Indykpol AZS Olsztyn: Jak się uda, trzeba sięgać gwiazd. Kulisy transferów siatkarzy do Olsztyna

2022-09-30 17:00:00(ost. akt: 2022-10-03 09:42:36)

Autor zdjęcia: Mateusz Lewandowski

SIATKÓWKA\\\\ Żeby nawiązać walkę z tuzami PlusLigi nie wystarczy być, tylko trzeba ich zdominować na siatce - wyjaśnia Piotr Kulikowski, prezes zarządu firmy Indykpol, która od wielu lat jest sponsorem tytularnym olsztyńskich siatkarzy.
- Jaki był pomysł szefów klubu oraz sztabu szkoleniowego na budowę nowego Indykpolu AZS, który w sobotę rozpocznie kolejny sezon PlusLigi? Bo bez wątpienia jakiś pomysł mieliście...

- Uznaliśmy, że jeśli chcemy nawiązać walkę z tuzami PlusLigi, to nie wystarczy być, ale trzeba ich zdominować na siatce, dlatego nowy zespół został zbudowany według pewnych reguł. Zmieniła się nasza perspektywa patrzenia na równowagę w drużynie siatkarskiej. Kiedyś była szkoła, jej pozytywnym przykładem jest dla mnie trener Daszkiewicz, która stawiała na bardzo solidne przyjęcie, dzięki czemu rozgrywający ma odpowiednie warunki pracy, w efekcie jest równomiernie granie między skrzydłami i środkiem. Jednak Daniel Castellani (trener Indykpolu AZS w latach 2020-21 - red.) jakieś półtora roku temu powiedział nam, że na odpowiednim poziomie wygrywają drużyny, które - jeżeli nie stać ich na kupno konkretnego zawodnika - kupują gracza ofensywnego, zamiast defensywnego, by nie mieć deficytu w ataku. Bo jeżeli przy złym przyjęciu piłka będzie niezbyt dobrze wystawiona, to mocny siatkarz i tak sobie z nią jakoś poradzi. Natomiast słabi skrzydłowi - nawet przy dobrym rozegraniu - nie pociągną zespołu, jeśli trafią na solidny blok. Przy słabszym przyjęciu musi być spełniony jeszcze jeden warunek, czyli trzeba mieć w zespole rozgrywającego, który nie tylko dobrze rozdziela piłki, ale równie dobrze... biega, bo dzięki temu dojdzie do piłki i ją rozegra niemal z każdego miejsca na boisku. Z tego powodu w poprzednim sezonie w Indykpolu AZS pojawił się Firlej, takim graczem jest też Łomacz w Skrze, która świadomie była budowana z deficytem przyjęcia, bowiem trenerzy uznali, że Łomacz z tym sobie poradzi. Dla odmiany Resovia miała rozgrywającego, który słabo biega (Fabian Drzyzga - red.), więc trzeba było dobrać zawodników, którzy zapewnią mu komfort przyjęcia.
Z tych powodów przed zbliżającym się sezonem podjęliśmy decyzje, które niektórzy mogą uznać za zbyt ryzykowne, ponieważ postawiliśmy na bardzo ofensywny układ. Nasz libero jest obiecującym, ale jednocześnie niedoświadczonym i młodym człowiekiem (19-letni Kuba Hawryluk - red.), a poza tym mamy dwóch przyjmujących, którzy są bardzo ofensywni. Nie stać nas na topowych zawodników zrównoważonych, bo tacy są poza naszym budżetem, więc postawiliśmy na Lipińskiego i Karliztka.
Nasz budżet nie należy, niestety, do największych, dlatego - chcąc odnieść sukces - musieliśmy podjąć pewne ryzyko podczas budowania drużyny. Muszę tu jednak dodać, że było to świadome ryzyko, bo jeśli wszystko potoczy się zgodnie z naszymi założeniami, to w tym sezonie Indykpol AZS będzie bardzo ofensywnym zespołem.

- Ale przecież już w ostatnim sezonie był to bardzo ofensywny zespół, o czym świadczą wysokie miejsca DeFalco i Butryna w klasyfikacji najlepiej punktujących PlusLigi.

- Jednak gdy na lewym skrzydle grał Andringa, wtedy nasza siła ataku była zdecydowanie słabsza. Na dodatek Firlej nie był jeszcze tej klasy rozgrywającym, który przy słabszym przyjęciu, a takie mieliśmy, był w stanie wszystko na boisku posprzątać. Poza tym nasz libero miał słaby sezon, a ze składu szybko wypadł Salehi. Mówię o tym dlatego, by wyjaśnić kibicom, że nasi trenerzy na siatkówce zęby zjedli i w ich decyzjach oraz postępowaniu zawsze jest jakaś logika, z tym że nie zawsze osiąga się to, co się zaplanowało. Bo czasem wystarczy jedna kontuzja, by cały plan się posypał.

- Tak jak w ostatnim sezonie było z Irańczykiem Salehim...

- Cóż, podczas budowania zespołu - poza pieniędzmi - trzeba mieć wiedzę oraz szczęście.

- Dawno temu do takiego wniosku doszedł legendarny Kazimierz Górski, który o jednym ze szkoleniowców kiedyś powiedział: dobry trener, ale szczęścia nie ma.

- Bo szczęście jest potrzebne, o czym na własnej skórze przekonaliśmy się z Salehim. Przed sezonem braliśmy pod uwagę dwóch obiecujących przyjmujących. Jednym z nich był ocierający się o reprezentację młody Słoweniec Rok Mozić, a drugim już grający w kadrze Irańczyk. Długo się zastanawialiśmy, kogo wybrać, bo z jednej strony Salehi grał w mocnym irańskim klubie, z kolei Słoweniec miał gigantyczny potencjał. Po dyskusjach z trenerem Danielem Castellanim uznaliśmy ostatecznie, że weźmiemy Irańczyka. Szczerze przyznam, że wybór był jednak bardzo trudny, dlatego w tym przypadku po prostu można było rzucić monetą. I co się stało? Słoweniec w kadrze jedynie lekko zaistniał, ale poszedł do ligi włoskiej, po zaledwie miesiącu przebił się do wyjściowej szóstki zespołu z Werony, po czym stał się jednym z trzech najlepszych przyjmujących ligi włoskiej! A Irańczyk przyjechał do nas z kontuzją, która w badaniach przed podpisaniem umowy nam nie wyszła. Okazało się, że on z tym urazem grał już od dawna na środkach przeciwbólowych, w efekcie jego stan stopniowo się zaogniał. No i gdy przyjechał do Olsztyna, to już po tygodniu zgłosił, że boli go bark, a potem było coraz gorzej. W efekcie straciliśmy zawodnika, z którym wiązaliśmy olbrzymie nadzieje. A gdybyśmy wzięli Słoweńca...

...może zakończylibyście sezon na podium?

- Dokładnie. Ale jednocześnie jestem pewien, że gdyby Salehi nie został zajechany przez irański sztab szkoleniowy, to z jego potencjałem też byśmy walczyli o medal mistrzostw Polski.

- Czyli w siatkówce jest jak w życiu, o którym Forrest Gump powiedział, że jest jak pudełko czekoladek, bo nigdy nie wiesz, na jaką czekoladkę trafisz.

- My, niestety, trafiliśmy źle. Ale gdybyśmy wybrali Słoweńca, wtedy zbieralibyśmy pochwały, bo bez wątpienia stałby się gwiazdą PlusLigi. A tak stał się gwiazdą ligi włoskiej.

- Wielu kibiców miniony niezły sezon będzie kojarzyć z trenerami Marco Bonittą i Javierem Weberem, tymczasem z tego, co pan mówi, wychodzi na to, że olbrzymi wpływ na kształt zespołu miał także Daniel Castellani.

- Oczywiście, ale skład na ten sezon jest już całkowicie autorskim projektem Webera, który ocenił, że mamy drużynę nie słabszą niż ostatnio...

- Prezes klubu Tomasz Jankowski stwierdził nawet, że obecny Indykpol AZS jest silniejszy od tego z DeFalco i Firlejem, bo siła ataku ma być rozłożona na większą grupę zawodników.

- Dokładnie tak. Poza tym spore nadzieje wiążemy z nowym rozgrywającym. Na tej pozycji muszą być goście nie tylko z jajami, ale wręcz z dużymi jajami, bo od nich zależy na boisku bardzo wiele. Jedni chcą dostosować zespół do swojej gry, a inni, lepsi, sami dostosowują się do gry kolegów z zespołu i... rywali. No i wydaje się, że Tuaniga jest takim właśnie rozgrywającym.

- Chociaż Indykpol AZS nie należy do bogatych klubów, to w ostatnich latach udało się wam podpisać kontrakty z bardzo wartościowymi zawodnikami.

- Po prostu zmieniliśmy swoją taktykę. Na przykład kiedyś znaleźliśmy dwóch fajnych siatkarzy w lidze francuskiej, skontaktowaliśmy się więc z menedżerem, czas leciał, po czym usłyszeliśmy, że obaj już przedłużyli umowy z dotychczasowym klubami. Dlatego z prezesem Jankowskim doszliśmy do wniosku, że takie sprawy musimy załatwiać wcześniej, tym bardziej że mamy zabezpieczony budżet, czego inne kluby nie mają, bo one dopiero czekają, aż sponsorzy potwierdzą dotychczasowe umowy. I właśnie przewidywalny budżet na następne lata jest naszą siłą, dlatego staramy się to wykorzystać, idąc jako pierwsi na zakupy. Kiedyś montowaliśmy drużynę nawet dopiero w maju, kiedy to grube ryby PlusLigi już się obłowiły. Teraz jednak - wykorzystując nasze atuty - staramy się je wyprzedzić, bo gdy jesteś biedniejszy od rywali, to nie możesz grzecznie stać w kolejce z nadzieją, że upatrzonego przez ciebie zawodnika nikt bogatszy nie weźmie. Dzięki temu od kilku lat udaje się nam ściągnąć do Olsztyna bardzo dobrych siatkarzy. Przypomnę, że Butryn przyszedł do nas po sezonie, w którym w barwach Resovii został najskuteczniejszym atakującym PlusLigi. A DeFalco? Miał za sobą słabszy sezon w Włoszech, jego klub kręcił nosem, ale my go systematycznie zachęcaliśmy: „Chcemy ciebie, chcemy ciebie, będziemy mieli doskonałego trenera, ale musisz już teraz podjąć decyzję”! Amerykanin chciał zostać we Włoszech, ale ze strony jego klubu wciąż nie było żadnej deklaracji. „To znaczy, że Włosi cię nie chcą, bo gdyby im na tobie zależało, to już dawno by umowę przedłużyli” - kuliśmy żelazo, póki było gorące. No i po dwóch tygodniach takiego grillowania DeFalco w końcu podpisał z nami umowę. Niewiele potem zaczął lepiej grać w swoim dotychczasowym klubie, bo liga włoska jeszcze trwała, i dopiero wtedy obudzi się prezes, proponując przedłużenie kontraktu. Ale było za późno, bo DeFalco już był nasz. Rok wcześniej podobnie było z Butrynem, a teraz z Lipińskim, którego zachęciliśmy m.in. tym, że wielu zawodników Indykpolu AZS trafia do kadry. Jest przecież już całkiem spora lista, na której są m.in. Bednorz, Buszek, Śliwka i Kochanowski. Ci siatkarze albo u nas się odbudowali, albo u nas wypłynęli na szerokie wody. Poza tym wyjaśniliśmy Lipińskiemu, że Indykpol AZS to uporządkowany klub, w którym oferujemy godziwe pieniądze i płacimy na czas. „Mamy też dobrego trenera, który zapewni ci rozwój, tymczasem w twoim obecnym klubie nawet nie wiesz, kto w nowym sezonie będzie szkoleniowcem”. No i znowu się udało!

- Niestety, jest jeden problem, bo gdy uda się wam ściągnąć zawodnika, który okaże się gwiazdą PlusLigi, to możniejsi szybko go wam wyrwą, czego przykładem jest chociażby DeFalco, który w tym sezonie będzie grał w Resovii.

- Na to nic już nie poradzimy. Ale gdy Marco Bonitta, nasz ówczesny trener, zachęcał DeFalco do podpisania kontraktu z Indykpolem AZS, mówił mu: „Przyjdź do Polski, a po roku twoja rynkowa wartość nie wzrośnie o 20, tylko o 200 procent. I wtedy będziesz mógł wybierać wśród najlepszych klubów”. I tak też się stało, przynajmniej jeśli chodzi o jego poziom sportowy, bo co do klubu...

- ...to mógł wybrać lepiej.

- Bez wątpienia. Ale na pewno kasa mu się zgadza, bo w Rzeszowie dostał ponad dwa razy większe pieniądze niż miał w Olsztynie.

- O co więc Indykpol AZS powalczy w tym sezonie?

- Nikt nie będzie miał pretensji, jeśli zespół zajmie piąte lub szóste miejsca, ja jednak uważam, że mamy odpowiedni potencjał, by myśleć całkiem realnie o medalu. Po prostu trzeba stawiać sobie ambitne cele i - jak się uda - sięgać gwiazd.
ARTUR DRYHYNYCZ

INDYKPOL AZS OLSZTYN
* Rozgrywający: Joshua Tuaniga, Karol Jankiewicz
* Przyjmujący: Robbert Andringa, Bartłomiej Lipiński, Moritz Karliztek, Kamil Szymendera
* Środkowi: Mateusz Poręba, Taylor Averill, Szymon Jakubiszak, Dawid Siwczyk
* Atakujący: Karol Butryn, Jan Król
* Libero: Jakub Ciunajtis, Kuba Hawryluk
> Trener: Javier Weber
> Drugi trener: Marcin Mierzejewski
> Statystyk: Mateusz Nykiel
> Trener przygotowania fizycznego: Grzegorz Krzan
> Fizjoterapeuci: Paweł Jaguszewski, Paweł Ciesiun
> Lekarz: Wojciech Remiszewski

1. KOLEJKA PLUSLIGI
* Piątek: Jastrzębski Węgiel - GKS Katowice (17.30 Polsat Sport)
* Sobota: Indykpol AZS Olsztyn - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (14.45 Polsat Sport), Asseco Resovia Rzeszów - Projekt Warszawa (17.30 Polsat Sport), LUK Lublin - Cerrad Enea Czarni Radom (20.30 Polsat Sport Extra)
* Niedziela: Aluron CMC Warta Zawiercie - Skra Bełchatów (14.45 Polsat Sport), Trefl Gdańsk - Barkom Każany Lwów (17.30 Polsat Sport), Stal Nysa - Ślepsk Malow Suwałki (20.30 Polsat Sport)
* Poniedziałek: BBTS Bielsko–Biała - Cuprum Lubin (17.30 Polsat Sport)