Koszulkowa kolekcja siatkarskiego kibica
2019-08-07 12:00:00(ost. akt: 2019-08-07 10:15:10)
Jedni zbierają znaczki pocztowe, inni płyty winylowe, a olsztynianin Zbigniew Satława kolekcjonuje siatkarskie koszulki. Ma już ich około 150, czyli w zasadzie mógłby ubrać wyjściowe siódemki wszystkich klubów grających w PlusLidze!
W 1982 roku dziewięcioletni Zbyszek pokochał siatkówkę, oczywiście najbardziej tę w olsztyńskim wydaniu. - To były czas, gdy królem kibiców AZS był Jurek Mróz, właściciel Wartburga 353 - wspomina z uśmiechem 46-letni dzisiaj Zbigniew Satława. - Siadywałem koło niego, no i pamiętam, że któregoś dnia ochrzanił mnie za gwizdanie na gwizdku, a nie na palcach. Niestety, do dzisiaj tego nie umiem (śmiech).
Jednak pomysł zbierania koszulek pojawił się znacznie później, co nie dziwi, bo w latach 80. XX wieku, gdy w sklepach można było dostać tylko musztardę i ocet, trudno było sobie wyobrazić, by siatkarze oddawali kibicom tak ciężko zdobyte przez klubowych działaczy koszulki. Ba, nawet pod końcem następnej dekady był to problem nawet w znacznie bogatszym od siatkówki futbolu - wystarczy przypomnieć przypadek Cezarego Kucharskiego, który skonfliktował się z Legią Warszawa, bo po jakimś meczu oddał swoją koszulkę kibicowi.
Ale wróćmy do Olsztyna, gdzie swoją drogą po koszulkowej aferze trafił też i Kucharski. Jest początek XXI wieku, właśnie została utworzona zawodowa Polska Liga Siatkówki, która w 2008 roku zmieniła nazwę na PlusLiga.
Ale wróćmy do Olsztyna, gdzie swoją drogą po koszulkowej aferze trafił też i Kucharski. Jest początek XXI wieku, właśnie została utworzona zawodowa Polska Liga Siatkówki, która w 2008 roku zmieniła nazwę na PlusLiga.
- Sponsorem klubu zostało wtedy PZU, dzięki czemu do Olsztyna zaczęły przychodzić siatkarskie gwiazdy, które dla stolicy Warmii i Mazur miały odzyskać mistrzowski tytuł - wspomina pan Zbigniew.
Jednak złota zdobyć się nie udało, a skończyło się na dwóch srebrnych (2004-05) i trzech brązowych medalach mistrzostw Polski (2006-08). W 2003 roku trenerem olsztyńskiego zespołu został Grzegorz Ryś i to właśnie od niego Zbigniew Satława otrzymał pierwszą koszulkę.
- Była to koszulka reprezentacji Polski, a potem już poszło - przypomina pan Zbigniew. - Zaczęło się od olsztyńskich siatkarzy, po czym dzięki ich pomocy otrzymywałem koszulki od zawodników z innych klubów. To był taki, można powiedzieć, efekt domina. Czyli często wzbogacałem swoją kolekcję, nawet nie spotykając się z siatkarzem. Ale zawsze starałem się potem jakoś zrewanżować, gdy zawodnik ten pojawił się ze swoją drużyną w Uranii, kupując mu regionalny upominek wyprodukowany przez olsztyński browar (śmiech). Bo wiem, że ten upominek ma bardzo wysoką markę w siatkarskim środowisku.
- Była to koszulka reprezentacji Polski, a potem już poszło - przypomina pan Zbigniew. - Zaczęło się od olsztyńskich siatkarzy, po czym dzięki ich pomocy otrzymywałem koszulki od zawodników z innych klubów. To był taki, można powiedzieć, efekt domina. Czyli często wzbogacałem swoją kolekcję, nawet nie spotykając się z siatkarzem. Ale zawsze starałem się potem jakoś zrewanżować, gdy zawodnik ten pojawił się ze swoją drużyną w Uranii, kupując mu regionalny upominek wyprodukowany przez olsztyński browar (śmiech). Bo wiem, że ten upominek ma bardzo wysoką markę w siatkarskim środowisku.
Oczywiście w kolekcji są koszulki cenne i cenniejsze. Do tych ostatnich bez wątpienia należy zaliczyć trykot, w którym na boisku czarował kibiców Dante. - Załatwił mi ją Michał Ruciak, który po jednym z meczów musiał się zamienić koszulkami ze słynnym Brazylijczykiem. Jeszcze chciałbym mieć stroje Giby i Bartka Kurka, co łatwe nie będzie, bo Brazylijczyk już zakończył karierę, a Kurek często gra poza Polską. Poza tym wielu polskich siatkarzy ofiarowuje swoje koszulki na różne licytacje, na przykład na rzecz chorych dzieci - wyjaśnia Satława, który dumny jest też z jednej z koszulek Mariusza Wlazłego. - Jest to jego pierwsza koszulka z profesjonalnego klubu, czyli Pamapolu Wieluń. Gdy ją u mnie zobaczył, to zrobiła na nim wrażenie, bo nawet on sam tej koszulki nie ma - mówi z dumą pan Zbigniew, dodając, że w jego kolekcji nie ma nieużywanych koszulek, tylko wszystkie były „na siatkarskich kręgosłupach” podczas meczów (oczywiście potem zostały uprane).
I tak krok po kroku kolekcja rozrosła się do imponujących rozmiarów, co sprawia pewne kłopoty. Bo kilka lub kilkanaście koszulek można powiesić na ścianie lub pod sufitem, ale 150 sztuk? - To wymaga już dużej powierzchni, więc większość kolekcji na co dzień przechowuję w torbie - przyznaje 46-letni kibic. - Ale jeśli na przykład „Gazeta Olsztyńska” będzie robiła jakąś wystawę, to polecam się pamięci (śmiech).
Gazeta na razie o takiej wystawie nie myśli, jednak chętnie zorganizuje ją olsztyńskie Muzeum Sportu.
Gazeta na razie o takiej wystawie nie myśli, jednak chętnie zorganizuje ją olsztyńskie Muzeum Sportu.
- Mieliśmy już wystawy koszulek piłkarzy ręcznych oraz szalików piłkarskich klubów z całej Europy, więc teraz chętnie zorganizujemy prezentację koszulek siatkarskich, tym bardziej że Olsztyn od lat siatkówką żyje. Zawsze jesteśmy otwarci na ciekawe propozycje - mówi Tomasz Lenkiewicz z Muzeum Sportu.
ARTUR DRYHYNYCZ
ARTUR DRYHYNYCZ
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez