Powrót do Europy po 10 latach
2018-11-03 12:00:00(ost. akt: 2018-11-03 10:20:10)
Po dziesięcioletniej przerwie olsztyńscy siatkarze wracają wreszcie do gry w europejskich pucharach. We wtorek o godzinie 18 w 1/32 finału Pucharu CEV Indykpol AZS podejmie w Uranii Hurrikaani Loimaa, wicemistrza Finlandii.
Przypomnijmy, że nagrodą za zajęcie czwartego miejsca w PlusLidze był udział w Pucharze Challenge. Są to jednak najmniej prestiżowe rozgrywki, więc szefowie Indykpolu AZS niezbyt się do nich palili.
- Przygotowania do europejskich pucharów tak naprawdę rozpoczęliśmy już w lipcu od zapewnienia sobie finansowego zaplecza - wyjaśnia Tomasz Jankowski, prezes olsztyńskich siatkarzy. - Bez tego na pewno w pucharach byśmy nie zgrali (Piotr Kulikowski z firmy Indykpol tuż po zakończeniu ostatniego sezonu PlusLigi przyznał, że jest gotów przeznaczyć dodatkowe fundusze na ten cel - red.). Mając już zapewniony budżet, czekaliśmy na decyzję władz europejskiej siatkówki o przydziale miejsc w Pucharze CEV. Niespodziewanie okazało się, że Polska nie dostała ani jednego miejsca. Przysługiwało nam tylko miejsce w Pucharze Challenge, czym byliśmy bardzo zdziwieni. Poza tym nie chcieliśmy w nim grać, bo jest tam słaby poziom, więc przy silnej PlusLidze po prostu szkoda byłoby na to zdrowia, pieniędzy i czasu. Ostatecznie jednak podjęliśmy ryzyko: zgłosiliśmy się do tego pucharu, ale z adnotacją, że jeśli zwolni się miejsce w Pucharze CEV, to my chcemy je zająć. Sprawa zakończyła się pomyślnie, bo takie miejsce się dla nas znalazło - dodaje prezes Jankowski.
Jednak była też szansa, co prawda niewielka, nawet na grę w Lidze Mistrzów. Prawo do udziału w eliminacjach LM zapewnił sobie Trefl Gdańsk, trzeci zespół PlusLigi, ale z powodów finansowych klub ten miał jakoby zrezygnować z rywalizacji w tych elitarnych rozgrywkach. - Gdyby Trefl rzeczywiście zrezygnował, wtedy na pewno byśmy się zgłosili, bo to byłaby olbrzymia atrakcja dla naszych kibiców i sponsorów - wyjaśnia Tomasz Jankowski. - Ostatecznie Gdańsk znalazł jednak pieniądze na Ligę Mistrzów, więc temat upadł.
Niestety, europejskie puchary siatkarzy nijak się mają do piłkarskiej Ligi Mistrzów lub chociażby Ligi Europy. W futbolu każdy wygrany mecz jest przeliczany na setki tysięcy euro premii, każdy awans do kolejnej rundy oznacza dodatkowe miliony, natomiast w siatkówce puchary oznaczają jedynie prestiż i wydatki. Dość powiedzieć, że zwycięzca Ligi Mistrzów otrzymał ostatnio 50 tysięcy euro premii (oczywiście do podziału na cały zespół) - w futbolu starczyłoby to jedynie „na waciki”.
Ale wróćmy do najbliższego pucharowego meczu Indykpolu AZS, bo jest to bez wątpienia dla klubu duże wyzwanie organizacyjne i finansowe. Zazwyczaj jest tak, że gospodarz meczu opłaca hotel gościom, a ci potem rewanżują się w ten sam sposób. Jednak Finowie - zdając sobie sprawę z różnicy cen w swoim kraju i w Polsce - nie poszli na taki układ i zadecydowali, że w Olsztynie sami opłacą swój pobyt w hotelu. Czyli Indykpol AZS po stronie wydatków do kosztów lotu musi dopisać jeszcze wynajęcie hotelu w Finlandii. Poza tym jako gospodarz musi zapewnić gościom ze Skandynawii autokar, opłacić bilety lotnicze sędziów i komisarza zawodów, zagwarantować im transport z i na lotnisko, hotel oraz wynagrodzenie.
- Rozgrywki europejskie mają swój protokół, do którego musimy się przygotować - wyjaśnia Marcin Zarębski, menedżer marketingu w Indykpolu AZS. - PlusLiga ma wyśrubowane standardy, ale tu są one jeszcze wyższe. Dla przykładu otrzymaliśmy 40-stronicową instrukcję, zgodnie z którą krok po kroku prowadzimy przygotowania do meczu. Wspólnie z OSiR-em musimy w Uranii zapewnić odpowiednie oświetlenie, temperaturę, nagłośnienie oraz internet o wysokich parametrach. Pracy jest więc bardzo dużo, ale damy radę - kończy Marcin Zarębski.
Finowie nie są rywalem z najwyższej półki (w Hurrikaani Loimaa występuje Matti Oivanen, środkowy Indykpolu AZS w sezonie 2013-14), więc olsztynianie powinni sobie poradzić (mecz rewanżowy zostanie rozegrany tydzień później). Jednak w kolejnej rundzie będzie już znacznie trudniej, bowiem podopieczni Roberto Santilliego mogą trafić na jeden z czterech zespołów, które odpadną z eliminacji Ligi mistrzów. A gdyby przeszli i tę przeszkodę, wówczas w 1/8 finału ich rywalem prawdopodobnie będzie Kuzbass Kemerowo (czwarta drużyna ligi rosyjskiej), które leży, bagatela, 5000 kilometrów od Olsztyna
ARTUR DRYHYNYCZ
ARTUR DRYHYNYCZ
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez