IGRZYSKA: Najpierw Tokio, potem ryby
2021-07-23 10:00:00(ost. akt: 2021-07-23 23:15:28)
IGRZYSKA\\\ Wbrew pozorom turniej olimpijski w Tokio nie będzie najmocniejszymi zawodami, w którym brałem udział. W przeszłości prawdopodobnie przywoziłem medale z trudniejszych imprez - twierdzi Maciej Sarnacki, judoka olsztyńskiej Gwardii.
- Jak wyglądały twoje ostatnie miesiące przed olimpiadą?
- Trudno tu mówić o miesiącach, raczej o tygodniach, bo ranking olimpijski ogłoszono dopiero jakiś miesiąc temu. Oczywiście olimpijski start miałem w głowie już od dawna, tym bardziej że cały czas w rankingu zajmowałem miejsce, które gwarantowało mi olimpijską przepustkę. Temu celowi wszystko podporządkowałem, a w samej końcówce przygotowań byłem na zgrupowaniu w Zakopanem. Cały czas wspierali mnie sparingpartnerzy, zaprzyjaźnione kluby, trenowałem też z Piotrkiem Kuczerą pod opieką mojego taty (chodzi o Wojciecha Sarnackiego, trenera Gwardii Olsztyn - red.). W sumie w Zakopanem spędziliśmy 16 dni, po powrocie do Olsztyna dwa-trzy dni wolnego, po czym ostatni szlif formy i wylot do Japonii.
- Wymieniając tych wszystkich, którzy ci pomogli w walce o olimpijską kwalifikację, nie wspomniałeś o trenerze reprezentacji i Polskim Związku Judo...
- (śmiech) Mój konflikt ze związkiem zostawiam na po igrzyskach, ale przedsmak tego, co się dzieje w polskich związkach sportowych, mieliśmy ostatnio w pływaniu, gdzie z powodu zaniedbań działaczy kilku zawodników musiało z Japonii wrócić do kraju. Niestety, w wielu innych dyscyplinach jest podobnie, w efekcie zawodnicy mają problemy. Warto zauważyć, że na igrzyska dostało się dwóch judoków, czyli Piotrek Kuczera i ja, którzy nie realizowali związkowego programu szkoleniowego, bo woleli przygotowywać się w swoich klubach. Muszę w tym momencie zaznaczyć, że w program „Sarnacki do Tokio” zaangażowanych było bardzo wiele osób: sparingpartnerów, działaczy, trenerów, sponsorów i mój pracodawca. Dlatego bardzo chcę podziękować komendantowi wojewódzkiemu policji oraz dowódcy oddziału prewencji, bo dzięki ich przychylności mogę uprawiać sport, który kocham (Maciej Sarnacki jest policjantem - red.).
- Trudno tu mówić o miesiącach, raczej o tygodniach, bo ranking olimpijski ogłoszono dopiero jakiś miesiąc temu. Oczywiście olimpijski start miałem w głowie już od dawna, tym bardziej że cały czas w rankingu zajmowałem miejsce, które gwarantowało mi olimpijską przepustkę. Temu celowi wszystko podporządkowałem, a w samej końcówce przygotowań byłem na zgrupowaniu w Zakopanem. Cały czas wspierali mnie sparingpartnerzy, zaprzyjaźnione kluby, trenowałem też z Piotrkiem Kuczerą pod opieką mojego taty (chodzi o Wojciecha Sarnackiego, trenera Gwardii Olsztyn - red.). W sumie w Zakopanem spędziliśmy 16 dni, po powrocie do Olsztyna dwa-trzy dni wolnego, po czym ostatni szlif formy i wylot do Japonii.
- Wymieniając tych wszystkich, którzy ci pomogli w walce o olimpijską kwalifikację, nie wspomniałeś o trenerze reprezentacji i Polskim Związku Judo...
- (śmiech) Mój konflikt ze związkiem zostawiam na po igrzyskach, ale przedsmak tego, co się dzieje w polskich związkach sportowych, mieliśmy ostatnio w pływaniu, gdzie z powodu zaniedbań działaczy kilku zawodników musiało z Japonii wrócić do kraju. Niestety, w wielu innych dyscyplinach jest podobnie, w efekcie zawodnicy mają problemy. Warto zauważyć, że na igrzyska dostało się dwóch judoków, czyli Piotrek Kuczera i ja, którzy nie realizowali związkowego programu szkoleniowego, bo woleli przygotowywać się w swoich klubach. Muszę w tym momencie zaznaczyć, że w program „Sarnacki do Tokio” zaangażowanych było bardzo wiele osób: sparingpartnerów, działaczy, trenerów, sponsorów i mój pracodawca. Dlatego bardzo chcę podziękować komendantowi wojewódzkiemu policji oraz dowódcy oddziału prewencji, bo dzięki ich przychylności mogę uprawiać sport, który kocham (Maciej Sarnacki jest policjantem - red.).
Cała rozmowa w piątkowej Gazecie Olsztyńskiej
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez