Piłkarz, który drugi raz wszedł do tej samej rzeki

2023-04-05 14:00:00(ost. akt: 2023-04-05 10:28:26)
Hubert Sadowski

Hubert Sadowski

Autor zdjęcia: Emil Marecki

PIŁKA NOŻNA\\\ Czekaliśmy na okazje do kontr. Taktyka ta sprawdziła się, ponieważ z Motorem wygraliśmy, natomiast w Kaliszu byliśmy bliscy zwycięstwa - po zremisowanym 2:2 meczu w Kaliszu mówi Hubert Sadowski z drugoligowego Stomilu Olsztyn.
- Jak oceniasz punkt zdobyty w Kaliszu? Dużo to, czy jednak mało?
- Na pewno czujemy niedosyt mimo słabego początku, który mieliśmy. Podnieśliśmy się jednak, wyrównaliśmy, po czym w drugiej połowie strzeliliśmy na 2:1. Być może wtedy za bardzo cofnęliśmy się i skupiliśmy się na defensywie. Mimo to gospodarze doprowadzili do remisu, jednak potem mieliśmy kolejne sytuacje, na pewno lepsze niż rywale. Co prawda Kalisz miał optyczną przewagę, lecz nie przekładało się to na bramki. A my jedną lub dwie akcje mogliśmy zamienić na gola.
- Był to mecz trochę podobny do tego z Motorem Lublin, bo wtedy też na początku daliście się przeciwnikom wyszumieć. Tyle że wówczas ostatecznie udało się wam wygrać.
- W obu meczach czekaliśmy na okazje do kontr. Taktyka ta sprawdziła się, bo z Motorem wygraliśmy, a w Kaliszu byliśmy bliscy zwycięstwa. Generalnie skupiamy się na zbieraniu punktów, więc styl czasami musi zejść na drugi plan.
- Uważasz, że słusznie sędzia przyznał rzut karny po faulu Filipa Szabaciuka?
- Słusznie, jednak wierzyliśmy, że wyrównamy. I tak też się stało, a teraz czekamy na kolejnego przeciwnika (Pogoń Siedlce - red.).
- Sześć meczów na wiosnę, w tym aż pięć remisów - to chyba trochę słaba statystyka.
- Na pewno każdy chciałby więcej punktów, zwłaszcza szkoda meczów w Krakowie (1:1 z Garbarnią - red.) i Polkowicach (0:0 z Górnikiem - red.). Ale z drugiej strony punktujemy systematycznie, bo od 11 kolejek nie przegraliśmy (taką serią nie może pochwalić się żaden inny klub II ligi - red.).
- Jaki Hubert Sadowski wrócił po trzech latach do Olsztyna?
- Wróciłem jako doświadczony zawodnik i jeszcze lepszy człowiek. Każde wypożyczenie (m.in. Skra Częstochowa i GKS Katowice - red.) dało mi wiele jako zawodnikowi, bo nie zawsze było łatwo, więc na swoją szansę musiałem zapracować. W GKS-ie długo czekałem, pracowałem indywidualnie z trenerami, ale się opłaciło. Na pewno te trzy lata wiele mi dały.
- A co zmieniło się w samym olsztyńskim klubie i jego otoczeniu?
- Tu akurat większych różnic nie widzę. Oczywiście zmienił się skład osobowy w szatni oraz ludzie w klubie. Warunki infrastrukturalne się jednak nie zmieniły, ale generalnie uważam, że nie jest źle w tym temacie.
- Dlaczego w 2020 roku zbyt dużo w Stomilu nie pograłeś?
- Chyba lepiej jak pominę ten temat, bo nie chciałbym przytaczać rozmowy z ówczesnym trenerem (Adam Majewski - red.). To nie oznacza, że wtedy nic mi nie dało wypożyczenie do Olsztyna. Mieliśmy fajną drużynę, było sporo doświadczonych piłkarzy, więc od nich mogłem się sporo nauczyć. Nie traktuję tego okresu jako straconego czasu, poznałem przecież wielu fajnych ludzi. Tylko żeby nie wyszło tak, że był jakiś konflikt. Rozmawiałem z trenerem o mojej sytuacji w środku sezonu, dostawałem szanse i nie będę nikogo obwiniał poza sobą. Wszystko zależało tylko i wyłącznie ode mnie. Podsumowując ten wątek, miałem dobre relacje z każdym z piłkarzy i ze wszystkimi członkami sztabu szkoleniowego.
- Najlepszy mecz to pewnie był ten z Górnikiem Łęczna, który wygraliśmy 2:1, a ty zagrałeś pełne 90 minut?
- Z tego meczu pamiętam dwie sytuacje. Na początku straciłem piłkę przy wyprowadzeniu i rywale mogli strzelić gola. Poza tym przy straconej bramce mogłem się lepiej zachować. Cieszyło zwycięstwo i to, że zagrałem w pełnym wymiarze, ale pamiętam, że potem już nie grałem od pierwszej minuty.
- Mówi się się, że dwa razy się nie wchodzi do tej samej rzeki. Ty jednak temu zaprzeczasz, bo dwa razy grałeś w Skrze Częstochowa, a teraz wróciłeś do Olsztyna. Czym przekonał ciebie Stomil?
- Patrząc przez pryzmat rozegranych minut, to powrót do Częstochowy nie był dobrym pomysłem. Natomiast ponownie wybierając Olsztyn nie sugerowałem się tym, że wcześniej mi tu nie poszło, więc teraz historia może się powtórzyć. W styczniu przebywałem w Olsztynie przez tydzień i wtedy uświadomiłem sobie, że będę miał tutaj szansę na rozwój i na grę w większym wymiarze czasowym niż gdzieś indziej. Przyjechałem na okres testowy, bo wcześniej nie mieliśmy okazji poznać się z trenerem Szymonem Grabowskim. Gdy wróciłem do domu, poczułem smutek, że transferu od razu nie udało się dogadać, więc bardzo się ucieszyłem, gdy odebrałem telefon z Olsztyna.
- Zastąpiłeś Jakuba Tecława, który odszedł do GKS Tychy, więc trudne zadanie przed tobą. O ile Stomil mało traci goli, o tyle ty strzeliłeś tylko jednego gola (Tecław zdobył ich aż 8 - red.).
- W Kaliszu miałem szansę, ale się nie udało. Pierwsze spotkania jednak pokazały, że piłka mnie szuka, więc na pewno jeszcze coś strzelę.
EMIL MARECKI