DOBROWOLSCY: JAKI OJCIEC, TAKI SYN

2023-03-21 15:00:00(ost. akt: 2023-03-21 14:48:14)

Autor zdjęcia: archiwum domowe

WSPOMNIENIA\\\ 17 marca 46 lat skończył Maciej Dobrowolski, znakomity siatkarz, mistrz Polski, który był rozgrywającym m.in. AZS Olsztyn, Skry i Resovii. Jego ojcem był Andrzej Dobrowolski, jeden z najlepszych w historii olsztyńskich koszykarzy.
Pan Maciej siatkarską karierę rozpoczynał w 1995 roku w olsztyńskim AZS. Osiem lat później wyjechał do Austrii i reprezentował tam Hot Volleys Wiedeń. Sięgnął z tą ekipą po mistrzostwo i wicemistrzostwo kraju oraz Superpuchar. W 2005 r. powrócił do Polski i został siatkarzem bełchatowskiej Skry, zdobywając pięć tytułów mistrza Polski i trzy Puchary Polski. Ponadto z bełchatowską drużyną wywalczył dwa brązowe medale Ligi Mistrzów oraz wicemistrzostwo klubowych mistrzostw świata. W 2011 r. został zawodnikiem Asseco Resovii i dwa razy z rzędu został mistrzem Polski. W 2013 r. powrócił do swego olsztyńskiego klubu, kończąc w nim swoją przebogatą w osiągnięcia karierę sportową. Po jej zakończeniu poświęcił się pracy szkoleniowej. Obecnie prowadzi dziewczęcą reprezentację Polski U-15 oraz jest trenerem w drugoligowym Uczniowskim Klubie Sportowym Chemik Olsztyn.
Ten jeden z najbardziej utytułowanych polskich siatkarzy pewnie nie doszedłby do tak spektakularnych wyników, gdyby nie jego ojciec. To pan Andrzej zaszczepił synowi sportową pasję, przekazując mu swoje niezwykłe geny. Wśród młodego i średniego pokolenia niebanalne dokonania Andrzeja Dobrowolskiego są zapewne niezbyt znane, dlatego warto przypomnieć postać tego wybitnego sportowca.
Andrzej Dobrowolski, który przez wielu kibiców jest uważany za najlepszego koszykarza w historii Warmii i Mazur, urodził się 21 lipca 1938 roku w Kownie. Od 1945 r. mieszkał w Korszach, a od 1956 r. w Olsztynie. Absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Kętrzynie, Technikum Kolejowego w Olsztynie oraz Politechniki Warszawskiej. Jest jedną z najwybitniejszych postaci sportu w regionie warmińsko-mazurskim. Był koszykarzem Orła Kętrzyn oraz Zrywu i Warmii Olsztyn (1958-71). Jako kapitan Warmii odznaczał się wyjątkową skutecznością. Koszykarze tego klubu pod jego kierownictwem byli blisko wejścia do I ligi. Swego czasu był reprezentantem Polski juniorów, wchodził też w skład polskich kolejarzy podczas mistrzostwach Europy w Uzbekistanie. Był prezesem Olsztyńskiego Okręgu Koszykówki przez dwie kadencje. Czterokrotny (1960, 1961, 1964, 1965) laureat plebiscytu „Gazety Olsztyńskiej” na dziesięciu najlepszych sportowców województwa olsztyńskiego. Zmarł 11 maja 2005 r.
Tak wspominają go, bądź wspominali, koledzy z Warmii Olsztyn i OKS.
* Janusz Figurski: „Graliśmy razem kilkanaście sezonów. Ja skończyłem grę w 1964 roku, a rozpoczynałem na początku lat 50. Z Andrzejem zaczynaliśmy jeszcze w Zrywie. Awansowaliśmy do klasy A, w której ograliśmy m.in. olsztyński AZS. Potem przeszliśmy do Warmii. Andrzej latem grał w nożną, a zimą w kosza. Tu i tu był świetny. Kiedy w drużynie piłkarskiej zabrakło bramkarza, on go zastępował. Raz piłkarze Warmii wyjeżdżali na mecz do Szwecji, a wtedy taki wyjazd to była niesamowita atrakcja. My koszykarze w tym samym czasie dostaliśmy zaproszenie do Kaliningradu. Andrzej musiał wybrać. Byliśmy przekonani, że wybierze Szwecję, bo każdy z nas na jego miejscu tak by zrobił. Przyszedł na trening i powiedział, że wyjazd do Szwecji byłby tylko przygodą, a ten do Kaliningradu to honor, więc musimy być razem...”
* Jerzy Tuszyński: „To był fantastyczny człowiek i wspaniały kolega. Nie było w nim cienia gwiazdorstwa, chociaż był z nas zdecydowanie najlepszy. Zawsze można było na niego liczyć. Był podporą zespołu, jego głównym egzekutorem”.
* Włodzimierz Wróblewski: „Byliśmy jak bracia. Znaliśmy się z Andrzejem 47 lat, od 1957 roku. Mimo że był najlepszy, to nigdy nie wychylał się przed szereg. Cały czas wierny regionowi i klubowi Warmia. Byłem na jego ślubie z Danką, absolwentką warszawskiej AWF, a potem na ich srebrnym weselu. Nasza bezpośrednia znajomość została przerwana po dziewięciu latach, ponieważ wyjechałem do Ameryki. Przez cały czas utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny i listowny.”
* Janusz Porycki: „Z Andrzejem znałem się bardzo długo, bo od początku lat 60. Razem biegaliśmy po parkiecie, ale w konkurencyjnych zespołach: on w Warmii, ja w OKS. Był graczem wybitnym, taki sportowy talent czystej wody. Nie był wysoki, ale miał fantastyczny rzut, czysty technicznie i precyzyjnie mierzony. Rzucał po 30, 40 punktów w meczu i to w czasach, gdy nie było przecież trójek. Warmia była wtedy zawsze blisko I ligi. Na przykład podczas turnieju w Poznaniu do awansu zabrakło jej jednego oczka. Miał propozycje z wielu klubów pierwszoligowych, m.in. z Lecha Poznań i Polonii Warszawa, ale był wierny Warmii.”
* Roman Sakowicz: „Byłem z nim w tej samej klasie Technikum Kolejowego. Koszykówka w naszych czasach była bardzo popularna. W samym tylko Olsztynie było dziewięć klubów. Po skończeniu szkoły przeszliśmy ze Zrywu do Warmii, która zaczęła awansować i doszła do II ligi. W dużej mierze była to jego zasługa. Gdyby Likszo, późniejszy koszykarz Wisły Kraków i reprezentant Polski, został u nas jeszcze jeden sezon, to my zagralibyśmy w I lidze. Wtedy nikt z nas nie dostawał za grę ani grosza. Pamiętam, jak poznał Dankę, swoją przyszłą żonę. To było podczas turnieju w Warszawie. Wszedł do pokoju i powiedział mi, że poznał¸fajną dziewczynę, studentkę AWF, która oglądała nasz mecz. Szybko się umył, ubrał i wyszedł. Poprosił mnie tylko, abym powiedział¸trenerowi, że wróci trochę później. Przyszedł razem z Danką i przedstawił ją całej drużynie. Andrzej zawsze był niesamowicie dumny ze swoich synów.”
Lech Janka