Emerytura 2026 – hit podwyżka czy zimny prysznic?

Oficjalne wyliczenia Kancelarii Premiera, które właśnie trafiły do Rady Dialogu Społecznego, nie pozostawiają wątpliwości: minimalna waloryzacja na poziomie 4,9 proc. to efekt połączenia dwóch wskaźników – inflacji (3,6 proc.) i zaledwie 20 proc. realnego wzrostu wynagrodzeń (przewidywanego na poziomie 9,5 proc.). Oznacza to, że większość wzrostu płac nie trafi do seniorów, lecz pozostanie w budżecie państwa.

Eksperci od lat wskazują, że formuła „20 proc. płac” działa jak bezpiecznik fiskalny, który chroni finanse publiczne, ale niekoniecznie portfele emerytów. Ministerialni urzędnicy przekonują, że niemal pięcioprocentowy wzrost to „realna ochrona siły nabywczej seniorów” w czasach gasnącej inflacji. Problem w tym, że koszyk zakupów typowego emeryta – leki, żywność, energia – drożeje szybciej niż przeciętna inflacja.

– Mamy to czarno na białym: dostanę 92 zł więcej, a rachunki i tak zjedzą to w tydzień – mówi pani Janina, 74-letnia emerytka z Piły. – Dwa tysiące? Wciąż tylko marzenie.

Choć projekt waloryzacji trafił do konsultacji w Radzie Dialogu Społecznego, historia pokazuje, że raz przyjęty wskaźnik rzadko ulega zmianom. Jeśli więc nie wydarzy się nic nieprzewidzianego w gospodarce, ZUS zacznie wypłacać nową stawkę już w marcowej emeryturze.

Dla rządu to dowód odpowiedzialnej polityki społecznej. Dla wielu seniorów – zbyt skromna odpowiedź na galopujące ceny schabu i aspiryny. Rozmowy mogą trwać, ale ich codzienność nie poczeka. Bo jedno jest pewne: z nową emeryturą seniorzy nadal nie przeskoczą progu 2000 zł. A to, jak mówią niektórzy, nie reforma – to tylko kosmetyka.

red