Monsieur Dakar w błocie dał radę
2020-09-08 11:00:00(ost. akt: 2020-09-08 10:05:29)
Stephane Peterhansel wygrał najważniejszą motorsportową imprezę roku w Polsce – rajd Wysoka Grzęda Baja Poland, który po ponadpółrocznej przerwie wznowił sezon w Pucharze Świata FIA. Niestety, pecha miał Krzysztof Hołowczyc.
„Król pustyni”, rekordzista pod względem liczby zwycięstw w najbardziej morderczym rajdzie świata, który w Dakarze triumfował aż 13 razy – sześć na motocyklu i siedem w rywalizacji samochodów! Jednym zdaniem: Stephane Peterhansel. Francuski kierowca, mimo że pierwszy raz jechał z Edouardem Boulangerem w roli pilota, a do tego jego Mini All4Racing nie jest najnowszą konstrukcją, to i tak najlepiej poradził sobie z ekstremalnymi wyzwaniami, jakie w sobotę zafundowała zawodnikom pogoda. A ostatniego dnia rajdu już „tylko” pilnował bezpiecznej przewagi.
„Monsieur Dakar” (fr. Pan Dakar), jak nazywa się czasem Peterhansela, wygrał na błotnistych bezdrożach wokół Szczecina i Drawska Pomorskiego tylko jeden z siedmiu odcinków i wcale nie jechał najszybciej. Był za to najskuteczniejszy z całej stawki...
Przez trzy dni rywalizacji na terenach Szczecina, gminy Dobra oraz poligonu w Drawsku Pomorskim ponad setka startujących miała do pokonania ponad 400 km podzielonych na siedem odcinków specjalnych. Istny pogrom nastąpił podczas dwóch prób na terenie bazy wojskowej – poranna ulewa zmieniła 172-kilometrową trasę w miejscami rwące potoki, a kierowcy musieli zmagać się z bajorami, błotem i... licznymi awariami sprzętu. Te ostatnie dotknęły m.in. takich asów jak Nasser Al-Attiyah, Jakub Przygoński czy „nasz” Krzysztof Hołowczyc.
Ano właśnie: olsztyński kierowca rajdowy, który triumfował w Baja Poland aż sześć razy i który raz w roku robi wyjątek, wracając do poważnego ścigania właśnie w tej imprezie, jeszcze raz pokazał, że jest wielki. Jadąc razem z Łukaszem Kurzeją w Mini All4Racing, Hołowczyc wygrał trzy odcinki, na trzech innych był drugi, ale skończył rajd tylko na siódmym miejscu. Wszystko przez to, że na trzeciej próbie stracił prawie trzy godziny przez problemy z „elektryką”. I mimo że stracił też szansę na końcowe zwycięstwo, w niedzielę pojechał dla przyjemności, no i na żadnej z czterech prób nie zszedł poniżej drugiej pozycji!
Ano właśnie: olsztyński kierowca rajdowy, który triumfował w Baja Poland aż sześć razy i który raz w roku robi wyjątek, wracając do poważnego ścigania właśnie w tej imprezie, jeszcze raz pokazał, że jest wielki. Jadąc razem z Łukaszem Kurzeją w Mini All4Racing, Hołowczyc wygrał trzy odcinki, na trzech innych był drugi, ale skończył rajd tylko na siódmym miejscu. Wszystko przez to, że na trzeciej próbie stracił prawie trzy godziny przez problemy z „elektryką”. I mimo że stracił też szansę na końcowe zwycięstwo, w niedzielę pojechał dla przyjemności, no i na żadnej z czterech prób nie zszedł poniżej drugiej pozycji!
– Po pierwszym 170-kilometrowym odcinku na poligonie w Drawsku uzyskaliśmy kilkuminutową przewagę nad najgroźniejszymi rywalami – mówi Krzysztof Hołowczyc. – Po bardzo szybkim początku kolejnego odcinka, awarii uległ alternator i po kilkudziesięciu kilometrach stanęliśmy bez prądu. No cóż, rajdy uczą pokory... – dodaje olsztynianin.
Drugi na mecie był, też znany z dakarowych tras, Holender Bernhard ten Brinke jadący z Tomem Colsoulem (Toyota Hilux), a rewelacyjne trzecie miejsce, najlepsze w karierze w Pucharze Świata FIA, zajęło małżeństwo Michała i Julity Małuszyńskich (Mini John Cooper Works Rally). W drugiej rundzie Dacia Duster Motrio Cup triumfowali Michał Cebula i Filip Chilarzewski, a na podium stanęli też Tadeusz Rzeżuchowski i Wojciech Jermakow (Automobilklub Warmiński) oraz siedlecko-bartoszycka załoga Bartłomiej Grabowski/Adam Binięda. pes
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez