Woicki: Ekstra punkty zawsze są... ekstra
2019-02-05 16:00:00(ost. akt: 2019-02-05 16:10:03)
- Najbardziej zależy mi na tym, żebyśmy grali dobrze. A dalej to już się zobaczy, do czego nas to doprowadzi — mówi Paweł Woicki, rozgrywający Indykpolu AZS Olsztyn i najlepszy zawodnik zwycięskiego meczu ze Skrą Bełchatów (3:1).
— Nie wiem, jak pan, ale ja przed sezonem nie postawiłbym grosza na to, że zdobędziecie komplet punktów na mistrzu Polski, ale za to przegracie po dwa razy z GKS Katowice i Czarnymi Radom.
— Ja chyba też nie. Tak samo, jak bym nie obstawił tego, że ten jeden punkt z Czarnymi zdobędziemy właśnie w Radomiu. No, ciekawy jest to sezon... Powiem tak: nasza gra jest taka, jak nasze wyniki. I odwrotnie, czyli wyniki są takie, jak gra. Przyznam, że ja jednak wolę taki „styl” bardziej przewidywalny: czyli jak z tymi drużynami, które są za tobą w tabeli, wygrywa się pewnie, a z tymi topowymi raz się wygrywa, raz przegrywa, ale zawsze się walczy. Wiadomo, jak się pokonuje te drużyny z tyłu, to tę swoją wartość się zna, a jak się gra tak jak my, czyli jak Janosiki, którzy rozdają punkty „biednym”, to już nie bardzo... Dobrze, że chociaż z Będzinem żeśmy dwa razy wygrali, bo do tej pory u nich grało nam się bardzo ciężko. Generalnie: nie do końca przewidywalnie gramy, co nie jest zbyt fajne.
— Ja chyba też nie. Tak samo, jak bym nie obstawił tego, że ten jeden punkt z Czarnymi zdobędziemy właśnie w Radomiu. No, ciekawy jest to sezon... Powiem tak: nasza gra jest taka, jak nasze wyniki. I odwrotnie, czyli wyniki są takie, jak gra. Przyznam, że ja jednak wolę taki „styl” bardziej przewidywalny: czyli jak z tymi drużynami, które są za tobą w tabeli, wygrywa się pewnie, a z tymi topowymi raz się wygrywa, raz przegrywa, ale zawsze się walczy. Wiadomo, jak się pokonuje te drużyny z tyłu, to tę swoją wartość się zna, a jak się gra tak jak my, czyli jak Janosiki, którzy rozdają punkty „biednym”, to już nie bardzo... Dobrze, że chociaż z Będzinem żeśmy dwa razy wygrali, bo do tej pory u nich grało nam się bardzo ciężko. Generalnie: nie do końca przewidywalnie gramy, co nie jest zbyt fajne.
— Zespół trochę się jednak zmienił przed sezonem i to pewnie nie pozostaje bez wpływu na to, o czym pan mówi...
— To jedno, a drugie to ta długa kontuzja Robberta Andringi, który i w zeszłym roku, i w tym sezonie od początku był ważnym ogniwem drużyny. Generalnie o tym nie rozmawialiśmy, ale patrząc na naszą grę, można zauważyć, że to był bardzo duży problem.
— To jedno, a drugie to ta długa kontuzja Robberta Andringi, który i w zeszłym roku, i w tym sezonie od początku był ważnym ogniwem drużyny. Generalnie o tym nie rozmawialiśmy, ale patrząc na naszą grę, można zauważyć, że to był bardzo duży problem.
— Wracając do sobotniego meczu: z jednej strony „krwawiąca” Skra, która wyszła na boisko z duetem rezerwowych przyjmujących, ale z drugiej, trzeba było jeszcze coś do tego dołożyć od siebie, no i wy to zrobiliście...
— Zagrać taki mecz nie jest łatwo, bo wyszło na to, jak się mecz zaczynał, że to my jesteśmy faworytem, a nie Skra (na boisko nie wyszli Milad Ebadipour i Artur Szalpuk, a Mariusz Wlazły wchodził tylko na krótkie zmiany — red.). I ten mecz początkowo tak trochę wyglądał: że my sparaliżowani tym, że musimy wygrać, a Skra nie mająca nic do stracenia. I do połowy drugiego seta oni tak grali, że my nie mieliśmy nawet żadnej piłki do obrony, bo praktycznie wszystko kończyli. My nie zagrywaliśmy tak jak trzeba, oni grali na 75 procentach skuteczności przyjęcia i w ataku kończyli każdą piłkę. I do momentu aż na zagrywkę wszedł Miłosz Zniszczoł i trochę ich „napoczął” w tym drugim secie, to ta gra właśnie tak wyglądała. Graliśmy nieźle, ale trochę za miękko, bo nie potrafiliśmy na nich presji wywrzeć. A jak się to zmieniło, to Bełchatów wreszcie pękł.
— Zagrać taki mecz nie jest łatwo, bo wyszło na to, jak się mecz zaczynał, że to my jesteśmy faworytem, a nie Skra (na boisko nie wyszli Milad Ebadipour i Artur Szalpuk, a Mariusz Wlazły wchodził tylko na krótkie zmiany — red.). I ten mecz początkowo tak trochę wyglądał: że my sparaliżowani tym, że musimy wygrać, a Skra nie mająca nic do stracenia. I do połowy drugiego seta oni tak grali, że my nie mieliśmy nawet żadnej piłki do obrony, bo praktycznie wszystko kończyli. My nie zagrywaliśmy tak jak trzeba, oni grali na 75 procentach skuteczności przyjęcia i w ataku kończyli każdą piłkę. I do momentu aż na zagrywkę wszedł Miłosz Zniszczoł i trochę ich „napoczął” w tym drugim secie, to ta gra właśnie tak wyglądała. Graliśmy nieźle, ale trochę za miękko, bo nie potrafiliśmy na nich presji wywrzeć. A jak się to zmieniło, to Bełchatów wreszcie pękł.
— Kluczowy był drugi set, w którym było już 15:19 i wszystko zmierzało ku 0:2 w setach, a jednak potrafiliście to odwrócić (i wygrać... 36:34! — red.).
— Zdecydowanie, wtedy oni trochę pękli, a my poczuliśmy, że nareszcie gramy tak, jak powinniśmy. No i w końcu chyba przestaliśmy myśleć, że jesteśmy faworytami. A do tego to się sprowadzało w tym pierwszym secie: żebyśmy przestali myśleć, że my musimy to wygrać. Bo Skra nawet z dwoma rezerwowymi przyjmującymi to dalej jest Skra, a Katić i Orczyk to nie są przypadkowi zawodnicy. A jeszcze, z punktu widzenia rozgrywającego, powiem, że taki układ ułatwił grę Skrze, bo Grzesiek Łomacz mógł grać swoją ulubioną piłkę, czyli krótką. A że ma dwóch kapitalnych środkowych (Karol Kłos i Jakub Kochanowski — red.), to może grać tę krótką bez żadnego obciążenia. Bo nie bardzo może grać coś innego, więc nawet jak się ich zablokuje, to nic się nie stanie. I oni tak grali i to grali kapitalnie.
— Zdecydowanie, wtedy oni trochę pękli, a my poczuliśmy, że nareszcie gramy tak, jak powinniśmy. No i w końcu chyba przestaliśmy myśleć, że jesteśmy faworytami. A do tego to się sprowadzało w tym pierwszym secie: żebyśmy przestali myśleć, że my musimy to wygrać. Bo Skra nawet z dwoma rezerwowymi przyjmującymi to dalej jest Skra, a Katić i Orczyk to nie są przypadkowi zawodnicy. A jeszcze, z punktu widzenia rozgrywającego, powiem, że taki układ ułatwił grę Skrze, bo Grzesiek Łomacz mógł grać swoją ulubioną piłkę, czyli krótką. A że ma dwóch kapitalnych środkowych (Karol Kłos i Jakub Kochanowski — red.), to może grać tę krótką bez żadnego obciążenia. Bo nie bardzo może grać coś innego, więc nawet jak się ich zablokuje, to nic się nie stanie. I oni tak grali i to grali kapitalnie.
— Pan za to mógł sobie pograć wszystkimi opcjami w ataku, bo wliczając w to Marcela Luxa, który wszedł do gry z kwadratu, ale spędził na boisku większość czasu, wszyscy pana koledzy zakończyli mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Idealna sytuacja dla rozgrywającego...
— To teraz zdradzę panu taką tajemnicę, dlaczego od 12. roku życia wszyscy mówią na mnie „Wujek” (boiskowa ksywka Pawła Woickiego — red.). Bo ja od zawsze dzieliłem kolegom z drużyny piłki po równo. Mój pierwszy trener się śmiał, że taki ze mnie dobry wujek z Ameryki, że przy mnie wszyscy korzystają po równo. Tak że taki mecz jest dla mnie idealny: jak każdy z zawodników ma powyżej 10 punktów, to ja jestem najbardziej zadowolony (uśmiech). Nie zawsze się tak da, bo nie zawsze się tak mecze układają, ale fajnie, jak się tak rozłoży granie, że każdy ma swój udział w wygranej.
— Podpisuje się pan pod tym, co usłyszałem przed meczem ze Skrą od libero Michała Żurka, że AZS musi bardziej patrzeć na to, żeby odskoczyć w tabeli drużynom z Lubina czy Rzeszowa niż opowiadać o czołowej szóstce?
— Jak najbardziej. Myślę, że jak się chce zająć wysoką pozycję, to najpierw trzeba pokonać wszystkie drużyny, które się chce zostawić za sobą. Jeżeli mielibyśmy racjonalnie do tego podejść, to uznałbym się trochę za głupca, gdybym powiedział, że my walczymy o szóstkę. Bo w tym sezonie my przegraliśmy po dwa razy z Katowicami i z Radomiem czy raz z Zawierciem, z którym jeszcze gramy u nich, a to są drużyny, z którymi realnie rywalizujemy o miejsce w tej szóstce. Tylko z Bełchatowem dwa razy wygraliśmy... Są jeszcze takie szanse, cud się może zdarzyć, że będziemy realnie bili się o tę szóstkę, ale bardziej musimy się skupić na przykład na tym, żeby wygrać w Bydgoszczy czy w Lubinie, co nie będzie łatwe. A taki mecz ze Skrą daje taki komfort, bo mamy ekstra punkty. Ale jak się uda... Mamy Gdańsk u siebie, Warszawę i Rzeszów u siebie, więc dobrze zagrać, a jak inne drużyny potracą punkty po drodze, to jest szansa pobić się o szóstkę. Generalnie jednak, ja myślę o tym, żebyśmy grali dobrze. A jak nie będzie nas w szóstce, to pretensje będziemy mogli mieć tylko do siebie. Za dużo potraciliśmy punktów w takich meczach, które powinniśmy wygrać. Zobaczymy...
— To teraz zdradzę panu taką tajemnicę, dlaczego od 12. roku życia wszyscy mówią na mnie „Wujek” (boiskowa ksywka Pawła Woickiego — red.). Bo ja od zawsze dzieliłem kolegom z drużyny piłki po równo. Mój pierwszy trener się śmiał, że taki ze mnie dobry wujek z Ameryki, że przy mnie wszyscy korzystają po równo. Tak że taki mecz jest dla mnie idealny: jak każdy z zawodników ma powyżej 10 punktów, to ja jestem najbardziej zadowolony (uśmiech). Nie zawsze się tak da, bo nie zawsze się tak mecze układają, ale fajnie, jak się tak rozłoży granie, że każdy ma swój udział w wygranej.
— Podpisuje się pan pod tym, co usłyszałem przed meczem ze Skrą od libero Michała Żurka, że AZS musi bardziej patrzeć na to, żeby odskoczyć w tabeli drużynom z Lubina czy Rzeszowa niż opowiadać o czołowej szóstce?
— Jak najbardziej. Myślę, że jak się chce zająć wysoką pozycję, to najpierw trzeba pokonać wszystkie drużyny, które się chce zostawić za sobą. Jeżeli mielibyśmy racjonalnie do tego podejść, to uznałbym się trochę za głupca, gdybym powiedział, że my walczymy o szóstkę. Bo w tym sezonie my przegraliśmy po dwa razy z Katowicami i z Radomiem czy raz z Zawierciem, z którym jeszcze gramy u nich, a to są drużyny, z którymi realnie rywalizujemy o miejsce w tej szóstce. Tylko z Bełchatowem dwa razy wygraliśmy... Są jeszcze takie szanse, cud się może zdarzyć, że będziemy realnie bili się o tę szóstkę, ale bardziej musimy się skupić na przykład na tym, żeby wygrać w Bydgoszczy czy w Lubinie, co nie będzie łatwe. A taki mecz ze Skrą daje taki komfort, bo mamy ekstra punkty. Ale jak się uda... Mamy Gdańsk u siebie, Warszawę i Rzeszów u siebie, więc dobrze zagrać, a jak inne drużyny potracą punkty po drodze, to jest szansa pobić się o szóstkę. Generalnie jednak, ja myślę o tym, żebyśmy grali dobrze. A jak nie będzie nas w szóstce, to pretensje będziemy mogli mieć tylko do siebie. Za dużo potraciliśmy punktów w takich meczach, które powinniśmy wygrać. Zobaczymy...
* Olsztynianie jutro o godz. 18.30 zagrają w Kędzierzynie z niepokonaną w tym sezonie w lidze ZAKSĄ.
Ostatni zespół PlusLigi MKS Będzin (tylko jedno zwycięstwo w 16 meczach!) zwolnił trenera Gido Vermeulena. W dzisiejszym meczu 18. kolejki z Resovią Rzeszów (g. 20.30, Polsat Sport) ekipę z Zagłębia poprowadzi dotychczasowy asystent Holendra, Emil Siewiorek. pes
Ostatni zespół PlusLigi MKS Będzin (tylko jedno zwycięstwo w 16 meczach!) zwolnił trenera Gido Vermeulena. W dzisiejszym meczu 18. kolejki z Resovią Rzeszów (g. 20.30, Polsat Sport) ekipę z Zagłębia poprowadzi dotychczasowy asystent Holendra, Emil Siewiorek. pes
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez