Chciałem zrobić krok do przodu
2022-04-08 12:00:00(ost. akt: 2022-04-07 10:31:59)
PIŁKA NOŻNA\\\ Musimy w stu procentach realizować założenia przedmeczowe i liczyć na to, że do minimum zmarginalizujemy nasze błędy. Wtedy będziemy wygrywać- mówi Mariusz Narel, trener broniącego się przed spadkiem czwartoligowego MKS Korsze.
- Dlaczego zimą odszedłeś z ekstraklasowego Piasta Gliwice, w którym pracowałeś jako analityk w sztabie Waldemara Fornalika?
- Powodów było kilka, natomiast głównym czynnikiem było to, że moja żona zaszła w ciążę i chcieliśmy wrócić na Mazury (Mariusz Narel pochodzi z Mrągowa - red.), bo na Śląsku nie mamy żadnej rodziny. Do tego dochodziło zgrupowanie w Turcji, czyli nie byłoby mnie w domu trzy tygodnie. Podjęliśmy więc decyzję, że chcemy wracać w rodzinne strony, by tu się ustabilizować i żeby dziecko było przede wszystkim bezpieczne. Drugi powód był taki, że chociaż przedłużyłem kontrakt w Piaście na trzy lata, to jednak uznałem, że po pracy analityka w Piaście, Stomilu i Pogoni Siedlce chciałbym wreszcie zrobić krok do przodu, czyli dostać więcej możliwości pracy na boisku
- Jako samodzielny trener?
- Tak. Miałem nawet kilka ofert, ale z naszego regionu była tylko z Korsz. Przyjąłem ją, bo nie musiałem się przeprowadzać, a poza tym traktuję tę pracę jako kolejny etap mojego rozwój. Mogę pracować z ludźmi, rozwijać, doskonalić i sprawdzać swój warsztat. Krok po kroku iść dalej. Poza tym chciałem trochę czasu poświęcić dziecku, gdy się urodziło. Nie ukrywam, że te dwa i pół roku w Gliwicach było mocno obciążające, często mnie też w domu nie było. Bo albo był mecz, albo wyjazd na obserwację najbliższego rywala, albo trening Piasta, a ja byłem na każdym treningu. Masa roboty dla analityka, zwłaszcza jak w klubie jest tylko jeden. Dlatego w pewnym momencie z żoną uznaliśmy, że potrzebujemy oddechu. Praca w Korszach to trudne, ale jednocześnie ciekawe wyzwanie, bo klub walczy o utrzymanie. W tym sezonie z IV ligi może spaść więcej drużyn, bo w III lidze aż trzy zespoły z naszego regionu walczą o utrzymanie.
- W ostatnim meczu zremisowaliście bezbramkowo z Błękitnymi Pasym, którzy zajmują ostatnie miejsce w tabeli. Sukces to raczej wasz nie był...
- Na pewno niesmak pozostaje, aczkolwiek patrząc całościowo, trzeba wziąć pod uwagę, że w pierwszej połowie Błękitni stworzyli sobie dwie, trzy bardzo dobre sytuacje i mogli do przerwy nawet prowadzić. Mieliśmy trochę szczęścia, a potem chłopaki dobrze zareagowali i to my ruszyliśmy do przodu. Szkoda, że bramka jednak nie padła, ale trzeba szanować ten punkt, bo gdyby rywale strzelili, to ten mecz mógłby jeszcze inaczej wyglądać. Nie marginalizowałbym jednak zespołu z Pasymia przez pryzmat ich miejsca w tabeli, bo to troszkę zamazuje obraz, szczególnie ze względu na dwóch zawodników - Patrycjusza Malanowskiego i Marcina Łukaszewskiego. Po każdym kontakcie z piłką widać, że potrafią stworzyć sobie sytuacje z niczego, dlatego uważam, że Błękitni jeszcze trochę punktów pozabierają.
- A Korsze utrzymają się w IV lidzie?
- Wierzę w to, tym bardziej że ciężko pracujemy, by ten cel osiągnąć. Trzeba też brać pod uwagę, że nawet sześć zespołów będzie brało udział w walce o utrzymanie. Przecież bardzo możliwe, że z II ligi spadną do grupy 1 III ligi dwa zespoły, wtedy też odpowiednio więcej spadnie do IV ligi: cztery spadną, a dwa mogą walczyć w barażach. Naszym celem jest zatem 10. miejsce, żeby bez dodatkowych gier spokojnie zakończyć sezon. Każdy mecz to walka, trzeba być maksymalnie skoncentrowanym, ponieważ widać po wynikach, że nikt nie śpi i w każdym momencie może zdobyć punkty z każdym.
- Wiosnę zaczęliście od zwycięstwa w Elblągu z rezerwami Olimpii, ale potem u siebie przegraliście z Mrągowią i zremisowaliście z Pasymiem.
- Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu z Olimpią. Pierwszy zespół grał u siebie dzień wcześniej, więc z kadry pierwszego zespołu było aż ośmiu zawodników, a sześciu już coś zagrało na poziomie II ligi. Wiedzieliśmy więc, że będzie to rywal piłkarsko lepszy od nas. Musieliśmy mądrze podejść do tego spotkania, założyliśmy sobie plan, który zrealizowaliśmy. Udało nam się przy 1:0 złapać rywala w pułapkę pressingową - Rzeźnik bardzo fajnie się zachował i strzelił bramkę. Olimpia kontrolowała niby ten mecz, my nie mieliśmy zbyt dużo sytuacji, ale ostatecznie udało się strzelić trzy bramki, więc nie można powiedzieć, że to zwycięstwo było przypadkowe. Spodziewaliśmy się, że Olimpia będzie prowadziła grę w ataku pozycyjnym. Natomiast jeśli chodzi o Mrągowię, to wiedzieliśmy, że w ostatnim sparingu przed ligą przegrali z Żaglem Piecki, a z Pasymiem zaliczyli wiosenny falstart (3:4 w Mrągowie - red.). Liczyliśmy się z tym, że po takich dwóch wpadkach mogą zmienić system, no i tak też się stało. Co prawda w pierwszej połowie prowadziliśmy 1:0, ale po przerwie rywale zdobyli trzy bramki. My też mieliśmy jeszcze dwie sytuacje, więc można było urwać punkt i wyjść z tarczą. Niestety, nie udało się, ale też nie jesteśmy zespołem, który w każdym spotkaniu z górą tabeli będzie wygrywać. Musimy w 100 procentach realizować założenia przedmeczowe i liczyć na to, że do minimum zmarginalizujemy nasze błędy. Wtedy będziemy wygrywać. Jeśli natomiast będziemy popełniać błędy, wtedy przeciwnicy, którzy mają jakościowych zawodników, bardzo szybko to wykorzystają.
- W sobotę na wyjeździe gracie z prowadzącą w tabeli Concordią...
- To będzie trudny mecz, mimo to zdecydowanie jedziemy tam po punkty, jak nie po trzy, to przynajmniej po jeden. Przed meczem nie zakładamy porażki.
- Niedawno zostałeś też trenerem analitykiem w Stomilu Olsztyn. Można łączyć te dwie funkcje?
- Bardzo ciężko, ale ja to robię z sentymentu do Stomilu. Gdy zostałem poproszony o pracę dla klubu, nie chciałem odmówić, bo Stomil jest w ciężkiej sytuacji. Dlatego jeżeli choć w jednym procencie procencie pomogę, to uważam, że warto. Jest dużo pracy, ale większość będę robił zdalnie, jak na przykład oglądanie spotkań. Teraz Stomil ma dwa wyjazdy, ale ja prędzej czy później pojawię się w Olsztynie. Będę się z trenerem Piotrem Jackiem docierał, żeby to było z pożytkiem dla drużyny.
- Wcześniej w Stomilu pracowałeś w sztabie Piotra Zajączkowskiego i w 2019 roku udało się zespół utrzymać w I lidze. Teraz też tak będzie?
- Wtedy było więcej kolejek i więcej czasu, żeby się przygotować. Był też większy entuzjazm, bo pojawił się Michał Brański, no i do zawodników związanych z klubem, takich jak Grzesiek Lech, Paweł Głowacki czy Janusz Bucholc, dołączyli inni. A potem wszystko to fajnie się zgrało, bo Piotr Zajączkowski miał pomysł na tę drużynę. Mieliśmy też niezły terminarz, bo wiele meczów wiosną graliśmy u siebie. Reasumując, wiele czynników złożyło się na to, że Stomil ostatecznie się utrzymał, jednak taka runda zdarza się raz na wiele lat. Mimo to wierzę, że teraz w klubie nikt nie spuszcza głowy, jest przecież jeszcze kilka spotkań do rozegrania. Nie ma co patrzeć w tabelę, tylko trzeba grać w każdym meczu o pełną pulę. Utrzymanie jest trudne, ale nadal realne.
- Jak ważna we współczesnym futbolu jest analiza rywala?
- Bardzo dobre pytanie, ale ciężko na nie odpowiedzieć, bo to tak jakby zastanawiać się, co w samochodzie jest ważniejsze: koło, kierownica czy paliwo? Jesteśmy na takim poziomie, że kluczem w piłce jest jakość zawodników. Wszystkie inne dziedziny - motoryka, analityka, psycholog, fizjoterapeuci - też są jednak bardzo ważne, bo obecnie często detale decydują o końcowym wyniku.
- Powodów było kilka, natomiast głównym czynnikiem było to, że moja żona zaszła w ciążę i chcieliśmy wrócić na Mazury (Mariusz Narel pochodzi z Mrągowa - red.), bo na Śląsku nie mamy żadnej rodziny. Do tego dochodziło zgrupowanie w Turcji, czyli nie byłoby mnie w domu trzy tygodnie. Podjęliśmy więc decyzję, że chcemy wracać w rodzinne strony, by tu się ustabilizować i żeby dziecko było przede wszystkim bezpieczne. Drugi powód był taki, że chociaż przedłużyłem kontrakt w Piaście na trzy lata, to jednak uznałem, że po pracy analityka w Piaście, Stomilu i Pogoni Siedlce chciałbym wreszcie zrobić krok do przodu, czyli dostać więcej możliwości pracy na boisku
- Jako samodzielny trener?
- Tak. Miałem nawet kilka ofert, ale z naszego regionu była tylko z Korsz. Przyjąłem ją, bo nie musiałem się przeprowadzać, a poza tym traktuję tę pracę jako kolejny etap mojego rozwój. Mogę pracować z ludźmi, rozwijać, doskonalić i sprawdzać swój warsztat. Krok po kroku iść dalej. Poza tym chciałem trochę czasu poświęcić dziecku, gdy się urodziło. Nie ukrywam, że te dwa i pół roku w Gliwicach było mocno obciążające, często mnie też w domu nie było. Bo albo był mecz, albo wyjazd na obserwację najbliższego rywala, albo trening Piasta, a ja byłem na każdym treningu. Masa roboty dla analityka, zwłaszcza jak w klubie jest tylko jeden. Dlatego w pewnym momencie z żoną uznaliśmy, że potrzebujemy oddechu. Praca w Korszach to trudne, ale jednocześnie ciekawe wyzwanie, bo klub walczy o utrzymanie. W tym sezonie z IV ligi może spaść więcej drużyn, bo w III lidze aż trzy zespoły z naszego regionu walczą o utrzymanie.
- W ostatnim meczu zremisowaliście bezbramkowo z Błękitnymi Pasym, którzy zajmują ostatnie miejsce w tabeli. Sukces to raczej wasz nie był...
- Na pewno niesmak pozostaje, aczkolwiek patrząc całościowo, trzeba wziąć pod uwagę, że w pierwszej połowie Błękitni stworzyli sobie dwie, trzy bardzo dobre sytuacje i mogli do przerwy nawet prowadzić. Mieliśmy trochę szczęścia, a potem chłopaki dobrze zareagowali i to my ruszyliśmy do przodu. Szkoda, że bramka jednak nie padła, ale trzeba szanować ten punkt, bo gdyby rywale strzelili, to ten mecz mógłby jeszcze inaczej wyglądać. Nie marginalizowałbym jednak zespołu z Pasymia przez pryzmat ich miejsca w tabeli, bo to troszkę zamazuje obraz, szczególnie ze względu na dwóch zawodników - Patrycjusza Malanowskiego i Marcina Łukaszewskiego. Po każdym kontakcie z piłką widać, że potrafią stworzyć sobie sytuacje z niczego, dlatego uważam, że Błękitni jeszcze trochę punktów pozabierają.
- A Korsze utrzymają się w IV lidzie?
- Wierzę w to, tym bardziej że ciężko pracujemy, by ten cel osiągnąć. Trzeba też brać pod uwagę, że nawet sześć zespołów będzie brało udział w walce o utrzymanie. Przecież bardzo możliwe, że z II ligi spadną do grupy 1 III ligi dwa zespoły, wtedy też odpowiednio więcej spadnie do IV ligi: cztery spadną, a dwa mogą walczyć w barażach. Naszym celem jest zatem 10. miejsce, żeby bez dodatkowych gier spokojnie zakończyć sezon. Każdy mecz to walka, trzeba być maksymalnie skoncentrowanym, ponieważ widać po wynikach, że nikt nie śpi i w każdym momencie może zdobyć punkty z każdym.
- Wiosnę zaczęliście od zwycięstwa w Elblągu z rezerwami Olimpii, ale potem u siebie przegraliście z Mrągowią i zremisowaliście z Pasymiem.
- Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu z Olimpią. Pierwszy zespół grał u siebie dzień wcześniej, więc z kadry pierwszego zespołu było aż ośmiu zawodników, a sześciu już coś zagrało na poziomie II ligi. Wiedzieliśmy więc, że będzie to rywal piłkarsko lepszy od nas. Musieliśmy mądrze podejść do tego spotkania, założyliśmy sobie plan, który zrealizowaliśmy. Udało nam się przy 1:0 złapać rywala w pułapkę pressingową - Rzeźnik bardzo fajnie się zachował i strzelił bramkę. Olimpia kontrolowała niby ten mecz, my nie mieliśmy zbyt dużo sytuacji, ale ostatecznie udało się strzelić trzy bramki, więc nie można powiedzieć, że to zwycięstwo było przypadkowe. Spodziewaliśmy się, że Olimpia będzie prowadziła grę w ataku pozycyjnym. Natomiast jeśli chodzi o Mrągowię, to wiedzieliśmy, że w ostatnim sparingu przed ligą przegrali z Żaglem Piecki, a z Pasymiem zaliczyli wiosenny falstart (3:4 w Mrągowie - red.). Liczyliśmy się z tym, że po takich dwóch wpadkach mogą zmienić system, no i tak też się stało. Co prawda w pierwszej połowie prowadziliśmy 1:0, ale po przerwie rywale zdobyli trzy bramki. My też mieliśmy jeszcze dwie sytuacje, więc można było urwać punkt i wyjść z tarczą. Niestety, nie udało się, ale też nie jesteśmy zespołem, który w każdym spotkaniu z górą tabeli będzie wygrywać. Musimy w 100 procentach realizować założenia przedmeczowe i liczyć na to, że do minimum zmarginalizujemy nasze błędy. Wtedy będziemy wygrywać. Jeśli natomiast będziemy popełniać błędy, wtedy przeciwnicy, którzy mają jakościowych zawodników, bardzo szybko to wykorzystają.
- W sobotę na wyjeździe gracie z prowadzącą w tabeli Concordią...
- To będzie trudny mecz, mimo to zdecydowanie jedziemy tam po punkty, jak nie po trzy, to przynajmniej po jeden. Przed meczem nie zakładamy porażki.
- Niedawno zostałeś też trenerem analitykiem w Stomilu Olsztyn. Można łączyć te dwie funkcje?
- Bardzo ciężko, ale ja to robię z sentymentu do Stomilu. Gdy zostałem poproszony o pracę dla klubu, nie chciałem odmówić, bo Stomil jest w ciężkiej sytuacji. Dlatego jeżeli choć w jednym procencie procencie pomogę, to uważam, że warto. Jest dużo pracy, ale większość będę robił zdalnie, jak na przykład oglądanie spotkań. Teraz Stomil ma dwa wyjazdy, ale ja prędzej czy później pojawię się w Olsztynie. Będę się z trenerem Piotrem Jackiem docierał, żeby to było z pożytkiem dla drużyny.
- Wcześniej w Stomilu pracowałeś w sztabie Piotra Zajączkowskiego i w 2019 roku udało się zespół utrzymać w I lidze. Teraz też tak będzie?
- Wtedy było więcej kolejek i więcej czasu, żeby się przygotować. Był też większy entuzjazm, bo pojawił się Michał Brański, no i do zawodników związanych z klubem, takich jak Grzesiek Lech, Paweł Głowacki czy Janusz Bucholc, dołączyli inni. A potem wszystko to fajnie się zgrało, bo Piotr Zajączkowski miał pomysł na tę drużynę. Mieliśmy też niezły terminarz, bo wiele meczów wiosną graliśmy u siebie. Reasumując, wiele czynników złożyło się na to, że Stomil ostatecznie się utrzymał, jednak taka runda zdarza się raz na wiele lat. Mimo to wierzę, że teraz w klubie nikt nie spuszcza głowy, jest przecież jeszcze kilka spotkań do rozegrania. Nie ma co patrzeć w tabelę, tylko trzeba grać w każdym meczu o pełną pulę. Utrzymanie jest trudne, ale nadal realne.
- Jak ważna we współczesnym futbolu jest analiza rywala?
- Bardzo dobre pytanie, ale ciężko na nie odpowiedzieć, bo to tak jakby zastanawiać się, co w samochodzie jest ważniejsze: koło, kierownica czy paliwo? Jesteśmy na takim poziomie, że kluczem w piłce jest jakość zawodników. Wszystkie inne dziedziny - motoryka, analityka, psycholog, fizjoterapeuci - też są jednak bardzo ważne, bo obecnie często detale decydują o końcowym wyniku.
* 20. kolejka forBET IV ligi, sobota: Błękitni Pasym - Motor Lubawa (16), DKS Dobre Miasto - Pisa Barczewo (16), Jeziorak Iława - Polonia Iłowo (15), Huragan Morąg - Zatoka Braniewo (16), Mazur Ełk - Błękitni Orneta (16), Polonia Lidzbark Warmiński - Olimpia II Elbląg (17), Granica Kętrzyn - Mrągowia Mrągowo (16), Concordia Elbląg - MKS Korsze (16).
EMIL MARECKI
EMIL MARECKI
PO 19 KOLEJKACH
1. Concordia 45 44:12
2. Huragan 40 47:20
3. Granica 36 45:24
4. Jeziorak 35 40:19
5. Polonia L. 34 38:21
6. Mrągowia 33 42:26
7. Motor 30 29:26
8. Dobre Miasto 27 20:21
9. Pisa 26 27:29
10. Olimpia II 23 27:32
11. Polonia I. 22 32:43
12. Korsze 20 26:45
13. Zatoka 17 27:41
14. Błękitni O. 17 21:55
15. Mazur 15 28:53
16. Błękitni P. 14 22:48
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez