Miałem w sobie sportową złość [wywiad z Wiktorem Biedrzyckim]

2022-06-14 15:00:00(ost. akt: 2022-06-14 15:40:39)
Brakuje mi taty, w tych lepszych i tych gorszych momentach życia. Będąc na drugim końcu Polski brakuje mi telefonów z radą. Takie niestety jest życie i musimy się z tym pogodzić — mówi Wiktor Biedrzycki (tu jeszcze w barwach Stomilu Olsztyn)

Brakuje mi taty, w tych lepszych i tych gorszych momentach życia. Będąc na drugim końcu Polski brakuje mi telefonów z radą. Takie niestety jest życie i musimy się z tym pogodzić — mówi Wiktor Biedrzycki (tu jeszcze w barwach Stomilu Olsztyn)

Autor zdjęcia: Emil Marecki

PIŁKA NOŻNA\\\ Dla Wiktora Biedrzyckiego miniony już sezon Ekstraklasy zakończył się spadkiem jego drużyny do I ligi. Były piłkarz Stomilu Olsztyn w rozmowie z nami podsumowuje rozgrywki 2021/22, powoli planuje przyszłość, a także wspomina swojego tatę Andrzeja.
Jaki to był sezon dla Ciebie? Z jednej strony zagrałeś 23. spotkania na boiskach Ekstraklasy, to solidnie wyglądająca statystyka, ale niestety twój zespół spadł do I ligi.
— Zebrałem cenne doświadczenie. Taki miałem cel, żeby mniej więcej taką ilość spotkań rozegrać w Ekstraklasie. To zostało spełnione, ale najważniejszym celem było oczywiście utrzymanie Termaliki, a to się nie udało. Trzeba wyciągnąć wnioski, nie takie sprawy się w życiu dzieją, trzeba się z tego podnieść.

Dlaczego spadliście? Co było najważniejszym powodem, że nie udało się utrzymać?
— Za mało punktów zebraliśmy... Nie uważam jednak, że byliśmy najsłabszą drużyną [16 miejsce — przyp. red], było sporo spotkań, w których mogliśmy wygrać. Nawet jak trener Mariusz Lewandowski odchodził to zrobił zestawienie, że 8-9 razy otwieraliśmy wynik spotkania i ani razu nie dowieźliśmy zwycięstwa. Teraz widzimy, że wystarczyłoby raz wygrać taki mecz i byśmy się utrzymali. Teraz możemy jednak gdybać... Było sporo spotkań, w których stwarzaliśmy sobie dużo sytuacji, nasza skuteczność zawodziła, ale też dużo bramek straciliśmy, bo aż 56.

Nie rozegrałeś większej liczby spotkań przez jakiś uraz?
— Nie. Miałem dłuższą przerwę po meczu domowym z Lechem Poznań, w trakcie którego zszedłem z boiska już w 29 minucie. Wszedłem w meczu ze Śląskiem Wrocław, który wygraliśmy i grałem do końca rundy jesiennej. U trenera Radoslava Látala też grałem na początku do meczu z Legią, pierwszą straconą bramkę biorę na siebie. Po tym pojedynku trener mnie "odstawił", wskoczyłem dopiero na końcówkę sezonu i uważam, że dobrze grałem.

Takie przerwy mobilizowały jeszcze do lepszej gry?
— To jest taki sport, że jeden błąd może zaważyć na tym, że jest się odesłanym na ławkę rezerwowych. Wtedy trzeba czekać na błąd kolegi. Miałem w sobie sportową złość, czekałem cierpliwie i chciałem szybko udowodnić, że mi się należy pierwszy skład.

Był taki mecz w minionym sezonie, który szczególnie zapadnie Ci w pamięci?
— Fajnie było zagrać na stadionach Lecha Poznań i Legii Warszawa, gdzie jeszcze nigdy wcześniej nie gościłem ze swoimi drużynami. Fajnie jest grać tam, gdzie jest mnóstwo głośno dopingujących kibiców. Mecz ze Śląskiem Wrocław także utkwił mi mocno w pamięci, bo prowadziliśmy 3:1, nie wykorzystaliśmy karnego na 4:1, oni nas w końcówce w trzy minuty "doszli" na 3:3, a my w ostatniej akcji strzeliliśmy zwycięską bramkę. W meczu domowym z Jagiellonią Białystok strzeliłem z kolei swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie, która zdecydowała o zwycięstwie. Każdy mecz na najwyższym poziomie bardzo mocno mnie cieszył.

To było twoje drugie podejście do Ekstraklasy. W 2018 roku trafiłeś do Górnika Zabrze. Jak porównujesz te dwa okresy?
— Nie można ich porównywać. Odchodząc ze Stomilu do Górnika byłem młody [19 lat - przyp. red] i pewny, że sobie poradzę. Tak naprawdę odbiłem się i nie zaistniałem. Z czasem człowiek staje się świadomy i dojrzewa mentalnie. Teraz mam odpowiednie umiejętności, żeby zaistnieć w Ekstraklasie, bo nie raz mierzyłem się z innymi drużynami i ich zawodnikami i czułem, że nie odstaję.

Są szanse na to, że zostaniesz w Ekstraklasie na przyszły sezon?
— Jest kilka zapytań z klubów, ale mam jeszcze przez rok ważny kontrakt z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. Klub na pewno będzie chciał szybko wrócić na najwyższy szczebel Ekstraklasy. Jak pojawię się na pierwszym treningu, to wszystko się okaże, jakie są plany wobec mojej osoby.

Stomil też niestety spadł w tym sezonie. Śledziłeś losy swojej byłej drużny?
— Oczywiście. Jak tylko mogłem to oglądałem mecze. Mój starszy brat Igor pracuje w Stomilu, gdzie jest doradcą zarządu ds. sportowych i nie raz pytał mnie o zdanie. Bardzo mi zależało, żeby Stomil się utrzymał. Strasznie to przeżyłem, bo w jeden weekend spadła Termalica i olsztyński klub. Było sporo negatywnych emocji wtedy we mnie. Taki jest sport, teraz trzeba się podnieść i szybko wrócić. Mam nadzieję, że Stomil na długo nie zadomowi w II lidze.

W najbliższą sobotę na bocznym boisku przy Al. Piłsudskiego 69a odbędzie się IV Memoriał Andrzeja Biedrzyckiego. Będziesz?
— Bardzo bym chciał, ale jeszcze nie wiem jak będziemy dokładnie trenować w pierwszym tygodniu zajęć [rozmawialiśmy pod koniec poprzedniego tygodnia — przyp. red]. Gdybyśmy mieli weekend wolny, to bym przyjechał do Olsztyna. Będę się starał być, ale obowiązki służbowe mogą mnie zatrzymać.

Waszą rodzinę na pewno cieszy to, że cały czas pamięć o waszym tacie jest pielęgnowana.
— To super sprawa dla nas, że cały czas się pamięta o moim tacie. Jest Memoriał, do tego klub wydał koszulki z wizerunkiem taty, a stadion w Biskupcu nosi imię Andrzeja Biedrzyckiego... Memoriał był pierwszy, a organizują go przyjaciele rodziny, kibice i klub. Fajnie, że odbędzie na bocznym boisku stadionu, a nie na orliku.

5 lat minęło w tym roku jak Andrzej Biedrzycki przedwcześnie odszedł.
— Brakuje mi taty, w tych lepszych i tych gorszych momentach życia. Będąc na drugim końcu Polski brakuje mi telefonów z radą. Takie niestety jest życie i musimy się z tym pogodzić. Jestem z nas dumny, że sobie poradziliśmy i tata także patrząc na nas z góry jest dumny, jak radzimy sobie bez niego.

Zastanawiasz się czasami, co tata by Ci powiedział po niektórych spotkaniach?
— Tata był taki, że mało mówił o pozytywach, a zawsze starał się poprawić te gorsze rzeczy. Brakuje mi tego, żeby zapytać, co zrobić lepiej. Może bym wtedy był lepszym piłkarzem.

Co by Ci tata teraz doradził? Zostać w Termalice i walczyć o awans czy przenieść się do innego klubu z Ekstraklasy?
— Sam jestem ciekaw. Pewnie żeby grać w Ekstraklasie, każdy ma swoje ambicje. Termalica to bardzo dobrze poukładany klub i nie mam prawa na nic narzekać, jednak gdy nadarzy się okazja transferu to trzeba korzystać i jak najwięcej grać na najwyższym szczeblu rozgrywek.

Masz ambicje przegonić tatę w liczbie występów w Ekstraklasie?
— Ambicja jest, ale nie ukrywam, że może być ciężko. Musiałbym do końca już grać w Ekstraklasie, żeby przebić 196 występów [obecnie Wiktor ma 26 spotkań - przyp. red]. Mogę za to spokojnie strzelić więcej goli (śmiech), bo tata strzelił dwa, a ja już teraz mam jedno trafienie.

Emil Marecki