Chrześcijanin a mowa nienawiści

2023-12-19 10:00:00(ost. akt: 2023-12-19 10:36:07)

Autor zdjęcia: Pixabay

Mowa nienawiści, czyli, jak się to teraz mówi, hejt, jest niewątpliwie jednym z elementów przestrzeni internetowej. Pracując w Katedrze Badań Mediów, naczytałam się mnóstwa tekstów, komentarzy, opinii, które w całości lub w części zawierały mowę nienawiści. Ich wysyp jest dostrzegalny często przed świętami, zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem, które, jak twierdzą badacze, są stresujące dla wielu z nas. Tę prawdę już 50 lat temu wykazali dwaj psychiatrzy – Thomas Holmes i Richard Rahe, którzy sporządzili listę kilkudziesięciu najbardziej stresujących wydarzeń życiowych. Święta są wśród nich.
Święta wiele osób frustrują, irytują na długo przed ich rozpoczęciem. Często ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, choć to jednak widać po ich zachowaniach i wypowiedziach. W dobie internetu przejawy te można dostrzec na profilach społecznościowych, gdzie temperatura wypowiedzi i frustracja niejednokrotnie wzrasta, a język nie nadąża za myślami, co przejawia się agresywnymi, wulgarnymi, nieracjonalnymi wpisami lub lajkami takich treści, które oznaczają ich akceptację. Te wszystkie działania noszą znamiona mowy nienawiści.

„Śmieszna jak wstyd”


„Pa-to-lo-gia”, „Odklejona kobieta”, „Ciemna baba”, „Wstrętne babsko”, „Powinna się leczyć psychiatrycznie” – to przykłady takiego hejtu. Gdy czyta to konkretna osoba, do której adresowane są takie czy podobne słowa, może czuć się zaskoczona i poniżona. Pół biedy, gdy czyta to osoba dorosła, która potrafi zdystansować się do takich treści. Jednak przecież takich obelżywych słów nie brakuje wśród dzieci, zwłaszcza gdy przykład idzie z góry – od ich rodziców, opiekunów czy dziadków. Wówczas podobne słowa, jeśli do dziecka dotrą, mogą je zabić – jeśli nie dosłownie (choć zdarzają się samobójstwa po falach nienawiści słownej), to w przenośni, kalecząc ich kruchą psychikę i mocno nadwyrężając ich poczucie wartości. A przecież zacytowane wyżej słowa, jak najbardziej prawdziwe, napisały osoby, które mają prawdopodobnie własne dzieci lub wnuki.
Te ordynarne, chamskie, prostackie komentarze mają na celu zranić innych, zniszczyć, zdezawuować, ośmieszyć, obrazić, poniżyć, pognębić, zmienić postrzeganie danej osoby, nadwyrężyć jej autorytet, a nawet zastraszyć. Bo taka jest istota hejtu jako jednej z groźnych form cyberprzemocy, która jest karalna. Hejt niewątpliwie ma charakter przemocy, jest próbą psychicznego molestowania i prześladowania. Jak czytamy na stronie poświęconej hejtowi: „Poczucie anonimowości w internecie nasila takie zachowania. Niektórzy internauci stosują pewnego rodzaju podwójne standardy, w sieci pozwalają sobie na zupełnie inne zachowania niż w bezpośrednich kontaktach. Częściowo takie zachowanie można wyjaśnić tzw. efektem kabiny pilota. Badania z 2009 pokazały, że piloci bombowców w trakcie II wojny światowej bombardowali miasta, nie ponosząc przy tym kosztów emocjonalnych (w przeciwieństwie np. do żołnierzy piechoty lądowej), ponieważ nie widzieli cierpienia swoich ofiar. Podobnie jest w przypadku hejtu w sieci. Hejter nie widzi krzywdy, którą wyrządza odbiorcy, często więc nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo raniące mogą być jej/jego słowa czy zachowania. Warto przy tym pamiętać, że ktoś, kto wywołuje hejt i pod nim się podpisuje, przestaje wzbudzać jakiekolwiek zaufanie, ponieważ jeśli w ogóle jest w stanie to robić, to oznacza, że nie ma żadnych moralnych hamulców, aby to samo zachowanie powtórzyć wobec każdej innej osoby, czyli także wobec mnie, którą teraz chwali, aby potem ją zniszczyć bez skrupułów.

Kim są hejterzy?


Co można powiedzieć o hejterze? Hejter odsłania się przez własny post lub komentarz, który więcej nam o nim powie niż o osobie, którą hejtuje. Podobnie jak i towarzyszące postom lajki zwolenników hejtera, którzy odsłaniają się poprzez swoje polubienia. Ponadto osoby te mają pewne właściwe sobie cechy. Mają one zwykle skłonności do agresji, do sadystycznych zachowań, do konfrontacyjnego stylu życia, bywają bezczelne, zuchwale i impertynenckie. Ale zdarzają się także takie osoby, które w rzeczywistości mogą być nieśmiałe, a internet je ośmiela, bo w jego przestrzeni czują się bezpiecznie. Często są pozbawione inteligencji społecznej i emocjonalnej. Nie potrafią komunikować się z innymi, ponieważ kłamią, manipulują, traktują osoby ze swego kręgu instrumentalnie. Zwykle nie mają prawdziwych przyjaciół, gdyż nie udaje się im do końca zakamuflować swoich patologicznych zachowań i intencji, a to odkrywa nolens volens ich niedojrzałość emocjonalną i skrywane kompleksy. Z takimi osobami mało kto chce nawiązywać bliskie relacje. Są to też często osoby, które mają niską ocenę samych siebie, wynikającą niejednokrotnie z niedostatków wychowania, z niskiego pochodzenia, z rodzin dysfunkcyjnych, gdzie na przykład matka była dotknięta chorobą alkoholową. Hejterzy to także często osoby, którym nie udało się życie osobiste, zostały porzucone przez żonę, męża, bywały w kolejnych nieudanych związkach, są rozczarowane swoimi dziećmi, którymi trudno się pochwalić, ponieważ również ich latorośle skrywają wiele mrocznych tajemnic. Wśród osób stosujących mowę nienawiści spory odsetek to także osoby ze słabym lub powierzchownym wykształceniem, choć zwykle chcą one aspirować do bycia elitą, opiniotwórczym głosem, chcą robić kariery, nie mając przy tym wiele do powiedzenia i zaoferowania. Aby się wybić i zaistnieć, posuwają się do najgorszych, niskich, brutalnych działań, w tym do hejtu właśnie, bo im przykrzejszy, bardziej podły komentarz, tym większa szansa, że spotka się z odpowiedzią, a wówczas hejter stanie się bardziej widoczny i będzie miał reklamę swojego profilu wedle zasady – nieważne, co o mnie myślą, ważne, że mnie widzą. Hejterzy często, dzięki komentarzom podobnych sobie, mają poczucie mocy sprawczej, kreowania rzeczywistości, bycia zauważonym, docenianym. Jednak jest to bardzo złudne, ponieważ garstka akolitów wokół to ludzie, którzy nie mają żadnego oddziaływania społecznego, gdyż hejter jest zawsze wtórny, nigdy kreatywny. Nie potrafi sam stworzyć niczego wartościowego, ponieważ żyje poza aksjologicznym kręgiem dobra, prawdy, piękna, miłości. I jeszcze jedna uwaga. Częściej hejterami zostają kobiety i to one zwykle hejtują inne kobiety. Wystarczy analiza komentarzy pod artykułami traktującymi o znanych kobietach. Ilość pomyj, jakie się na nie wylewa, płynie niestety ze strony innych kobiet. Oczywiście są nimi też mężczyźni, ale gdyby im się przypatrzeć, to są oni słabymi psychicznie, sfrustrowanymi, nieszczęśliwymi, zgorzkniałymi, bez poważnego zajęcia i życiowego sukcesu osobnikami, którzy szukają paliwa dla ledwo tlącej się w nich życiowej energii. Stuprocentowy, odpowiedzialny, inteligentny, zajęty mężczyzna nie ma czasu na przesiadywanie w internecie i szkalowanie innych. Jeśli jednak to robi, to wysyła poważny sygnał, że jego kondycja psychiczna jest w kiepskiej formie. Hejterzy są więc osobami w gruncie rzeczy tragicznymi, smutnymi, toksycznymi, od których zawsze, wcześniej czy później, inni się odsuwają. W tym kontekście warto obejrzeć bardzo mocny film o znamiennym tytule: „Sala samobójców. Hejter” Jana Komasy z 2020 roku, który obrazuje wiele typowych cech hejterów.

Krytyka a hejt


Oczywiście nie wszystkie słowa, które noszą znamiona krytyki, są hejtem. Jeśli by tak było, to nie moglibyśmy w ogóle wyrażać opinii przeciwnych oraz werbalizować swoich przekonań. W pluralizmie stanowisk mamy prawo z czymś się nie zgadzać i to komunikować, a nawet to demonstrować. Ale stanowią o tym pewne zasady. Dobrym, wyrazistym przykładem jest Jezus, który bynajmniej nie pozostawał zawsze w stanie permanentnego stoickiego spokoju i nie używał zawsze ugrzecznionego języka poprawnie politycznego. Jezus nie tylko powyrzucał kupców ze świątyni, ale także nie przebierał w słowach, wyzywając faryzeuszów od obłudników i grobów pobielanych, a nawet nazywał niektórych „pomiotem żmij” (Mt 23,33). Syrofenicjance zasugerował, że jest psem, a sam o sobie powiedział: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową” (Mt 10, 34n). Choć Chrystus idzie do ludzi jako „Król łagodny” (Mt 21,5), to jednak w pewien sposób „przynosi z sobą miecz” (por. Mt 10,34), a tuż przed ukrzyżowaniem poleca uczniom „kupienie miecza” (por. Łk 22,36). Nie oznacza to jednak, że te słowa Jezusa i jego czyny były hejterskie. Dlaczego? Mocne słowa, do których czasem posuwa się Jezus, mają otrzeźwić duchowych samobójców, ponieważ wypowiada je Ktoś gotowy za nich oddać życie (co w końcu zrobi). Za słowami Jezusa stała zatem zupełnie inna motywacja. Jeśli Jezus był poruszony lub zagniewany, to z właściwych pobudek. I nie miały one ani nieistotnego charakteru, ani nie wynikały z powodu osobistych animozji, niechęci czy resentymentów lub z egocentryzmu, pychy i zadufania w sobie. Jego reakcja nie skupiała się na słabości innych, na ich niedoskonałościach, jak pokazuje to spotkanie i rozmowa z kobietą cudzołożną, ale na grzesznym, nagannym zachowaniu i niesprawiedliwości. Poza tym Jezus „bolał” nad tym wszystkim, co krytykował, to znaczy, że cierpiał, odczuwał smutek i żal z powodu ludzi, którzy dopuszczają się zła. Trzeba pamiętać, że postawa Jezusa nie wynikała z Jego nienawiści czy złej woli, z chęci pokazania, że jest kimś lepszym, bezgrzesznym lub z chęci wypromowania się. Wynikała z miłości do drugiego człowieka, o którego walczył, aby ten wszedł na ścieżkę właściwego postępowania. Ponadto zachowanie Jezusa było kontrolowane, nieeskalujące dalszych konfliktów. Jeśli przepędził kupców ze Świątyni, to nie zrobił niczego złego – wprost przeciwnie, wypełnił słowa Pisma. Jezus także nie chował urazy, nie nienawidził, nikogo celowo nie niszczył. Oczywiście, nie przyjaźnił się z każdym, nie wchodził w bliskie relacje ze wszystkimi, nie był takim „bratem-łatą”. Był ostrożny w swych wyborach przyjaciół i uczniów, gdyż znając naturę człowieka, podchodził do ludzi z roztropnością.

Odpuścić czy atakować?


Jezus, tak postępując, był niewątpliwie obiektem hejtu. Był ofiarą ludzkiej nienawiści. Oskarżano Jezusa o słowa i czyny, których nie popełnił, oraz punktowano Go za jego zachowanie, twierdząc, że jest On „żarłokiem i pijakiem, przyjacielem celników i grzeszników”. Z kart Pisma Świętego wynika, że z Jezusa śmiano się z różnych powodów – nawet z tego, że pochodził z Nazaretu i był synem cieśli, wyszydzano Go, gardzono Nim, przeinaczano Jego słowa, prowokowano Go do oczekiwanych reakcji, opluwano, dopuszczano się nawet aktów przemocy fizycznej, aż do śmierci włącznie, przed którą otrzymał ostatnią dawkę nienawiści. No i zdradzono go, a zrobił to Jego własny uczeń. Co Jezus wówczas czuł i jak się zachowywał? Jak reagował na ów współczesny mu hejt, na agresję i nieskrywaną złość innych? Ta odpowiedź jest ważna, zwłaszcza dla chrześcijan, którzy nie wiedzą, jak zmierzyć się z hejtem. Odpuścić czy też atakować? Otóż Jezus w takich przypadkach milczał i nadal robił swoje, nie zważając na kolejne ataki. Gdy został nazwany żarłokiem, pijakiem czy przyjacielem prostytutek, Jezus, jak gdyby nic, idzie do Szymona faryzeusza na ucztę, gdzie kobieta lekkich obyczajów namaszcza Mu nogi olejkiem i wyciera je włosami. On natomiast nie tylko nie odpycha jej, nie gasi jej, tak ja zrobił to Szymon, ale jeszcze ją chwali i podkreśla jej miłość. Jezus robi więc nadal zupełnie to samo, co Mu się zarzuca, nie panikuje, nie wycofuje się, a nawet więcej. Wyszydzaną kobietę afirmuje, przebacza jej i oczyszcza ją z grzechu, a przecież w żydowskiej kulturze była ona traktowana jako istota grzeszna, zasługująca na śmierć i nikt czysty nie powinien być z nią w kontakcie.
Jezus pokazuje zatem, że nie trzeba z przeciwnikami walczyć fizycznie czy werbalnie, aby zwyciężyć. Unaocznia to także scena w Getsemani, gdzie Jezus zabrania użyć miecza przeciw napastnikom (por. Łk 22,49-51). Taka postawa Chrystusa potwierdza, że ów miecz oznacza raczej bycie uzbrojonym wewnętrznie, niematerialnie, będąc silnym i wytrzymałym duchowo mocą samego Jezusa, któremu należy oddać wszystkie ludzkie niegodziwości. Nie da się bowiem osiągać dobrego celu podłymi, brudnymi środkami. Nie wolno niszczyć oponenta, w tym przypadku hejtera jego własnymi środkami, tym samym zwalniając się z szacunku wobec kogoś, kto przecież jest też chciany przez Boga i stworzony na Jego podobieństwo. Nawet gdy ten człowiek jawi się nam jako obłudnik, kłamca, grzesznik, gorszyciel, bluźnierca, rozpustnik. Marnotrawny syn nie przestaje być synem (por. Łk 15,24).

W przypadku hejtu chrześcijanin powinien modlić się za swych prześladowców i zarazem kompletnie odciąć się od ich komentarzy, usuwać je, nie czytać ich i nie analizować, ponieważ nie ma w nich prawdy. Nikt nie naprawi ludzi, postępując tak jak oni, lecz pokazując swoim postępowaniem urok życia w harmonii z jedynym Dobrym (por. Mt 19,17).

„Podatek, który płaci się od sukcesu”


Warto zauważyć, że na ogół osoby hejtujące nie znają w ogóle albo znają słabo osobę hejtowaną, nie wiedzą nic o jej prawdziwym życiu, pracy, rodzinie. Dobrze jest więc w tych przypadkach zdystansować się od nich, blokując możliwość konfrontacji z ich treściami przepełnionymi nienawiścią. Pamiętajmy też, że nie wszystkim „dogodzimy”, ponieważ nawet Jezus „nie dał rady” dogodzić faryzeuszom. Jeśli będziemy stawali w prawdzie przed sobą i Bogiem i tę prawdę przyjmiemy – nic nie będzie nas w stanie odłączyć od Boga, nawet najbardziej przykre obelgi, epitety, wulgarne słowa. Ważne więc, aby nadal robić swoje, chronić swoją pracę, nie bać się dobrych jej efektów (bo inni będą zazdrościć), przeżywać własne życie po swojemu, zdać sobie sprawę, że nie wszyscy muszą mnie lubić, cenić, chcieć ze mną współpracować.
W trakcie pisania tego tekstu miałam możliwość spotkania z panią poseł Urszulą Pasławską, która w rozmowie, również podjęła wątek hejtu, twierdząc, „że hejt to podatek, który płaci się od sukcesu”. Warto mieć na uwadze te słowa, ponieważ obiektem hejtu nie są osoby nikomu nieznane, które nic nie robią, zamknięte w czterech ścianach swoich domów, bojące się z nich wyjść, ponieważ lękają się krytyki i odrzucenia. Celem hejterów są zwykle osoby aktywne, pracowite, twórcze, dynamiczne. Hejterom, którzy tych cech nie wykazują, a chcą przecież jakkolwiek istnieć, pozostaje więc jedno – mowa nienawiści. Ale i ją można zwyciężyć siłą dobra.

Zdzisława Kobylińska