcja i nieudolność polityków są dla nich oczywiste?

Jak byście przed sobą nie udawali, to na pewno przyszła wam do głowy (niestety) ta sama odpowiedź, co i mi. Bo ci bogaci są biali, a ci biedni ciemni.

I tutaj autorzy „Dlaczego narody umierają” mają nas na widelcu. „Otóż nie. Ludzie po obu stronach granicy mają podobną genealogię. [...] Mieszkańcy Nogales (Arizona) i Nogales (Sonora) mają tych samych przodków, jedzą te same potrawy, słuchają tej samej muzyki i, zaryzykujmy tezę, mają tę samą »kulturę« — piszą — bo płot dzieli miasto i dwa kraje, ale po obu jego stronach mieszkają »Meksykanie«”.


Takich błyskotliwych przykładów jest w ich książce dużo więcej. Bo Daron Acemoglu i James Robinson poruszają się po świecie z godną do pozazdroszczenia erudycją i swobodą intelektualną i niczym z rękawa sypią przykładami z całego świata, które mają udowodnić ich tezę będącą odpowiedzią na trapiące nas od lat pytanie, dlaczego jedne narody są bogate, a inne biedne. Dlaczego tak je różnicują majętność i ubóstwo, zdrowie i choroba, dostatek i głód?

Co o tym decyduje? Kultura, klimat, położenie geograficzne?

Odpowiedź autorów „Dlaczego narody umierają” brzmi: nie. Żaden z tych czynników nie determinuje, nie wyznacza losu społeczności, narodów i tworzonych przez nie państw.

Obaj przekonująco dowodzą, że u podstaw gospodarczego sukcesu leżą tworzone przez ludzi instytucje polityczne i gospodarcze. Bogate stały się te kraje, których mieszkańcy obalili elity sprawujące władzę i stworzyli społeczeństwa, w których prawa polityczne były o wiele powszechniejsze, rządy odpowiadały przed obywatelami i reagowały na ich potrzeby, a z możliwości gospodarczych mogła korzystać masa ludzi.

Tutaj możemy wrócić do początków USA i niepodległego Meksyku. Stany stworzyli wolni ludzie, którzy meli dość feudalnych porządków. Inaczej było w Meksyku. Tam elity chciały zachować stary system, ale rządzić nim same, bez Madrytu. Stąd Jerzy Waszyngton został prezydentem, a jego meksykański odpowiednik obwołał się cesarzem.

To samo zresztą widać w Europie, gdzie nie ma problemu z kolorem skóry, a przecież poszczególne kraje i społeczeństwa rozwijały się w różnym tempie. „Chociaż więc w roku 1346 instytucje polityczne i gospodarcze w Europie Zachodniej niewiele różniły się od tych w Europie Wschodniej, to w roku 1600 były to już dwa inne światy. Na zachodzie chłopi byli wolni od feudalnych powinności i grzywien i stawali się jednym z podstawowych elementów rozkwitającej gospodarki rynkowej. Na wschodzie także uczestniczyli w takiej gospodarce, ale jako pańszczyźniani chłopi wytwarzający żywność i inne produkty rolne, na które był popyt na zachodzie. Była to gospodarka rynkowa, ale nie włączająca” — tłumaczą.

Biali, czarni — nie to robi różnicę

Zatem bogactwo bierze się po prostu z demokracji. Nawet wtedy, kiedy jest ona ułomna. Bo taka była przecież przez lata w USA, a potem w RPA, gdzie wyłączono z niej czarnoskórych mieszkańców tych krajów. I to właśnie białoskórzy są w dużym stopniu odpowiedzialni za to, że w Afryce demokracji jest tyle, co kot napłakał. To nie zmienia jednak faktu, że w epoce postkolonialnej te kraje, które wybrały demokrację, mają się teraz całkiem nieźle, także w Afryce. Inne mają się gorzej niż w czasach, kiedy rządzili nimi biali.

Brakuje jednak w tym wszystkim odpowiedzi na pytanie, dlaczego np. w dawnych czasach Anglicy wykorzeniali absolutyzm, a w Hiszpanii tenże się umacniał. Miało to przecież przełożenie na to, że USA, Kanada czy Australia rozwijały się w innym tempie niż Ameryka Południowa.

Rosjan i Ukraińców w 1989 roku więcej dzieliło, niż łączyło. Dlaczego zatem teraz ci pierwsi chcą żyć nadal w poddaństwie a drudzy chcą żyć w demokratycznej Ukrainie? Jedno i drugie da się wytłumaczyć historią.

W przypadku Ukrainy winna jest oczywiście Rzeczpospolita, której obecność dopomagała Ukraińcom definiować się w europejskich kategoriach, dlatego że polska kultura była mocno zakorzeniona w europejskiej kulturze. Polska obecność oznaczała także pewne polityczne tradycje samorządności, tradycje anarchii, a więc tradycje przeciwstawne do rosyjskiej tradycji, w której państwo było wszechobecne.

Kogo wychowali Polacy?

Choć kulturowo Ukraina jest bardziej podobna do Rosji, to politycznie różni się od niej. — Choć Polsce nie udało się asymilować Ukraińców kulturowo, to, umownie mówiąc, udało się ich asymilować politycznie poprzez przekazanie im pewnych tradycji politycznych — twierdzi ukraiński historyk Jarosław Hrycak. I dodaje, że „polska obecność była dłuższa i ważniejsza dla Ukrainy niż rosyjska”.

„Z perspektywy historyka kultury zachodni wpływ na niektóre części obszaru Ukrainy rozpoczął się przed rokiem 1340, nasilił po roku 1569 i trwał na szerokim obszarze ziem ukraińskich do roku 1793. […] Zachód ten przeważnie był ubrany w polski kontusz” — pisze z kolei Ihor Sevcenko w książce „Ukraina między Wschodem a Zachodem”.

Ten ukraiński wtręt jest mój, autorzy „Dlaczego narody umierają” go nie poruszają. To jednak nie zmienia faktu, że Sowiety w tym kontekście antydemokratycznym były naturalną kontynuacja wcześniejszej Rosji. „Z kolei wyzyskujące instytucje Związku Sowieckiego same pod wieloma względami kontynuowały struktury reżimu carskiego, zgodnie z wzorem wyznaczonym przez żelazne prawo oligarchii” — piszą Daron Acemoglu i James Robinson.
Ich koncepcja opiera się właśnie na włączających i wykluczających instytucjach.

Te pierwsze są charakterystyczne dla demokratycznych krajów (wybieralne i kontrolowane rządy prawa, celem rządzących jest dobro ogółu i jednostki). Wyzyskujące instytucje są charakterystyczne dla wszelkiej maści dyktatur, to rządy wąskich elit sprawowane przede wszystkim dla ich korzyści.
Ale to oczywiście nie wszystko, bo sama demokracja nie wystarczy. Potrzebne jest jeszcze stworzenie warunków do rozwijania przedsiębiorczości. Włączające instytucje muszą bowiem zachęcać obywateli do wprowadzania innowacji, inwestowania i oszczędzania.

„Wielka nierówność obecnego świata, która pojawiła się w XIX wieku, była wywołana nierównomiernym upowszechnieniem technologii stosowanych w przemyśle i produkcji przemysłowej. Ameryka Północna stała się bogata po prostu dlatego, że z entuzjazmem przyjmowała wszystkie wynalazki i zdobycze rewolucji przemysłowej. Ludność szybko się edukowała, a kolej błyskawicznie rozpowszechniała się po Wielkich Równinach” — piszą Daron Acemoglu i James Robinson.

I tego powinniśmy się trzymać, w naszym lokalnym wymiarze walcząc o nową drogę S16 z Mrągowa do Ełku i takie inwestycje jak na przykład planowany pod Olsztynkiem największy park rozrywki w Polsce.

Igor Hrywna

Polecam: Daron Acemoglu, James Robinson, „Dlaczego narody przegrywają”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2024.

PS. Ważna jest, szczególnie w kontekście Chin i Rosji, jedna z wskazówek autorów tej książki. Chodzi o mylne przekonanie, że wzrost gospodarczy przyniesie demokrację. Jest dokładnie na odwrót. Potwierdza to ostatnio przykład Ukrainy.
Dzisiaj w USA, Polsce i Ukrainie (choć nadal bardzo ułomnie) państwo jest dla obywateli. W Chinach czy Rosji jest po to, aby się nimi nie stali. Choć dzisiaj stawianie pytania, czy Rosjanie w ogóle chcą być obywatelami, jest przedwczesne...