MUNDIAL 1974: Srebrne orły Górskiego
2022-11-17 13:00:00(ost. akt: 2022-11-17 10:26:17)
PIŁKA NOŻNA\\\ Kiedy tuż przed Mundialem w 1974 roku Polacy przegrali 1:4 w sparingu z VfB Stuttgart, na Kazimierza Górskiego spadła fala krytyki. Trener odpowiedział, że dopiero turniej pokaże prawdziwe oblicze jego drużyny. No i się nie mylił.
„Orły Górskiego” pokazały pazury w eliminacjach mistrzostw świata, bo dzięki zwycięskiemu remisowi na Wembley (1:1) zablokowały drogę do turnieju finałowego Anglikom, którzy siedem lat wcześniej zostali najlepszą jedenastką globu. W meczach towarzyskich poprzedzających Mundial reprezentacja Polski prezentowała się jednak poniżej oczekiwań kibiców. A że w losowaniu grup szczęścia nie mieliśmy, bo trafiliśmy na Argentynę i Włochy, więc wszystko, a na pewno wiele, wskazywało na to, że biało-czerwonym pozostanie walka z Haiti o trzecie miejsce w grupie, na czym ich udział w turnieju finałowym MŚ miał się zakończyć (z każdej grupy awansowały po dwa najlepsze zespoły).
Tymczasem na inaugurację Mundialu podopieczni Górskiego pokonali 3:2 faworyzowaną Argentynę, po czym rozbili 7:0 słabe Haiti - wynik byłby wyższy, gdyby nie bramkarz Henry Francillon. Haitańczykom nie pomógł nawet szaman, którego ściągnęli do Niemieckiej Republiki Federalnej. Warto przypomnieć, że chociaż był to jeden z najsłabszych uczestników Mundialu - obok Zairu - to jednak potrafił postawić się Włochom, utrzymując do przerwy bezbramkowy remis. Tuż po przerwie Haiti objęło nawet prowadzenie po strzale Emmanuela Sanona, ale sensacji nie było, bo ostatecznie faworyt wygrał 3:1. Co ciekawe Sanon zdobył gola także w meczu z Argentyną (1:4), w efekcie po Mundialu podpisał kontrakt z belgijskim Germinalem Beerschot, gdzie grał do 1980 roku.
Tymczasem na inaugurację Mundialu podopieczni Górskiego pokonali 3:2 faworyzowaną Argentynę, po czym rozbili 7:0 słabe Haiti - wynik byłby wyższy, gdyby nie bramkarz Henry Francillon. Haitańczykom nie pomógł nawet szaman, którego ściągnęli do Niemieckiej Republiki Federalnej. Warto przypomnieć, że chociaż był to jeden z najsłabszych uczestników Mundialu - obok Zairu - to jednak potrafił postawić się Włochom, utrzymując do przerwy bezbramkowy remis. Tuż po przerwie Haiti objęło nawet prowadzenie po strzale Emmanuela Sanona, ale sensacji nie było, bo ostatecznie faworyt wygrał 3:1. Co ciekawe Sanon zdobył gola także w meczu z Argentyną (1:4), w efekcie po Mundialu podpisał kontrakt z belgijskim Germinalem Beerschot, gdzie grał do 1980 roku.
Ale wróćmy do Polaków, którzy przed ostatnim meczem grupowym już mieli zapewniony awans do kolejnej rundy. Ich znakomita gra wywołała euforię w kraju, w efekcie podczas meczów ulice polskich miast się wyludniały - czegoś takiego nie było ani wcześniej, ani później.
Na zakończenie fazy grupowej biało-czerwoni grali z Włochami - gdyby odpuścili lub gdyby trener Górski dał pograć zmiennikom, wtedy Włosi mogli wygrać lub zremisować, dzięki czemu oni też by awansowali do drugiej rundy. Górskie jednak nie zamierzał odpuścić, w efekcie Polacy wygrali 2:1 - taki wynik wywołał euforię w Argentynie. Po latach wyszło na jaw, że Argentyńczycy postanowili dodatkowo zmotywować polską reprezentację do walki z Włochami, ofiarowując jej 24 tysiące dolarów. Pośrednikiem - jak twierdzi Grzegorz Lato - miał być Robert Gadocha, który jednak wiedział, że nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu meczu z Włochami. No i nie było, biało-czerwoni wygrali, Argentyńczycy się cieszyli z awansu, a Gadocha z pieniędzy, które mu spadły z nieba. Podobno przytulił 18 tysięcy dolarów, co było wtedy trudną do ogarnięcia fortuną, bo większość Polaków zarabiała wtedy około 20 dolarów miesięcznie.
* Polska - Argentyna 3:2 (2:0)
1:0 - Lato (7), 2:0 - Szarmach (8), 2:1 - Heredia (60), 3:1 - Lato (62), 3:2 - Babington (66)
* Haiti - Polska 0:7 (0:5)
0:1 - Lato (17), 0:2 - Deyna (18), 0:3 - Szarmach (30), 0:4 - Gorgoń (31), 0:5, 0:6 - Szarmach (34, 50), 0:7 - Lato (87)
* Polska - Włochy 2:1 (2:0)
1:0 - Szarmach (38), 2:0 - Deyna (44), 2:1 - Capello (85)
Na zakończenie fazy grupowej biało-czerwoni grali z Włochami - gdyby odpuścili lub gdyby trener Górski dał pograć zmiennikom, wtedy Włosi mogli wygrać lub zremisować, dzięki czemu oni też by awansowali do drugiej rundy. Górskie jednak nie zamierzał odpuścić, w efekcie Polacy wygrali 2:1 - taki wynik wywołał euforię w Argentynie. Po latach wyszło na jaw, że Argentyńczycy postanowili dodatkowo zmotywować polską reprezentację do walki z Włochami, ofiarowując jej 24 tysiące dolarów. Pośrednikiem - jak twierdzi Grzegorz Lato - miał być Robert Gadocha, który jednak wiedział, że nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu meczu z Włochami. No i nie było, biało-czerwoni wygrali, Argentyńczycy się cieszyli z awansu, a Gadocha z pieniędzy, które mu spadły z nieba. Podobno przytulił 18 tysięcy dolarów, co było wtedy trudną do ogarnięcia fortuną, bo większość Polaków zarabiała wtedy około 20 dolarów miesięcznie.
* Polska - Argentyna 3:2 (2:0)
1:0 - Lato (7), 2:0 - Szarmach (8), 2:1 - Heredia (60), 3:1 - Lato (62), 3:2 - Babington (66)
* Haiti - Polska 0:7 (0:5)
0:1 - Lato (17), 0:2 - Deyna (18), 0:3 - Szarmach (30), 0:4 - Gorgoń (31), 0:5, 0:6 - Szarmach (34, 50), 0:7 - Lato (87)
* Polska - Włochy 2:1 (2:0)
1:0 - Szarmach (38), 2:0 - Deyna (44), 2:1 - Capello (85)
* Inne wyniki: Włochy - Haiti 3:1 (0:0), Argentyna - Włochy 1:1 (1:1), Argentyna - Haiti 4:1 (2:0)
Grupa D
1. Polska 6 12:3
2. Argentyna 3 7:5
---------------------------
3. Włochy 3 5:4
4. Haiti 0 2:14
1. Polska 6 12:3
2. Argentyna 3 7:5
---------------------------
3. Włochy 3 5:4
4. Haiti 0 2:14
W drugiej fazie mistrzostw rywalami Polaków były reprezentacje Jugosławii, Szwecji i Niemiec zachodnich. Na tym etapie rywalizacja była zdecydowanie bardziej wyrównana. Po jednobramkowych zwycięstwach nad Szwedami (obroniony rzut karny przez Jana Tomaszewskiego) i Jugosławią, 3 lipca we Frankfurcie doszło do meczu, który decydował o pierwszym miejscu w grupie i zarazem o awansie do finału. Wydarzenie do przeszło do historii futbolu jako mecz na wodzie, bowiem przez Frankfurt przeszła olbrzymia ulewa, w wyniku której bardziej było to waterpolo niż futbol. Polacy mieli gorszy bilans bramkowy od Niemców, więc musieli wygrać, tymczasem na zalanym wodą boisku trudno było przeprowadzać szybkie ataki, z których biało-czerwoni byli znani, bowiem piłka po prostu zatrzymywała się w olbrzymich kałużach. Jan Tomaszewski znowu obronił jedenastkę, jednak w 76. minucie był bezradny przy strzale Gerda Muellera. W efekcie ekipa Górskiego po raz pierwszy musiała przełknąć gorycz porażki, która oznaczała, że 6 lipca zagrają z Brazylią o trzecie miejsce.
* Szwecja - Polska 0:1 (0:1)
0:1 - Lato (43)
* Polska - Jugosławia 2:1 (1:1)
1:0 - Deyna (24 k), 1:1 - Karasi (43), 2:1 - Lato (62)
0:1 - Lato (43)
* Polska - Jugosławia 2:1 (1:1)
1:0 - Deyna (24 k), 1:1 - Karasi (43), 2:1 - Lato (62)
* Polska - RFN 0:1 (0:0)
0:1 - Mueller (76)
0:1 - Mueller (76)
* Inne wyniki: Jugosławia - RFN 0:2 (0:1), RFN - Szwecja 4:2 (0:1), Szwecja - Jugosławia 2:1 (1:1)
Grupa 2
1. RFN 6 7:2
------------------------
2. Polska 4 3:2
------------------------
3. Szwecja 2 4:6
4. Jugosławia 0 2:6
1. RFN 6 7:2
------------------------
2. Polska 4 3:2
------------------------
3. Szwecja 2 4:6
4. Jugosławia 0 2:6
W późniejszych wypowiedziach Górski nigdy nie krytykował decyzji sędziów, którzy zezwolili na rozegranie meczu w tak ekstremalnych warunkach. Na konferencji prasowej powiedział: - Przegraliśmy po równorzędnej walce z finalistą mistrzostw świata, którego ja typuję na zwycięzcę. Wpajam piłkarzom, że trzeba umieć przegrywać.
Trener się nie pomylił, bo Niemcy rzeczywiście zdobyli tytuł, ogrywając w finale 2:1 (2:1) Holendrów. W swoim ostatnim występie w mistrzostwach Polacy ponownie pokazali klasę - pokonali w meczu o trzecie miejsce broniących tytułu Brazylijczyków 1:0. Decydującą bramkę po rajdzie przez pół boiska zdobył Grzegorz Lato, z siedmioma trafieniami król strzelców turnieju. Warto dodać, że drugi w tym zestawieniu był Andrzej Szarmach, który ze względu na kontuzję stawu skokowego nie zagrał z Niemcami.
- Często myślę o tym fatalnym meczu z RFN. Sami piłkarze niemieccy mówili później, że o ich zwycięstwie zadecydował przypadek - wspominał po latach w rozmowie z PAP Grzegorz Lato. - Ale przede wszystkim to spotkanie nie powinno się odbyć. W dzisiejszej piłce coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Nawet wtedy przy takich warunkach odwoływano mecze. Na zalanym boisku zupełnie nie dało się przyspieszyć gry. Technika nie miała znaczenia. Piłka uciekała jak na filmach rysunkowych. Niemcom remis wystarczał do finału, my musieliśmy wygrać, mieliśmy więc inne założenia, graliśmy inaczej. Mieliśmy okazje, żeby strzelić gola, ale ratował ich bramkarz. Ja w pierwszej połowie miałem sytuację sam na sam, piłka odbiła mi się od kolana, bramkarz wybił, Gadocha dobijał, ale ktoś go zablokował. Maier obronił też świetne uderzenia Deyny i Kmiecika. Bramkę straciliśmy przypadkowo. Szymanowski nieszczęśliwie odbił, piłka trafiła do Muellera i ten jakoś wbił ją do bramki - opowiadał Lato, dodając, że polski zespół i tak zaszedł dalej niż się wszyscy spodziewali. - Tylko trener Górski w nas wierzył do końca. W kraju - i nie tylko - mówili, że nie wyjdziemy z grupy. Miały liczyć się tylko Argentyna i Włochy, a Polska i Haiti miały stanowić tło. Tego sukcesu już nikt nam nie zabierze. Zawsze w statystykach będzie, że Polska miała trzecie miejsce, a Lato był królem strzelców. A jak ktoś będzie chciał sięgnąć głębiej, to dowie się, jak efektowną, nowoczesną piłkę wówczas graliśmy.
Trener się nie pomylił, bo Niemcy rzeczywiście zdobyli tytuł, ogrywając w finale 2:1 (2:1) Holendrów. W swoim ostatnim występie w mistrzostwach Polacy ponownie pokazali klasę - pokonali w meczu o trzecie miejsce broniących tytułu Brazylijczyków 1:0. Decydującą bramkę po rajdzie przez pół boiska zdobył Grzegorz Lato, z siedmioma trafieniami król strzelców turnieju. Warto dodać, że drugi w tym zestawieniu był Andrzej Szarmach, który ze względu na kontuzję stawu skokowego nie zagrał z Niemcami.
- Często myślę o tym fatalnym meczu z RFN. Sami piłkarze niemieccy mówili później, że o ich zwycięstwie zadecydował przypadek - wspominał po latach w rozmowie z PAP Grzegorz Lato. - Ale przede wszystkim to spotkanie nie powinno się odbyć. W dzisiejszej piłce coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Nawet wtedy przy takich warunkach odwoływano mecze. Na zalanym boisku zupełnie nie dało się przyspieszyć gry. Technika nie miała znaczenia. Piłka uciekała jak na filmach rysunkowych. Niemcom remis wystarczał do finału, my musieliśmy wygrać, mieliśmy więc inne założenia, graliśmy inaczej. Mieliśmy okazje, żeby strzelić gola, ale ratował ich bramkarz. Ja w pierwszej połowie miałem sytuację sam na sam, piłka odbiła mi się od kolana, bramkarz wybił, Gadocha dobijał, ale ktoś go zablokował. Maier obronił też świetne uderzenia Deyny i Kmiecika. Bramkę straciliśmy przypadkowo. Szymanowski nieszczęśliwie odbił, piłka trafiła do Muellera i ten jakoś wbił ją do bramki - opowiadał Lato, dodając, że polski zespół i tak zaszedł dalej niż się wszyscy spodziewali. - Tylko trener Górski w nas wierzył do końca. W kraju - i nie tylko - mówili, że nie wyjdziemy z grupy. Miały liczyć się tylko Argentyna i Włochy, a Polska i Haiti miały stanowić tło. Tego sukcesu już nikt nam nie zabierze. Zawsze w statystykach będzie, że Polska miała trzecie miejsce, a Lato był królem strzelców. A jak ktoś będzie chciał sięgnąć głębiej, to dowie się, jak efektowną, nowoczesną piłkę wówczas graliśmy.
Jednym z odkryć turnieju był zaledwie 20-letni wówczas obrońca Władysław Żmuda. - Nie było łatwo, bo przed mistrzostwami zagrałem tylko trzy oficjalne mecze w kadrze - przypomniał Żmuda, który po udanym Mundialu z Gwardii Warszawa odszedł do Śląska Wrocław. - Starsi mieli większe doświadczenie, bo grali w eliminacjach. Ale takim żółtodziobem to znowu nie byłem. Grałem przecież regularnie w reprezentacji do lat 23, w juniorach i to o dwa lata z wyprzedzeniem. Czułem się pewnie, wierzyłem w siebie. Uważałem, że nie trzeba się bać, bo w sporcie nie ma na to miejsca. Przed mistrzostwami nie liczyłem, że znajdę się w szerokiej kadrze. A tu takie zaskoczenie. Widziałem, że w meczu z Argentyną ciąży na mnie duża odpowiedzialność. Jakbym zawalił, to cała kariera inaczej by się potoczyła. Bramka z Niemcami to moment nieuwagi, Mueller huknął i po sprawie. To był nasz jedyny duży błąd w tym meczu - przyznał po latach Żmuda, który w sumie podczas czterech Mundialów (1974, 1978, 1982, 1986) rozegrał aż 21 spotkań, najwięcej ze wszystkich Polaków w historii.
dryh
dryh
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez