Myśli szybko zamienia w czyny
2019-09-15 13:00:01(ost. akt: 2019-09-15 13:07:09)
Człowiek, który nie umie odmówić pomocy nikomu. Nauczyciel, który swoich uczniów zaraża sportową pasją i pokazuje, że pomaganie ma wielką moc. Biegacz, dla którego nie są najważniejsze wyniki, a pokonywanie barier. Mors, który regeneruje się w zimnej wodzie.
Bartosz Kojro ze Szczytna to człowiek orkiestra. Znany jako „Narwany”, bo wszędzie go pełno i wszystko potrafi załatwić. Myśli szybko zamienia w czyny. Nie umie nikomu odmówić pomocy, bo nie potrafi biernie patrzeć na ludzką krzywdę czy chorobę. Z jego inicjatywy powstała w Szczytnie Jadłodzielnia. Wspiera zbiórki dla potrzebujących, oddaje honorowo krew i morsuje z grupą Morsy Szczytno#Reset.
Pozytywnie zakręcony
Bartosz ma 35 lat i od 2007 roku pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego. Początkowo w Gimnazjum w Dźwierzutach, a od 2010 roku w Zespole Szkół nr 2 w Szczytnie. Jako nauczyciel stara się wciąż rozwijać i uczyć po swojemu młodzież. Jak przyznaje, ma świadomość, jak wiele zależy od jego talentu, mądrości, doświadczenia życiowego. Poświęca czas na rozmowy z młodzieżą o tym, jak ważne w życiu są pasje i samorealizacja, jak pielęgnować swoje marzenia i walczyć o nie. Potrafi też powiedzieć, co jest nie tak, naprowadzić i dać powód do myślenia.
To właśnie rozmowy z nim najbardziej zapadają młodym ludziom w pamięci i zaszczepiają w nich ambicje. Wszyscy, którzy znają Bartosza, podziwiają go za pasję i serce, które wkłada w swoją pracę. Wielu młodych ludzi dzięki temu zaczęło marzyć o tym, żeby w przyszłości robić coś, w co włoży tyle energii, co on. Młodzież mówi o nim, że to wyjątkowy człowiek, nauczyciel z pasją. Człowiek, z którym można o wszystkim porozmawiać, poradzić się.
— Zawsze byłem aktywny sportowo — opowiada Bartosz. — Od dziecka uwielbiałem wszelkie aktywności sportowe, grałem w piłkę nożną, koszykówkę i siatkówkę, trenowałem też lekkoatletykę. Ucząc się w szczycieńskim ogólniaku, wiedziałem, że zostanę nauczycielem wychowania fizycznego. Myślę, że spotkałem w swoim życiu wspaniałego nauczyciela — wychowawcę Jolantę Witkowską, dzięki której zrozumiałem, co chcę robić w życiu i jakim nauczycielem powinienem być.
Bartosz w ZS 2 utworzył Szkolny Klub Wolontariatu, który wspiera różne akcje charytatywne, pomaga w organizacji biegów i zbiórek. Jest też od ubiegłego roku opiekunem samorządu uczniowskiego. Widać, że jest przede wszystkim pasjonatem swojego zawodu, czyli nauczycielem, który lubi pracę z młodzieżą i czuje odpowiedzialność za ich przyszłość.
— Młodzież jest wspaniała, trzeba tylko do niej dotrzeć i ukierunkować — podkreśla. — To właśnie ci młodzi ludzie dają mi energię do działania. Zresztą ja nigdy nie umiałem usiedzieć na miejscu. Jestem człowiekiem pozytywnie zakręconym.
Bartosz ma 35 lat i od 2007 roku pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego. Początkowo w Gimnazjum w Dźwierzutach, a od 2010 roku w Zespole Szkół nr 2 w Szczytnie. Jako nauczyciel stara się wciąż rozwijać i uczyć po swojemu młodzież. Jak przyznaje, ma świadomość, jak wiele zależy od jego talentu, mądrości, doświadczenia życiowego. Poświęca czas na rozmowy z młodzieżą o tym, jak ważne w życiu są pasje i samorealizacja, jak pielęgnować swoje marzenia i walczyć o nie. Potrafi też powiedzieć, co jest nie tak, naprowadzić i dać powód do myślenia.
To właśnie rozmowy z nim najbardziej zapadają młodym ludziom w pamięci i zaszczepiają w nich ambicje. Wszyscy, którzy znają Bartosza, podziwiają go za pasję i serce, które wkłada w swoją pracę. Wielu młodych ludzi dzięki temu zaczęło marzyć o tym, żeby w przyszłości robić coś, w co włoży tyle energii, co on. Młodzież mówi o nim, że to wyjątkowy człowiek, nauczyciel z pasją. Człowiek, z którym można o wszystkim porozmawiać, poradzić się.
— Zawsze byłem aktywny sportowo — opowiada Bartosz. — Od dziecka uwielbiałem wszelkie aktywności sportowe, grałem w piłkę nożną, koszykówkę i siatkówkę, trenowałem też lekkoatletykę. Ucząc się w szczycieńskim ogólniaku, wiedziałem, że zostanę nauczycielem wychowania fizycznego. Myślę, że spotkałem w swoim życiu wspaniałego nauczyciela — wychowawcę Jolantę Witkowską, dzięki której zrozumiałem, co chcę robić w życiu i jakim nauczycielem powinienem być.
Bartosz w ZS 2 utworzył Szkolny Klub Wolontariatu, który wspiera różne akcje charytatywne, pomaga w organizacji biegów i zbiórek. Jest też od ubiegłego roku opiekunem samorządu uczniowskiego. Widać, że jest przede wszystkim pasjonatem swojego zawodu, czyli nauczycielem, który lubi pracę z młodzieżą i czuje odpowiedzialność za ich przyszłość.
— Młodzież jest wspaniała, trzeba tylko do niej dotrzeć i ukierunkować — podkreśla. — To właśnie ci młodzi ludzie dają mi energię do działania. Zresztą ja nigdy nie umiałem usiedzieć na miejscu. Jestem człowiekiem pozytywnie zakręconym.
Poczułem smak gór
Bieganie od kilku lat stało się jego prawdziwą pasją i ważną częścią jego życia. Wszystko zaczęło się z błahej przyczyny. W codziennym życiu zabrakło mu aktywności fizycznej, porzucił też palenie papierosów i pewnego dnia wskazówka wagi zatrzymała się na 99 kilogramach. Postanowił coś ze sobą zrobić. Na początku biegał po kilka kilometrów, bez jakiejkolwiek motywacji. Kiedy zauważył poprawę kondycji fizycznej, zaczął pokonywać dystanse nieco dłuższe.
— Zrozumiałem, że bieganie jest zdrowe, poprawia moją samoocenę, pomaga poukładać myśli i odstresować się. Biegając, miałem czas na przemyślenie wielu spraw i przy okazji poprawiła się moja kondycja — zapewnia Bartosz. — Początkowo ukończenie kilkukilometrowego biegu z dobrym wynikiem było źródłem ogromnej satysfakcji. Później pojawiła się chęć spróbowania swoich sił w biegu na dłuższych dystansach. Osiągnięcie zakładanego wyniku sprawiło, że postanowiłem pobiec półmaraton. A potem był maraton i na swoim koncie mam 15 ultramaratonów. Poczułem smak gór i chętnie tam wracam. Bieganie traktuję jak dobrą zabawę, przy okazji sporo można zwiedzić i zobaczyć piękne widoki. Jak dotąd najdłuższy mój bieg to dystans 110 kilometrów. Biegam też ze swoim psem. Startuję czasem w biegach z pupilem. To fajna przygoda taki bieg na orientację. Ludzie myślą, że pies się męczy, a to nieprawda, on to bardzo lubi. Czasem jak stoimy na starcie, to on już biegnie do przodu i wraca, szczekając na mnie, żebym się ruszył.
Bieganie od kilku lat stało się jego prawdziwą pasją i ważną częścią jego życia. Wszystko zaczęło się z błahej przyczyny. W codziennym życiu zabrakło mu aktywności fizycznej, porzucił też palenie papierosów i pewnego dnia wskazówka wagi zatrzymała się na 99 kilogramach. Postanowił coś ze sobą zrobić. Na początku biegał po kilka kilometrów, bez jakiejkolwiek motywacji. Kiedy zauważył poprawę kondycji fizycznej, zaczął pokonywać dystanse nieco dłuższe.
— Zrozumiałem, że bieganie jest zdrowe, poprawia moją samoocenę, pomaga poukładać myśli i odstresować się. Biegając, miałem czas na przemyślenie wielu spraw i przy okazji poprawiła się moja kondycja — zapewnia Bartosz. — Początkowo ukończenie kilkukilometrowego biegu z dobrym wynikiem było źródłem ogromnej satysfakcji. Później pojawiła się chęć spróbowania swoich sił w biegu na dłuższych dystansach. Osiągnięcie zakładanego wyniku sprawiło, że postanowiłem pobiec półmaraton. A potem był maraton i na swoim koncie mam 15 ultramaratonów. Poczułem smak gór i chętnie tam wracam. Bieganie traktuję jak dobrą zabawę, przy okazji sporo można zwiedzić i zobaczyć piękne widoki. Jak dotąd najdłuższy mój bieg to dystans 110 kilometrów. Biegam też ze swoim psem. Startuję czasem w biegach z pupilem. To fajna przygoda taki bieg na orientację. Ludzie myślą, że pies się męczy, a to nieprawda, on to bardzo lubi. Czasem jak stoimy na starcie, to on już biegnie do przodu i wraca, szczekając na mnie, żebym się ruszył.
To nie koniec zainteresowań naszego bohatera. Bartosz uwielbia zimowe kąpiele. Od trzech lat z grupą szczycieńskich morsów zażywa ekstremalnych kąpieli.
— Wbrew pozorom do bycia morsem nie trzeba się specjalnie przygotowywać. Kluczową rolę odgrywają chęci — zapewnia. — Często barierą jest całkiem naturalny strach, strach przed nieznanym. Pozwala go przezwyciężyć morsowanie w grupie. Jest to coś naprawdę fajnego i pozwala na szybką regenerację mięśni. Morsowanie wciąga i to bardzo, a przy tym jest spora adrenalina. Zimowe kąpiele bardzo dobrze wpłynęły też na odporność mojego organizmu. I oczywiście to spora dawka energii.
Od niedawna Bartosz jest też honorowym krwiodawcą.
— To najszybszy sposób na schudnięcie — śmieje się. — Jeśli tak mogę komuś pomóc, to czemu nie. Może kiedyś ja lub ktoś z mojej rodziny będzie potrzebował krwi...
— Wbrew pozorom do bycia morsem nie trzeba się specjalnie przygotowywać. Kluczową rolę odgrywają chęci — zapewnia. — Często barierą jest całkiem naturalny strach, strach przed nieznanym. Pozwala go przezwyciężyć morsowanie w grupie. Jest to coś naprawdę fajnego i pozwala na szybką regenerację mięśni. Morsowanie wciąga i to bardzo, a przy tym jest spora adrenalina. Zimowe kąpiele bardzo dobrze wpłynęły też na odporność mojego organizmu. I oczywiście to spora dawka energii.
Od niedawna Bartosz jest też honorowym krwiodawcą.
— To najszybszy sposób na schudnięcie — śmieje się. — Jeśli tak mogę komuś pomóc, to czemu nie. Może kiedyś ja lub ktoś z mojej rodziny będzie potrzebował krwi...
Dobro zawsze wraca
W ubiegłym roku z inicjatywy Bartosza powstała w Szczytnie Jadłodzielnia. Każdy może do niej przynieść produkty lub potrawy. Tak samo potrzebując mogą z niej zabrać to, co chcą. Akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem.
Bartosz nie zapomina o potrzebujących. Od kilku lat organizuje zbiórki pieniężne podczas różnych biegów na rzecz chorej Julii Buczko, córki kolegi.
— Jak zobaczyłem, z czym zmagają się na co dzień rodzice Julki, zrozumiałem, że trzeba im pomóc, wesprzeć ich — mówi. — Mówią, że dobro zawsze wraca. Staram się żyć tak, żeby nikomu nie zaszkodzić, a wprost przeciwnie pomóc, doradzić. Trzeba walczyć o swoje marzenia i pomagać innym, żeby oni też mieli szansę je zrealizować. No i trzeba mieć w życiu swoje pasje, bo jak bez nich żyć? Ja na pewno bym nie umiał!
W ubiegłym roku z inicjatywy Bartosza powstała w Szczytnie Jadłodzielnia. Każdy może do niej przynieść produkty lub potrawy. Tak samo potrzebując mogą z niej zabrać to, co chcą. Akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem.
Bartosz nie zapomina o potrzebujących. Od kilku lat organizuje zbiórki pieniężne podczas różnych biegów na rzecz chorej Julii Buczko, córki kolegi.
— Jak zobaczyłem, z czym zmagają się na co dzień rodzice Julki, zrozumiałem, że trzeba im pomóc, wesprzeć ich — mówi. — Mówią, że dobro zawsze wraca. Staram się żyć tak, żeby nikomu nie zaszkodzić, a wprost przeciwnie pomóc, doradzić. Trzeba walczyć o swoje marzenia i pomagać innym, żeby oni też mieli szansę je zrealizować. No i trzeba mieć w życiu swoje pasje, bo jak bez nich żyć? Ja na pewno bym nie umiał!
Joanna Karzyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez