Kazimierz Podolak: historia biegacza i trenera

2022-02-09 15:00:00(ost. akt: 2022-02-09 09:50:21)
Kazimierz Podolak (w środku) podczas lekkoatletycznego meczu Polska - Niemcy w 1964 roku

Kazimierz Podolak (w środku) podczas lekkoatletycznego meczu Polska - Niemcy w 1964 roku

Autor zdjęcia: archiwum domowe

LEKKA ATLETYKA\\\ Dla Kazimierza Podolaka sport był szansą ucieczki do innego, lepszego świata, no i z tej szansy skorzystał, zdobywając w latach 1961-73 aż 14 medali mistrzostw Polski (cztery złote, sześć srebrnych i cztery brązowe).
Wunderteam, czyli cudowna lekkoatletyczna drużyna, która narodziła się w drugiej połowie lat pięćdziesiątych XX wieku, po dziś dzień stanowi swoisty fenomen na skalę światową. Doświadczona niewymownym okrucieństwem wojny Polska kilkanaście lat po jej zakończeniu stała się globalną potęgą na bieżniach, skoczniach i rzutniach. Zawodnicy oraz zawodniczki z orłem na piersiach szturmem wkroczyli na stadiony Paryża, Sztokholmu, Londynu czy Rzymu, gdzie silną ręką dzielili i rządzili, a osiągane przez nich rezultaty nieprzerwanie budzą szacunek wśród miłośników „królowej sportu”.
Szczególnie widać to na przykładzie biegów długich, które przez laty były wizytówką polskiej lekkoatletyki. O ich sile świadczyły nie tylko spektakularne wyczyny Zdzisława Krzyszkowiaka, Jerzego Chromika i Kazimierza Zimnego, ale także sukcesy Edwarda Stawiarza, Henryka Piotrowskiego i Kazimierza Podolaka.
Ostatni z wymienionych biegaczy (podobnie jak Stawiarz i Piotrowski) wprawdzie nie ustanowił rekordu świata, nie zdobył medalu igrzysk olimpijskich czy nawet mistrzostw Europy, ale przez ponad dekadę reprezentował biało-czerwone barwy w rozpalających wyobraźnię kibiców meczach międzypaństwowych. Zanim bowiem do „królowej sportu” wkroczyły wielkie pieniądze, które sportowcy „zgarniają” przede wszystkim na mityngach Golden League, a obecnie Diamond League, „solą” lekkoatletyki była drużynowa rywalizacja pomiędzy poszczególnymi krajami. To tam osławiony team spirit połączony z patriotycznymi uczuciami sprawiał, że Dawid niejednokrotnie potrafił pokonać Goliata.

Urodzony 5 marca 1939 roku Kazimierz Podolak w pewnym sensie był typowym dzieckiem swego pokolenia. Rzeczywistość bynajmniej go nie rozpieszczała. Wojna, utrata rodziców i trwająca latami tułaczka po domach dziecka powodowały, iż o samodyscyplinę było nad wyraz ciężko.
Nic więc dziwnego, że mały Kazio niejednokrotnie był dosłownie o krok od zejścia na przysłowiową złą drogę. Wracając po latach pamięcią do tamtych czasów, mówi, że dzieciństwo i młodość kojarzy mu się z wiecznie... ogoloną na łyso głową, będącą karą ze strony wychowawców za wyjątkowo niesforne zachowanie.
Parafrazując tytuł powieści Nikołaja Ostrowskiego, należałoby stwierdzić, że tak hartowała się stal. Sport był zatem dla Kazimierza Podolaka szansą ucieczki do innego, lepszego świata. Z szansy tej skorzystał, zdobywając w latach 1961-73 czternaście medali mistrzostw Polski (cztery złote, sześć srebrnych i cztery brązowe). Wszystkie krążki na szyi Podolaka zawisły za biegi na dystansach od 5000 m do maratonu włącznie. Zanim jednak powyższe laury stały się faktem, najpierw były niezliczone godziny treningów w trójmiejskich lasach, gdzie przyszły rekordzista Polski szlifował swój talent i charakter. Pierwszą poważną imprezą, w której wziął udział Kazimierz Podolak, były mistrzostwa Polski juniorów w 1958 roku. Reprezentujący wówczas barwy Dokera Gdynia zawodnik na te zawody pojechał niejako awansem, albowiem wcześniej w oficjalnych zawodach na bieżni startował tylko... raz. Wynik, jaki uzyskał przed mistrzostwami, nie był wprawdzie oszałamiający, ale trenerom najwyraźniej zaimponował chłopiec, który dystans 3000 m pokonał w tzw. baletkach. Żużlowa bieżnia nie była łaskawa dla Kazimierza, a mówiąc ściślej dla jego stóp, które z każdym metrem coraz bardziej krwawiły i krwawiły...

W Olsztynie na legendarnym Stadionie Leśnym było już znacznie lepiej. Brązowy medal mistrzostw Polski juniorów w biegu na 3000 m pokazał, że mierzący zaledwie 160 cm wzrostu biegacz może w niedługim czasie dołączyć do krajowej czołówki długodystansowców. Tak się też stało i w 1961 roku na nowohuckiej bieżni Kazimierz Podolak zdobył swój pierwszy medal (brązowy) mistrzostw Polski seniorów (na 5000 m). Niespełna trzy lata później był już bezkonkurencyjny w kraju na dystansie dwukrotnie dłuższym, czyli w biegu na 10 000 m. W pokonanym polu zostawił m.in. faworyzowanego Stanisława Ożoga - jedenastokrotnego mistrza Polski i piątego zawodnika na tymże dystansie z pamiętnych mistrzostw Europy w Sztokholmie (1958).

Zwycięstwa na „krajowym podwórku”, minimum olimpijskie poprawione o ponad 50 sekund, a także udane występy reprezentacyjne, sprawiły, że wyjazd na igrzyska olimpijskie do Tokio wydawał się niemal pewny. Dość powiedzieć, że Kazimierzowi Podolakowi uszyto już olimpijski garnitur, ba! złożył nawet podpis na olimpijskiej fladze i otrzymał piąte kółko olimpijskie… Do stolicy Japonii jednak nie pojechał, o czym dowiedział się trzy dni przed wylotem polskiej ekipy do Azji.

Oficjalnym powodem był brak pewności, że Podolak zajmie miejsce w czołowej szóstce najlepszych biegaczy świata. Najprawdopodobniej jednak chodziło o będące tajemnicą poliszynela napięte relacje zawodnika z „działaczami” Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Niemożność zmierzenia się w najważniejszej imprezie czterolecia z „gigantami 25 okrążeń” była dla ambitnego biegacza solidnym ciosem. Ból wprawdzie pozostał, ale jak przystało na prawdziwego sportowca Podolak postanowił przekuć go w motywację do dalszej pracy. Przyszły kolejne sukcesy, medale, rekordy, a także zmora każdego sportowca, czyli kontuzje. Całość uzupełniały zmagania z działaczami, którzy niejednokrotnie rzucali mu kolejne kłody pod nogi. W pułapki stawiane przez włodarzy PZLA Podolak często wpadał, jak wtedy gdy zrezygnował ze startu w mistrzostwach Europy w Helsinkach w 1971 roku. Powodem, dla którego biegacz nie pojechał do Finlandii, był nakaz ze strony związku startu w biegu maratońskim na trzy tygodnie przed tymi mistrzostwami. Doświadczonemu Podolakowi bieganie dwóch maratonów w przeciągu miesiąca wydawało się co najmniej nierozsądne, więc wystosował do PZLA stosowne pismo, w którym wyjaśnił przyczyny swojej rezygnacji ze szkolenia centralnego. Działacze nie zastanawiali się długo i pospiesznie skreślili zawodnika z listy startowej ME.

Kazimierz Podolak w przeciągu swojej kariery sportowej reprezentował barwy wspomnianego Dokera Gdynia, Wybrzeża Gdańsk, Lotnika Warszawa oraz Gwardii Olsztyn. Ze stolicą Warmii i Mazur biegacz związany jest od 1970 roku. To tu spędził ostatnie cztery lata swoich startów.
Startów, dodajmy, udanych, podczas których zdobył sześć medali mistrzostw Polski (w tym dwa z najcenniejszego kruszcu). Wszystko jednak musi mieć swój początek i koniec. Każda, nawet najpiękniejsza kariera sportowa nie może trwać wiecznie. Kazimierz Podolak przygodę z bieżnią kończył z następującymi rekordami życiowymi: 10000 m – 28.52,8; 5000 m – 13.52,4. Ustanowił także w 1969 roku niepobity do dzisiaj rekord Polski w biegu na 25 000 m. Odkładając kolce na hak w 1974 roku, nie zamierzał jednak rozstawać się z bieganiem. Swoją wiedzę i pasję postanowił przekazać innym, dlatego na stadionie zaczął pojawiać się w roli trenera. Sukcesy przyszły nadspodziewanie szybko i już w 1984 roku Podolaka mianowano trenerem kadry narodowej. W tym okresie pan Kazimierz szkolił również silną grupę biegaczy Gwardii Olsztyn. To m.in. dzięki niemu oraz słynnemu Januszowi Malinowskiemu i Andrzejowi Siennickiemu w krainie tysiąca jezior powstała jedna z najlepszych w kraju sekcji lekkoatletycznych. Lista zawodników trenera Podolaka, którzy zdobywali medale mistrzostw Polski oraz ustanawiali rekordy Polski, jest naprawdę długa. Do jego najwybitniejszych podopiecznych w latach 70. i 80. należeli: Henryk Więzik, Eugeniusz Frąckowiak, Mirosław Dzienisik, Henryk Misiewicz, Zbigniew Rytel, Mariusz Ciota, Sławomir Kondraszewski, Krzysztof Niedziółka oraz Zbigniew Kozłowski (ojciec czterystumetrowca Kacpra Kozłowskiego). Jednakże zawodnikiem, a właściwie zawodniczką, która odniosła największy międzynarodowy sukces, była Małgorzata Birbach (mama utytułowanego strzelca Macieja Kowalewicza). Słynąca z niezwykłej pracowitości pani Małgorzata - specjalizująca się w biegu na dystansie 42 km i 195 m - z Kazimierzem Podolakiem stworzyli wybitny duet. Rezultat, jaki uzyskała Małgorzata Birbach w bostońskim maratonie w 1992 roku, (2:28.11), był wówczas jednym z najlepszych na świecie i pozwolił jej pojechać na igrzyska olimpijskie do Barcelony.

Przełom 1989 roku nie ominął także sportu. Takie kluby jak olsztyńska Gwardia w błyskawicznym tempie przeszły bolesną reorganizacją. W ostatniej dekadzie XX wieku Kazimierz Podolak trenował wyłącznie startującą na nie tyle bieżniach, co raczej ulicach całego świata Małgorzatę Birbach.

W połowie lat 90. XX wieku Kazimierz Podolak zaprosił do Olsztyna Władysława Komara, złotego medalistę olimpijskiego w pchnięciu kulą z 1972 roku

Do jego obowiązków zawodowych należało także sprawowanie funkcji dyrektora szkoły w podolsztyńskiej Nowej Wsi. Dyrektorowanie niegdysiejszy biegacz łączył z etatem nauczyciela wychowania fizycznego w tejże szkole. Po zakończeniu przez Małgorzatę Birbach kariery sportowej do wyczynowego sportu miał już nie wrócić. Ale z chwilą, gdy jego synowie zaczęli dorastać i przejawiać żywe zainteresowanie „królową sportu”, nie wytrzymał i ponownie złapał za stoper. Tym razem swą pasją „zarażał” młodych adeptów lekkiej atletyki zrzeszonych w AZS UWM Olsztyn. Znów przyszły sukcesy i medale mistrzostw Polski we wszystkich kategoriach wiekowych, których autorami byli m.in. synowie Michał i Piotr, a także Monika Harasim, Grzegorz Lasiuk oraz Kamil i Emil Gawrysiowie.
Przygoda Kazimierza Podolaka z bieganiem wciąż trwa, albowiem w dalszym ciągu można go spotkać w kortowskich lasach. Pomimo 83 lat wraz z żoną Ireną zakłada dres i buty sportowe, aby udać się na ośmiokilometrową przebieżkę…