Nerwowa atmosfera na przesłuchaniu. Kaczyński wyszedł z sali
2024-05-25 10:07:39(ost. akt: 2024-05-25 10:29:00)
Podczas piątkowego posiedzenia komisji ds. wyborów korespondencyjnych doszło do przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego. Podczas przesłuchania doszło do kilku nerwowych sytuacji.
Piątkowe przesłuchanie lidera PiS przed sejmową komisją śledczą ds. wyborów korespondencyjnych trwało ponad 6 godzin. To prawdopodobnie ostatni świadek, którego przesłuchała komisja.
Kaczyński po wypowiedzeniu pełnej przysięgi, złożył wniosek o swobodną wypowiedź, jednak szef komisji Dariusz Joński (KO) mu odmówił. Zapytał zaś, jaką rolę w przygotowaniach prezydenckich wyborów korespondencyjnych w 2020 r. odegrała ówczesna marszałek Sejmu Elżbieta Witek.
— Ja muszę jednak stwierdzić, że faktycznie ta komisja działa na zasadzie, którą łagodnie mówiąc można określić jako paradoksalną. To znaczy pełną stuprocentową winę za to, że te wybory się nie odbyły, ponosi Platforma Obywatelska i przedstawiciele partii, która dzisiaj rządzi, która tutaj stanowi większość — podkreślił szef PiS.
Dopytywany o rolę marszałek Sejmu Elżbiety Witek w sprawie wyborów korespondencyjnych powiedział, że decyzja została podjęta w sytuacji, w której mieliśmy do czynienia już z bardzo poważnym zagrożeniem życia i zdrowia obywateli, a jednocześnie bezwzględnym obowiązkiem konstytucyjnym przeprowadzenia wyborów.
Podczas przesłuchania w piątek przed komisją Kaczyński powiedział m.in. że przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych to był jego pomysł.
— W pewnym momencie doszły do mnie informacje o tym, że w kilku krajach np. w Bawarii przeprowadzono wybory korespondencyjne i w tej sytuacji sam - nie ukrywam - doszedłem do wniosku i inni też do tego wniosku doszli, że to jest dobre rozwiązania także dla Polski — powiedział prezes PiS.
Jak przyznał, pomysł, by zorganizować wybory w trybie korespondencyjnym, dochodził do niego z "różnych źródeł".
— Być może, że wśród nich były jakieś wypowiedzi europosła PiS Adama Bielana" — dodał. Wskazał jednak, że przeprowadzona z nim rozmowa telefoniczna w tej sprawie "z punktu widzenia podejmowania decyzji" nie miała "żadnego znaczenia".
Dopytywany później o tę samą kwestię, Kaczyński powtórzył, że nie potrafi wskazać dokładnego miejsca i czasu, w jakim została podjęta decyzja ws. wyborów.
Wcześniej szef PiS przyznał, że nie jest dumny z tego, że zeznaje przed komisją, ponieważ jego zdaniem jest ona "w istocie nielegalna" i działa w sposób "zupełnie sprzeczny z konstytucją". Wytykał też Jońskiemu, że przerywa mu zeznania.
Agnieszka Kłopotek z PSL pytała Kaczyńskiego o jego wypowiedź z 24 maja 2021 r., który w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" powiedział:
— Wtedy pomysł powstał, nie ukrywam, że mój, żeby zrobić coś takiego jak w Bawarii i w Kanadzie, czyli przeprowadzić wypory korespondencyjne — skomentował prezes PiS.
Posłanka PSL spytała czy podtrzymuje, że był to pomysł Kaczyńskiego.
— To był pomysł, do którego się całkowicie przyznaję. Natomiast pomysł nie był mój w tym sensie, że powstał w innych krajach. Nie wiem, kiedy raz pierwszy przeprowadzono takie wypory. Przynajmniej sobie tego nie przypominam, ale kiedy ten pomysł ktoś mi tutaj przekazał, to ja go przyjąłem. W tym sensie był mój pomysł — odpowiedział Kaczyński.
Kaczyński, pytany o negatywną opinię ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego na temat przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych, zeznał, że w ogóle nie wiedział, że Szumowski miał negatywną opinię na temat tych wyborów.
Kaczyński był też pytany o zeznania b. posła Porozumienia Michała Wypija, który mówił, że posłowie Porozumienia byli zapraszani na Nowogrodzką na rozmowy, które dotyczyły tego, "za ile zmienią zdanie", żeby poprzeć wybory korespondencyjne. Kaczyński uznał to za "wyjątkowo bezczelne kłamstwo". Dodał, że miał jedno spotkanie, ale z całą grupą osób, które były w Porozumieniu i odbyło się ono we wczesnej fazie tej sprawy.
Lider PiS powiedział, że nie rozważał wprowadzenia stanu nadzwyczajnego ponieważ wówczas "mielibyśmy do czynienia ze stanem, który naprawdę mógłby być podstawą do różnego rodzaju działań prawnych wobec tych, którzy tego prawa nadużywają" - wskazał, odpowiadając na pytania Bartosza Romowicza.
Kaczyński był też pytany o postawę Senatu, jeśli chodzi o ustawę dotyczącą przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych.
— Było oczywiste, z resztą to była praktyka Senatu stosowana dużo wcześniej, praktyka obstrukcji, natomiast w tym wypadku ona miała charakter skrajny. Wykorzystano cały czas w trakcie którego Senat może podjąć decyzje — odpowiedział.
Jak dodał podstawą złej woli Senatu były względy czysto partykularne, a nie względy odnoszące się do interesu obywateli czy konstytucji.
Dopytywany przez Waldemara Budę, czy tę sytuację można ocenić jako nadużycie prawa, Kaczyński potwierdził.
— Można tak nazwać. To z resztą dotyczy całego tego działania, które było prowadzone, tylko że ono w dużej mierze było prowadzone w sposób całkowicie bezprawny. W wypadku Senatu było to nadużycie prawa, chociaż w sensie formalnym prawo nie zostało złamane — ocenił Kaczyński.
Kwestię Senatu kontynuowała Magdalena Filiks. Posłanka KO pytała, czy świadek zakładał, że Senat swój konstytucyjny 30-dniowy termin wykorzysta w sprawie tej ustawy.
— Nie, ja sądziłem jednak, że jest coś takiego jak sumienie w polityce i że w związku z tym Senat jednak nie będzie w tym wypadku stosował obstrukcji. No, okazało się, że to sumienie nie działa — odpowiedział Kaczyński.
Po 15 minutowej przerwie w posiedzeniu (która de facto miała trwać 5 minut) zarządzonej przez Dariusza Jońskiego o godzinie 15 okazało się, że Jarosław Kaczyński nie pojawił się na sali. Jacek Karnowski mówił o "nietraktowaniu komisji poważnie" natomiast Joński wspomniał o braku szacunku. Chwilę później prezes PiS powrócił na salę o godzinie 15:30.
— Świadek mógł powiedzieć, że potrzebuje więcej czasu, to jest brak szacunku. To nie jest spotkanie na obiad u pani Julii Przyłębskiej, jeśli umawiamy się na pięć minut, to jest pięć minut — powiedział do Kaczyńskiego Joński.
Podczas przemowy końcowej Dariusza Jońskiego prezes PiS Jarosław Kaczyński w pewnym momencie wstał z krzesła i wyszedł z sali.
Dariusz Joński, podsumowując piątkowe przesłuchanie, stwierdził, że przed komisją śledczą stanął człowiek, który nie pełnił żadnych funkcji w marcu i kwietniu 2020 r., ale decydował o terminie i sposobie głosowania.
— Człowiek, który marszałka Sejmu nie traktował poważnie, a premiera traktował jak chłopca, który miał podpisać dokumenty. Ten człowiek działał jak "ojciec chrzestny". Dzisiaj bez szacunku dla posłów, bez szacunku dla obywateli myśli, że stoi ponad prawem. Otóż nie stoi — powiedział Joński.
Wypowiedź tę próbował zagłuszyć polityk Suwerennej Polski, poseł Michał Wójcik, który wyciągnął megafon.
— Niech pan się nie ośmiesza — odpowiadał Joński.
Komisja przed zakończeniem posiedzenia przegłosowała skierowanie wniosku do komisji etyki poselskiej o ukaranie Kaczyńskiego za nazwanie części mediów "hitlerowskimi mediami" oraz za obrażanie członków komisji.
Ponadto przegłosowano wykluczenie z obrad posła Wójcika. Wcześniej Joński wykluczył z obrad innego posła PiS Mariusza Krystiana za przeszkadzanie w posiedzeniu i zadawanie pytań członkom komisji, a nie świadkowi. Mimo to Krystian pozostał na sali.
Źródło: Interia/PAP
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez