Medal jest tylko wartością dodaną
2023-02-07 13:00:00(ost. akt: 2023-02-07 10:17:21)
SZERMIERKA\\\ Powiedzenie Alberta Einsteina „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, aż znajdzie się taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to robi” idealnie pasuje do Krzysztofa Kozłowskiego, działacza olsztyńskiego Hajduczka.
Już na korytarzu słychać szczęk szabli. Echo niesie dźwięki po korytarzu. W zwykłej sali sportowej liczna grupa szermierzy przygotowuje się do kolejnego startu. Kiedy są w maskach, nie da się odróżnić zawodników, choć dla trenera nie jest to problem. Uważnie ogląda każdą akcję, po walce rozmawia z zawodnikami, przekazując im swoje uwagi. – UKS Hajduczek Olsztyn, za sprawą Adama Sobczyka, powstał w marcu 2008 r. W tym roku klub świętujemy piętnastolecie - wyjaśnia Krzysztof Kozłowski społecznie pracujący na rzecz klubu. - To był czas wielu wyzwań, problemów, jak i rodzących się marzeń. Jednym z nich była własna baza sportowa. Szermierka pod względem wielkości sali jest wymagająca. Plansza ma 17 metrów, między planszami potrzebna jest odpowiednia odległość. Marzeniem jest suszarnia, pomieszczenie, gdzie zawodnicy po treningu mogliby zostawiać wręcz ociekający potem strój. Poza tym dostępność, żeby można było stworzyć warunki dla jak największej liczby dzieci i młodzieży. Na treningu nie powinno być więcej niż 20 osób. To sport indywidualny, nie da się dobrze szkolić na jednych zajęciach więcej zawodników – wyjaśnia Krzysztof Kozłowski, który szermierką zafascynował się 12 lat temu. – Choć nie od razu. Początkowo, kiedy zdecydowaliśmy się z żoną na przyprowadzenie dzieci na treningi, ponoć marudziłem: „Szermierka? Co za pomysł?” - przypomina ze śmiechem. - Lidka usłyszała od koleżanki, że jest taka sekcja w Olsztynie, a my chcieliśmy, żeby dzieci miały więcej ruchu. Kiedyś po lekcjach człowiek rzucał tornister i biegł na łąkę, żeby pograć z kumplami w piłkę. Mama wołała z okna: „Krzysio, obiad!”. Dziś jednak dzieci wolą wirtualną rzeczywistość.
Już niedługo, bo od września, szabliści z Olsztyna i regionu będą mieć najlepsze warunki w Polsce do uprawiania tej dyscypliny. Buduje się bowiem Warmińsko-Mazurskie Centrum Szermierki i Kultury Fizycznej, które ma być uroczyście otwarte 1 września. – Piękny obiekt i - mam nadzieję - miejsce, dzięki któremu w przyszłości Olsztyn doczeka się pierwszego w historii miasta zawodnika, który zakwalifikuje się w tej dyscyplinie na olimpiadę. Choć to nie jest najważniejsze – dodaje.
Pierwsze marzenia
Początek września 2011 roku. Na trening szermierki przychodzi, wówczas sześcioletnia, Aniela Kozłowska. Trener Adam Sobczyk prowadzi ją po równoważni. Ona śmieje się w głos. „Coś ty, kawy się napiłaś?”, żartował wówczas Sobczyk. Później przez pewien czas nazywał ją „Kawa”. – Wiele lat temu takie stwierdzenia, jak „kadra narodowa”, „medal mistrzostw Polski”, „start w mistrzostwach Europy”, a tym bardziej „w mistrzostwach świata” były wręcz utopią - przyznaje dumny tata Anieli. - Jednak z biegiem lat mieliśmy coraz odważniejsze marzenia. Już w 2015 roku wielu trenerów z Polski zaczęło mówić, że Aniela ma talent. We wrześniu 2015 roku zapytałem ją, czy chce trenować dla zabawy, czy też na poważnie. Po dwóch tygodniach powiedziała, że jednak „na poważnie”. Zwiększyliśmy więc liczbę treningów, a ona potrafiła wstać przed siódmą rano i przez 15 minut skakać na skakance. To heroizm! – uważa pan Krzysztof. – Zacząłem wówczas wnikać w kwestię zagrożeń, jakie niesie ze sobą profesjonalne uprawianie sportu. Z zaskoczeniem czytałem o depresjach wśród sportowców, o braku poczucia wartości siebie, o problemach psychicznych wynikających z porażek i oczekiwań kibiców. Potem przyjrzałem się kwestii kontuzji i problemom wynikającym z uprawiania szermierki.
Już niedługo, bo od września, szabliści z Olsztyna i regionu będą mieć najlepsze warunki w Polsce do uprawiania tej dyscypliny. Buduje się bowiem Warmińsko-Mazurskie Centrum Szermierki i Kultury Fizycznej, które ma być uroczyście otwarte 1 września. – Piękny obiekt i - mam nadzieję - miejsce, dzięki któremu w przyszłości Olsztyn doczeka się pierwszego w historii miasta zawodnika, który zakwalifikuje się w tej dyscyplinie na olimpiadę. Choć to nie jest najważniejsze – dodaje.
Pierwsze marzenia
Początek września 2011 roku. Na trening szermierki przychodzi, wówczas sześcioletnia, Aniela Kozłowska. Trener Adam Sobczyk prowadzi ją po równoważni. Ona śmieje się w głos. „Coś ty, kawy się napiłaś?”, żartował wówczas Sobczyk. Później przez pewien czas nazywał ją „Kawa”. – Wiele lat temu takie stwierdzenia, jak „kadra narodowa”, „medal mistrzostw Polski”, „start w mistrzostwach Europy”, a tym bardziej „w mistrzostwach świata” były wręcz utopią - przyznaje dumny tata Anieli. - Jednak z biegiem lat mieliśmy coraz odważniejsze marzenia. Już w 2015 roku wielu trenerów z Polski zaczęło mówić, że Aniela ma talent. We wrześniu 2015 roku zapytałem ją, czy chce trenować dla zabawy, czy też na poważnie. Po dwóch tygodniach powiedziała, że jednak „na poważnie”. Zwiększyliśmy więc liczbę treningów, a ona potrafiła wstać przed siódmą rano i przez 15 minut skakać na skakance. To heroizm! – uważa pan Krzysztof. – Zacząłem wówczas wnikać w kwestię zagrożeń, jakie niesie ze sobą profesjonalne uprawianie sportu. Z zaskoczeniem czytałem o depresjach wśród sportowców, o braku poczucia wartości siebie, o problemach psychicznych wynikających z porażek i oczekiwań kibiców. Potem przyjrzałem się kwestii kontuzji i problemom wynikającym z uprawiania szermierki.
Szermierka jest - jak większość dyscyplin - sportem jednej strony. Zawodnicy źle prowadzeni narażeni są na opuszczenie jednej strony stawu biodrowego, zbytniej rozbudowie masy mięśniowej jednej strony, co skutkuje skrzywieniem kręgosłupa.
Dlatego wprowadziliśmy zajęcia z motoryki dla wszystkich zawodników – opowiada Kozłowski, który nawiązał współpracę z psychologiem sportu Dariuszem Nowickim, jak i fizjoterapeutą Szymonem Urbanowskim - jest on również trenerem przygotowania motorycznego.
Od tego momentu Aniela jest otoczona profesjonalną opieką szerszego sztabu szkoleniowego. – Darek otworzył mi oczy na zagadnienia związane z kształtowaniem mistrza. Na liczbę treningów, na odpowiednie dobranie obciążenia, jak i na stres startowy, który może doprowadzić zawodnika do permanentnego stanu obciążenia psychicznego, co negatywnie wpływa na układ nerwowy młodego człowieka. Stąd mamy wielu mistrzów Europy i świata juniorów, którzy nie osiągają sukcesów, jako seniorzy. Po prostu znikają – przybliża temat działacz Hajduczka.
Efekt tych zmian jest taki, że Aniela dziś ma na koncie wiele wygranych turniejów klasyfikacyjnych, pięć medali mistrzostw Polski i 11. miejsce na mistrzostwach Świata kadetów w Dubaju. – Oczywiście córka czasem ma dosyć szermierki - nie kryje tata. - Ma dosyć pytań typu „Co się stało?”, kiedy nie wyszedł jej turniej. Z biegiem lat, kiedy Aniela dojrzewa jako człowiek i zawodniczka, dojrzewam i ja, jako ojciec, kibic i człowiek, który chce młodym sportowcom zapewnić jak najlepsze warunki do rozwijania pasji, jaką jest sport. Warunki infrastrukturalne, jak i warunki psychiczne. Dziś wiem, że nie jestem po to, by wychować najlepszą szablistkę w Polsce, ale po to, by wychować dobrego i wartościowego człowieka – podkreśla pan Krzysztof.
Od tego momentu Aniela jest otoczona profesjonalną opieką szerszego sztabu szkoleniowego. – Darek otworzył mi oczy na zagadnienia związane z kształtowaniem mistrza. Na liczbę treningów, na odpowiednie dobranie obciążenia, jak i na stres startowy, który może doprowadzić zawodnika do permanentnego stanu obciążenia psychicznego, co negatywnie wpływa na układ nerwowy młodego człowieka. Stąd mamy wielu mistrzów Europy i świata juniorów, którzy nie osiągają sukcesów, jako seniorzy. Po prostu znikają – przybliża temat działacz Hajduczka.
Efekt tych zmian jest taki, że Aniela dziś ma na koncie wiele wygranych turniejów klasyfikacyjnych, pięć medali mistrzostw Polski i 11. miejsce na mistrzostwach Świata kadetów w Dubaju. – Oczywiście córka czasem ma dosyć szermierki - nie kryje tata. - Ma dosyć pytań typu „Co się stało?”, kiedy nie wyszedł jej turniej. Z biegiem lat, kiedy Aniela dojrzewa jako człowiek i zawodniczka, dojrzewam i ja, jako ojciec, kibic i człowiek, który chce młodym sportowcom zapewnić jak najlepsze warunki do rozwijania pasji, jaką jest sport. Warunki infrastrukturalne, jak i warunki psychiczne. Dziś wiem, że nie jestem po to, by wychować najlepszą szablistkę w Polsce, ale po to, by wychować dobrego i wartościowego człowieka – podkreśla pan Krzysztof.
Ludzie dobrej woli
Z sali idziemy do pobliskiej kawiarni. – Przy kawie lepiej się rozmawia. Poza tym mamy w klubie zasadę, że rodzice nie powinni siedzieć na treningu i patrzeć. Każdy ma swoją rolę do odegrania. Rodzice w domu, a trener na sali – uśmiecha się pan Krzysztof. Usiedliśmy w wygodnych fotelach. Aromat kawy zawsze dobrze wpływa na człowieka i na rozmowę. – Kluczowym momentem dla naszego klubu były mistrzostwa Polski młodzików, które zorganizowaliśmy w 2017 r. w Olsztynie. Drużyna dziewcząt zdobyła wówczas nasz pierwszy medal, od razu złoty. Pod względem mentalnym to cudowne przeżycie dla dzieciaków, ale pod względem sportowym, choć to może brzmi brutalnie, taki medal niewiele znaczy. Kiedy popatrzę na medalistów-młodzików, to prawie nikogo nie ma w juniorach. U dzieci często wygrywa fizyczność, często „talenty” są mniejsze, słabsze. Ale wygraliśmy! I to był początek idei nowej sali dla szermierzy – wspomina.
Spotkania z prezydentem Piotrem Grzymowiczem, wojewodą Arturem Chojeckim, w końcu prezentacja szermierki na sesji rady miasta, co poskutkowało spotkaniem z kierownictwem wydziału edukacji i wydziału sportu. – Rozmowa była bardzo życzliwa. Pytano nas o plany, że może warto szermierkę rozpropagować. Mówiliśmy o marzeniach i planach, jednym z nich były klasy sportowe szermiercze. Padło pytanie, przy której szkole. Już wówczas byłem przewodniczącym rady rodziców Katolickiej Szkoły Podstawowej im. Świętej Rodziny w Olsztynie. Szkoła mocno wspierała Anielę. Pedagodzy widzieli pozytywny wpływ sportu na jej rozwój. Bez wahania więc powiedziałem: „Klasy sportowe przy katoliku”. „Ale szkoła nie ma nawet sali sportowej” - padł argument. „To jest atut, bo zbudujemy salę przystosowaną do szermierki” - odpowiedziałem. Owszem, widziałem niedowierzanie w oczach rozmówców. Takich spojrzeń przez lata widziałem wiele. Wielu za plecami mówiło, że prędzej im kaktus na dłoni wyrośnie, niż powstanie taki obiekt. Czasem miałem wrażenie, że zaczyna mi ten kaktus rosnąć – śmieje się pan Krzysztof, który po wspomnianym spotkaniu z urzędnikami zadzwonił do Andrzeja Olszewskiego, prezesa Stowarzyszenia Świętej Rodziny, które jest organem prowadzącym placówki oświatowe - przedszkola, szkoły podstawowej i liceum. – Zdałem mu sprawozdanie ze spotkania i powiedziałem: „Andrzeju, trzeba budować salę”. I pierwszy raz zobaczyłem w oczach rozmówcy ogień, iskrę, wiarę, że to jest realne. „Budujemy” - odpowiedział po krótkim namyśle. Tak dwóch facetów uprawomocniło słowa Alberta Einsteina: „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, aż znajdzie się taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to robi”. Nas było dwóch. Podwójna siła rażenia - śmieje się nasz rozmówca.
Z sali idziemy do pobliskiej kawiarni. – Przy kawie lepiej się rozmawia. Poza tym mamy w klubie zasadę, że rodzice nie powinni siedzieć na treningu i patrzeć. Każdy ma swoją rolę do odegrania. Rodzice w domu, a trener na sali – uśmiecha się pan Krzysztof. Usiedliśmy w wygodnych fotelach. Aromat kawy zawsze dobrze wpływa na człowieka i na rozmowę. – Kluczowym momentem dla naszego klubu były mistrzostwa Polski młodzików, które zorganizowaliśmy w 2017 r. w Olsztynie. Drużyna dziewcząt zdobyła wówczas nasz pierwszy medal, od razu złoty. Pod względem mentalnym to cudowne przeżycie dla dzieciaków, ale pod względem sportowym, choć to może brzmi brutalnie, taki medal niewiele znaczy. Kiedy popatrzę na medalistów-młodzików, to prawie nikogo nie ma w juniorach. U dzieci często wygrywa fizyczność, często „talenty” są mniejsze, słabsze. Ale wygraliśmy! I to był początek idei nowej sali dla szermierzy – wspomina.
Spotkania z prezydentem Piotrem Grzymowiczem, wojewodą Arturem Chojeckim, w końcu prezentacja szermierki na sesji rady miasta, co poskutkowało spotkaniem z kierownictwem wydziału edukacji i wydziału sportu. – Rozmowa była bardzo życzliwa. Pytano nas o plany, że może warto szermierkę rozpropagować. Mówiliśmy o marzeniach i planach, jednym z nich były klasy sportowe szermiercze. Padło pytanie, przy której szkole. Już wówczas byłem przewodniczącym rady rodziców Katolickiej Szkoły Podstawowej im. Świętej Rodziny w Olsztynie. Szkoła mocno wspierała Anielę. Pedagodzy widzieli pozytywny wpływ sportu na jej rozwój. Bez wahania więc powiedziałem: „Klasy sportowe przy katoliku”. „Ale szkoła nie ma nawet sali sportowej” - padł argument. „To jest atut, bo zbudujemy salę przystosowaną do szermierki” - odpowiedziałem. Owszem, widziałem niedowierzanie w oczach rozmówców. Takich spojrzeń przez lata widziałem wiele. Wielu za plecami mówiło, że prędzej im kaktus na dłoni wyrośnie, niż powstanie taki obiekt. Czasem miałem wrażenie, że zaczyna mi ten kaktus rosnąć – śmieje się pan Krzysztof, który po wspomnianym spotkaniu z urzędnikami zadzwonił do Andrzeja Olszewskiego, prezesa Stowarzyszenia Świętej Rodziny, które jest organem prowadzącym placówki oświatowe - przedszkola, szkoły podstawowej i liceum. – Zdałem mu sprawozdanie ze spotkania i powiedziałem: „Andrzeju, trzeba budować salę”. I pierwszy raz zobaczyłem w oczach rozmówcy ogień, iskrę, wiarę, że to jest realne. „Budujemy” - odpowiedział po krótkim namyśle. Tak dwóch facetów uprawomocniło słowa Alberta Einsteina: „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, aż znajdzie się taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to robi”. Nas było dwóch. Podwójna siła rażenia - śmieje się nasz rozmówca.
Lokalny patriota
Rozpoczęły się więc starania o nabycie działki od miasta z 99-procentową bonifikatą. Oczywiście w akcie notarialnym był zapis, że jeśli inwestycja nie dojdzie do skutku, wtedy stowarzyszenie będzie musiało na swój koszt oddać grunt. Potem był wyjazdy do Warszawy i podpisana umowa z Polskim Związkiem Szermierczym, który potwierdzi, że jest to ważny obiekt dla tej dyscypliny. Później było wpisanie obiektu do programu inwestycji strategicznych dla rozwoju sportu w Polsce, dotacja z Ministerstwa Sportu i Turystyki, później z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz z Ministerstwa Edukacji Narodowej. – Wiedzieliśmy z Andrzejem, że to jest dobre. Walczyliśmy jak lwy, motywowaliśmy inwestycję tym, że chcemy stworzyć warunki rozwoju dzieci na Warmii i Mazurach. Nie chcemy, aby najlepsi wyjeżdżali, ale by inni przyjeżdżali do Olsztyna, tu podejmowali studia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Przecież miasto Olsztyn daje klubowi dotację, Warmińsko-Mazurska Federacja Sportu dofinansowuje szkolenie kadry wojewódzkiej. Jeśli najlepsi wyjeżdżają do innych ośrodków, to my finansujemy medale w Warszawie, Katowicach lub Sosnowcu. A ja jestem patriotą lokalnym. Tu mieszkam, tu chcę dać warunki dzieciom, pragnę, by tu pozostali najlepsi, by tu przeprowadzali się najlepsi – argumentuje pan Krzysztof. I ta argumentacja przemówiła do rządu, że Warmia i Mazury zasługują na to, by mieć dobre warunki dla sportowego rozwoju dzieci i młodzieży. – Spotkaliśmy wiele osób dobrej woli. Bez Andrzeja, jego pasji, bez życzliwych w Warszawie, marzenie o centrum szermierki, o tym, byśmy mogli się rozwijać, zostałoby jedynie marzeniem. Oczywiście była i jest w nas ogromna determinacja. Jestem wierzący. Widzę w tym błogosławieństwo Boga, bez którego żadne wysiłki człowieka nie przyniosą dobra dla wielu.
Rozpoczęły się więc starania o nabycie działki od miasta z 99-procentową bonifikatą. Oczywiście w akcie notarialnym był zapis, że jeśli inwestycja nie dojdzie do skutku, wtedy stowarzyszenie będzie musiało na swój koszt oddać grunt. Potem był wyjazdy do Warszawy i podpisana umowa z Polskim Związkiem Szermierczym, który potwierdzi, że jest to ważny obiekt dla tej dyscypliny. Później było wpisanie obiektu do programu inwestycji strategicznych dla rozwoju sportu w Polsce, dotacja z Ministerstwa Sportu i Turystyki, później z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz z Ministerstwa Edukacji Narodowej. – Wiedzieliśmy z Andrzejem, że to jest dobre. Walczyliśmy jak lwy, motywowaliśmy inwestycję tym, że chcemy stworzyć warunki rozwoju dzieci na Warmii i Mazurach. Nie chcemy, aby najlepsi wyjeżdżali, ale by inni przyjeżdżali do Olsztyna, tu podejmowali studia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Przecież miasto Olsztyn daje klubowi dotację, Warmińsko-Mazurska Federacja Sportu dofinansowuje szkolenie kadry wojewódzkiej. Jeśli najlepsi wyjeżdżają do innych ośrodków, to my finansujemy medale w Warszawie, Katowicach lub Sosnowcu. A ja jestem patriotą lokalnym. Tu mieszkam, tu chcę dać warunki dzieciom, pragnę, by tu pozostali najlepsi, by tu przeprowadzali się najlepsi – argumentuje pan Krzysztof. I ta argumentacja przemówiła do rządu, że Warmia i Mazury zasługują na to, by mieć dobre warunki dla sportowego rozwoju dzieci i młodzieży. – Spotkaliśmy wiele osób dobrej woli. Bez Andrzeja, jego pasji, bez życzliwych w Warszawie, marzenie o centrum szermierki, o tym, byśmy mogli się rozwijać, zostałoby jedynie marzeniem. Oczywiście była i jest w nas ogromna determinacja. Jestem wierzący. Widzę w tym błogosławieństwo Boga, bez którego żadne wysiłki człowieka nie przyniosą dobra dla wielu.
W wątpliwościach, w załamaniu, kierowałem się słowami św. Leopolda Mandicia: „Żadne poddawanie się, lecz zawsze na przód mając pewność, że Bóg zna wszystkie wysiłki i nagradza każdy trud”.
Naszą nagrodą jest Warmińsko-Mazurskie Centrum Szermierki i Kultury Fizycznej. To namacalny dowód błogosławieństwa Bożego. To dowód, że to dzieło będzie dobrze służyć dzieciom i młodzieży – wyznaje Kozłowski.
„Wychodził” miliony
Klub sportowy jest niczym firma. Trzeba nim odpowiednio zarządzać. Trzeba wyprzedzać czas, mieć sprecyzowaną misję, wizję i cele. Trzeba dostrzegać zagrożenia i szanse, znać jego mocne i słabe strony. – Czas prowadzenia klubu bez odpowiedniego menedżera się skończył. Chyba że nie myśli się o rozwoju, a raczej o trwaniu. Wielokrotnie słyszałem wypowiedzi działaczy sportowych, kiedy narzekali na infrastrukturę, na dotacje, a przecież mają tak bogatą historię. My też mogliśmy na to narzekać, nawet bez bogatej historii. Jednak we mnie jest myśl, taka postawa, chyba odziedziczona po przodkach. Oni też angażowali się w życie społeczne. Mam to i ja. Dziadek Kostek z dyplomami za pracę społeczną. Dziadek Zygmunt walczył podczas II wojny światowej. Oni wywarli na mnie duży wpływ. Myślę, że za ich sprawą moi rodzice - tata Marian to był niezwykle pokorny, uczciwy i konsekwentny człowiek - nauczyli mnie jednego, że nie warto koncentrować się na problemie, że trzeba szukać z wiarą i determinacją jego rozwiązania. Warunek jest jeden, może dwa, nie szukaj swojego interesu, szukaj dobra i korzyści dla innych. To mądrość pokoleń – uważa pan Krzysztof, który na chwilę jakby stracił wątek. Refleksyjnie wypił łyk kawy. – To byli cudowni ludzie. Mądrzy, nie liczbą przeczytanych książek, a mądrzy życiem. Chciałbym być jak oni, żeby byli dumnie ze mnie, nie z powodu poklasku świata, a z powodu dobra, które uczyniłem – wyznaje. Nastała chwila milczenia. Rozejrzałem się wokół. Galeria, ludzie biegają z torbami. Niosą kupione szczęście do domów. Bluzki, spodnie, koszulki i buty, a przede mną siedzi człowiek, który „wychodził” miliony złotych, żeby dzieci i młodzież mogła wyjść z domów i rozwijać swoje pasje sportowe. Człowiek w swetrze, człowiek niewyróżniający się niczym w tłumie ludzi. Ot, Kozłowski, jakich jest wielu normalnych wśród nas.
300 tysięcy złotych
Centrum szermierki będzie imponujące. Na dole sala szermiercza, powyżej pełnowymiarowa sala sportowa. Nad szatniami studio tenisa stołowego, wyżej dwie sale do treningów motorycznych i gabinety fizjoterapeutyczne. – Mają się tu odbywać również turnieje tenisa stołowego. Będą turnieje szermiercze. Widzę ten obiekt, widzę setki dzieciaków grających w tenisa stołowego, setki trenujących szermierkę. Owszem dałem iskrę, jednak bez Stowarzyszenia Świętej Rodziny, bez Andrzeja Olszewskiego, to ciągle byłby goły grunt. Dziś widzę budynek w stanie surowym zamkniętym. Widzę w umowie datę zakończenia budowy. Widzę umowy pokrywające koszt budowy obiektu. To efekt starań wielu ludzi – uważa pan Krzysztof. Podkreśla, że sam obiekt to martwa natura, to jedynie budynek bez ducha i życia. – Możesz mieć najlepszą infrastrukturę, najlepsze nowoczesne roboty i maszyny, jednak o życiu i znaczeniu decydują ludzie, dlatego przyjeżdża do nas trzech trenerów z Warszawy. Możesz mieć najlepszy obiekt, jednak bez trenerów będzie on martwy – podkreśla Kozłowski.
To ogromne wyzwanie dla klubu, bo trzeba trenerom godziwie zapłacić za ich pracę. – Kiedy patrzę na budżet, to widzę, że utrzymanie na wysokim poziomie szkolenia kosztuje rocznie minimum 300 tysięcy złotych. Biznesmeni rzucają się na sporty drużynowe. Wiele pieniędzy przeznaczają na piłkę nożną, piłkę ręczną lub siatkową. Tam masz gwarancję, że zawodnicy w drużynie są zastępowalni. Natomiast szermierka to sport indywidualny, zwykłe przeziębienie dyskwalifikuje zawodnika i pozbawia klub medalu. Jednak warto pomyśleć, tak to widzę. Jesteś na spotkaniu z kolegami biznesmenami. Chwalą się: „Sponsoruję klub piłki nożnej. Czwarta liga, jest moc”. A ty popijasz drinka i mówisz: „Piłka nożna? Ja sponsoruję UKS Hajduczek Olsztyn, szermierka. Wiesz, oni walczą szablą, a w hymnie śpiewamy, że wolność naszą „szablą odbierzemy”. Oni są medalistami mistrzostw Polski, kwalifikują się na mistrzostwa Europy i świata.”. Patrzysz na miny kumpli i wiesz, że tobie przyświeca inny cel niż poklask, tobie przyświeca dobro. Prawdziwy sponsoring to nie liczba kibiców, to przekonanie, że robię coś dobrego, wartościowego. Zresztą śmiem twierdzić, że szermierka olsztyńska jest bardzo widoczna w mediach. Ukazuje się dużo artykułów, dzwonią do nas telewizje. Co ważne, media lokalne nie wycinają notki o sponsorach. To dla nas duża pomoc. Możesz wyróżnić się z szarości dyscyplin. Wspierając szermierkę, nie wspierasz konkretnego zawodnika, a cały klub. Przez ostatnie lata udowodniliśmy, że jesteśmy siłą, że istnieje marka „Szermierka Olsztyn” – uważa pan Krzysztof.
Klub sportowy jest niczym firma. Trzeba nim odpowiednio zarządzać. Trzeba wyprzedzać czas, mieć sprecyzowaną misję, wizję i cele. Trzeba dostrzegać zagrożenia i szanse, znać jego mocne i słabe strony. – Czas prowadzenia klubu bez odpowiedniego menedżera się skończył. Chyba że nie myśli się o rozwoju, a raczej o trwaniu. Wielokrotnie słyszałem wypowiedzi działaczy sportowych, kiedy narzekali na infrastrukturę, na dotacje, a przecież mają tak bogatą historię. My też mogliśmy na to narzekać, nawet bez bogatej historii. Jednak we mnie jest myśl, taka postawa, chyba odziedziczona po przodkach. Oni też angażowali się w życie społeczne. Mam to i ja. Dziadek Kostek z dyplomami za pracę społeczną. Dziadek Zygmunt walczył podczas II wojny światowej. Oni wywarli na mnie duży wpływ. Myślę, że za ich sprawą moi rodzice - tata Marian to był niezwykle pokorny, uczciwy i konsekwentny człowiek - nauczyli mnie jednego, że nie warto koncentrować się na problemie, że trzeba szukać z wiarą i determinacją jego rozwiązania. Warunek jest jeden, może dwa, nie szukaj swojego interesu, szukaj dobra i korzyści dla innych. To mądrość pokoleń – uważa pan Krzysztof, który na chwilę jakby stracił wątek. Refleksyjnie wypił łyk kawy. – To byli cudowni ludzie. Mądrzy, nie liczbą przeczytanych książek, a mądrzy życiem. Chciałbym być jak oni, żeby byli dumnie ze mnie, nie z powodu poklasku świata, a z powodu dobra, które uczyniłem – wyznaje. Nastała chwila milczenia. Rozejrzałem się wokół. Galeria, ludzie biegają z torbami. Niosą kupione szczęście do domów. Bluzki, spodnie, koszulki i buty, a przede mną siedzi człowiek, który „wychodził” miliony złotych, żeby dzieci i młodzież mogła wyjść z domów i rozwijać swoje pasje sportowe. Człowiek w swetrze, człowiek niewyróżniający się niczym w tłumie ludzi. Ot, Kozłowski, jakich jest wielu normalnych wśród nas.
300 tysięcy złotych
Centrum szermierki będzie imponujące. Na dole sala szermiercza, powyżej pełnowymiarowa sala sportowa. Nad szatniami studio tenisa stołowego, wyżej dwie sale do treningów motorycznych i gabinety fizjoterapeutyczne. – Mają się tu odbywać również turnieje tenisa stołowego. Będą turnieje szermiercze. Widzę ten obiekt, widzę setki dzieciaków grających w tenisa stołowego, setki trenujących szermierkę. Owszem dałem iskrę, jednak bez Stowarzyszenia Świętej Rodziny, bez Andrzeja Olszewskiego, to ciągle byłby goły grunt. Dziś widzę budynek w stanie surowym zamkniętym. Widzę w umowie datę zakończenia budowy. Widzę umowy pokrywające koszt budowy obiektu. To efekt starań wielu ludzi – uważa pan Krzysztof. Podkreśla, że sam obiekt to martwa natura, to jedynie budynek bez ducha i życia. – Możesz mieć najlepszą infrastrukturę, najlepsze nowoczesne roboty i maszyny, jednak o życiu i znaczeniu decydują ludzie, dlatego przyjeżdża do nas trzech trenerów z Warszawy. Możesz mieć najlepszy obiekt, jednak bez trenerów będzie on martwy – podkreśla Kozłowski.
To ogromne wyzwanie dla klubu, bo trzeba trenerom godziwie zapłacić za ich pracę. – Kiedy patrzę na budżet, to widzę, że utrzymanie na wysokim poziomie szkolenia kosztuje rocznie minimum 300 tysięcy złotych. Biznesmeni rzucają się na sporty drużynowe. Wiele pieniędzy przeznaczają na piłkę nożną, piłkę ręczną lub siatkową. Tam masz gwarancję, że zawodnicy w drużynie są zastępowalni. Natomiast szermierka to sport indywidualny, zwykłe przeziębienie dyskwalifikuje zawodnika i pozbawia klub medalu. Jednak warto pomyśleć, tak to widzę. Jesteś na spotkaniu z kolegami biznesmenami. Chwalą się: „Sponsoruję klub piłki nożnej. Czwarta liga, jest moc”. A ty popijasz drinka i mówisz: „Piłka nożna? Ja sponsoruję UKS Hajduczek Olsztyn, szermierka. Wiesz, oni walczą szablą, a w hymnie śpiewamy, że wolność naszą „szablą odbierzemy”. Oni są medalistami mistrzostw Polski, kwalifikują się na mistrzostwa Europy i świata.”. Patrzysz na miny kumpli i wiesz, że tobie przyświeca inny cel niż poklask, tobie przyświeca dobro. Prawdziwy sponsoring to nie liczba kibiców, to przekonanie, że robię coś dobrego, wartościowego. Zresztą śmiem twierdzić, że szermierka olsztyńska jest bardzo widoczna w mediach. Ukazuje się dużo artykułów, dzwonią do nas telewizje. Co ważne, media lokalne nie wycinają notki o sponsorach. To dla nas duża pomoc. Możesz wyróżnić się z szarości dyscyplin. Wspierając szermierkę, nie wspierasz konkretnego zawodnika, a cały klub. Przez ostatnie lata udowodniliśmy, że jesteśmy siłą, że istnieje marka „Szermierka Olsztyn” – uważa pan Krzysztof.
Sport to piękno
Możesz sponsorować medale albo ludzi. Możesz wspierać ideę sukcesu świata albo sukcesu pojedynczego człowieka, sukcesu niemierzalnego miejscem na podium. – Przez lata widziałem świetne dzieciaki, które pasjonowały się szermierką. Ich pasja skończyła się wraz z rosnącym rozczarowaniem rodzica. „To ja tyle płacę na wyjazdy na zwody, a ty taką manniane odwalasz!” - krzyczeli. W efekcie w następnym sezonie dziecka już nie było na treningach. Widziałem dziewczęta, które ukradkiem przypatrywały się lekcjom indywidualnym Anieli. Jakież miały iskry w oczach. Widziałem w nich pasję. Później okazywało się, że rodzicom nie chciało się przywozić pociechy na treningi. Albo taka sytuacja - dziecko ma gorsze wyniki w nauce. Rodzice stawiają warunek: piątki i sport, czwórki bez sportu. Ambicje rodziców się nieokiełznane. Z biegiem lat rodziło się we mnie zasadnicze pytanie, rodziło się i w Anieli, która powątpiewała: „Szermierka nie może stanowić o tym, kim jestem”. To daje mi ciągle do myślenia. Jak kruchym materiałem jest młody sportowiec. Widzę na co dzień jej zmagania z sobą. Nieustanne zmęczenie. Po dwa treningi dziennie. Nieustanne wyjazdy na zawody i zgrupowania kadry. Niekiedy słyszałem po zawodach: „Co ja tu robię? Nie umiem walczyć, nie znam się na szermierce”. Tak Aniela stwierdziła, że nie wyobraża sobie uprawiania sportu bez wsparcia psychologa sportu. Posłuchałem jej, no i dziś wszyscy zaawansowani zawodnicy mają warsztaty z psychologiem. Nikt, kto nie towarzyszy rozwojowi sportowemu zawodnika, nie zrozumie tego. Jako ojciec przeżywam to podwójnie. I chcę dziś nadać taki charakter nowemu miejscu treningów, że głównym celem nie będzie wychowanie mistrzów i medalistów. Tworzymy miejsce do spędzenia dobrego czasu dla dzieci i młodzieży. Stwarzamy warunki ich rozwoju, kształtujemy przede wszystkim dobrych ludzi, którzy stają na planszy, by rywalizować, a później z przeciwnikiem tworzą dobrą relację. Uwielbiam jeździć na zawody, bo widzę, jak zawodnicy z całej Polski witają się przed zawodami. Ściskają się, rozmawiają o codzienności, później stają na planszy, walczą o wygraną, a po walce znów siadają razem i rozmawiają, gratulują sobie i uśmiechają się.
Możesz sponsorować medale albo ludzi. Możesz wspierać ideę sukcesu świata albo sukcesu pojedynczego człowieka, sukcesu niemierzalnego miejscem na podium. – Przez lata widziałem świetne dzieciaki, które pasjonowały się szermierką. Ich pasja skończyła się wraz z rosnącym rozczarowaniem rodzica. „To ja tyle płacę na wyjazdy na zwody, a ty taką manniane odwalasz!” - krzyczeli. W efekcie w następnym sezonie dziecka już nie było na treningach. Widziałem dziewczęta, które ukradkiem przypatrywały się lekcjom indywidualnym Anieli. Jakież miały iskry w oczach. Widziałem w nich pasję. Później okazywało się, że rodzicom nie chciało się przywozić pociechy na treningi. Albo taka sytuacja - dziecko ma gorsze wyniki w nauce. Rodzice stawiają warunek: piątki i sport, czwórki bez sportu. Ambicje rodziców się nieokiełznane. Z biegiem lat rodziło się we mnie zasadnicze pytanie, rodziło się i w Anieli, która powątpiewała: „Szermierka nie może stanowić o tym, kim jestem”. To daje mi ciągle do myślenia. Jak kruchym materiałem jest młody sportowiec. Widzę na co dzień jej zmagania z sobą. Nieustanne zmęczenie. Po dwa treningi dziennie. Nieustanne wyjazdy na zawody i zgrupowania kadry. Niekiedy słyszałem po zawodach: „Co ja tu robię? Nie umiem walczyć, nie znam się na szermierce”. Tak Aniela stwierdziła, że nie wyobraża sobie uprawiania sportu bez wsparcia psychologa sportu. Posłuchałem jej, no i dziś wszyscy zaawansowani zawodnicy mają warsztaty z psychologiem. Nikt, kto nie towarzyszy rozwojowi sportowemu zawodnika, nie zrozumie tego. Jako ojciec przeżywam to podwójnie. I chcę dziś nadać taki charakter nowemu miejscu treningów, że głównym celem nie będzie wychowanie mistrzów i medalistów. Tworzymy miejsce do spędzenia dobrego czasu dla dzieci i młodzieży. Stwarzamy warunki ich rozwoju, kształtujemy przede wszystkim dobrych ludzi, którzy stają na planszy, by rywalizować, a później z przeciwnikiem tworzą dobrą relację. Uwielbiam jeździć na zawody, bo widzę, jak zawodnicy z całej Polski witają się przed zawodami. Ściskają się, rozmawiają o codzienności, później stają na planszy, walczą o wygraną, a po walce znów siadają razem i rozmawiają, gratulują sobie i uśmiechają się.
Sport to piękna rzeczywistość, jeśli nie jest skażona rywalizacją za wszelką cenę. To piękna rzeczywistość poznawania siebie, realnej oceny miejsca, w którym jestem.
Cieszę się, że Aniela ma kibiców, którzy nie liczą na wynik. Oni ją dopingują nie z powodu, że jest zawodniczką, a z powodu, jakim jest człowiekiem. I to mi przyświeca, to przyświeca Stowarzyszeniu Świętej Rodziny, chcemy kształtować wartościowego i szczęśliwego człowieka, nie człowieka sukcesu pomimo wszystko. Przykładem jest firma Sprint, która wspiera Anielę. Ich nie interesuje wynik, ich interesuje Aniela, choćby była ostatnią zawodniczką na turnieju – uważa pan Krzysztof, który założył Fundację Liderzy Sportu, a dzięki jego staraniom Hajduczka wspiera Fundacja Lotto im. Haliny Konopackiej, Fundacja Orlen, Fundacja Agencji Rozwoju Przemysłu, Przemysłówka Holding i Sprint SA. – Oni nam zaufali. Rozumieją naszą misję, jaką jest aktywizacja dzieci i młodzieży. Bez medali, bez sukcesów, a jedynie dobro młodego pokolenia. Medal jest wartością dodaną. Prawdziwą wartością jest człowiek – podsumowuje Krzysztof Kozłowski.
Szukanie sponsorów
Wyniki szablistów są najlepszym argumentem za tym, że warto wspierać UKS Hajduczek Olsztyn, na przykład poprzez Fundację Liderzy Sportu, której jest Krzysztof Kozłowski jest prezesem. Od 2017 roku olsztynianie nieustannie zdobywają medale mistrzostw Polski. W tym roku pierwsze w kategorii junior. – Do tego są jeszcze liczne miejsca na podium w turniejach klasyfikacyjnych Polskiego Związku Szermierczego. Potrzebujemy koalicji na rzecz rozwoju szermierki w regionie. Kwestia prozaiczna, potrzebujemy sponsorów – podsumowuje prezes Kozłowski. – Trzeba jednak mieć świadomość, że tu najważniejszy jest sport powszechny, by jak najwięcej dzieci mogło aktywnie spędzać czas. W sporcie zawodowym zostanie może jeden procent z nich. My zrobimy wszystko, żeby otoczyć ich jak najlepszą opieką, i tych, którzy chcą bawić się sportem, i tych, dla których stanie się on drogą życia. Pełen profesjonalizm, bez względu na stopień zaawansowania zawodnika.
Piękny nowy obiekt. Najlepsi trenerzy. Opieka psychologiczna. – Wymyśliłem hasło: „Zamień myszkę na szablę”. Zbyt długie spędzanie czasu przed komputerem powoduje obniżenie barku. Mój chrześniak jest inżynierem, informatykiem. Kiedy kupowaliśmy mu garnitur, trzeba było z jednej strony podłożyć na ramieniu gąbkę, żeby marynarka układała się równo. Pani od razy stwierdziła, że musi dużo czasu spędzać przed komputerem. Sport jako aktywność społeczna musi być dostępny dla wszystkich, dostosowany do różnych potrzeb. Sport kształtuje. Pamiętam rozmowę z Adamem Konopką, prezesem honorowym Polskiego Związku Szermierczego. Opowiadał o wizycie w Stanach Zjednoczonych, kiedy jego kolega był odpowiedzialny za zatrudnienie nowego pracownika. Wpłynęło setki podań. „Wybierzcie te, gdzie aplikujący uprawiał jakiś sport. Resztę odrzućcie” - stwierdził. Powód był prosty - ktoś, kto uprawiał sport, jest zdyscyplinowany, potrafi wyznaczać i realizować cele, jest zorganizowany i potrafi się zmotywować. Sport jest przepustką na lepsze życie. Sport kształtuje, a kiedy towarzyszy temu wpajanie odpowiednich wartości, wtedy czyni człowieka dobrym – uważa Krzysztof Kozłowski.
ZT
Wyniki szablistów są najlepszym argumentem za tym, że warto wspierać UKS Hajduczek Olsztyn, na przykład poprzez Fundację Liderzy Sportu, której jest Krzysztof Kozłowski jest prezesem. Od 2017 roku olsztynianie nieustannie zdobywają medale mistrzostw Polski. W tym roku pierwsze w kategorii junior. – Do tego są jeszcze liczne miejsca na podium w turniejach klasyfikacyjnych Polskiego Związku Szermierczego. Potrzebujemy koalicji na rzecz rozwoju szermierki w regionie. Kwestia prozaiczna, potrzebujemy sponsorów – podsumowuje prezes Kozłowski. – Trzeba jednak mieć świadomość, że tu najważniejszy jest sport powszechny, by jak najwięcej dzieci mogło aktywnie spędzać czas. W sporcie zawodowym zostanie może jeden procent z nich. My zrobimy wszystko, żeby otoczyć ich jak najlepszą opieką, i tych, którzy chcą bawić się sportem, i tych, dla których stanie się on drogą życia. Pełen profesjonalizm, bez względu na stopień zaawansowania zawodnika.
Piękny nowy obiekt. Najlepsi trenerzy. Opieka psychologiczna. – Wymyśliłem hasło: „Zamień myszkę na szablę”. Zbyt długie spędzanie czasu przed komputerem powoduje obniżenie barku. Mój chrześniak jest inżynierem, informatykiem. Kiedy kupowaliśmy mu garnitur, trzeba było z jednej strony podłożyć na ramieniu gąbkę, żeby marynarka układała się równo. Pani od razy stwierdziła, że musi dużo czasu spędzać przed komputerem. Sport jako aktywność społeczna musi być dostępny dla wszystkich, dostosowany do różnych potrzeb. Sport kształtuje. Pamiętam rozmowę z Adamem Konopką, prezesem honorowym Polskiego Związku Szermierczego. Opowiadał o wizycie w Stanach Zjednoczonych, kiedy jego kolega był odpowiedzialny za zatrudnienie nowego pracownika. Wpłynęło setki podań. „Wybierzcie te, gdzie aplikujący uprawiał jakiś sport. Resztę odrzućcie” - stwierdził. Powód był prosty - ktoś, kto uprawiał sport, jest zdyscyplinowany, potrafi wyznaczać i realizować cele, jest zorganizowany i potrafi się zmotywować. Sport jest przepustką na lepsze życie. Sport kształtuje, a kiedy towarzyszy temu wpajanie odpowiednich wartości, wtedy czyni człowieka dobrym – uważa Krzysztof Kozłowski.
ZT
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez