Szczęsny kontra Fabiański
2021-04-17 12:00:00(ost. akt: 2021-04-16 13:30:55)
PIŁKA NOŻNA\\\ Jedną z pierwszych decyzji Paulo Sousy było mianowanie Wojciecha Szczęsnego na pierwszego bramkarza biało-czerwonych, jednak nikt się nie zdziwi, jeśli w czasie mistrzostw Europy między słupkami bramki stanie Łukasz Fabiański.
Formą Szczęsnego zaniepokojeni są zarówno polscy kibice, których zawiódł w meczu z Węgrami, jak i włoscy dziennikarze, którzy podkreślają lepszą grę 43-letniego „emeryta” Gianluigiego Buffona. Tymczasem Fabiański w swoim stylu – cicho i spokojnie – prowadzi West Ham do historycznego sukcesu w Premier League.
Gdyby Wojciech Szczęsny prowadził pamiętnik, to początek 2021 roku nie byłby w nim zbyt entuzjastycznie opisywany. Do fatalnego meczu z Węgrami w reprezentacyjnym debiucie Paulo Sousy dołożył niepewną grę w przegranym dwumeczu 1/8 finału Ligi Mistrzów Juventusu z FC Porto oraz zawalone w pojedynkę derby z Torino (2:2). Trudno się więc dziwić trenerowi Starej Damy Andrei Pirlo, że w niezwykle ważnym meczu z zespołem z Neapolu postawił na 43-letniego Gianluigiego Buffona. – Mimo wszystko miał zagrać Wojtek, ale porozmawiałem z nim, czuł zmęczenie, potrzebował wyłączyć na chwilę głowę i odzyskać energię. Z Napoli zagrał Gigi, ale Szczęsny wciąż jest numerem jeden. Kiedy odzyska energię, znów będzie grał dobrze – tłumaczył swoją decyzję Pirlo. Ta niespodziewana roszada w bramce przypadła na moment, w którym Łukasz Fabiański, konkurent Szczęsnego do miejsca w reprezentacyjnej bramce, jest w wybornej formie, a jego West Ham United walczy o najlepszy wynik w historii swoich występów w Premier League.
To, co kibice widzą gołym okiem – czyli niepewną grę Szczęsnego – oddają również statystyki. „La Gazzetta dello Sport” niedawno porównała wyniki Juventusu z Buffonem w bramce i z Polakiem między słupkami. Wnioski? Rezerwowy weteran jest talizmanem Starej Damy. Z nim w składzie zespół nie przegrał w tym sezonie ani jednego spotkania, trzy razy remisując i odnosząc aż osiem zwycięstw. W ponad 50 procentach występów zachował czyste konto i wpuszczał średnio niewiele ponad pół gola na mecz. Wystąpił we wszystkich spotkaniach Coppa Italia, doprowadzając Juve do finału po zwycięskim dwumeczu z rządzącym w tym sezonie na włoskich boiskach Interem Mediolan. Jak na tym tle przedstawia się Szczęsny? Po prostu słabo. W 32 meczach wpuścił 32 bramki, tylko osiem razy zachowując czyste konto (Buffonowi ta sztuka udała się sześciokrotnie w 11 spotkaniach). Do tego, niestety, dochodzi skłonność do popełniania błędów w momentach, kiedy szczególnie nie powinien tego robić.
– Polak jest dobrym bramkarzem, ale nie mistrzem, dlatego świetne parady przeplata trywialnymi błędami i rzadko robi różnicę, kiedy jest to naprawdę potrzebne. Wszyscy się mylą, ale są tacy, którzy robią to rzadziej i nie popełniają błędów w kluczowych chwilach. Dziedzictwo Buffona byłoby trudne do udźwignięcia dla każdego, więc nie powinno się porównywać z nim Szczęsnego. Ale to prawda, że Juve zastanawia się nad swoim bramkarzem – analizuje włoski dziennikarz G. B. Olivero.
Na pewno jednak sytuacja Polaka w klubie nie jest dramatyczna. Andrea Pirlo dotrzymał słowa i przywrócił Szczęsnego do składu na mecz z Genoą, który Stara Dama wygrała 3:1 między innymi dzięki świetnej postawie swojego bramkarza, który dwukrotnie w bardzo trudnych sytuacjach uchronił zespół od straty gola. Wszystko wskazuje na to, że Wojtek dostanie kolejną szansę rehabilitacji w najbliższym meczu z Atalantą Bergamo. Zapowiada się trudne, wyrównane spotkanie, które będzie kluczowe w walce o wicemistrzostwo Włoch – bo trudno się spodziewać, żeby Inter wypuścił z rąk jedenastopunktową przewagę. Wedle ekspertów z firmy Totolotek, Juve nie będzie faworytem – za jedną złotówkę postawioną na turyńczyków można zarobić 2,67 (minus podatek). Natomiast ci, którzy wierzą w czyste konto Szczęsnego, mogą liczyć na kurs 4,1. Buffon po meczu z Napoli napisał na swoim Instagramie „Można polec, ale nie można uciekać od walki”. Te słowa pasują do obu polskich topowych bramkarzy: Szczęsny po serii wpadek walczy, by wrócić do wysokiej dyspozycji, a Fabiański, żeby po raz kolejny pokazać, iż dla reprezentacji Polski to on jest najlepszy.
Podstawowym argumentem zwolenników Szczęsnego w reprezentacyjnej bramce jest fakt, że na co dzień gra w lepszej drużynie i generalnie jest postrzegany jako fachowiec, którego stać na grę na wyższym poziomie. Czy to jednak prawda? W tym momencie West Ham zajmuje czwarte miejsce w Premier League, premiowane grą w Lidze Mistrzów. Wyprzedza takie firmy jak Chelsea, Liverpool, Tottenham i Arsenal. „Młoty” są bliskie poprawienia swojego najlepszego wyniku w historii występów w Premier League, kiedy to w sezonie 1998/99 zajęły piątą lokatę. W najbliższy weekend mogą zrobić kolejny krok zbliżający ich do celu. Według ekspertów Totolotka, w meczu wyjazdowym z Newcastle to West Ham będzie zdecydowanym faworytem (kurs 3,75 na „Sroki” i 2,05 na „Młoty). Od powrotu w 2012 roku do PL, West Ham przeważnie zajmował miejsca w drugiej połowie tabeli, częściej broniąc się przed spadkiem niż marząc o europejskich pucharach. W zeszłym sezonie zespół z London Stadium zajął 16. miejsce, gromadząc zaledwie 39 punktów – to wynik, który czasem nie wystarcza do uchronienia się przed spadkiem. Skąd taka metamorfoza londyńskiego zespołu? Według managera Davida Moyesa, ważną rolę w marszu ku Lidze Mistrzów odgrywa Fabiański. – Każdy klub potrzebuje topowego bramkarza i jesteśmy szczęściarzami, że takiego mamy. Jestem zdania, że Łukasz gra obecnie najlepiej w karierze, jego parady i występy były wybitne. Cieszę się, że przedłużyliśmy z nim umowę o kolejny sezon. To nie tylko świetny facet, z którym dobrze się pracuje, ale przede wszystkim bardzo dobry bramkarz – wychwala Fabiańskiego manager West Hamu.
Słowa Moyesa to nie są tylko kurtuazyjne pochwały szefa dla pracownika. Fabiański, mimo posiadania przed sobą dość przeciętnej defensywy, z dziewięcioma meczami z czystym kontem zajmuje szóste miejsce wśród bramkarzy z Premier League. W tym sezonie opuścił tylko dwa występy ze względu na kontuzje, poza tym gra zawsze. Obronił 85 strzałów, nie popełniając w całym sezonie ani jednego błędu, który bezpośrednio poskutkowałby utratą gola, jednocześnie imponuje grą nogami. Co jeszcze przemawia za „Bambim”? Przede wszystkim historia występów w kadrze.
Fabiański w biało-czerwonych barwach zagrał 55 razy, Szczęsny siedem razy więcej. To wystarczająca próba, żeby na jej podstawie wysnuć kilka podstawowych wniosków. Pierwszy – gra w słabszych klubach i ze słabszą obroną wcale nie jest dla Fabiańskiego minusem. Wręcz przeciwnie, przyzwyczajony przez lata do naprawiania błędów kolegów, lepiej odnajduje się w obronnym chaosie, który często panuje w kadrze. Drugi – Łukasz w reprezentacji nie zawodzi, a Wojciechowi to się zdarza. I błędy Szczęsnego przydarzają mu się w najgorszych możliwych momentach, wystarczy wspomnieć mecz otwarcia Euro 2012 i czerwoną kartkę w meczu z Grecją lub pierwszy mecz na MŚ 2018 z Senegalem i jego złe wyjście z bramki przy drugim golu dla zespołu z Czarnego Lądu. Czy przypadkiem jest, że jedyny w najnowszej historii dobry występ na dużym turnieju zaliczyliśmy na Euro 2016, kiedy to Fabiański – przez kontuzję swojego rywala – był podstawowym bramkarzem? Raczej nie, szczególnie kiedy przypomnimy sobie jego fenomenalne parady z meczu ze Szwajcarią czy Portugalią. Zarówno Adam Nawałka, jak i Jerzy Brzęczek czy Paulo Sousa jako bramkarza „pierwszego wyboru” woleli Szczęsnego, który w 2019 roku na spotkaniu z dziennikarzami wypalił, że „obecnie najlepszy bramkarz na świecie (Alisson) siedział u mnie na ławce w Romie, a najlepszy bramkarz w historii (Buffon) jest rezerwowym w Juventusie. Więc jeśli Łukasz będzie grał w kadrze, to on będzie najlepszy w historii”. Patrząc na ich obecną dyspozycję, Fabiański nie musi być najlepszy w historii, żeby grać. Wystarczy, żeby robił to, co umie najlepiej – świetnie bronił i zachował pełny spokój. Wtedy selekcjoner powinien jeszcze raz się zastanowić, czy stawiając na bramkarza Juventusu - zanim nawet zobaczył go na treningu i porównał z rywalem - nie strzelił sobie czasem w kolano.
red.
Fabiański w biało-czerwonych barwach zagrał 55 razy, Szczęsny siedem razy więcej. To wystarczająca próba, żeby na jej podstawie wysnuć kilka podstawowych wniosków. Pierwszy – gra w słabszych klubach i ze słabszą obroną wcale nie jest dla Fabiańskiego minusem. Wręcz przeciwnie, przyzwyczajony przez lata do naprawiania błędów kolegów, lepiej odnajduje się w obronnym chaosie, który często panuje w kadrze. Drugi – Łukasz w reprezentacji nie zawodzi, a Wojciechowi to się zdarza. I błędy Szczęsnego przydarzają mu się w najgorszych możliwych momentach, wystarczy wspomnieć mecz otwarcia Euro 2012 i czerwoną kartkę w meczu z Grecją lub pierwszy mecz na MŚ 2018 z Senegalem i jego złe wyjście z bramki przy drugim golu dla zespołu z Czarnego Lądu. Czy przypadkiem jest, że jedyny w najnowszej historii dobry występ na dużym turnieju zaliczyliśmy na Euro 2016, kiedy to Fabiański – przez kontuzję swojego rywala – był podstawowym bramkarzem? Raczej nie, szczególnie kiedy przypomnimy sobie jego fenomenalne parady z meczu ze Szwajcarią czy Portugalią. Zarówno Adam Nawałka, jak i Jerzy Brzęczek czy Paulo Sousa jako bramkarza „pierwszego wyboru” woleli Szczęsnego, który w 2019 roku na spotkaniu z dziennikarzami wypalił, że „obecnie najlepszy bramkarz na świecie (Alisson) siedział u mnie na ławce w Romie, a najlepszy bramkarz w historii (Buffon) jest rezerwowym w Juventusie. Więc jeśli Łukasz będzie grał w kadrze, to on będzie najlepszy w historii”. Patrząc na ich obecną dyspozycję, Fabiański nie musi być najlepszy w historii, żeby grać. Wystarczy, żeby robił to, co umie najlepiej – świetnie bronił i zachował pełny spokój. Wtedy selekcjoner powinien jeszcze raz się zastanowić, czy stawiając na bramkarza Juventusu - zanim nawet zobaczył go na treningu i porównał z rywalem - nie strzelił sobie czasem w kolano.
red.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez