Pokazałem, że nie zardzewiałem
2022-10-21 12:00:00(ost. akt: 2022-10-20 17:26:31)
KOSZYKÓWKA\\\ Reprezentanci Rosia Pisz dobrze otworzyli nowy drugoligowy sezon, wygrywając dwa spotkania we własnej hali. - W takiej atmosferze nie można doczekać się kolejnego spotkania – mówi Kamil Zajkowski, 38-letni wychowanek klubu.
- W sobotnim meczu wróciłeś na boisko rok po wyleczeniu kontuzji kolana, zapisałeś na swoim koncie sześć punktów, a kibice skandowali twoje nazwisko. Mecz z Sokołem pewnie pozostanie w pamięci na długo?
- Czegoś takiego w koszykówce jeszcze nie przeżyłem. Gram już trochę lat, właściwie to powoli już kończę, ale to jeden z tych momentów, który zapamiętam do końca życia. Zawsze na trybunach jest moja żona z dziećmi, rodzeństwo, szwagier, kibicują mi koledzy, z którymi trenowałem przez wiele lat. To oni prowadzą doping na naszych meczach, więc mam tam swoich ludzi (śmiech). Ciężko pracowałem, żeby znów pojawić się na boisku. Cały czas mam jednak głód koszykówki w tym naszym drugoligowym wydaniu. Trenuję pięć razy w tygodniu, wierzę, że mogę dać coś drużynie i ciągle sprawia mi to przyjemność. Miałem zakończyć granie w klubie w poprzednim roku, ale szybko wyeliminowała mnie kontuzja, więc mam nadzieję, że teraz to będzie pożegnanie na moich warunkach.
- Zadajesz sobie pytanie: Po co mi to było? Mam na myśli problemy ze zdrowiem i w ogóle zaangażowanie się w projekt II ligi koszykówki w Piszu, gdy - tak jak powiedziałeś - wielu twoich kolegów ogranicza się już tylko do kibicowania?
- Bardzo często słyszałem to od znajomych, bo kontuzja nie tylko wyeliminowała mnie z treningów i gry, ale także pokrzyżowała osobiste plany. Przeszedłem artroskopię dopiero w maju. Cały czas odczuwam skutki urazu, raz w tygodniu jestem w Olsztynie w Centrum Medycznym Woźniak, by dbać o to kolano jak najlepiej, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. A w pierwszych rozmowach o zorganizowaniu zespołu seniorów w Rosiu faktycznie uczestniczyłem. To było spotkanie, nazwijmy je towarzyskim, po zakończeniu naszej ligi w Piszu. Zaczęliśmy się liczyć, kto jest do gry, kto może zaangażować się w spięcie tego organizacyjnie. Tak to się zaczęło. Dobrze, że prezes Zbigniew Bessman miał tyle odwagi i chęci, by wziąć to na swoje barki, bo pracy jest mnóstwo. W debiutanckim sezonie w III lidze, grając prawie tylko zawodnikami z Pisza, zdobyliśmy wicemistrzostwo i poszliśmy za ciosem, przystępując do II ligi. Jesteśmy jedynym klubem w województwie z męską drużyną na takim poziomie, więc to też o czymś świadczy, a w zespole grają wychowankowie Rosia z różnych okresów, bo ja mam 38 lat, a Maks Turski tylko 17.
- Za wami sezon, w którym walczyliście o utrzymanie, ale teraz celem jest awans do play-off, czyli górna połówka tabeli i kolejny krok w przód?
- Nie boimy się w Piszu poważnych planów. To nie są puste słowa, tylko praca wszystkich zaangażowanych w życie klubu. Robimy coś fajnego, mamy z tego satysfakcję i chcemy się rozwijać. Jeśli chodzi o zespół, to pierwsze mecze nowego sezonu pokazały, że jesteśmy kadrowo mocniejsi niż przed rokiem. Został trzon drużyny i naprawdę trafiliśmy z transferami, bo doszli do nas klasowi zawodnicy. Patryk Andruk i Pavlo Bondarenko szybko stali się filarami zespołu, tak jak oczekiwaliśmy. Poza tym każdy z nas złapał już trochę doświadczenia. Trzeba zauważyć, że dużą wartością Rosia jest trener Roman Skrzecz. To bardzo doświadczony szkoleniowiec, który wykonuje z nami ogromną pracę. Maksymalnie wykorzystuje każdy trening, nie odpuszcza nam nawet na chwilę. Uczciwie traktuje swoje obowiązki, a my wszyscy widzimy, że efekty są coraz lepsze. Z Sokołem Ostrów Mazowiecka zagraliśmy na swoich warunkach, byliśmy prawdziwym zespołem i odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo.
- Waszym kolejnym rywalem w Piszu będzie Znicz Pruszków. Dla młodszych kolegów to może być po prostu starcie z liderem, a dla ciebie?
- Doskonale pamiętam Mazowszankę, z lat gdy była jednym z najmocniejszych klubów w Polsce (mistrz Polski z 1995 i 1997 roku - red.). Zresztą, gdy byliśmy kiedyś na turnieju młodzieżowym w Pruszkowie z trenerem Janem Alickim, to spotkaliśmy ten mistrzowski zespół, gdy wyjeżdżał na piąty mecz finałowy ze Śląskiem Wrocław (1998 rok, mistrzem został wtedy Śląsk - red.). Spotkanie z Szybilskim, Dryją i Walkerem było wtedy dla nas ogromnym przeżyciem. Autografy, które przywieźliśmy do domów, były chyba ważniejsze od turnieju (śmiech). Teraz Pruszków to też gwiazdy w naszej lidze. Po spadku zachowali wartościowych graczy z poprzedniego sezonu. Na pewno są faworytem naszej grupy i jednym z zespołów, które w play-offach będą walczyć o awans do I ligi. Ja liczę na spotkanie z Mateuszem Szwedem, którego pamiętam z gry w AZS UWM Olsztyn w II lidze. On był wtedy liderem klubu z Żyrardowa.
- Jak się dogadujesz z kolegami z drużyny, z którymi dzieli cię pokolenie?
- Ani ja, ani oni nie mamy z tym problemu, bo to wartościowi ludzie i zawodnicy. Wiadomo, że ja byłem wychowany w innych czasach, ale rozumiem ich i staram się wspierać. Jako najstarszy kolega z drużyny jestem dla nich łącznikiem z prezesem, bo gdy trzeba coś załatwić, to z reguły najpierw rozmawiają ze mną i proszą, żebym poruszył temat. Kontakt z prezesem mam dobry, więc nie mam z tym problemu. Czasami podpowiadam im, jak powinni się zachować lub robię coś pierwszy i proszę, żeby dołączyli. Pokazuję im też, że koszykówka jest ważna, ale nie najważniejsza w życiu. Mam żonę, dzieci, dom, pracę i po tym wszystkim dopiero mam czas na sport. Widzą po prostu, że jesteśmy na innych etapach, ale chyba trochę im to imponuje. Mam nadzieję, że będzie im dane zagrać wyżej i związać się z koszykówką zawodowo, a jeśli nie, to będzie to dla nich po prostu prawdziwa pasja, na którą zawsze znajdą czas i chęci.
- Trudno zaadaptować ci się do koszykówki w dzisiejszym wydaniu?
- Na pewno cały czas uczę się, bo kiedyś podkoszowy miał głównie stawiać zasłony, rozpychać się i szukać punktów spod kosza. Dzisiaj ta gra jest bardziej otwarta, wymienność pozycji dużo większa, a zawodnicy bardziej uniwersalni. Wiem, że dużą wartością zawodnika mojego pokroju jest dobry rzut z dystansu. Doskonale pokazał nam to w ostatnim meczu wysoki gracz Sokoła, który bardzo często pojawiał się na obwodzie i oddał aż osiem rzutów za trzy punkty (ale tylko trzy razy trafił - chodzi o Mateusza Zozunia - red.). Trener Roman Skrzecz namawia nas do odważnej gry w ofensywie i potrafi skrytykować bardziej za brak decyzji o rzucie niż za próbę nieudaną. Przeciwko Sokołowi zdobyłem pierwsze punkty w sezonie. Miałem trzy próby i sto procent skuteczności, więc pokazałem, że nie zardzewiałem (śmiech). Mam nadzieję, że w kolejnych meczach będziemy prezentować się równie dobrze.
Łukasz Szymański
- Czegoś takiego w koszykówce jeszcze nie przeżyłem. Gram już trochę lat, właściwie to powoli już kończę, ale to jeden z tych momentów, który zapamiętam do końca życia. Zawsze na trybunach jest moja żona z dziećmi, rodzeństwo, szwagier, kibicują mi koledzy, z którymi trenowałem przez wiele lat. To oni prowadzą doping na naszych meczach, więc mam tam swoich ludzi (śmiech). Ciężko pracowałem, żeby znów pojawić się na boisku. Cały czas mam jednak głód koszykówki w tym naszym drugoligowym wydaniu. Trenuję pięć razy w tygodniu, wierzę, że mogę dać coś drużynie i ciągle sprawia mi to przyjemność. Miałem zakończyć granie w klubie w poprzednim roku, ale szybko wyeliminowała mnie kontuzja, więc mam nadzieję, że teraz to będzie pożegnanie na moich warunkach.
- Zadajesz sobie pytanie: Po co mi to było? Mam na myśli problemy ze zdrowiem i w ogóle zaangażowanie się w projekt II ligi koszykówki w Piszu, gdy - tak jak powiedziałeś - wielu twoich kolegów ogranicza się już tylko do kibicowania?
- Bardzo często słyszałem to od znajomych, bo kontuzja nie tylko wyeliminowała mnie z treningów i gry, ale także pokrzyżowała osobiste plany. Przeszedłem artroskopię dopiero w maju. Cały czas odczuwam skutki urazu, raz w tygodniu jestem w Olsztynie w Centrum Medycznym Woźniak, by dbać o to kolano jak najlepiej, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. A w pierwszych rozmowach o zorganizowaniu zespołu seniorów w Rosiu faktycznie uczestniczyłem. To było spotkanie, nazwijmy je towarzyskim, po zakończeniu naszej ligi w Piszu. Zaczęliśmy się liczyć, kto jest do gry, kto może zaangażować się w spięcie tego organizacyjnie. Tak to się zaczęło. Dobrze, że prezes Zbigniew Bessman miał tyle odwagi i chęci, by wziąć to na swoje barki, bo pracy jest mnóstwo. W debiutanckim sezonie w III lidze, grając prawie tylko zawodnikami z Pisza, zdobyliśmy wicemistrzostwo i poszliśmy za ciosem, przystępując do II ligi. Jesteśmy jedynym klubem w województwie z męską drużyną na takim poziomie, więc to też o czymś świadczy, a w zespole grają wychowankowie Rosia z różnych okresów, bo ja mam 38 lat, a Maks Turski tylko 17.
- Za wami sezon, w którym walczyliście o utrzymanie, ale teraz celem jest awans do play-off, czyli górna połówka tabeli i kolejny krok w przód?
- Nie boimy się w Piszu poważnych planów. To nie są puste słowa, tylko praca wszystkich zaangażowanych w życie klubu. Robimy coś fajnego, mamy z tego satysfakcję i chcemy się rozwijać. Jeśli chodzi o zespół, to pierwsze mecze nowego sezonu pokazały, że jesteśmy kadrowo mocniejsi niż przed rokiem. Został trzon drużyny i naprawdę trafiliśmy z transferami, bo doszli do nas klasowi zawodnicy. Patryk Andruk i Pavlo Bondarenko szybko stali się filarami zespołu, tak jak oczekiwaliśmy. Poza tym każdy z nas złapał już trochę doświadczenia. Trzeba zauważyć, że dużą wartością Rosia jest trener Roman Skrzecz. To bardzo doświadczony szkoleniowiec, który wykonuje z nami ogromną pracę. Maksymalnie wykorzystuje każdy trening, nie odpuszcza nam nawet na chwilę. Uczciwie traktuje swoje obowiązki, a my wszyscy widzimy, że efekty są coraz lepsze. Z Sokołem Ostrów Mazowiecka zagraliśmy na swoich warunkach, byliśmy prawdziwym zespołem i odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo.
- Waszym kolejnym rywalem w Piszu będzie Znicz Pruszków. Dla młodszych kolegów to może być po prostu starcie z liderem, a dla ciebie?
- Doskonale pamiętam Mazowszankę, z lat gdy była jednym z najmocniejszych klubów w Polsce (mistrz Polski z 1995 i 1997 roku - red.). Zresztą, gdy byliśmy kiedyś na turnieju młodzieżowym w Pruszkowie z trenerem Janem Alickim, to spotkaliśmy ten mistrzowski zespół, gdy wyjeżdżał na piąty mecz finałowy ze Śląskiem Wrocław (1998 rok, mistrzem został wtedy Śląsk - red.). Spotkanie z Szybilskim, Dryją i Walkerem było wtedy dla nas ogromnym przeżyciem. Autografy, które przywieźliśmy do domów, były chyba ważniejsze od turnieju (śmiech). Teraz Pruszków to też gwiazdy w naszej lidze. Po spadku zachowali wartościowych graczy z poprzedniego sezonu. Na pewno są faworytem naszej grupy i jednym z zespołów, które w play-offach będą walczyć o awans do I ligi. Ja liczę na spotkanie z Mateuszem Szwedem, którego pamiętam z gry w AZS UWM Olsztyn w II lidze. On był wtedy liderem klubu z Żyrardowa.
- Jak się dogadujesz z kolegami z drużyny, z którymi dzieli cię pokolenie?
- Ani ja, ani oni nie mamy z tym problemu, bo to wartościowi ludzie i zawodnicy. Wiadomo, że ja byłem wychowany w innych czasach, ale rozumiem ich i staram się wspierać. Jako najstarszy kolega z drużyny jestem dla nich łącznikiem z prezesem, bo gdy trzeba coś załatwić, to z reguły najpierw rozmawiają ze mną i proszą, żebym poruszył temat. Kontakt z prezesem mam dobry, więc nie mam z tym problemu. Czasami podpowiadam im, jak powinni się zachować lub robię coś pierwszy i proszę, żeby dołączyli. Pokazuję im też, że koszykówka jest ważna, ale nie najważniejsza w życiu. Mam żonę, dzieci, dom, pracę i po tym wszystkim dopiero mam czas na sport. Widzą po prostu, że jesteśmy na innych etapach, ale chyba trochę im to imponuje. Mam nadzieję, że będzie im dane zagrać wyżej i związać się z koszykówką zawodowo, a jeśli nie, to będzie to dla nich po prostu prawdziwa pasja, na którą zawsze znajdą czas i chęci.
- Trudno zaadaptować ci się do koszykówki w dzisiejszym wydaniu?
- Na pewno cały czas uczę się, bo kiedyś podkoszowy miał głównie stawiać zasłony, rozpychać się i szukać punktów spod kosza. Dzisiaj ta gra jest bardziej otwarta, wymienność pozycji dużo większa, a zawodnicy bardziej uniwersalni. Wiem, że dużą wartością zawodnika mojego pokroju jest dobry rzut z dystansu. Doskonale pokazał nam to w ostatnim meczu wysoki gracz Sokoła, który bardzo często pojawiał się na obwodzie i oddał aż osiem rzutów za trzy punkty (ale tylko trzy razy trafił - chodzi o Mateusza Zozunia - red.). Trener Roman Skrzecz namawia nas do odważnej gry w ofensywie i potrafi skrytykować bardziej za brak decyzji o rzucie niż za próbę nieudaną. Przeciwko Sokołowi zdobyłem pierwsze punkty w sezonie. Miałem trzy próby i sto procent skuteczności, więc pokazałem, że nie zardzewiałem (śmiech). Mam nadzieję, że w kolejnych meczach będziemy prezentować się równie dobrze.
Łukasz Szymański
5. kolejka II ligi
W sobotę o godz. 15 Roś Pisz rozpocznie wyjazdowe spotkanie z Kolejarzem Radom. Do tej pory radomianie w swojej hali rozegrali trzy mecze: 77:105 ze Zniczem Pruszków, 80:77 z Ochotą Warszawa i 95:76 z Legią Warszawa. W tym ostatnim pojedynku „królem polowania” okazał się Mateusz Zwęgliński, który dla Kolejarza zdobył aż 39 punktów! Jest to najskuteczniejszy koszykarz ze wszystkich czterech grup II ligi: w czterech dotychczasowych meczach Zwęgliński w sumie rzucił 103 punkty (średnio 25,75). Dopiero na 57. miejscu w tym rankingu jest Mateusz Bessman z Rosia (59 pkt), ale zespół z Pisza rozegrał jeden mecz mniej.
* Inne mecze 5. kolejki, sobota: Probasket Mińsk Mazowiecki – Isetia Warszawa, Tur Bielsk Podlaski – Ochota Warszawa (oba 18), Energa Warszawa – AZS UJK Kielce (18.30), Lublinianka Lublin – Legion Warszawa, Trójka Żyrardów – Żubry Białystok (oba 19); niedziela: Legia Warszawa – Znicz Pruszków (18); pauzuje: Sokół Ostrów Mazowiecka
W sobotę o godz. 15 Roś Pisz rozpocznie wyjazdowe spotkanie z Kolejarzem Radom. Do tej pory radomianie w swojej hali rozegrali trzy mecze: 77:105 ze Zniczem Pruszków, 80:77 z Ochotą Warszawa i 95:76 z Legią Warszawa. W tym ostatnim pojedynku „królem polowania” okazał się Mateusz Zwęgliński, który dla Kolejarza zdobył aż 39 punktów! Jest to najskuteczniejszy koszykarz ze wszystkich czterech grup II ligi: w czterech dotychczasowych meczach Zwęgliński w sumie rzucił 103 punkty (średnio 25,75). Dopiero na 57. miejscu w tym rankingu jest Mateusz Bessman z Rosia (59 pkt), ale zespół z Pisza rozegrał jeden mecz mniej.
* Inne mecze 5. kolejki, sobota: Probasket Mińsk Mazowiecki – Isetia Warszawa, Tur Bielsk Podlaski – Ochota Warszawa (oba 18), Energa Warszawa – AZS UJK Kielce (18.30), Lublinianka Lublin – Legion Warszawa, Trójka Żyrardów – Żubry Białystok (oba 19); niedziela: Legia Warszawa – Znicz Pruszków (18); pauzuje: Sokół Ostrów Mazowiecka
PO 4 KOLEJKACH
1. Znicz 8 386:293
2. Żubry 7 342:287
3. Energa* 6 248:192
4. Tur 6 344:335
5. Kolejarz 6 339:354
6. Isetia* 5 299:224
7. Trójka* 5 248:214
8. Roś* 5 238:215
9. Legion* 5 263:254
10. Legia 4 287:319
11. Sokół 4 295:330
12. Probasket* 4 224:826
13. Ochota 4 271:350
14. AZS Kielce 4 281:416
15. Lubinianka** 3 163:177
* mecz mniej ** 2 mecze mniej
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez