Kolejne Batizado za nami

2024-06-11 13:49:04(ost. akt: 2024-06-11 14:07:12)

Autor zdjęcia: Kamil Onyszk

W Lidzbarku Warmińskim zakończył się festiwal Batizado i Toca de Cordoes, czyli najważniejsze wydarzenie osób trenujących capoeira. Ponad sto osób uczestniczyło w warsztatach pod okiem mistrzów z Brazylii.
Czym właściwie jest capoeria? Aby to wyjaśnić trzeba zacząć od początku.

Historia capoeira rozpoczyna się w Brazylii w czasach kolonialnych. Stworzyli ją afrykańscy niewolnicy zmuszani do pracy na plantacjach.

Pozbawieni swoich praw i poddawani brutalnemu traktowaniu przez plantatorów, aby utrzymać swoją tożsamość i przygotować się do ewentualnej ucieczki lub samoobrony, opracowali techniki walki, które można było ukryć pod przykrywką tańca. Capoeira stała się swoistą formą wyrażania oporu i walki o wolność.

Capoeira rozwijała się głównie na obszarze północno-wschodniej Brazylii, zwłaszcza w regionie Bahia. Niewolnicy trenowali capoeira w tajemnicy, na polach, w lasach lub na plantacjach cukru. Ruchy były płynne i zwrotne, a styl capoeira nazywany był "jogo de angola" lub "jogo de regional", zależnie od regionu i charakterystyki stylu.

Wraz z upływem czasu capoeira zaczęła się rozwijać jako forma sztuki walki, tańca i kultury. Mistrzowie capoeira, znani jako "mestres", zaczęli przekazywać swoją wiedzę kolejnym pokoleniom. Capoeira ewoluowała wraz z wpływami innych stylów walki, takich jak boks i zapasy, a także z elementami akrobatyki i muzyki.

Ważnym aspektem capoeira jest muzyka. Tradycyjnie gra się na instrumentach, takich jak berimbau (łuk melodyczny), atabaque (bęben), pandeiro (tamburyn) oraz agogo (dwie metalowe rurki). Muzyka towarzyszy ruchom capoeira dodając im energii i płynności.

Capoeira pozostawała jednak zakazana i prześladowana przez władze brazylijskie. Dopiero w latach 30. XX wieku, dzięki działalności Mestre Bimby i Mestre Pastinhy została uznana jako oficjalna forma sztuki walki. Capoeira Regional i Capoeira Angola stały się dwoma głównymi stylami, z różnicami w technikach i stylu gry.

Współcześnie capoeira jest uznawana na całym świecie jako sztuka walki, tańca i kultury. Jest praktykowana przez ludzi różnych narodowości i wieku.

W Lidzbarku Warmińskim na co dzień trenuje blisko 100 osób - najmłodsze dzieci mają po 6 lat, ale działa także grupa dorosła. To podopieczni Marcina Lipskiego, który swoją przygodę z capoeira rozpoczął ponad 20 lat temu.

— Miałem 23 lata, kiedy leciałem do Brazylii do dziewczyny, z którą wymieniłem dwa maile i dwa razy rozmawiałem przez telefon — wspomina Marcin Lipski. — Podziwiam Kasię i jej męża Renato, że przyjęli pod swój dach obcego chłopaka z Polski. Myślę, że siostra Kasi, Tania, która ze mną studiowała, musiała mnie ukazać w dobrym świetle.

Skąd taka determinacja u Marcina?
- Początki były bardzo amatorskie. Byliśmy samoukami, ale bardzo chcieliśmy się w tej dziedzinie rozwijać. W Polsce to były początki capoeira. Nie było w okolicy instruktorów. Wiedzieliśmy, że capoeira pochodzi z Brazylii, więc marzyłem o tym, aby tam pojechać.

Nadarzyła się okazja, kiedy Marcin zaczął studia w Olsztynie. Okazało się, że jedna z jego koleżanek na roku, Tania, ma siostrę mieszkającą właśnie w Brazylii, co więcej, jej sąsiad prowadzi warsztaty capoeira. Marcin więc nie zastanawiał się długo, kiedy siostra Tani zgodziła się go gościć u siebie.

— Nie miałem zbyt dużo pieniędzy, bo prawie wszystkie szły na studia, ale pożyczyłem na bilet od siostry, trochę dostałem. Pamiętam do tej pory, że kosztował 3600 złotych. Kiedy wylatywałem z Polski w portfelu miałem tylko 700 dolarów, a chciałem zostać w Brazylii rok. Co prawda dostałem wizę tylko na trzy miesiące, ale liczyłem na to, że jakoś się uda przedłużyć pobyt.

Rodzina, która go przyjęła pod swój dach, składała się z dwojga małżonków - Kasi i Renato oraz dwóch dziewczynek.

— Kasia jest Polką, bardzo tęskniła za naszym krajem i kontaktami z Polakami, a Renato Brazylijczykiem — mówi Marcin Lipski. — Poznali się w... Niemczech. W ich domu językiem, który najczęściej można było słyszeć, był właśnie niemiecki, ale mówili też po polsku i portugalsku. Dziewczynki mieszały wszystkie te języki czasami w jednym zdaniu. Lecąc do nich nie znałem właściwie dobrze żadnego z tych języków. Oczywiście poza polskim. Przed wylotem trochę poczytałem portugalskiego, ale to była kropla w morzu i przyznam, że trochę się początkowo czułem z tym nieswojo.

Marcin szybko jednak wkradł się w łaski dzieci, a i gospodarze domu go bardzo polubili. Zajął pokoik na poddaszu.

— Mieszkaliśmy w Demetrii, 15 kilometrów od Botucatu, o pracę było raczej trudno, pomagałem więc w domu, w ogrodzie, pilnowałem dziewczynek. Kiedy wychodziłem z młodszą z dziewcząt na spacer, kiedy starsza była w szkole, wyglądaliśmy dość zabawnie i charakterystycznie: mała dziewczynka i wielki, łysy chłopak. Z czasem się do nas mieszkańcy przyzwyczaili — śmieje się Marcin.
Kiedy lidzbarczanin pojawił się w Brazylii, spore wrażenie zrobił na nim czerwony kolor ziemi i "luz" Brazylijczyków. Ciekawe było też to, że w miejscu, do którego trafił była duża mieszanka kultur, a w okolicach prowadzone są gospodarstwa ekologiczne.

Po trzech pierwszych miesiącach pobytu Marcinowi udało się przedłużyć wizę na kolejne trzy miesiące, ale później unikał kontaktu z urzędem, a bilet przebukował, tak, by powrót do Polski wypadał, tak jak sobie zaplanował, po roku.

— Pomyślałem, "co będzie, to będzie". Jakoś się udało. Dla mnie najważniejsze wtedy było to, by w jak największym zakresie skorzystać z wiedzy i umiejętności tamtejszych nauczycieli capoeira — zwierza się Marcin. — Trenowałem intensywnie. Miałem po 13 treningów od poniedziałku do piątku. Wiedziałem, że sporo muszę się nauczyć. Nie musiałem płacić za warsztaty. Z czasem zacząłem pomagać Rodrigo (tak ma na imię nauczyciel, który mieszka w sąsiedztwie pani Kasi - przyp. red.). Poznałem innych instruktorów, bo zabierał mnie także do pobliskiej szkoły, gdzie realizował projekt.

Tak minął rok. Marcin Lipski marzył o tym, by w jego rodzinnym mieście - Lidzbarku Warmińskim powstała szkoła capoeira. Kiedy wyjeżdżał, grupa praktykujących tę sztukę już była. Po jego powrocie zorganizowali pierwszy obóz treningowy, na który zaprosił poznanych w Brazylii nauczycieli.

[b]Grupa się rozrastała. W 2007 roku w Olsztynie zorganizowano pierwsze Batizado, ale jego organizację przeniósł do Lidzbarka Warmińskiego. Po pierwsze chciał zrobić coś dla mieszkańców swojego miasta, ale nie bez znaczenia był większą swobodę w załatwianiu niezbędnych formalności, co w Olsztynie bywało kłopotliwe.

Marcin przed dwoma laty został siódmym w Polsce contramestre - to wysoki stopień mistrzowski.

Co bierze się pod uwagę przy nadawaniu kolejnych stopni w capoeira?
— Umiejętności, działalność, staż, doświadczenie — wylicza jednym tchem Marcin Lipski.

Pytany o to, czy zawsze lubił aktywność fizyczną, odpowiada, że jeśli chodzi o lekcje wychowania fizycznego, to nie był ani najgorszy, ani najlepszy. Na rozwijanie sprawności fizycznej namówił go kuzyn Paweł, który chodził na zajęcia do Ryszarda Dudka.

— Miałem wtedy 15 lat — wspomina Marcin. — To był survival, combat. Ćwiczyliśmy w kasynie 9. Warmińskiego Pułku Rozpoznawczego, ale też w parku nad Symsarną. Buzował w nas testosteron, chcieliśmy być jak najbardziej sprawni. Przez jakiś czas byliśmy rekonstruktorami średniowiecza i jako rycerze robiliśmy pokazy, między innymi w Rynie. Tym wszystkim zarażał nas Rysiek, byliśmy zgraną grupą. Z czasem każdy z nas poszedł w inną stronę. Ja w kierunku capoeira, bo to mnie najbardziej wciągnęło i nie żałuję do dziś.

Marcin zrealizował swoje marzenie — ma szkołę. Nazwał ją "E so alegria" ("Tylko radość"). Prowadzi zajęcia w Lidzbarku Warmińskim i Olsztynie. Uczy capoeira, ale też akrobacji osób w różnym wieku. Najwięcej jest wśród nich oczywiście dzieci i młodzieży.

Patronat nad imprezą objął Jacek Wiśniowski Burmistrz Lidzbarka Warmińskiego.

lub/tom