Uwaga. Kolejni odpadli po 07. Wałpusza idzie jak po swoje!

2018-08-10 17:14:40(ost. akt: 2018-08-12 17:18:02)

Autor zdjęcia: archiwum klubu

PIŁKA NOŻNA/// Jeśli o kimś można mówić, że ma ostatnio swoje "pięć minut", to bez wątpienia jest to ekipa Wałpuszy 07 Jesionowiec. Podopieczni trenera Kucińskiego, choć niedawno grali w b-klasie, 3 sierpnia ograli kolejnych faworytów!
Teoretycznie najsłabsza drużyna powiatu szczycieńskiego. Tymi słowy jeszcze niedawno można byłoby w zasadzie określić Wałpuszę, która w sezonie 2017/2018 awansowała z drugiego miejsca b-klasy. "Chłopaki, czego wy szukacie w tym pucharze, co?" - jeszcze niedawno było słychać nie tylko krytyków, ale i... realistów? Ekipa dowodzona przez trenera Cezarego Kucińskiego nie zważała jednak na kąśliwe uwagi i powolutku, krok po kroku, szła po swoje.

Najpierw mieli ich pokonać piłkarze a-klasowych Błękitnych Klewki. Polegli. Później ich przygodę miała zakończyć teoretycznie najsilniejsza drużyna powiatu szczycieńskiego, czyli Błękitni Pasym (niedawno występujący w IV lidze). Polegli. Tym razem niepokorną brygadę z Jesionowca poskromić miała wiecznie groźna Omulew Wielbark (klasa okręgowa).

Murawa w Zabielach po raz kolejny uśmiechnęła się jednak do "Zero-siódemki". Spotkanie rozpoczęło się ewidentnie po myśli gospodarz. Wielbarczanie nie zdążyli się na dobre rozkręcić, a już w 4. minucie musiała wyjmować piłkę z własnej siatki (potężnym i - co najważniejsze - skutecznym strzałem zza pola karnego popisał się Mateusz Borowski). Omulew zdawała się być zaskoczona, a Wałpusza ruszyła do szturmowego ataku, by już na starcie dobić rannego rywala. Brakowało niewiele, jednak między słupkami Wielbarka paradę za paradą fundował kibicom Tomasz Przybysz.

Dysponując tak pewnym elementem w defensywie, Omulew otrząsnęła się z szoku i zdołała przenieść ciężar gry na połowę gospodarzy. Z minuty na minutę coraz wyraźniej narzucała swój rytm Wałpuszy, która w efekcie ograniczyła się jedynie do kilku pojedynczych kontrataków.

Do przerwy wynik nie uległ jednak zmianie. Minuty mijały, a - mimo wielu widowiskowych akcji podbramkowych - tablica wyników pozostawała nienaruszona. Wielbark postawił wszystko na jedną kartę. Pokerowa zagrywka przyniosła upragnione wyrównanie na 5 minut przed końcem regulaminowego czasu gry.

Okazało się jednak, że był to ostatni zryw Omulwi. W dogrywce błyskawicznie (i to dwukrotnie) na listę strzelców wpisał się Piotr Lisiewicz. Sędziemu nie pozostało nic innego jak dmuchnąć w gwizdek po raz ostatni.

Chwilę po kolejnym triumfie Wałpuszy zameldowaliśmy się z pytaniami u jej trenera Cezarego Kucińskiego.

— Jak Wałpusza czuje się w roli kata sąsiadów? Macie już wyrzuty sumienia, że tak bezczelnie ogrywacie faworytów?
— Dla mnie, jako trenera, gra w rozgrywkach pucharowych to przede wszystkim znakomite sparingi i świetne przetarcie przed pierwszym, historycznym sezonem w klasie A. To był nasz główny cel w Wojewódzkim Pucharze Polski. Właśnie po to zgłosiłem chłopaków do rozgrywek...

— Rozumiem, rozumiem... To jak z tą Wałpuszą w roli kata?
— (śmiech) Jeśli już faktycznie nie da się uniknąć tego i muszę nieco "pochełpić" się zwycięstwami... Cóż. Czujemy się znakomicie z tymi triumfami, ale nie chciałbym przypisywać nam roli żadnych katów. To czysta rywalizacja sportowa i gdyby była możliwość, to chcielibyśmy, by wciąż wszyscy sąsiedzi pozostali w grze. Wyrzutów sumienia nie ma. Myślę, że jest za to uznanie wśród przyjaciół, znajomych, rodziny, innych okolicznych drużyn, które udało nam się pokonać. Na murawie wojna bez sentymentów, ale poza nią podstawą jest sportowy szacunek.

— Czujecie, że to wasze 5 minut?

— To chwila, z której korzystamy ile tylko jesteśmy w stanie. I oby trwała jak najdłużej!

— Co było waszym największym atutem w starciu z Omulwią?
— Pomimo niewielkiego boiska jakim dysponujemy, obie strony stworzyły wiele fajnych i ciekawych akcji. Choć wiadomo, mi przed oczami wciąż pojawiają się i wspominam tylko te nasze. Zwłaszcza szybkie i składne kontrataki. To było coś, co z pewnością miało prawo podobać się kibicom.

— A rywale? Czymś was zaskoczyli?
— To drużyna, która - jeśli się skoncentruje - potrafi wykorzystać każde, nawet najmniejsze zawahanie i błędy przeciwnika. Tak było i z nami. Nie mieliśmy tych potknięć aż tak wiele, ale gdy się pojawiały... to Omulew nie pozwalała nam przymknąć na nie oka. W ciekawy sposób, choć powoli, zdobywali też miejsce na boisku. Krok po kroku przesuwali się pod nasze pole karne. Całe szczęście - tylko do pewnego momentu. Niewątpliwym atutem Omulwi był też tego dnia Tomasz Przybysz. Zalazł nieco za skórę naszym napastnikom. Oczywiście w tym pozytywnym sensie. Po prostu był bardzo, bardzo skuteczny i nie dał im się wyszaleć.

— 07 leci jak rakieta. Na ile wystarczy wam paliwa?
— Trudno powiedzieć. Na pewno im dłużej gramy w rozgrywkach pucharowych, tym mniej "musimy". Praktycznie gramy już bez presji. Jeśli ta się pojawia, to tylko na barkach rywali. To oni w końcu, pochodząc z wyższych lig, muszą pokonać niedawnego b-klasowca. Każde zwycięstwo jest więc naszą kolejną dawką "paliwa".

— Tak szczerze: wierzysz w to co się dzieje?
— No jasne, że... jeszcze nie (śmiech). Choć chłopaków było na to stać. Co , jak widać, zresztą udowodnili. Nie czuję się zaskoczony, bo znam ich potencjał. A gdy się go podpiera jeszcze niesamowitym boiskowym charakterem.... To wszystko idzie po naszej myśli. Wyeliminowaliśmy dwóch - z naszego punktu widzenia - lokalnych "piłkarskich potentatów" i pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę, a przy tym świetnie organizujemy się na boisku. Może ktoś pomyśli i powie, że to tylko nasza krótka chwila. Ot taki sobie moment. Wiem jednak, że tak nie jest. Rozgrywki ligowe w a-klasie będą w tym sezonie bardzo, bardzo ciekawe.

Kamil Kierzkowski



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5