Słodko-gorzki początek w Moście
2018-05-16 17:00:00(ost. akt: 2018-05-16 17:08:04)
Olsztyński kierowca wyścigowy Maciej Marcinkiewicz i jego partner z zespołu Łukasz Kręski rozpoczęli cykl GT4 Central European Cup od zdobycia pole position przed pierwszym wyścigiem w Moście. Później już tak miło nie było...
Przypomnijmy: w sezonie 2018 zespół eSky WP Racing Team — czyli Maciej Marcinkiewicz i Łukasz Kręski zmieniający się za kierownicą Maserati Granturismo MC GT4 — wystartuje w pełnym cyklu prestiżowej serii wyścigowej GT4 Central European Cup. Już pierwsza runda, rozegrana na czeskim torze Most, pokazała jednak, że precyzyjniej byłoby powiedzieć „planuje wystartować”, bo w motorsporcie swoje ważne trzy grosze zawsze może jeszcze wtrącić technika. Boleśnie przekonał się o tym właśnie duet naszych kierowców, który jednak zaczął ściganie w Czechach z wysokiego pułapu, bo od drugiego miejsca w treningowej serii oraz zwycięskich kwalifikacji, co można było uznać za małą niespodziankę, bo Marcinkiewicz i Kręski zdobywając pole position, zostawili w pobitym polu wiele nowszych konstrukcyjnie i mocniejszych aut. Niestety, na tym zakończyły się miłe chwile w Moście, bo już w trakcie wyścigu w Maserati z numerem 7. pojawiły się problemy ze sterowaniem skrzyni biegów, które okazały się na tyle poważne, że zmusiły polski zespół do wycofania się z rywalizacji. Ba, o przystąpieniu do drugiego wyścigu też nie było mowy...
— Polegliśmy pod względem technicznym, bo zawiódł nasz samochód — nie owija w bawełnę Maciej Marcinkiewicz. — To nasze Maserati Granturismo to nie jest auto najnowszej konstrukcji, a liczba przejechanych przez nie kilometrów wyścigowych jest na tyle duża, że na pewno jest mu bliżej niż dalej do zakończenia „kariery”. A więc auto o wysłużonej konstrukcji, ale jednocześnie sprawdzone i takie, które znamy i lubimy... No i zaczęło się bardzo dobrze, bo od pierwszych treningów plasowaliśmy się w ścisłej czołówce, a w kwalifikacjach udało nam się wywalczyć pole position. I to w klasyfikacji generalnej! Fajny wynik, który od razu został zauważony, bo — wiadomo — to raczej nie jest samochód, który wygrywa wyścigi (uśmiech). Niestety, już podczas drugich kwalifikacji mój zmiennik miał drobne problemy ze skrzynią biegów: blokowały się biegi i nie można było ich przełączyć. A w wyścigu właściwie od razu po starcie biegi znów zaczęły się blokować, więc o utrzymaniu pierwszej pozycji nie było mowy. Zacząłem coraz niżej spadać, ale za moment wszystko działało, więc walczyłem o powrót do czołówki, po czym znów cała sytuacja się powtarzała. Na tyle, na ile mogłem, walczyłem z tą awarią przez pierwsze pół godziny wyścigu, ale z każdym okrążeniem te problemy się pogłębiały. W końcu zjechałem do pit-stopu i po tym już nie dało się kontynuować jazdy.
Więcej w czwartkowym wydaniu "Gazety Olsztyńskiej".
— Polegliśmy pod względem technicznym, bo zawiódł nasz samochód — nie owija w bawełnę Maciej Marcinkiewicz. — To nasze Maserati Granturismo to nie jest auto najnowszej konstrukcji, a liczba przejechanych przez nie kilometrów wyścigowych jest na tyle duża, że na pewno jest mu bliżej niż dalej do zakończenia „kariery”. A więc auto o wysłużonej konstrukcji, ale jednocześnie sprawdzone i takie, które znamy i lubimy... No i zaczęło się bardzo dobrze, bo od pierwszych treningów plasowaliśmy się w ścisłej czołówce, a w kwalifikacjach udało nam się wywalczyć pole position. I to w klasyfikacji generalnej! Fajny wynik, który od razu został zauważony, bo — wiadomo — to raczej nie jest samochód, który wygrywa wyścigi (uśmiech). Niestety, już podczas drugich kwalifikacji mój zmiennik miał drobne problemy ze skrzynią biegów: blokowały się biegi i nie można było ich przełączyć. A w wyścigu właściwie od razu po starcie biegi znów zaczęły się blokować, więc o utrzymaniu pierwszej pozycji nie było mowy. Zacząłem coraz niżej spadać, ale za moment wszystko działało, więc walczyłem o powrót do czołówki, po czym znów cała sytuacja się powtarzała. Na tyle, na ile mogłem, walczyłem z tą awarią przez pierwsze pół godziny wyścigu, ale z każdym okrążeniem te problemy się pogłębiały. W końcu zjechałem do pit-stopu i po tym już nie dało się kontynuować jazdy.
Więcej w czwartkowym wydaniu "Gazety Olsztyńskiej".
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
uhaha #2503116 | 95.160.*.* 16 maj 2018 22:21
niech stary spróbuje pojeździć, przecież z niego taki "uliczny rajdowiec".
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz