Sport w Olsztynie cierpi już od 20 lat
2022-12-06 13:00:00(ost. akt: 2022-12-06 11:31:52)
PIŁKA NOŻNA\\\ Bez miejskiego partnerstwa nie ma sensu prowadzić klubu, bo to się po prostu nie może udać - przed dzisiejszym spotkaniem z prezydentem Piotrem Grzymowiczem stawia sprawę jasno Michał Żukowski, większościowy udziałowiec Stomilu.
- Kilka dni temu wrócił pan z Mundialu, więc być może wpadł tam panu w oko jakiś kandydat, lub kandydaci, do gry w Stomilu?
- (śmiech) Kandydatów było wielu, tyle że nas na nich oczywiście nie stać. Inna sprawa, że poziom tych mistrzostw jest naprawdę wysoki. Wielu fachowców twierdzi, że jest to zasługa nietypowego terminu.
- Bo do tej pory mistrzostwa organizowano po zakończeniu ligowych rozgrywek, a teraz ligi są dopiero na półmetku?
- Dokładnie! W starym terminie zawodnicy przyjeżdżali na Mundial wymęczeni sezonem, więc często prezentowali się poniżej oczekiwań, tymczasem w Katarze piłkarze są w trakcie rozgrywek, no i widać, że są w gazie. Poza tym swoje robi też znakomita pogoda, bo jest od 21 do 29 stopni, czyli jest to idealna temperatura do gry w piłkę: nie jest ani za zimno, ani za gorąco. Odpowiednia jest też wilgotność powietrza - przyznaję, że czułem się tam fantastycznie.
- Może więc po następnym Mundialu uda się kogoś do Stomilu ściągnąć, na razie jednak odłóżmy ten pomysł na półkę, skupiając się na otaczającej nas szarej i skrzeczącej rzeczywistości. Otóż po zakończeniu ostatniego sezonu rozmawiałem z Arkadiuszem Tymińskim, prezesem wówczas pierwszoligowego Stomilu, bo jeszcze ważyły się losy klubu. Prezes powiedział wtedy, że jeśli spadniecie do II ligi, to być może będziecie musieli grać juniorami, bo wasz budżet miał być najmniejszym lub jednym z najmniejszych w II lidze. Z tej smutnej opowieści wywnioskowałem, że być może nie był to ostatni spadek Stomilu, tymczasem udało się wam zbudować zespół, który jesień ukończył na dobry czwartym miejscu, a jeśli tę pozycję uda się utrzymać, to na koniec sezonu Stomil powalczy w barażach o awans. Czy te wyniki są dla pana, większościowego właściciela klubu, zaskoczeniem, czy też może właśnie tego się pan spodziewał?
- Jesień była rzeczywiście udana, ale my nadal przede wszystkim gramy o utrzymanie. Pamiętajmy, że przed sezonem mieliśmy bardzo mało czasu oraz pieniędzy na zbudowanie zespołu, co było efektem m.in. tego, jak jesteśmy traktowani przez władze Olsztyna. W tej sytuacji czwarte miejsce jest wręcz nieprawdopodobnym wynikiem, na pewno dużo powyżej naszego stanu finansowego. Jest to wielka zasługa sztabu szkoleniowego, piłkarzy oraz wszystkich pracowników klubu, bo udało się nam wspólnie zrobić coś naprawdę dobrego. Niestety, muszę ze smutkiem przyznać, że jestem już bardzo zmęczony postawą władz samorządowych, które nie chcą przyjąć do wiadomości, że powinny być partnerem klubu. Także finansowym, tak jak to jest chociażby w mniejszym od Olsztyna Elblągu, gdzie miasto w różnej formie przekazało Olimpii 1,2 miliona złotych. Uważam, że należy skończyć z patologią finansowania olsztyńskiego sportu, z tym że pochodzące z greki słowo patologia oznacza naukę o cierpieniu. Bo sport w naszym mieście cierpi już od 20 lat, w tym czasie straciliśmy ekstraklasowe zespoły piłki ręcznej, koszykówki, rugby i badmintona. Poza tym z Olsztyna i okolic wyniósł się Rajd Polski i Tour de Pologne.
- A gdyby nie Piotr Kulikowski, szef firmy Indykpol, który się zakochał w siatkówce, to AZS w PlusLidze też by dzisiaj nie grał...
- To, że mamy w Olsztynie siatkówkę na najwyższym poziomie, jest jedynie efektem miłości jednej osoby, Aż strach pomyśleć, co się może wydarzyć, gdyby pan Kulikowski sprzedał firmę... Niestety, sport w Olsztynie upada i my mówimy głośno, że tak dalej nie może być. Jako przedstawiciele ekosystemu sportowego jesteśmy gotowi pomóc radnym i panu prezydentowi w wypracowaniu właściwych modeli współpracy między nami. My wiemy, jak to powinno wyglądać, natomiast druga strona, niestety, nie ma ani odpowiedniej wiedzy na ten temat, ani dobrych doradców. I żeby było jasne - nie mówię tylko o Stomilu, bo odnoszę się do wszystkich olsztyńskich profesjonalnych klubów. Chcemy, żeby chociaż ćwierć procenta miejskiego budżetu, czyli około czterech milionów złotych, było przeznaczane na klubowy sport profesjonalny, który przecież pełni misję społeczną i promocyjną.
- (śmiech) Kandydatów było wielu, tyle że nas na nich oczywiście nie stać. Inna sprawa, że poziom tych mistrzostw jest naprawdę wysoki. Wielu fachowców twierdzi, że jest to zasługa nietypowego terminu.
- Bo do tej pory mistrzostwa organizowano po zakończeniu ligowych rozgrywek, a teraz ligi są dopiero na półmetku?
- Dokładnie! W starym terminie zawodnicy przyjeżdżali na Mundial wymęczeni sezonem, więc często prezentowali się poniżej oczekiwań, tymczasem w Katarze piłkarze są w trakcie rozgrywek, no i widać, że są w gazie. Poza tym swoje robi też znakomita pogoda, bo jest od 21 do 29 stopni, czyli jest to idealna temperatura do gry w piłkę: nie jest ani za zimno, ani za gorąco. Odpowiednia jest też wilgotność powietrza - przyznaję, że czułem się tam fantastycznie.
- Może więc po następnym Mundialu uda się kogoś do Stomilu ściągnąć, na razie jednak odłóżmy ten pomysł na półkę, skupiając się na otaczającej nas szarej i skrzeczącej rzeczywistości. Otóż po zakończeniu ostatniego sezonu rozmawiałem z Arkadiuszem Tymińskim, prezesem wówczas pierwszoligowego Stomilu, bo jeszcze ważyły się losy klubu. Prezes powiedział wtedy, że jeśli spadniecie do II ligi, to być może będziecie musieli grać juniorami, bo wasz budżet miał być najmniejszym lub jednym z najmniejszych w II lidze. Z tej smutnej opowieści wywnioskowałem, że być może nie był to ostatni spadek Stomilu, tymczasem udało się wam zbudować zespół, który jesień ukończył na dobry czwartym miejscu, a jeśli tę pozycję uda się utrzymać, to na koniec sezonu Stomil powalczy w barażach o awans. Czy te wyniki są dla pana, większościowego właściciela klubu, zaskoczeniem, czy też może właśnie tego się pan spodziewał?
- Jesień była rzeczywiście udana, ale my nadal przede wszystkim gramy o utrzymanie. Pamiętajmy, że przed sezonem mieliśmy bardzo mało czasu oraz pieniędzy na zbudowanie zespołu, co było efektem m.in. tego, jak jesteśmy traktowani przez władze Olsztyna. W tej sytuacji czwarte miejsce jest wręcz nieprawdopodobnym wynikiem, na pewno dużo powyżej naszego stanu finansowego. Jest to wielka zasługa sztabu szkoleniowego, piłkarzy oraz wszystkich pracowników klubu, bo udało się nam wspólnie zrobić coś naprawdę dobrego. Niestety, muszę ze smutkiem przyznać, że jestem już bardzo zmęczony postawą władz samorządowych, które nie chcą przyjąć do wiadomości, że powinny być partnerem klubu. Także finansowym, tak jak to jest chociażby w mniejszym od Olsztyna Elblągu, gdzie miasto w różnej formie przekazało Olimpii 1,2 miliona złotych. Uważam, że należy skończyć z patologią finansowania olsztyńskiego sportu, z tym że pochodzące z greki słowo patologia oznacza naukę o cierpieniu. Bo sport w naszym mieście cierpi już od 20 lat, w tym czasie straciliśmy ekstraklasowe zespoły piłki ręcznej, koszykówki, rugby i badmintona. Poza tym z Olsztyna i okolic wyniósł się Rajd Polski i Tour de Pologne.
- A gdyby nie Piotr Kulikowski, szef firmy Indykpol, który się zakochał w siatkówce, to AZS w PlusLidze też by dzisiaj nie grał...
- To, że mamy w Olsztynie siatkówkę na najwyższym poziomie, jest jedynie efektem miłości jednej osoby, Aż strach pomyśleć, co się może wydarzyć, gdyby pan Kulikowski sprzedał firmę... Niestety, sport w Olsztynie upada i my mówimy głośno, że tak dalej nie może być. Jako przedstawiciele ekosystemu sportowego jesteśmy gotowi pomóc radnym i panu prezydentowi w wypracowaniu właściwych modeli współpracy między nami. My wiemy, jak to powinno wyglądać, natomiast druga strona, niestety, nie ma ani odpowiedniej wiedzy na ten temat, ani dobrych doradców. I żeby było jasne - nie mówię tylko o Stomilu, bo odnoszę się do wszystkich olsztyńskich profesjonalnych klubów. Chcemy, żeby chociaż ćwierć procenta miejskiego budżetu, czyli około czterech milionów złotych, było przeznaczane na klubowy sport profesjonalny, który przecież pełni misję społeczną i promocyjną.
WARTO WIEDZIEĆ
W 2021 roku władze Chorzowa przekazały trzecioligowemu Ruchowi 1,6 mln zł, do których potem dorzucono jeszcze 300 tysięcy jako nagrodę za awans do II ligi. - Żaden klub nie mógłby funkcjonować bez wsparcia miasta – tłumaczył prezydent Chorzowa Andrzej Kotala.
W 2021 roku władze Chorzowa przekazały trzecioligowemu Ruchowi 1,6 mln zł, do których potem dorzucono jeszcze 300 tysięcy jako nagrodę za awans do II ligi. - Żaden klub nie mógłby funkcjonować bez wsparcia miasta – tłumaczył prezydent Chorzowa Andrzej Kotala.
- Przyznam szczerze, że myślałem, iż miasto teraz daje te ćwierć procenta na profesjonalny sport klubowy, a tu się okazuje, że pan o tym marzy. Jednak z drugiej strony środowisko sportowe też ma sporo za uszami, że przypomnę chociażby pewnego prezesa Stomilu, który lekką ręką płacił ciężkie pieniądze, po czym zrezygnował, zostawiając wielomilionowe długi.
- Oczywiście, tylko w tym momencie warto jednak przypomnieć, że w czasach, w których klub zrobił te pięć milionów długu, właścicielem Stomilu było miasto, więc nadzór nad klubem był miejski. Natomiast dzisiaj to ja, jako główny udziałowiec klubu, czuwam nad tym, by taka sytuacja już nigdy się nie powtórzyła. A bez miejskiego partnerstwa nie ma sensu prowadzić klubu, bo to się po prostu nie może udać. Cieszę się, że na wtorek udało się umówić z panem prezydentem Grzymowiczem, bo mam nadzieję, że prezydent w końcu zobaczy te błędy, które były popełniane przez ostatnie 20 lat, że wspomnę chociażby o ostatnim sezonie, kiedy to z miasta nie otrzymaliśmy ani złotówki! Oczywiście w zestawieniu I ligi znaleźliśmy się na ostatnim miejscu, a Skra Częstochowa, która była przedostatnia, dostała od miasta milion złotych. Dopiero pod koniec tego roku, czyli już po spadku z I ligi, za promocję miasta dostaliśmy 200 tysięcy złotych brutto. Poza tym w obecnych rozgrywkach miasto pokrywa koszty oświetlenia stadionu, gdy gramy przy światłach. Tymczasem w ubiegłym sezonie średnie wsparcie pierwszoligowego klubu przez samorząd wyniosło - i to bez stypendiów! - cztery i pół miliona złotych! My tymczasem dostaliśmy okrągłe zero. Liczę, że te błędy zostaną wreszcie zauważone i teraz z panem prezydentem porozmawiamy o tym, jak je naprawić. Czyli ile pieniędzy trzeba przeznaczyć na sport w mieście oraz jak te środki najrozsądniej wydać. Ja nie mam z tym problemu, ba, nawet chciałbym, żeby miasto interesowało się tym, ile i na co wydajemy pieniądze. Bo chcę, żeby finanse klubowe były transparentne. Z finansowego wsparcia ze strony miasta jestem gotowy rozliczać się co do złotówki. Nie mamy się przecież czego wstydzić, ponieważ w Stomilu żyjemy bardzo skromnie. I tak miesięcznie na wynagrodzenia wszystkich zawodników wydajemy zaledwie niewiele ponad 100 tysięcy złotych brutto brutto. Czyli piłkarze otrzymują przeciętnie niewiele powyżej minimalnego wynagrodzenia... Tylko że w Olsztynie, jeśli chodzi o gry zespołowe, nie tylko my klepiemy biedę, bo nie przelewa się także koszykarkom czy piłkarzom ręcznym, o futbolu amerykańskim już nawet nie wspomnę. Najwięcej, bo około pół miliona z samorządu Olsztyna, dostają siatkarze, ale to też kwota zdecydowanie poniżej plusligowych standardów. Takie warunki finansowe zniechęcają piłkarzy do przychodzenia do Olsztyna, tym bardziej że infrastruktura sportowa też pozostawia - delikatnie mówiąc - wiele do życzenia. A mimo to udało się nam zatrudnić fajnego trenera i zbudować ciekawy zespół, który jest w stanie osiągać dobre wyniki. Tylko że na dłuższą metę, bez miejskiego wsparcia, tak się nie da funkcjonować, bo to jest jedynie powolna agonia klubu oraz sportu.
- Jest przecież wielce prawdopodobne, że w obecnych warunkach finansowych po sezonie olsztyński zespół przestanie istnieć, bowiem co lepsi zawodnicy spokojnie znajdą lepiej płacące kluby. Ale teraz skupmy się na infrastrukturze, o której pan wspomniał. Trwa budowa nowej Uranii, więc szczypiorniści i koszykarki za rok się do niej wprowadzą, jeśli będzie ich na to stać, ponieważ w obu klubach obawiają się znacznie większych kosztów związanych z korzystaniem z tej hali. Tymczasem Stomil wciąż musi grać na tzw. Estadio de la Gruz, który jest przedmiotem żartów w całym kraju, co na pewno potencjalnych sponsorów nie zachęca do wejścia do klubu. Zresztą jeden z nich już od wielu lat powtarza, że poważnie wspomoże finansowo Stomil tylko wtedy, gdy będzie nowy stadion. Jeden z tych, których w ostatnich latach dziesiątki powstały w polskich miastach i miasteczkach. Tylko nie w Olsztynie...
- Każdy widzi, w jakich warunkach gramy. Co prawda murawa jest przez OSiR utrzymywana w bardzo dobrym stanie, ale reszta znacznie od tego stanu odbiega. Od niedawna nowy stadion ma ŁKS Łódź, który nie dość, że otrzymuje wsparcie od miasta, to dzięki stadionowi może dodatkowo zarabiać, wynajmując pomieszczenia, organizując imprezy, a przede wszystkim sprzedając loże VIP-owskie, które są znaczącą pozycją w klubowym budżecie, bo za jedną za sezon firmy płacą od 100 do 150 tysięcy złotych. A jeśli na stadionie ma się takich lóż dwadzieścia, to łatwo policzyć, ile dodatkowych pieniędzy klub może zdobyć. Biznes potrzebuje takich miejsc, gdzie może zabrać swoich klientów, by spotkać się z nimi w niezobowiązującej atmosferze. My, niestety, takich możliwości nie mamy, bo obecnie możemy potencjalnym sponsorom zaoferować jedynie powieszenie baneru reklamowego na tle zrujnowanej odkrytej trybuny, co dla wielu z nich jakoś specjalnie atrakcyjne nie jest. Dlatego doceniam każdy olsztyński biznes, który mimo to, zazwyczaj ze względów sentymentalnych, jak na przykład firma DBK, wspiera nasz klub. Robią to ludzie kierowani sercem, którzy nie liczą, że w ten sposób zwiększą dochody swojej firmy. Staramy się im w zamian zapewnić jak najlepsze warunki promocyjne, choćby zwiększając pięciokrotnie nasze zasięgi w social mediach w ostatnich trzech miesiącach i promując podczas meczów transmitowanych w TVP Sport, które średnio ogląda 100 tysięcy widzów.
- Wspomina pan o sponsorach, którzy was wspierają, ale tego głównego, być może nawet tytularnego, nadal nie macie.
- Cały czas szukamy, prowadząc wiele rozmów, bo wcześniej takimi sponsorami albo były firmy, które sentymentalnie czuły się związane z klubem, jak Arbet czy DBK, albo takie, jak Galeria Warmińska i Budimex, które weszły w klub, bo w Olsztynie prowadziły swoje interesy. Był to oczywiście efekt tego, że miasto było wówczas właścicielem Stomilu, więc w tej sytuacji łatwiej było tego głównego sponsora znaleźć. Niestety, przez 20 lat jakoś nie udało się znaleźć poważnego sponsora, który związałby się z klubem na dobre na złe.
- A teraz jest to jeszcze trudniejsze, bo czasy mamy trudne...
- Dlatego dla potencjalnego odbiorcy z zewnątrz musimy się stać atrakcyjni marketingowo, czego w obecnej sytuacji nie jesteśmy w stanie w pełni zrobić. Bo gdzie na naszym stadionie w godziwych warunkach mógłby się spotkać olsztyński biznes? Nigdzie, bo takich warunków po prostu u nas nie ma.
- Tylko czy jest jeszcze szansa, by te warunki uległy zmianie, czyli czy Olsztyn w jakimś przewidywalnym czasie doczeka się nowego stadionu? Co prawda jeszcze niedawno z Warszawy dochodziły głosy, że pieniędzy mamy ponoć pod dostatkiem i cały świat chciał od nas pożyczać, ale my w Olsztynie doskonale wiemy, że bez środków unijnych taki stadion u nas na pewno nie powstanie.
- Cały czas pilotujemy programy unijne, ale do tego potrzebna jest przede wszystkim inicjatywa olsztyńskiego ratusza. Szansa była już w zeszłym roku, kiedy 30 milionów złotych można było przeznaczyć na stadion, co - jak wiemy - z dużym prawdopodobieństwem spotkałoby się z akceptacją strony rządowej, jednak pan prezydent Olsztyna ostatecznie złożył wniosek na dziurę pod Wysoką Bramą. Chodziło oczywiście o konserwację i renowację odkrytych tam wykopalisk archeologicznych. Szkoda, bo to stadion był i jest inwestycją strategiczną da Olsztyna. Przyznam, że dziwię się tej decyzji, bo przecież wcześniej Michał Brański, ówczesny właściciel Stomilu, bardzo władzom miasta poszedł na rękę. Zgodził się bowiem na aneks do umowy, którą podpisał z Olsztynem, gdy przejmował klub. Przypomnę, że miasto zobowiązało się wtedy do remontu trybuny odkrytej, ale pan Brański wyraził zgodę na to, by prace ograniczyły się jedynie do zwiększenia liczby miejsc na trybunie krytej. Wymagało to m.in. zmiany pozwolenia na budowę, dzięki czemu ratusz zaoszczędził kilka, a może nawet kilkanaście milionów złotych.
Bo jeśli wymiana desek na plaży miejskiej kosztowała cztery miliony, to remont trybuny musiałby kosztować nawet kilka razy więcej. Klub, a konkretnie pan Brański, zgodził się na tę zmianę bez żadnych warunków, licząc jedynie na dobrą współpracę z miastem w przyszłości. Tymczasem w nagrodę w kolejnym sezonie nie otrzymaliśmy od miasta nawet jednej złotówki wsparcia. Dokładne zero!
- Mimo to wasz dorobek punktowy od zera jest bardzo daleki! Jak będzie zatem wyglądała najbliższa przyszłość Stomilu?
- To wszystko jest uzależnione od rozmów z władzami Olsztyna i radnymi. Mówię o tym głośno i otwarcie, że przez ostatnich kilka miesięcy pokazaliśmy, jak w skromnych warunkach, wykorzystując jedynie nasze zdolności organizacyjne, możemy klub dobrze poukładać. Jednak w tym samym czasie nabrałem stuprocentowej pewności, że nie da się na tym poziomie prowadzić klubu bez wsparcia lokalnego samorządu. Mam nadzieję, że efektem wtorkowej rozmowy nie będzie powołanie kolejnej grupy roboczej, tylko osiągniemy wspólne stanowisko, dzięki czemu w końcu dostaniemy środki na odpowiednim poziomie. Przypominam, że chcielibyśmy jedynie, by Olsztyn wspomagał Stomil chociażby na takim samym poziomie, jak Elbląg wspomaga Olimpię, która tak jak my gra w II lidze. Jeśli jednak nie uda nam się dojść do porozumienia, wtedy każdego dnia będziemy głośno powtarzać, że taka sytuacja jest nieakceptowalna.
- Oczywiście, tylko w tym momencie warto jednak przypomnieć, że w czasach, w których klub zrobił te pięć milionów długu, właścicielem Stomilu było miasto, więc nadzór nad klubem był miejski. Natomiast dzisiaj to ja, jako główny udziałowiec klubu, czuwam nad tym, by taka sytuacja już nigdy się nie powtórzyła. A bez miejskiego partnerstwa nie ma sensu prowadzić klubu, bo to się po prostu nie może udać. Cieszę się, że na wtorek udało się umówić z panem prezydentem Grzymowiczem, bo mam nadzieję, że prezydent w końcu zobaczy te błędy, które były popełniane przez ostatnie 20 lat, że wspomnę chociażby o ostatnim sezonie, kiedy to z miasta nie otrzymaliśmy ani złotówki! Oczywiście w zestawieniu I ligi znaleźliśmy się na ostatnim miejscu, a Skra Częstochowa, która była przedostatnia, dostała od miasta milion złotych. Dopiero pod koniec tego roku, czyli już po spadku z I ligi, za promocję miasta dostaliśmy 200 tysięcy złotych brutto. Poza tym w obecnych rozgrywkach miasto pokrywa koszty oświetlenia stadionu, gdy gramy przy światłach. Tymczasem w ubiegłym sezonie średnie wsparcie pierwszoligowego klubu przez samorząd wyniosło - i to bez stypendiów! - cztery i pół miliona złotych! My tymczasem dostaliśmy okrągłe zero. Liczę, że te błędy zostaną wreszcie zauważone i teraz z panem prezydentem porozmawiamy o tym, jak je naprawić. Czyli ile pieniędzy trzeba przeznaczyć na sport w mieście oraz jak te środki najrozsądniej wydać. Ja nie mam z tym problemu, ba, nawet chciałbym, żeby miasto interesowało się tym, ile i na co wydajemy pieniądze. Bo chcę, żeby finanse klubowe były transparentne. Z finansowego wsparcia ze strony miasta jestem gotowy rozliczać się co do złotówki. Nie mamy się przecież czego wstydzić, ponieważ w Stomilu żyjemy bardzo skromnie. I tak miesięcznie na wynagrodzenia wszystkich zawodników wydajemy zaledwie niewiele ponad 100 tysięcy złotych brutto brutto. Czyli piłkarze otrzymują przeciętnie niewiele powyżej minimalnego wynagrodzenia... Tylko że w Olsztynie, jeśli chodzi o gry zespołowe, nie tylko my klepiemy biedę, bo nie przelewa się także koszykarkom czy piłkarzom ręcznym, o futbolu amerykańskim już nawet nie wspomnę. Najwięcej, bo około pół miliona z samorządu Olsztyna, dostają siatkarze, ale to też kwota zdecydowanie poniżej plusligowych standardów. Takie warunki finansowe zniechęcają piłkarzy do przychodzenia do Olsztyna, tym bardziej że infrastruktura sportowa też pozostawia - delikatnie mówiąc - wiele do życzenia. A mimo to udało się nam zatrudnić fajnego trenera i zbudować ciekawy zespół, który jest w stanie osiągać dobre wyniki. Tylko że na dłuższą metę, bez miejskiego wsparcia, tak się nie da funkcjonować, bo to jest jedynie powolna agonia klubu oraz sportu.
- Jest przecież wielce prawdopodobne, że w obecnych warunkach finansowych po sezonie olsztyński zespół przestanie istnieć, bowiem co lepsi zawodnicy spokojnie znajdą lepiej płacące kluby. Ale teraz skupmy się na infrastrukturze, o której pan wspomniał. Trwa budowa nowej Uranii, więc szczypiorniści i koszykarki za rok się do niej wprowadzą, jeśli będzie ich na to stać, ponieważ w obu klubach obawiają się znacznie większych kosztów związanych z korzystaniem z tej hali. Tymczasem Stomil wciąż musi grać na tzw. Estadio de la Gruz, który jest przedmiotem żartów w całym kraju, co na pewno potencjalnych sponsorów nie zachęca do wejścia do klubu. Zresztą jeden z nich już od wielu lat powtarza, że poważnie wspomoże finansowo Stomil tylko wtedy, gdy będzie nowy stadion. Jeden z tych, których w ostatnich latach dziesiątki powstały w polskich miastach i miasteczkach. Tylko nie w Olsztynie...
- Każdy widzi, w jakich warunkach gramy. Co prawda murawa jest przez OSiR utrzymywana w bardzo dobrym stanie, ale reszta znacznie od tego stanu odbiega. Od niedawna nowy stadion ma ŁKS Łódź, który nie dość, że otrzymuje wsparcie od miasta, to dzięki stadionowi może dodatkowo zarabiać, wynajmując pomieszczenia, organizując imprezy, a przede wszystkim sprzedając loże VIP-owskie, które są znaczącą pozycją w klubowym budżecie, bo za jedną za sezon firmy płacą od 100 do 150 tysięcy złotych. A jeśli na stadionie ma się takich lóż dwadzieścia, to łatwo policzyć, ile dodatkowych pieniędzy klub może zdobyć. Biznes potrzebuje takich miejsc, gdzie może zabrać swoich klientów, by spotkać się z nimi w niezobowiązującej atmosferze. My, niestety, takich możliwości nie mamy, bo obecnie możemy potencjalnym sponsorom zaoferować jedynie powieszenie baneru reklamowego na tle zrujnowanej odkrytej trybuny, co dla wielu z nich jakoś specjalnie atrakcyjne nie jest. Dlatego doceniam każdy olsztyński biznes, który mimo to, zazwyczaj ze względów sentymentalnych, jak na przykład firma DBK, wspiera nasz klub. Robią to ludzie kierowani sercem, którzy nie liczą, że w ten sposób zwiększą dochody swojej firmy. Staramy się im w zamian zapewnić jak najlepsze warunki promocyjne, choćby zwiększając pięciokrotnie nasze zasięgi w social mediach w ostatnich trzech miesiącach i promując podczas meczów transmitowanych w TVP Sport, które średnio ogląda 100 tysięcy widzów.
- Wspomina pan o sponsorach, którzy was wspierają, ale tego głównego, być może nawet tytularnego, nadal nie macie.
- Cały czas szukamy, prowadząc wiele rozmów, bo wcześniej takimi sponsorami albo były firmy, które sentymentalnie czuły się związane z klubem, jak Arbet czy DBK, albo takie, jak Galeria Warmińska i Budimex, które weszły w klub, bo w Olsztynie prowadziły swoje interesy. Był to oczywiście efekt tego, że miasto było wówczas właścicielem Stomilu, więc w tej sytuacji łatwiej było tego głównego sponsora znaleźć. Niestety, przez 20 lat jakoś nie udało się znaleźć poważnego sponsora, który związałby się z klubem na dobre na złe.
- A teraz jest to jeszcze trudniejsze, bo czasy mamy trudne...
- Dlatego dla potencjalnego odbiorcy z zewnątrz musimy się stać atrakcyjni marketingowo, czego w obecnej sytuacji nie jesteśmy w stanie w pełni zrobić. Bo gdzie na naszym stadionie w godziwych warunkach mógłby się spotkać olsztyński biznes? Nigdzie, bo takich warunków po prostu u nas nie ma.
- Tylko czy jest jeszcze szansa, by te warunki uległy zmianie, czyli czy Olsztyn w jakimś przewidywalnym czasie doczeka się nowego stadionu? Co prawda jeszcze niedawno z Warszawy dochodziły głosy, że pieniędzy mamy ponoć pod dostatkiem i cały świat chciał od nas pożyczać, ale my w Olsztynie doskonale wiemy, że bez środków unijnych taki stadion u nas na pewno nie powstanie.
- Cały czas pilotujemy programy unijne, ale do tego potrzebna jest przede wszystkim inicjatywa olsztyńskiego ratusza. Szansa była już w zeszłym roku, kiedy 30 milionów złotych można było przeznaczyć na stadion, co - jak wiemy - z dużym prawdopodobieństwem spotkałoby się z akceptacją strony rządowej, jednak pan prezydent Olsztyna ostatecznie złożył wniosek na dziurę pod Wysoką Bramą. Chodziło oczywiście o konserwację i renowację odkrytych tam wykopalisk archeologicznych. Szkoda, bo to stadion był i jest inwestycją strategiczną da Olsztyna. Przyznam, że dziwię się tej decyzji, bo przecież wcześniej Michał Brański, ówczesny właściciel Stomilu, bardzo władzom miasta poszedł na rękę. Zgodził się bowiem na aneks do umowy, którą podpisał z Olsztynem, gdy przejmował klub. Przypomnę, że miasto zobowiązało się wtedy do remontu trybuny odkrytej, ale pan Brański wyraził zgodę na to, by prace ograniczyły się jedynie do zwiększenia liczby miejsc na trybunie krytej. Wymagało to m.in. zmiany pozwolenia na budowę, dzięki czemu ratusz zaoszczędził kilka, a może nawet kilkanaście milionów złotych.
Bo jeśli wymiana desek na plaży miejskiej kosztowała cztery miliony, to remont trybuny musiałby kosztować nawet kilka razy więcej. Klub, a konkretnie pan Brański, zgodził się na tę zmianę bez żadnych warunków, licząc jedynie na dobrą współpracę z miastem w przyszłości. Tymczasem w nagrodę w kolejnym sezonie nie otrzymaliśmy od miasta nawet jednej złotówki wsparcia. Dokładne zero!
- Mimo to wasz dorobek punktowy od zera jest bardzo daleki! Jak będzie zatem wyglądała najbliższa przyszłość Stomilu?
- To wszystko jest uzależnione od rozmów z władzami Olsztyna i radnymi. Mówię o tym głośno i otwarcie, że przez ostatnich kilka miesięcy pokazaliśmy, jak w skromnych warunkach, wykorzystując jedynie nasze zdolności organizacyjne, możemy klub dobrze poukładać. Jednak w tym samym czasie nabrałem stuprocentowej pewności, że nie da się na tym poziomie prowadzić klubu bez wsparcia lokalnego samorządu. Mam nadzieję, że efektem wtorkowej rozmowy nie będzie powołanie kolejnej grupy roboczej, tylko osiągniemy wspólne stanowisko, dzięki czemu w końcu dostaniemy środki na odpowiednim poziomie. Przypominam, że chcielibyśmy jedynie, by Olsztyn wspomagał Stomil chociażby na takim samym poziomie, jak Elbląg wspomaga Olimpię, która tak jak my gra w II lidze. Jeśli jednak nie uda nam się dojść do porozumienia, wtedy każdego dnia będziemy głośno powtarzać, że taka sytuacja jest nieakceptowalna.
WARTO WIEDZIEĆ
W 2021 roku z klubów I i II ligi piłkarskiej największą dotację od władz miasta otrzymał GKS Katowice - 7,8 mln zł. Na tym nie koniec, bo w sumie katowicka spółka sportowa, w której są też ekstraligowe sekcje siatkówki, hokeja oraz kobiecej piłki nożnej, otrzymała aż 25,5 mln zł.
W 2021 roku z klubów I i II ligi piłkarskiej największą dotację od władz miasta otrzymał GKS Katowice - 7,8 mln zł. Na tym nie koniec, bo w sumie katowicka spółka sportowa, w której są też ekstraligowe sekcje siatkówki, hokeja oraz kobiecej piłki nożnej, otrzymała aż 25,5 mln zł.
- Na koniec naszej rozmowy wróćmy jeszcze do wielkiego futbolu. Kto zostanie mistrzem świata?
- Pierwszy kandydat to Brazylia, która w Katarze prezentuje bardzo solidną formę i w obronie, i w ataku. Ale Argentyna też będzie groźna, miałem zresztą okazję obejrzeć ją na żywo w meczu z Polską. Gra w niej Leo Messi, czyli piłkarz, jakiego światowy futbol jeszcze nigdy nie widział. Messi - w przeciwieństwie do Cristiano Ronaldo - zawsze gra dla drużyny, będąc jej sercem i motorem. Widziałem wiele ważnych meczów czy to Ligi Mistrzów, czy to reprezentacji, ale to, co prezentują Argentyńczycy, przekracza wszystko, co do tej pory oglądałem. Trzecim kandydatem jest oczywiście Francja, która w 1/8 finału z pewnymi problemami poradziła sobie z Polską.
ARTUR DRYHYNYCZ
- Pierwszy kandydat to Brazylia, która w Katarze prezentuje bardzo solidną formę i w obronie, i w ataku. Ale Argentyna też będzie groźna, miałem zresztą okazję obejrzeć ją na żywo w meczu z Polską. Gra w niej Leo Messi, czyli piłkarz, jakiego światowy futbol jeszcze nigdy nie widział. Messi - w przeciwieństwie do Cristiano Ronaldo - zawsze gra dla drużyny, będąc jej sercem i motorem. Widziałem wiele ważnych meczów czy to Ligi Mistrzów, czy to reprezentacji, ale to, co prezentują Argentyńczycy, przekracza wszystko, co do tej pory oglądałem. Trzecim kandydatem jest oczywiście Francja, która w 1/8 finału z pewnymi problemami poradziła sobie z Polską.
ARTUR DRYHYNYCZ
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez