Praca z pszczołami to życiowa pasja Roberta z Nowej Wsi Reszelskiej
2024-04-21 15:00:04(ost. akt: 2024-04-19 16:06:12)
Robi się coraz cieplej, niebawem nad łąkami i działkami pojawią się pszczoły. Rozpoczną "produkcję" miodu. Tymczasem regionalni producenci miodu rywalizują w nierównej walce z pseudomiodami z Chin. Dla wielu – jak dla Roberta Wiśniewskiego z Pasieki Rancho w Kaczej Dolinie w Nowej Wsi Reszelskiej – praca z pszczołami to życiowa pasja.
— Jak do tego doszło, że zaczął się pan zajmować pasieką? Skąd zainteresowanie tego rodzaju zajęciem?
— Tak naprawdę to był przypadek. Kupiłem małe gospodarstwo, by mieć swoją własną oazę spokoju. Akurat jechałem autostopem z jednym z okolicznych mieszkańców. To właśnie on podczas podróży zadał pytanie, czy nie chciałbym kupić domku na wsi, małego gospodarstwa. Mówię mu: "w zasadzie to nie chcę", ale podjechałem z nim tam, obejrzałem i jednak zdecydowałem się na zakup tego gospodarstwa. Minął może rok, może dwa, mój wujek, który w Szczytnie miał kilka uli, w pewnym momencie dostał tak dużą dawkę jadu pszczół, że nabawił się uczulenia i już przy pszczołach nie mógł robić. Zaniedbał te ule. Ule stały się puste. Zaproponował więc, że skoro mam już swoje ranczo, to może tam ustawię ule, a może jakieś pszczoły się zasiedlą? Tak też zrobiłem. I tak sobie te ule stały puste, zarosły trawą. Minął kolejny rok i sąsiad przyszedł na pogaduchy. W pewnym momencie pół żartem pół serio spytał, "jak tam moje pszczoły?". Ja się pytam: "jakie moje pszczoły"? Poszedłem więc na koniec sadu, gdzie ustawiłem te ule, przedzieram się przez chaszcze i widzę, że przy ulach faktycznie pszczoły latają. Wtedy na szybko, "na hurra" zacząłem się uczyć pszczelarstwa, bo jak już robić, to warto coś o tym wiedzieć. Tak pomału, przez internet, forum pszczelarskie, nauczyłem się prowadzić pasiekę. Chciałem, by było dobrze dla mnie i dobrze dla pszczół. Małymi krokami, najpierw miał być miód tylko dla mnie, potem się zrobiły dwa ule, pięć, dziesięć, ani się obejrzałem, pękła setka. W międzyczasie zajmowałem się rożnymi rzeczami, pracowałem, a pszczoły były dodatkiem. Ale w pewnym momencie zrobiło się przy ulach sporo pracy i powiedziałem sobie, że dość pracy na etacie i zająłem się pasieką. Poszedłem całkowicie w pszczoły.
— Tak naprawdę to był przypadek. Kupiłem małe gospodarstwo, by mieć swoją własną oazę spokoju. Akurat jechałem autostopem z jednym z okolicznych mieszkańców. To właśnie on podczas podróży zadał pytanie, czy nie chciałbym kupić domku na wsi, małego gospodarstwa. Mówię mu: "w zasadzie to nie chcę", ale podjechałem z nim tam, obejrzałem i jednak zdecydowałem się na zakup tego gospodarstwa. Minął może rok, może dwa, mój wujek, który w Szczytnie miał kilka uli, w pewnym momencie dostał tak dużą dawkę jadu pszczół, że nabawił się uczulenia i już przy pszczołach nie mógł robić. Zaniedbał te ule. Ule stały się puste. Zaproponował więc, że skoro mam już swoje ranczo, to może tam ustawię ule, a może jakieś pszczoły się zasiedlą? Tak też zrobiłem. I tak sobie te ule stały puste, zarosły trawą. Minął kolejny rok i sąsiad przyszedł na pogaduchy. W pewnym momencie pół żartem pół serio spytał, "jak tam moje pszczoły?". Ja się pytam: "jakie moje pszczoły"? Poszedłem więc na koniec sadu, gdzie ustawiłem te ule, przedzieram się przez chaszcze i widzę, że przy ulach faktycznie pszczoły latają. Wtedy na szybko, "na hurra" zacząłem się uczyć pszczelarstwa, bo jak już robić, to warto coś o tym wiedzieć. Tak pomału, przez internet, forum pszczelarskie, nauczyłem się prowadzić pasiekę. Chciałem, by było dobrze dla mnie i dobrze dla pszczół. Małymi krokami, najpierw miał być miód tylko dla mnie, potem się zrobiły dwa ule, pięć, dziesięć, ani się obejrzałem, pękła setka. W międzyczasie zajmowałem się rożnymi rzeczami, pracowałem, a pszczoły były dodatkiem. Ale w pewnym momencie zrobiło się przy ulach sporo pracy i powiedziałem sobie, że dość pracy na etacie i zająłem się pasieką. Poszedłem całkowicie w pszczoły.
— Jak długo trwał rozwój pasieki?
— Pierwsze ule sprowadziłem około roku 2002, jakieś 20 lat temu. Tak na poważnie pasieką zajmuję się od niemal 10 lat.
— Pierwsze ule sprowadziłem około roku 2002, jakieś 20 lat temu. Tak na poważnie pasieką zajmuję się od niemal 10 lat.
— Niedawno pana pasieka znalazła się na liście nowej regionalnej marki „Dziedzictwo Kulinarne Warmia Mazury”. To chyba spore wyróżnienie i docenienie pana pracy?
— Wcześniej trafiłem do sieci Dziedzictwo Kulinarne Warmia, Mazury, Powiśle. Była do międzynarodowa sieć. Tam zaczęliśmy współpracę, patronował temu Urząd Marszałkowski, było sporo imprez. Promowaliśmy się nawzajem, Urząd Marszałkowski nas, my region i Urząd Marszałkowski. Jeździliśmy na targi nie tylko w regionie, ale w kraju, na targach zagranicznych, na przykład we Włoszech. Ale pojawiły się problemy, znak towarowy wykupił ktoś zza granicy i stwierdzono, że robi się za bardzo komercyjne i trzeba stworzyć coś nowego, regionalnego, naszego. Tak powstała właśnie sieć „Dziedzictwo Kulinarne Warmia Mazury”. Z automatu propozycje członkostwa społeczności otrzymali producenci z dawnej sieci. Liczymy na dobrą współpracę z Urzędem Marszałkowskim, dla rozwoju naszego regionu. Jednocześnie jako producenci żywności regionalnej wzajemnie się wspieramy. Ja klientowi polecę fajne wędzonki, kolega poleci fajne miody ode mnie. I tak to się powoli kręci.
— Wcześniej trafiłem do sieci Dziedzictwo Kulinarne Warmia, Mazury, Powiśle. Była do międzynarodowa sieć. Tam zaczęliśmy współpracę, patronował temu Urząd Marszałkowski, było sporo imprez. Promowaliśmy się nawzajem, Urząd Marszałkowski nas, my region i Urząd Marszałkowski. Jeździliśmy na targi nie tylko w regionie, ale w kraju, na targach zagranicznych, na przykład we Włoszech. Ale pojawiły się problemy, znak towarowy wykupił ktoś zza granicy i stwierdzono, że robi się za bardzo komercyjne i trzeba stworzyć coś nowego, regionalnego, naszego. Tak powstała właśnie sieć „Dziedzictwo Kulinarne Warmia Mazury”. Z automatu propozycje członkostwa społeczności otrzymali producenci z dawnej sieci. Liczymy na dobrą współpracę z Urzędem Marszałkowskim, dla rozwoju naszego regionu. Jednocześnie jako producenci żywności regionalnej wzajemnie się wspieramy. Ja klientowi polecę fajne wędzonki, kolega poleci fajne miody ode mnie. I tak to się powoli kręci.
— O pszczołach można mówić wiele, że sobie latają, robią miodek itp. Ale tak na prawdę, jak się spodziewam, to ciężka praca?
— Tak. Ja zawsze powtarzam, że jak się chce coś robić, to trzeba się na tym znać. Jak się nie chce poznawać, to lepiej tego nie robić i zająć się czymś innym, bo można - w przypadku pszczelarstwa - samemu dołożyć do interesu i wyrządzić krzywdę owadom. Pszczoły robią dużo dobrego, a ktoś nietrafionymi decyzjami może to zmarnować. A sama praca? To praca przez cały rok. To nie jest tak, że się podejdzie do ula, odkręci kranik i płynie sam miód. Jedna rodzina pszczela na przykład potrzebuje dla siebie na rok na własny użytek od 90 do 100 kilogramów miodu i około 30 kilogramów pyłku. Tego tak na oko nie widać. Może być tak, że przy kiepskim roku, może nie być nadwyżki dla pszczelarza. Dlatego też trzeba im coś dać, dlatego jest odkarmianie zimowe. Zimą trzeba remontować sprzęt, zbijać kolejne ramki i tak dalej. Cały czas jest robota, zwłaszcza przy dużej pasiece, z której się utrzymuje.
— Tak. Ja zawsze powtarzam, że jak się chce coś robić, to trzeba się na tym znać. Jak się nie chce poznawać, to lepiej tego nie robić i zająć się czymś innym, bo można - w przypadku pszczelarstwa - samemu dołożyć do interesu i wyrządzić krzywdę owadom. Pszczoły robią dużo dobrego, a ktoś nietrafionymi decyzjami może to zmarnować. A sama praca? To praca przez cały rok. To nie jest tak, że się podejdzie do ula, odkręci kranik i płynie sam miód. Jedna rodzina pszczela na przykład potrzebuje dla siebie na rok na własny użytek od 90 do 100 kilogramów miodu i około 30 kilogramów pyłku. Tego tak na oko nie widać. Może być tak, że przy kiepskim roku, może nie być nadwyżki dla pszczelarza. Dlatego też trzeba im coś dać, dlatego jest odkarmianie zimowe. Zimą trzeba remontować sprzęt, zbijać kolejne ramki i tak dalej. Cały czas jest robota, zwłaszcza przy dużej pasiece, z której się utrzymuje.
— No właśnie... Czy na Warmii i Mazurach da się "żyć z pasieki"?
— Tak, można. Ale jest coraz trudniej. Od pandemii się zaczęło, pogorszyło po otwarciu granicy z Ukrainą. Rynek dla nas się zepsuł. Zalano nas nie tylko ukraińskim miodem. Ukraiński to pół biedy, tam mają piękne Podkarpacie, mają dobre miody, ale przez Ukrainę idą miody z całego świata, przede wszystkim z Chin, gdzie robią miód z syropu ryżowego, co jest nie do wykrycia. Hurtownicy to masowo skupują. Można powiedzieć, że teraz nasi pszczelarze czekają na lepsze czasy, bo gorsze chyba już nie nadejdą. Ja nie stawiam na ilość, tylko na jakość. Na szczęście w 90 procentach bazuję na starych, sprawdzonych klientach, na klientach z polecenia, którzy nie chcą taniego produktu, ale dobry produkt. Takich na szczęście nie brakuje. Tak więc ja się o siebie nie martwię, na swoje potrzeby mam, gorzej jeśli chodzi o młodych. Lepiej nie inwestować obecnie w pasieki, lepiej się zająć czymś innym, niż na przykład kombinować i tworzyć jakieś dziwne wyroby, jak ziołomiody itp. To nie jest dobra droga. Jeśli pszczelarstwo, to jednak jako hobby, na własny użytek. Pasjonat nawet jak dołoży do interesu, to się cieszy.
— Tak, można. Ale jest coraz trudniej. Od pandemii się zaczęło, pogorszyło po otwarciu granicy z Ukrainą. Rynek dla nas się zepsuł. Zalano nas nie tylko ukraińskim miodem. Ukraiński to pół biedy, tam mają piękne Podkarpacie, mają dobre miody, ale przez Ukrainę idą miody z całego świata, przede wszystkim z Chin, gdzie robią miód z syropu ryżowego, co jest nie do wykrycia. Hurtownicy to masowo skupują. Można powiedzieć, że teraz nasi pszczelarze czekają na lepsze czasy, bo gorsze chyba już nie nadejdą. Ja nie stawiam na ilość, tylko na jakość. Na szczęście w 90 procentach bazuję na starych, sprawdzonych klientach, na klientach z polecenia, którzy nie chcą taniego produktu, ale dobry produkt. Takich na szczęście nie brakuje. Tak więc ja się o siebie nie martwię, na swoje potrzeby mam, gorzej jeśli chodzi o młodych. Lepiej nie inwestować obecnie w pasieki, lepiej się zająć czymś innym, niż na przykład kombinować i tworzyć jakieś dziwne wyroby, jak ziołomiody itp. To nie jest dobra droga. Jeśli pszczelarstwo, to jednak jako hobby, na własny użytek. Pasjonat nawet jak dołoży do interesu, to się cieszy.
— Co zatem będzie z pszczołami, z rolnictwem, z zapylaniem, z życiem na Ziemi, jeśli zabraknie nam pszczelarzy?
— Pszczelarzy nie zabraknie. Część hobbystów będzie zawsze, nawet jak mają dokładać, będą mieli pszczoły. Pseudopszczelarze, którzy tworzą miody z jakimiś dodatkami, lawendowymi, mandarynkowymi, też będą, choć nie popieram tego rodzaju działalności. Będą także osoby, które będą poszukiwały prawdziwych miodów, z prawdziwych pasiek, naszych pasiek, których nie interesuje tani miód niewiadomego pochodzenia. Pszczółki więc są i nadal będą, wierzę w to mocno.
Łukasz Razowski
— Pszczelarzy nie zabraknie. Część hobbystów będzie zawsze, nawet jak mają dokładać, będą mieli pszczoły. Pseudopszczelarze, którzy tworzą miody z jakimiś dodatkami, lawendowymi, mandarynkowymi, też będą, choć nie popieram tego rodzaju działalności. Będą także osoby, które będą poszukiwały prawdziwych miodów, z prawdziwych pasiek, naszych pasiek, których nie interesuje tani miód niewiadomego pochodzenia. Pszczółki więc są i nadal będą, wierzę w to mocno.
Łukasz Razowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez