Ludzie wyszli na ulice Białegostoku. To wyjątkowy dzień dla pokoleń

2024-05-26 12:21:41(ost. akt: 2024-05-26 12:23:25)

Autor zdjęcia: PAP

Mistrz! Mistrz! Jaga mistrz! - rozbrzmiewało po całym Białymstoku do późnych godzin nocnych. Głośne okrzyki, tysiące ludzi na boisku, race, fajerwerki i liczne atrakcje przygotowane przez klub, w tym występ Zenka Martyniuka, tworzyły wyjątkową atmosferę. W swojej 104-letniej historii Jagiellonia po raz pierwszy zdobyła tytuł mistrza Polski. Na białostockim Rynku Kościuszki zgromadziły się tłumy kibiców, reprezentujących różne pokolenia, aby wspólnie świętować ten historyczny moment.
Dzień był długi również dla nas. Przewidywaliśmy, że Jagiellonia wytrzyma napięcie, więc około południa, na ponad pięć godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego Pawła Raczkowskiego, dotarliśmy do Białegostoku. Drogę z Dworca PKS na stadion przy ulicy Słonecznej pokonaliśmy pieszo, chcąc poczuć atmosferę tego wyjątkowego święta piłkarskiego. Mecz Jagiellonia Białystok - Warta Poznań oglądało z trybun ponad 22 tysiące widzów (22 021), co oznaczało pełny stadion. Bilety rozchodziły się błyskawicznie, a ci, którym ich zabrakło, musieli zadowolić się transmisją na telebimie na Rynku Kościuszki, gdzie właśnie trwały przygotowania.

W centrum Białegostoku pojawiliśmy się przed godziną 13:00. Im bliżej Rynku Kościuszki, tym więcej ludzi ubranych w żółto-czerwone koszulki. - Jaga! Jaga! Jagiellonia! Nadszedł ten dzień! - krzyczeli kibice, wprowadzając się w meczowy nastrój. Przed sportowymi emocjami kibice z Podlasia odwiedzili restauracje i puby, gdzie spędzali czas przy obiedzie i piwie. Dosłownie co chwilę spotykaliśmy ich na ulicach. - Będzie dobrze, tego już nie wypuścimy - zapewniał jeden z nich.

Świadomi licznych atrakcji przygotowanych przez Jagiellonię, już po godzinie 13:00 udaliśmy się w kierunku stadionu, podobnie jak tysiące innych kibiców. Niektórzy pokonywali kilometry pieszo, inni korzystali z autobusów, a jeszcze inni podróżowali boltami, wymachując szalikami przez otwarte okna. Całe miasto dążyło do jednego celu - zdobycia tytułu mistrza Polski.

Pod stadionem z każdą minutą przybywało ludzi - od malutkich dzieci po seniorów. Kilka pokoleń mieszkańców Białegostoku wspierało Dumę Podlasia. - Nigdy czegoś takiego nie przeżywałem. Musimy tego dokonać - mówił starszy pan. Stadion szybko się zapełniał, a kibice, obawiając się zatorów przy bramach wejściowych, przybyli wcześniej. Kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem fanów rozgrzewał Zenek Martyniuk, a później emocje podkręcili piłkarze, strzelając trzy gole w 26 minut, co rozstrzygnęło losy tytułu. Od tego momentu zaczęło się odliczanie do fety.

Kilka razy spiker prosił kibiców o niewbieganie na boisko, aby uniknąć kar i zniszczeń. Jednak po końcowym gwizdku tysiące kibiców nie wytrzymało i wbiegło na murawę, aby wyściskać piłkarzy i sztab szkoleniowy Jagiellonii. Ceremonia wręczenia trofeum opóźniła się, ponieważ szczęśliwi kibice długo nie potrafili oddalić się od sceny, na której pojawili się piłkarze, działacze i członkowie sztabu szkoleniowego - architekci sukcesu. Po kilkunastu minutach udało się opanować sytuację i kapitan drużyny, Taras Romanczuk, podniósł puchar. Białystok eksplodował radością.

Chciałbym rozpocząć od podziękowań. Nie chciałbym nikogo pominąć, ale przede wszystkim wielkie podziękowania dla mojej żony i rodziny, bo wiele dla mnie poświęcają, wiele wspólnie przeżyliśmy. To nasza wspólna nagroda, niesamowicie się cieszę. Wielkie podziękowania i gratulacje dla drużyny i sztabu szkoleniowego. Ci ludzie w tym roku dokonali nieprawdopodobnej rzeczy. Mieli w sobie odwagę, pasję, spokój i konsekwencję. Do końca wierzyli, że jesteśmy w stanie to zrobić - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej trener Adrian Siemieniec, który poprowadził "Jagę" do tytułu w wieku 32 lat.

Oczywiście podziękowania w stronę naszej rady nadzorczej, akcjonariuszy, prezesa i dyrektora sportowego. Nie sposób nie wspomnieć, że to więcej osób zdecydowało, że znalazłem się na tym stanowisku, ale Łukasz Masłowski uwierzył we mnie, miłego, sympatycznego i skromnego trenera z rezerw Jagiellonii, który nie osiągał specjalnie wybitnych wyników, ale miałem w sobie coś, co sprawiło, że mi zaufał i przekonał innych w klubie, że warto dać mi szansę. Wszyscy teraz możemy świętować. Podziękowania również dla kibiców. Przyjechałem do Białegostoku w 2017 roku. Przeżyłem tutaj wiele momentów - zarówno tych wspaniałych, jak i trudniejszych. Wiem, co dla nich znaczy Jagiellonia i pierwsze historyczne mistrzostwo Polski - dodał.

Oprócz Siemieńca na pytania dziennikarzy odpowiadali również Taras Romanczuk i Dominik Marczuk. W pewnym momencie Ukrainiec z polskim paszportem zażartował: - Odpuście już nam. Chcemy iść świętować, jechać do kibiców, a wiem, że macie jeszcze mnóstwo pytań. Już nie pytajcie - powiedział Romanczuk, który reprezentuje Jagiellonię od 2014 roku. Następnie wszyscy przenieśli się na Plac Kościuszki, gdzie odbyła się zaplanowana feta.

źródło: sport.interia.pl