Ziarnko do ziarnka w Victorii
2022-08-24 13:00:00(ost. akt: 2022-08-24 09:15:03)
PIŁKA NOŻNA\\\ Cieszę się, że członkowie zarządu zadeklarowali wolę współpracy. Zresztą tylko dlatego zgodziłem się objąć funkcję prezesa, bo sytuacja w klubie nie jest najlepsza - mówi Sebastian Murzyn, nowy szef Victorii Bartoszyce.
- Po niedawnym wyborze pana na prezesa Victorii w mediach społecznościowych ktoś napisał „właściwy człowiek na właściwym miejscu”.
- Rzeczywiście dochodziły do mnie takie głosy, że wielu sympatyków naszego klubu uważa mnie za odpowiedniego kandydata. Na pewno jest to miłe, być może wzięto pod uwagę moje wieloletnie zaangażowanie w działalność Victorii, bowiem już 12 lat temu trafiłem do jej zarządu. Najpierw byłem członkiem, wiosną tego roku zostałem wiceprezesem, a teraz prezesem. Zanim jednak wszedłem do klubowym władz wcześniej byłem oczywiście kibicem Victorii.
- Czy nowy prezes oznacza nowe porządki w klubie, czy też będzie pan kontynuował dzieło swojego poprzednika?
- Futbol jest grą zespołową i na boisku, i w klubowych władzach. Dlatego cieszę się, że członkowie zarządu zadeklarowali wolę współpracy. Zresztą tylko dlatego zgodziłem się objąć funkcję prezesa, bo sytuacja w klubie nie jest najlepsza. Wierzę jednak, że z tymi ludźmi uda się to wyprostować.
- Co kryje się w zdaniu „sytuacja w klubie nie jest najlepsza”?
- Jak w większości klubów chodzi o finanse. Utrzymujemy się dzięki dotacji od władz miasta, tyle że w ostatnim czasie z powodu inflacji ceny bardzo poszły w górę, czego przyznana wcześniej dotacja oczywiście nie uwzględnia. Najbardziej zabolał nas wzrost opłat za transport, ale zdrożało wszystko, na przykład opłaty dla sędziów na mecze seniorów wzrosły z 490 do 560 złotych. Niby nie za dużo, ale w sumie w trakcie sezonu trzeba wydać dodatkowo ponad tysiąc złotych. Dlatego teraz - zamiast na sprawach czysto sportowych - musimy się skupić na zdobyciu dodatkowych funduszy.
- Czyli staracie się o kolejne pieniądze od miasta?
- Chcemy o tym porozmawiać z burmistrzem, ale poza tym za pośrednictwem posła Ołdakowskiego wysłaliśmy pisma z prośbą o wsparcie do PGNiG i Totalizatora Sportowego. Pierwsza firma już odpowiedziała pozytywnie, natomiast na odzew drugiej jeszcze czekamy.
- O jakich sumach mówimy?
- Kwoty, o jakie prosimy, to jedno, a to, co ostatecznie dostaniemy, to może być całkiem inna sprawa. Generalnie staramy się wnioskować o realne sumy. Wiemy przecież, że miasto nie ma zbyt wielu pieniędzy, a przecież w listopadzie chcemy zrobić 70-lecie naszego klubu i też liczymy na jakieś wsparcie władz Bartoszyc. Dlatego nie prosimy burmistrza o 30 tysięcy, tylko chcemy tę kwotę rozłożyć na kilku darczyńców, by na przykład po 10 tysięcy dali burmistrz i PGNiG. Poza tym jest szansa, że kolejne 10 tysięcy dostaniemy na realizację programu „Ćwiczymy w lesie”. I tak ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka, dzięki czemu w końcu wydostaniemy się z tego finansowego dołka.
- To ile wynosi pełna miarka Victorii?
- W tym roku z miasta dostaliśmy 109 tysięcy złotych, a resztę sami musimy dozbierać. Niestety, w pierwszym półroczu - z tego, co mi wiadomo - żadnych dodatkowych pieniędzy nie udało się pozyskać, natomiast teraz - jak już wspomniałem - jesteśmy w trakcie obiecujących rozmów.
- Z tego widać, że lokalny biznes raczej nie garnie się do finansowego wsparcia Victorii?
- Rzeczywiście nie ma z tej strony pomocy, inna jednak sprawa, że poprzedni prezes niezbyt o to zabiegał. Warto w tym momencie dodać, że w naszym klubie - oprócz seniorów - mamy jeszcze żaków, orlików, młodzików, trampkarzy i juniorów starszych. A teraz ogłosiliśmy jeszcze nabór do grupy skrzatów (5-6 lat - red.). W sumie trenuje u nas około 110 piłkarzy. Niestety, sytuacja zmusiła nas do wprowadzenia opłat dla najmłodszych grup. Po prostu rodzice też muszą nam trochę pomóc - mimo to nasze stawki nadal są konkurencyjne, bowiem od maja rodzice płacą miesięcznie 50 złotych. Takie opłaty już dawno są w innych klubach, więc my też w końcu je wprowadziliśmy.
- Jaka będzie Victoria w przyszłym roku, kiedy odbędą się następne wybory władz klubu?
- Chciałbym, żeby sportowo było lepiej niż w ostatnim sezonie (Victoria zajęła wtedy 7. miejsce - red.). Nie ukrywam, że mamy swoje aspiracje, ale najpierw musimy pewne sprawy ogarnąć.
- Jeżeli się wygrywa 5:0 ze spadkowiczem, który przed sezonem zapowiadał, że chce wrócić do IV ligi, to rzeczywiście można myśleć o czymś więcej niż czwarte czy trzecie miejsce na koniec rozgrywek. Czy bierze pan w ogóle pod uwagę, że Victoria włączy się do walki o awans?
- Na pewno nie odpuścimy, ale efekty poznamy dopiero na koniec sezonu.
- W okręgówce jesteście mocni, być może nawet bardzo mocni, ale obawiam się, że przy tym budżecie, którego podstawą jest niezbyt wysoka miejska dotacja, gra w IV lidze będzie dla was zbyt wysokimi schodami.
- Na pewno byłoby nam bardzo ciężko, dlatego w razie awansu potrzebne byłyby jakieś wzmocnienia. Do tej pory zespół generalnie oparty jest na ludziach z Bartoszyc, więc musielibyśmy się zastanowić, czy nas stać na ściąganie zawodników z zewnątrz. Jeśli jednak uznamy, że nie mamy na to pieniędzy, wtedy nie ma po co się pchać do IV ligi. Na pewno przydałby się nam rasowy napastnik, chociaż trzeba przyznać, że po dwóch dotychczasowych meczach mamy niezły bilans bramkowy.
- Najbardziej jednak przydałby się wam rasowy sponsor...
- Bez wątpienia, niestety, wiele firm, które u nas działają, ma swoich szefów w innych miastach, więc nie są zainteresowane wspieraniem lokalnego sportu. Mimo wszystko będziemy próbować takiego sponsora lub sponsorów znaleźć.
ARTUR DRYHYNYCZ
- Rzeczywiście dochodziły do mnie takie głosy, że wielu sympatyków naszego klubu uważa mnie za odpowiedniego kandydata. Na pewno jest to miłe, być może wzięto pod uwagę moje wieloletnie zaangażowanie w działalność Victorii, bowiem już 12 lat temu trafiłem do jej zarządu. Najpierw byłem członkiem, wiosną tego roku zostałem wiceprezesem, a teraz prezesem. Zanim jednak wszedłem do klubowym władz wcześniej byłem oczywiście kibicem Victorii.
- Czy nowy prezes oznacza nowe porządki w klubie, czy też będzie pan kontynuował dzieło swojego poprzednika?
- Futbol jest grą zespołową i na boisku, i w klubowych władzach. Dlatego cieszę się, że członkowie zarządu zadeklarowali wolę współpracy. Zresztą tylko dlatego zgodziłem się objąć funkcję prezesa, bo sytuacja w klubie nie jest najlepsza. Wierzę jednak, że z tymi ludźmi uda się to wyprostować.
- Co kryje się w zdaniu „sytuacja w klubie nie jest najlepsza”?
- Jak w większości klubów chodzi o finanse. Utrzymujemy się dzięki dotacji od władz miasta, tyle że w ostatnim czasie z powodu inflacji ceny bardzo poszły w górę, czego przyznana wcześniej dotacja oczywiście nie uwzględnia. Najbardziej zabolał nas wzrost opłat za transport, ale zdrożało wszystko, na przykład opłaty dla sędziów na mecze seniorów wzrosły z 490 do 560 złotych. Niby nie za dużo, ale w sumie w trakcie sezonu trzeba wydać dodatkowo ponad tysiąc złotych. Dlatego teraz - zamiast na sprawach czysto sportowych - musimy się skupić na zdobyciu dodatkowych funduszy.
- Czyli staracie się o kolejne pieniądze od miasta?
- Chcemy o tym porozmawiać z burmistrzem, ale poza tym za pośrednictwem posła Ołdakowskiego wysłaliśmy pisma z prośbą o wsparcie do PGNiG i Totalizatora Sportowego. Pierwsza firma już odpowiedziała pozytywnie, natomiast na odzew drugiej jeszcze czekamy.
- O jakich sumach mówimy?
- Kwoty, o jakie prosimy, to jedno, a to, co ostatecznie dostaniemy, to może być całkiem inna sprawa. Generalnie staramy się wnioskować o realne sumy. Wiemy przecież, że miasto nie ma zbyt wielu pieniędzy, a przecież w listopadzie chcemy zrobić 70-lecie naszego klubu i też liczymy na jakieś wsparcie władz Bartoszyc. Dlatego nie prosimy burmistrza o 30 tysięcy, tylko chcemy tę kwotę rozłożyć na kilku darczyńców, by na przykład po 10 tysięcy dali burmistrz i PGNiG. Poza tym jest szansa, że kolejne 10 tysięcy dostaniemy na realizację programu „Ćwiczymy w lesie”. I tak ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka, dzięki czemu w końcu wydostaniemy się z tego finansowego dołka.
- To ile wynosi pełna miarka Victorii?
- W tym roku z miasta dostaliśmy 109 tysięcy złotych, a resztę sami musimy dozbierać. Niestety, w pierwszym półroczu - z tego, co mi wiadomo - żadnych dodatkowych pieniędzy nie udało się pozyskać, natomiast teraz - jak już wspomniałem - jesteśmy w trakcie obiecujących rozmów.
- Z tego widać, że lokalny biznes raczej nie garnie się do finansowego wsparcia Victorii?
- Rzeczywiście nie ma z tej strony pomocy, inna jednak sprawa, że poprzedni prezes niezbyt o to zabiegał. Warto w tym momencie dodać, że w naszym klubie - oprócz seniorów - mamy jeszcze żaków, orlików, młodzików, trampkarzy i juniorów starszych. A teraz ogłosiliśmy jeszcze nabór do grupy skrzatów (5-6 lat - red.). W sumie trenuje u nas około 110 piłkarzy. Niestety, sytuacja zmusiła nas do wprowadzenia opłat dla najmłodszych grup. Po prostu rodzice też muszą nam trochę pomóc - mimo to nasze stawki nadal są konkurencyjne, bowiem od maja rodzice płacą miesięcznie 50 złotych. Takie opłaty już dawno są w innych klubach, więc my też w końcu je wprowadziliśmy.
- Jaka będzie Victoria w przyszłym roku, kiedy odbędą się następne wybory władz klubu?
- Chciałbym, żeby sportowo było lepiej niż w ostatnim sezonie (Victoria zajęła wtedy 7. miejsce - red.). Nie ukrywam, że mamy swoje aspiracje, ale najpierw musimy pewne sprawy ogarnąć.
- Jeżeli się wygrywa 5:0 ze spadkowiczem, który przed sezonem zapowiadał, że chce wrócić do IV ligi, to rzeczywiście można myśleć o czymś więcej niż czwarte czy trzecie miejsce na koniec rozgrywek. Czy bierze pan w ogóle pod uwagę, że Victoria włączy się do walki o awans?
- Na pewno nie odpuścimy, ale efekty poznamy dopiero na koniec sezonu.
- W okręgówce jesteście mocni, być może nawet bardzo mocni, ale obawiam się, że przy tym budżecie, którego podstawą jest niezbyt wysoka miejska dotacja, gra w IV lidze będzie dla was zbyt wysokimi schodami.
- Na pewno byłoby nam bardzo ciężko, dlatego w razie awansu potrzebne byłyby jakieś wzmocnienia. Do tej pory zespół generalnie oparty jest na ludziach z Bartoszyc, więc musielibyśmy się zastanowić, czy nas stać na ściąganie zawodników z zewnątrz. Jeśli jednak uznamy, że nie mamy na to pieniędzy, wtedy nie ma po co się pchać do IV ligi. Na pewno przydałby się nam rasowy napastnik, chociaż trzeba przyznać, że po dwóch dotychczasowych meczach mamy niezły bilans bramkowy.
- Najbardziej jednak przydałby się wam rasowy sponsor...
- Bez wątpienia, niestety, wiele firm, które u nas działają, ma swoich szefów w innych miastach, więc nie są zainteresowane wspieraniem lokalnego sportu. Mimo wszystko będziemy próbować takiego sponsora lub sponsorów znaleźć.
ARTUR DRYHYNYCZ
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez