Sędziowanie jest moją pasją
2018-12-21 15:00:00(ost. akt: 2018-12-21 15:25:47)
- Marzę o Ekstraklasie, ale w tej chwili jestem w II lidze i powoli małymi kroczkami chcę dążyć do celu. Pokora oraz ciężka praca to podstawa - mówi Dawid Wiśniewski, który w plebiscycie WMZPN został uznany za Sędziego Roku.
- Wojtek Krztoń był zły na ciebie, że zgarnąłeś mu sprzed nosa tytuł najlepszego sędziego w 2018 roku (Krztoń to obecnie najlepszy sędzia na Warmii i Mazurach - red.?
- Nie, nie (śmiech). Jesteśmy jedną piłkarską rodziną, nikt nikomu kłód pod nogi nie podstawia. W naszym środowisku sędziowskim wszyscy się wspieramy. Jadąc 600 kilometrów na mecz zżywamy się ze sobą, rozmawiamy przecież nie tylko o sprawach piłkarskich. Myślałem jednak, że w plebiscycie wygra Wojtek, ale oczywiście bardzo się cieszę, że wygrałem, bo dla mnie jest to wyróżnienie i motywacja do ciężkiej pracy.
- Czyli byłeś zaskoczony, gdy usłyszałeś, że wygrałeś?
- Przyznam, że po cichu, naprawdę bardzo po cichu, liczyłem na zwycięstwo, ale przecież Wojtek Krztoń to Wojtek Krztoń. Arbiter pierwszoligowy, ma na swoim koncie też mecze w Ekstraklasie. Ja mogę mu tylko podziękować, bo często zabierał mnie jako sędziego technicznego. Mogę się zawsze czegoś nowego nauczyć, podpatrzeć jak sędziuje, jak się zachowuje przed czy po meczu. Mam nadzieję, że w przyszłości to ja będę mógł zabierać młodszych kolegów.
- W tym roku awansowałeś do II ligi, więc zwycięstwo w plebiscycie Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej fajnie puentuje 2018 rok.
- Były lepsze i gorsze momenty, ale wszystko wyszło na dobre. Po jednym sezonie w III lidze nie spodziewałem się, że tak szybko awansuje do II ligi. Rzadko się tak udaje. Dla mnie to nowe wyzwania i... więcej treningów, bo sędziowanie na takim poziomie kosztuje dużo zdrowia i wysiłku. Treningi biegowe, siłownia - to wszystko musi być. Przy okazji wielkie podziękowania dla mojej żony, która mnie cały czas wspiera. Czasami na mecz wyjeżdżam w piątek, a wracam w niedzielę nad ranem. Chwała jej, że jeszcze mnie nie pogoniła z domu (śmiech). Bardzo jej za to dziękuję.
- Jak to się stało, że zostałeś sędzią piłkarskim?
- Gdy poszedłem do pracy do wojska w Giżycku i na studia do Olsztyna, to nie mogłem już tego łączyć z grą w MKS Jeziorany. Ale w kompani miałem kolegę Waldka Szymelfejnika, który sędziuje już wiele, wiele lat. No i to on zaraził mnie sędziowską pasją i po jego namowach spróbowałem w 2011 roku. Teraz żałuję, że nie zacząłem tej przygody dużo wcześniej. Jako dzieciak miałem jednak marzenie, żeby zostać piłkarzem, ale cieszę się, że dzisiaj uczestniczę w piłce nożnej w innej roli. Fajnie jest brać udział w meczu, kiedy na stadion przychodzi kilka tysięcy widzów. Wiem, że nie przyszli dla mnie, ale mimo wszystko mam wpływ na to, jak to wszystko wygląda. Polecam każdemu sędziowania. Uczy pokory i dyscypliny.
- W styczniu kolejna okazja, żeby zostać sędzią, bo WMZPN organizuje kurs. Namówiłeś już kogoś ze znajomych?
- Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że mi się uda. Na pewno pomogę we wszystkim.
- Na spotkaniach rodzinnych często musisz tłumaczysz, co to jest spalony?
- Mam trzech braci i wszyscy znają mniej więcej przepisy piłki nożnej. Czasami tylko znajomi pytają, dlaczego sędzia podjął taką a nie inną decyzję, no i wtedy pojawiają się dyskusje.
- Czym się różni sędziowanie II ligi od niższych klas rozgrywkowych?
- W II lidze gra jest szybsza i decyzje są bardziej odpowiedzialne. Spotkania są transmitowane na żywo, więc oprócz oceny obserwatora, pojawiają się także oceny komentatora TV. Ja sam osobiście też zawsze robię samoocenę, więc żaden błąd mi nie ucieknie. Na naszym lokalnym podwórku tak już nie jest, bo mecze nie są nagrywane, więc czasami o swoim błędzie możemy nawet nie wiedzieć. Do każdego meczu przygotowuję się tak samo i za każdym razem chcę wykonać swoją robotę jak najlepiej. W wyższej lidze jest większa presja, ale bez względu na poziom rozgrywkowy piłkarze zawsze oczekują od nas trafnych decyzji.
- Czy na sędziowaniu można zarobić?
- Ja nie robię tego dla pieniędzy, tylko z pasji. Różnie to mogą ludzie interpretować. Dzięki sędziowaniu na pewno można dorobić do pensji, ale wyżyć z tego jeszcze się nie da. Jest to fajny dodatek do pracy, takie hobby, do którego nie dokładam.
- Jak sobie radzisz z epitetami, którymi podczas meczu kibice często obrzucają sędziów?
- Przyznaję, że początki były trudne. 20-letni chłopak wychodzi na mecz klasy A jako sędzia liniowy i tuż za plecami słyszy najgorsze wyzwiska. Człowiek na początku brał to do siebie, ale potem się z tym oswaja, emocję przechodzą wraz z coraz większą liczbą poprowadzonych spotkań. Natomiast gdy jestem z gwizdkiem na środku boiska, wtedy żadne krzyki nie dochodzą do mnie. Cała moja koncentracja jest skupiona na boisku i na grze piłkarzy. Do tej pory nie miałem takiej sytuacji, że jacyś wściekli kibice czekał na mnie po meczu, nie musiałem wyjeżdżać ze stadionu w asyście radiowozu. Mam nadzieję, że zawsze moje decyzje będą się bronić.
- Który mecz będziesz pamiętał szczególnie?
- Z tego sezonu to mecz Pucharu Polski w Bełchatowie. GKS grał z ekstraklasową Miedzią Legnica. Gdy w tej sprawie dostałem telefon od przewodniczącego Kolegium Sędziów Zbigniewa Przesmyckiego, byłem bardzo zaskoczony, ale jak już to do mnie dotarło, byłem bardzo szczęśliwy z wyróżnienia. To był kolejny kopniak-zachęta, żeby jeszcze ciężej pracować. Liczę na kolejne takie nominacje.
- ...a w przyszłości na sędziowanie w Ekstraklasie?
- Takie mam marzenia, ale czy się uda? Byłbym szczęśliwy. Jednak teraz nie usłyszysz od mnie żadnych deklaracji, że tak się stanie. Jestem w II lidze i powoli małymi kroczkami chcę dążyć do celu. Pokora to podstawa, a do tego trzeba jeszcze dołożyć ciężką pracę.
EMIL MARECKI
- Nie, nie (śmiech). Jesteśmy jedną piłkarską rodziną, nikt nikomu kłód pod nogi nie podstawia. W naszym środowisku sędziowskim wszyscy się wspieramy. Jadąc 600 kilometrów na mecz zżywamy się ze sobą, rozmawiamy przecież nie tylko o sprawach piłkarskich. Myślałem jednak, że w plebiscycie wygra Wojtek, ale oczywiście bardzo się cieszę, że wygrałem, bo dla mnie jest to wyróżnienie i motywacja do ciężkiej pracy.
- Czyli byłeś zaskoczony, gdy usłyszałeś, że wygrałeś?
- Przyznam, że po cichu, naprawdę bardzo po cichu, liczyłem na zwycięstwo, ale przecież Wojtek Krztoń to Wojtek Krztoń. Arbiter pierwszoligowy, ma na swoim koncie też mecze w Ekstraklasie. Ja mogę mu tylko podziękować, bo często zabierał mnie jako sędziego technicznego. Mogę się zawsze czegoś nowego nauczyć, podpatrzeć jak sędziuje, jak się zachowuje przed czy po meczu. Mam nadzieję, że w przyszłości to ja będę mógł zabierać młodszych kolegów.
- W tym roku awansowałeś do II ligi, więc zwycięstwo w plebiscycie Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej fajnie puentuje 2018 rok.
- Były lepsze i gorsze momenty, ale wszystko wyszło na dobre. Po jednym sezonie w III lidze nie spodziewałem się, że tak szybko awansuje do II ligi. Rzadko się tak udaje. Dla mnie to nowe wyzwania i... więcej treningów, bo sędziowanie na takim poziomie kosztuje dużo zdrowia i wysiłku. Treningi biegowe, siłownia - to wszystko musi być. Przy okazji wielkie podziękowania dla mojej żony, która mnie cały czas wspiera. Czasami na mecz wyjeżdżam w piątek, a wracam w niedzielę nad ranem. Chwała jej, że jeszcze mnie nie pogoniła z domu (śmiech). Bardzo jej za to dziękuję.
- Jak to się stało, że zostałeś sędzią piłkarskim?
- Gdy poszedłem do pracy do wojska w Giżycku i na studia do Olsztyna, to nie mogłem już tego łączyć z grą w MKS Jeziorany. Ale w kompani miałem kolegę Waldka Szymelfejnika, który sędziuje już wiele, wiele lat. No i to on zaraził mnie sędziowską pasją i po jego namowach spróbowałem w 2011 roku. Teraz żałuję, że nie zacząłem tej przygody dużo wcześniej. Jako dzieciak miałem jednak marzenie, żeby zostać piłkarzem, ale cieszę się, że dzisiaj uczestniczę w piłce nożnej w innej roli. Fajnie jest brać udział w meczu, kiedy na stadion przychodzi kilka tysięcy widzów. Wiem, że nie przyszli dla mnie, ale mimo wszystko mam wpływ na to, jak to wszystko wygląda. Polecam każdemu sędziowania. Uczy pokory i dyscypliny.
- W styczniu kolejna okazja, żeby zostać sędzią, bo WMZPN organizuje kurs. Namówiłeś już kogoś ze znajomych?
- Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że mi się uda. Na pewno pomogę we wszystkim.
- Na spotkaniach rodzinnych często musisz tłumaczysz, co to jest spalony?
- Mam trzech braci i wszyscy znają mniej więcej przepisy piłki nożnej. Czasami tylko znajomi pytają, dlaczego sędzia podjął taką a nie inną decyzję, no i wtedy pojawiają się dyskusje.
- Czym się różni sędziowanie II ligi od niższych klas rozgrywkowych?
- W II lidze gra jest szybsza i decyzje są bardziej odpowiedzialne. Spotkania są transmitowane na żywo, więc oprócz oceny obserwatora, pojawiają się także oceny komentatora TV. Ja sam osobiście też zawsze robię samoocenę, więc żaden błąd mi nie ucieknie. Na naszym lokalnym podwórku tak już nie jest, bo mecze nie są nagrywane, więc czasami o swoim błędzie możemy nawet nie wiedzieć. Do każdego meczu przygotowuję się tak samo i za każdym razem chcę wykonać swoją robotę jak najlepiej. W wyższej lidze jest większa presja, ale bez względu na poziom rozgrywkowy piłkarze zawsze oczekują od nas trafnych decyzji.
- Czy na sędziowaniu można zarobić?
- Ja nie robię tego dla pieniędzy, tylko z pasji. Różnie to mogą ludzie interpretować. Dzięki sędziowaniu na pewno można dorobić do pensji, ale wyżyć z tego jeszcze się nie da. Jest to fajny dodatek do pracy, takie hobby, do którego nie dokładam.
- Jak sobie radzisz z epitetami, którymi podczas meczu kibice często obrzucają sędziów?
- Przyznaję, że początki były trudne. 20-letni chłopak wychodzi na mecz klasy A jako sędzia liniowy i tuż za plecami słyszy najgorsze wyzwiska. Człowiek na początku brał to do siebie, ale potem się z tym oswaja, emocję przechodzą wraz z coraz większą liczbą poprowadzonych spotkań. Natomiast gdy jestem z gwizdkiem na środku boiska, wtedy żadne krzyki nie dochodzą do mnie. Cała moja koncentracja jest skupiona na boisku i na grze piłkarzy. Do tej pory nie miałem takiej sytuacji, że jacyś wściekli kibice czekał na mnie po meczu, nie musiałem wyjeżdżać ze stadionu w asyście radiowozu. Mam nadzieję, że zawsze moje decyzje będą się bronić.
- Który mecz będziesz pamiętał szczególnie?
- Z tego sezonu to mecz Pucharu Polski w Bełchatowie. GKS grał z ekstraklasową Miedzią Legnica. Gdy w tej sprawie dostałem telefon od przewodniczącego Kolegium Sędziów Zbigniewa Przesmyckiego, byłem bardzo zaskoczony, ale jak już to do mnie dotarło, byłem bardzo szczęśliwy z wyróżnienia. To był kolejny kopniak-zachęta, żeby jeszcze ciężej pracować. Liczę na kolejne takie nominacje.
- ...a w przyszłości na sędziowanie w Ekstraklasie?
- Takie mam marzenia, ale czy się uda? Byłbym szczęśliwy. Jednak teraz nie usłyszysz od mnie żadnych deklaracji, że tak się stanie. Jestem w II lidze i powoli małymi kroczkami chcę dążyć do celu. Pokora to podstawa, a do tego trzeba jeszcze dołożyć ciężką pracę.
EMIL MARECKI
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Kebiz #2648381 | 88.156.*.* 22 gru 2018 10:24
No, nareszcie; przynajmniej fotką "uhonorowano" p. Alojzego Jarguza, bo w art. "ani słówka". Typowe dla obecnych czasów niechlujstwa i "krótkiej" pamięci.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
olsztyniak #2648093 | 5.173.*.* 21 gru 2018 16:01
Pan Alojzy Jarguz dobrze się trzyma jak na swoje lata.Pozostała garstka byłych żołnierzy LWP z j.w 23-21,23-90, i saperzy numeru niestety już nie pamiętam.A z córką Iwoną chodziłem do przedszkola wojskowego.Rocznik 1959.Syn Piotr 1962.Dawne czasy
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz