Puchary, dolary, a potem więzienie
2020-11-17 12:00:00(ost. akt: 2020-11-17 10:54:49)
W 1972 roku piłkarska reprezentacja Polski zdobyła złoty medal olimpijski, a dwa lata później zajęła trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Zwiastunem tych wspaniałych chwil był sezon 1969/70, w którym Górnik i Legia błysnęły w Europie.
Niedawno minęło pół wieku od sezonu, który w polskim ligowym futbolu na pewno już się nigdy nie powtórzy. Prędzej piekło zamarznie, kościoły opustoszeją, a pewien premier zacznie mówić prawdę, niż doczekamy się, że dwa polskie kluby ponownie w jednym miesiącu zagrają w półfinale i finale europejskich pucharów.
A tak było właśnie w sezonie 1969/70 - na początku kwietnia w półfinale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (poprzednik dzisiejszej Ligi Mistrzów) Legia najpierw w Warszawie bezbramkowo zremisowała z Feyenoordem Rotterdam, po czym w Holandii mistrzowie Polski przegrali 0:2. Natomiast 29 kwietnia w Wiedniu rozegrano finał Pucharu Zdobywców Pucharu, w którym Górnik Zabrze zmierzył się z Manchesterem City. Tu też górą byli rywale, którzy zwyciężyli 2:1. Mimo porażek występ Legii i Górnika jest największym sukcesem polskiego klubowego futbolu, chociaż warto zauważyć, że 20 lat później Legii ponownie udało się dotrzeć do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów.
Ale wróćmy do starcia z Feyenoordem, bo ten mecz bardzo wiele zmienił także na... trybunach warszawskiego stadionu.
A tak było właśnie w sezonie 1969/70 - na początku kwietnia w półfinale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (poprzednik dzisiejszej Ligi Mistrzów) Legia najpierw w Warszawie bezbramkowo zremisowała z Feyenoordem Rotterdam, po czym w Holandii mistrzowie Polski przegrali 0:2. Natomiast 29 kwietnia w Wiedniu rozegrano finał Pucharu Zdobywców Pucharu, w którym Górnik Zabrze zmierzył się z Manchesterem City. Tu też górą byli rywale, którzy zwyciężyli 2:1. Mimo porażek występ Legii i Górnika jest największym sukcesem polskiego klubowego futbolu, chociaż warto zauważyć, że 20 lat później Legii ponownie udało się dotrzeć do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów.
Ale wróćmy do starcia z Feyenoordem, bo ten mecz bardzo wiele zmienił także na... trybunach warszawskiego stadionu.
Co prawda kibice Legii przyszli na Łazienkowską z wieloma transparentami typu „Choć rasowe macie krowy, o zwycięstwie nie ma mowy”, „Chłopcy z Kraju Tulipanów biorą lanie od ułanów” czy „Przeciwnikom tęgie lanie, Legia zagra w Mediolanie” (tam miał być finał), to jednak generalnie był to jedyny przejaw ich inwencji.
Tysiące polskich fanów tworzyły szaro-bury tłum, który ożywał jedynie wtedy, gdy na boisku działo się coś ciekawego. Co innego Holendrzy! Ci byli głośni, ruchliwi i rozśpiewani, a przy tym kolorowi, bowiem mieli ze sobą kibicowskie gadżety. Sympatycy Legii doskonale to zapamiętali i po meczu z holenderską drużyną w Warszawie narodził się nowy styl kibicowania.
Cały tekst przeczytasz we wtorkowej Gazecie Olsztyńskiej
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
no tak #3008126 | 5.173.*.* 18 lis 2020 09:24
I kiedyś nie było takich używek, prawda? Redaktorku na haju!
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz