Czy rozpoczęcie roku szkolnego na Warmii i Mazurach jest zagrożone?

2024-08-25 14:00:42(ost. akt: 2024-08-23 14:58:47)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Freepik

Związki zawodowe zrzeszające nauczycieli za kilka dni wrócą do negocjacji z Ministerstwem Edukacji Narodowej. Stawka jest wysoka. Związkowcy chcą powiązania płac nauczycieli z tymi w gospodarce. Postulują wynagrodzenia od 7,5 do ponad 11,5 tys. zł brutto. Grożą protestami.
Na Warmii i Mazurach działa 2099 szkół, przedszkoli i placówek oświatowych. Zatrudniają 29 581 nauczycieli i uczęszcza do nich 218 102 uczniów. Czy nauczyciele z naszego regionu przystąpią do protestu, jeśli negocjacje z Ministerstwem Edukacji Narodowej (MEN) zakończą się niepowodzeniem?

Negocjacje zaplanowano na 22 sierpnia, a możliwe formy protestu to oflagowanie szkół, absencja nauczycieli, rozpoczęcie sporu zbiorowego, a w efekcie możliwe opóźnienie roku szkolnego czy strajk.

Czego chcą nauczyciele?

Nauczyciele domagają się powiązania swoich wynagrodzeń ze średnią płacą w gospodarce.

— Chcemy zmiany wyliczania naszego wynagrodzenia — mówi Tomasz Branicki, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego w Olsztynie.

Obecnie nauczyciele zarabiają: początkujący – 4908 zł brutto, mianowany – 5057 zł, dyplomowany – 5915 zł. To efekt niedawnych podwyżek, które wyniosły średnio 30 proc. Nauczyciele jednak nie są zadowoleni także z tego, jak podwyżki zostały rozłożone.

— Największe były dla najmłodszych nauczycieli, a najmniejsze – dla nauczycieli mianowanych. Różnica w wynagrodzeniu między nauczycielem początkującym a mianowanym to zaledwie około 150 zł. To żart — mówi Branicki.

Lobbowana jest opcja, by nauczyciel rozpoczynający pracę zarabiał 7,5 tys. zł brutto, a nauczyciel dyplomowany – 11 625 zł. Minimalne oczekiwania ZNP to na początek osiągnięcie 15 proc. podwyżek dla wszystkich nauczycieli.

— Oczekujemy, że nasza propozycja zostanie poważnie rozważona i ktoś się nad nią pochyli — dodaje szef olsztyńskiego ZNP.

Branicki również wskazuje na frustrację związaną z zamrożeniem ich projektu w Sejmie.

— Złożyliśmy ten projekt trzy lata temu, a został schowany do zamrażarki. Odbyło się pierwsze czytanie, przesłano go do komisji i od pół roku jest cisza — mówi związkowiec.

Rozbieżności między związkowcami

ZNP i Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”, które są największymi centralami związkowymi zrzeszającymi nauczycieli, w widoczny sposób okazują sobie niechęć. Tomasz Branicki w rozmowie z „Gazetą Olsztyńską” twierdzi nawet, że „Solidarność próbuje się podłączyć, ale każdy sobie rzepkę skrobie”.

— „Solidarność” miała tyle lat swój rząd i nic w tej sprawie nie osiągnęli — dodaje.

Elżbieta Szydlik, przewodnicząca Sekcji Oświaty i Wychowania Warmińsko-Mazurskiego Regionu NSZZ „Solidarność” nie pozostaje dłużna.

— My już od 2017 roku dążymy do powiązania naszych wynagrodzeń z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce. W 2019 roku zawarliśmy porozumienie, ale ZNP ogłosiło strajk, przez co nasz postulat nie został zrealizowany — stwierdza.

Mimo różnic i wzajemnego obwiniania się oba związki wspólnie dążą do poprawy warunków płacowych. Warunkiem brzegowym ze strony „Solidarności” jest wzrost wynagrodzeń o 20 proc. w 2025 roku i o kolejne 10 proc. w 2026 roku.

Elżbieta Szydlik, podobnie jak szef ZNP w Olsztynie, zwraca uwagę na problem spłaszczenia różnicy wynagrodzeń między nauczycielami początkującymi a mianowanymi.

— Ostatnie podwyżki spowodowały duże zrównanie między pierwszym a drugim stopniem w zawodzie nauczyciela. Różnica to trochę ponad 100 zł, a egzamin na nauczyciela mianowanego jest bardzo trudny — dodaje.

Tradycja protestów nauczycielskich

Tomasz Branicki zapowiada, że w przypadku niepowodzenia negocjacji związkowców z MEN już 1 września może dojść do protestów.

— Jeśli będzie zdecydowane „nie”, to zarząd główny na pewno podejmie decyzję o proteście. Na początek może być oflagowanie, może być przystąpienie do pracy, ale nieobecność w pracy. Przerabialiśmy to już przez ostatnie 10 lat — stwierdza.

Atmosferę uspokaja szefowa nauczycielskiej „Solidarności” w regionie.

— Nauczyciele to odpowiedzialna grupa zawodowa. Na pewno nie będzie sytuacji, w której uczniowie mieliby być pozbawieni możliwości nauki — zapewnia.

Protesty nauczycieli mają we współczesnej Polsce długą tradycję. Pierwsza duża fala protestów wśród nauczycieli miała miejsce na przełomie 1991 i 1992 roku. Największy strajk odbył się w 1993 roku i trwał kilkanaście dni. Został zorganizowany w okresie matur i egzaminów ośmioklasistów.

W 1999 roku ZNP zorganizował jednodniowy strajk przeciwko niskim nakładom na oświatę oraz likwidacji małych wiejskich szkół. W latach 2007, 2008 i 2017 nauczyciele również protestowali. Ostatni duże protesty miały miejsce w 2019 roku.

Stanowisko kuratorium

Zapytaliśmy Warmińsko-Mazurskie Kuratorium Oświaty, czy jest przygotowane na „kłopoty” w chwili rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Z odpowiedzi wynika, że na razie kuratorium nie widzi takiego zagrożenia.

— Do dzisiaj nie wpłynęła do nas żadna informacja o możliwości protestu przez nauczycieli — poinformował „Gazetę Olsztyńską” Arkadiusz Bolejko, rzecznik prasowy kuratorium.

— Kurator oświaty z uwagą analizuje wszystkie komunikaty dotyczące realizacji obowiązków dydaktyczno-wychowawczych przez szkoły — zapewnił.

Z informacji przekazanej przez Arkadiusza Bolejko wynika, że za organizację zajęć w szkołach odpowiadają dyrektorzy placówek. I to zadaniem dyrektora jest takie zorganizowanie pracy szkoły, aby uczniowie mogli realizować zajęcia „zgodnie z przyjętym arkuszem organizacyjnym”.

— Organem określającym kalendarz roku szkolnego jest Minister Edukacji. Zgodnie z kalendarzem roku szkolnego 2024/2025 zajęcia dydaktyczno-wychowawcze rozpoczną się 2 września 2024 roku — przekazał rzecznik kuratorium.

Problemy kadrowe i poziom edukacji

Szef ZNP w Olsztynie zwraca uwagę na problemy kadrowe w szkołach. Jego zdaniem brak powiązania wynagrodzeń nauczycieli z płacami w gospodarce może doprowadzić do sytuacji znanej z początku lat 80., kiedy do tego zawodu trafiali, i to dosłownie, ludzie z ulicy.

— Ja w piątek byłem elektrykiem, a w poniedziałek nauczycielem, bo nie było komu pracować — wspomina swój początek w zawodzie nauczyciela.

Czy wzrost wynagrodzeń nauczycieli nie obciąży zbytnio polskiej gospodarki?

Zapytaliśmy przedstawiciela przedsiębiorców. Zdaniem Mirosława Hiszpańskiego, prezesa Warmińsko-Mazurskiego Związku Pracodawców Prywatnych i rodzica trójki uczących się dzieci, problem jest zupełnie gdzie indziej.

— Niech nauczyciele zarabiają jak najwięcej, ale niech wiąże się to z poziomem edukacji. To również bardzo ważne dla rynku pracy w kraju — stwierdził.

— Jeśli 50 proc. dzieci korzysta z korepetycji, to znaczy, że szkoła nie spełnia podstawowego zadania — podsumował.

Zdaniem prezesa WMZPP obecny system edukacji wymaga reform, by poprawić jego efektywność i spełniać oczekiwania zarówno rodziców, jak i pracodawców, a to zadanie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Stanisław Kryściński