Stomil jest gotowy do walki
2018-03-01 12:00:00(ost. akt: 2018-02-28 11:36:03)
- Naszym celem jest utrzymanie zespołu w pierwszoligowych rozgrywkach, więc liczymy się z tym, że możemy walczyć o to do ostatniej kolejki - przed sobotnim meczem w Bielsku-Białej mówi szkoleniowiec Stomilu Kamil Kiereś.
- Jest pan zadowolony z zakończonego okresu przygotowawczego do rundy wiosennej I ligi?
- Jeżeli mówimy o organizacji, planie i realizacji założeń przeze mnie i sztab szkoleniowy oraz samej organizacji klubu wokół tego wszystkiego, to jestem zadowolony. To, co sobie zaplanowaliśmy, zostało zrealizowane.
- Jednak nie udało się wam przeprowadzić treningów na naturalnej nawierzchni...
- Rzeczywiście nie dotknęliśmy trawy, ale nie nazwałbym tego minusem. W kontekście pierwszego spotkania to wszystko i tak zaczyna się oraz kończy w głowie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że zimą może być różnie. Pogoda może być łaskawa, ale może być tak jak teraz, czyli silne mrozić. Radzimy sobie w różny sposób. W pierwszej fazie przygotowań nie byliśmy na żadnym zgrupowaniu, ale te środki wykorzystaliśmy teraz na wyjazdy w różne miejsca, w rożne środowiska i boiska. Szukaliśmy lepszej nawierzchni niż ta na Dajtkach. Nasze motto to trenowanie i wyciskanie z każdego dnia jak najwięcej. Tak powoli dochodzimy do pierwszego meczu. No i wszystko zmierza do tego, że liga się odbędzie i w sobotę będziemy walczyć o punktu na trawie w Bielsku-Białej.
- Dobrze, że pierwszy mecz tej wiosny zostanie rozegrany na wyjeździe, bo w Olsztynie ciężko byłoby rozegrać teraz ligowe spotkanie. Natomiast Podbeskidzie zgłosiło do PZPN gotowość rozegrania sobotniego meczu.
- Dlatego nasze głowy są teraz nastawione na rozegranie meczu. Nie zajmujemy się spekulacjami o zmianie terminu.
- Sztuczna murawa w Mrągowie rzeczywiście jest zbliżona do naturalnej? Pański zespół jeździ tam trenować bardzo często.
- Na pewno jest bliższa niż ta na Dajtkach. W pierwszej fazie przygotowań boisko przy ulicy Żytniej w Olsztynie sprawdzało się bardzo dobrze, bo treningi miały odpowiednią jakość. Sztuczne boisko nigdy nie zastąpi trawiastego, ale w tym momencie w Mrągowie możemy przeprowadzić lepsze treningi.
- Zespół nie pojechał na żaden obóz. Dwa dni w Gdańsku spędzone w poprzednim tygodniu były namiastką takiego mini-obozu?
- Trafiłem do Olsztyna w takim momencie (grudzień - red.), że nie mogłem wszystkiego sam zaplanować. Nigdy nie jadę z zespołem na obóz w takie miejsce, którego wcześniej nie wizytuję. Muszę sam sprawdzić warunki, odnowę biologiczną, siłownię oraz boiska. Jak wydawać pieniądze, to na coś konkretnego. Wyjazd w ostatniej chwili nie gwarantował nam tego, co mieliśmy na miejscu. Okazało się, że przy dobrej organizacji i przy konsekwentnym trzymaniu terminów w Olsztynie można było bardzo dobrze pracować. Mieliśmy do dyspozycji halę Uranię, siłownię oraz wspominanie wcześniej boisko na Dajtkach. W drugiej fazie przygotowań dużo jeździliśmy na sparingi, a ostatnio byliśmy w Gdańsku od czwartku do soboty, co pozwoliło fajnie potrenować i zintegrować zespół. W dobrych warunkach odpoczęliśmy, bo ostatnio zawodnicy często podróżowali. Szczególnie piątek był fajnym dniem i przełożyło się to na sparing z Lechią Gdańsk, który moim zdaniem wypadł pozytywnie.
- Stomil nie poszalał zimą na rynku transferowym. Udało się pozyskać Remigiusza Szywacza z GKS Tychy, Tomasza Wełnickiego z Legii II Warszawa, a z wypożyczenia powrócił Igor Biedrzycki.
- Olsztyński klub jest historią w środowisku piłkarskim, ma swoją markę, ale trzeba ją odbudować. Krok po kroku i dzień po dniu. Ważne będzie teraz to, żeby wiosną przełożyć to na wyniki sportowe i utrzymanie w lidze. Stomil na odpowiednie transfery musi jeszcze zapracować. Mieliśmy pewien ambitny plan transferowy. Nie będę tutaj mówił o personaliach, ale mamy poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co możliwe. Generalnie chcieliśmy skrystalizować i usystematyzować szkielet drużyny. W żaden sposób nie chciałem rozbijać układu zawodników, którzy byli tutaj w trudnych momentach. Wątek środowiskowy w tym zespole jest bardzo ważny. Początkowo mówiliśmy o trzech-czterech transferach, ostatecznie udało się pozyskać dwóch zawodników. Nie chciałbym ich oceniać w kontekście wzmocnienia, czy uzupełnienia składu, bo runda to zweryfikuje.
- Kadra zespołu jest już zamknięta?
- Trudno powiedzieć, bo dopóki okienko transferowe jest otwarte, to wszystko może się wydarzyć.
- Mimo wszystko kadra Stomilu już w tej chwili jest dość szeroka.
- Jest szeroka, ale nie chciałbym używać tutaj żadnych górnolotnych słów. To, co wypracowaliśmy, teraz musimy pokazać na boisku. To będzie weryfikacja jakości kadry. Przygotowując zespół do rundy, braliśmy pod uwagę długość sezonu. Naszym celem jest utrzymanie, więc liczymy się z tym, że możemy walczyć o to do ostatniej kolejki.
- Chce pan mieć dwóch zawodników na każdą pozycję. Udało się to?
- Tak. Mamy sporo zawodników, w tym takich, którzy wchodzą dopiero w seniorski futbol. Wcześniej krótko trenowali z pierwszym zespołem, a teraz powoli dostają swoje szanse, jak np. Kuba Mosakowski. Jest różnorodność w zespole. Niektóre pozycje są bardziej doświadczone, bardziej ograne, a niektóre wymagają zebrania doświadczenia podczas ligi.
- Na boisku Stomil będzie walczył o utrzymanie w I lidze, ale w tle jest także walka o pieniądze z systemu Pro Junior System. Da się to wszystko pogodzić?
- Klasyfikacja Pro Junior System jest ważnym elementem dla klubu, ale nie może być pierwszorzędną sprawą. Dla nas najważniejsze jest utrzymanie w rozgrywkach. Jeden młodzieżowiec musi grać na boisku, ale może się tak wydarzyć, że będzie grało dwóch lub trzech. Ktoś może wchodzić na zmiany, ale na pewno nie będzie to wynikało z tego, że walczymy o zwycięstwo w klasyfikacji Pro Junior System. Ma to naturalnie wynikać z pracy i rywalizacji w drużynie.
- Czego możemy się spodziewać w sobotnim meczu z Podbeskidziem?
- Pierwszy mecz to premiera, a to zawsze jest dreszczyk emocji. Mamy przekonanie, że dobrze i sumiennie pracowaliśmy, dlatego jesteśmy nastawieni na walkę o trzy punkty. Musimy zagrać skutecznie.
- Dla pana ta premiera jest jeszcze bardziej szczególna, bo po dłuższej przerwie powraca pan do ligowej rywalizacji.
- To była moja pierwsza przerwa w pracy w ciągu 15 lat, wymuszona bardziej innymi sprawami niż brakiem ofert. Rywalizacja to jest stres, odpowiedzialność, ale jak ktoś w tym pracuje, to choruje pozytywnie na tę adrenalinę. To jest coś bez czego ciężko się funkcjonuje i do tego się dąży, żeby w tym być. Ja generalnie lubię pracę pod dużą presją. Im większa presja, większe cele, tym się lepiej pracuje, bo są wyzwania. Nie lubię pracować bez celu.
EMIL MARECKI
- Jeżeli mówimy o organizacji, planie i realizacji założeń przeze mnie i sztab szkoleniowy oraz samej organizacji klubu wokół tego wszystkiego, to jestem zadowolony. To, co sobie zaplanowaliśmy, zostało zrealizowane.
- Jednak nie udało się wam przeprowadzić treningów na naturalnej nawierzchni...
- Rzeczywiście nie dotknęliśmy trawy, ale nie nazwałbym tego minusem. W kontekście pierwszego spotkania to wszystko i tak zaczyna się oraz kończy w głowie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że zimą może być różnie. Pogoda może być łaskawa, ale może być tak jak teraz, czyli silne mrozić. Radzimy sobie w różny sposób. W pierwszej fazie przygotowań nie byliśmy na żadnym zgrupowaniu, ale te środki wykorzystaliśmy teraz na wyjazdy w różne miejsca, w rożne środowiska i boiska. Szukaliśmy lepszej nawierzchni niż ta na Dajtkach. Nasze motto to trenowanie i wyciskanie z każdego dnia jak najwięcej. Tak powoli dochodzimy do pierwszego meczu. No i wszystko zmierza do tego, że liga się odbędzie i w sobotę będziemy walczyć o punktu na trawie w Bielsku-Białej.
- Dobrze, że pierwszy mecz tej wiosny zostanie rozegrany na wyjeździe, bo w Olsztynie ciężko byłoby rozegrać teraz ligowe spotkanie. Natomiast Podbeskidzie zgłosiło do PZPN gotowość rozegrania sobotniego meczu.
- Dlatego nasze głowy są teraz nastawione na rozegranie meczu. Nie zajmujemy się spekulacjami o zmianie terminu.
- Sztuczna murawa w Mrągowie rzeczywiście jest zbliżona do naturalnej? Pański zespół jeździ tam trenować bardzo często.
- Na pewno jest bliższa niż ta na Dajtkach. W pierwszej fazie przygotowań boisko przy ulicy Żytniej w Olsztynie sprawdzało się bardzo dobrze, bo treningi miały odpowiednią jakość. Sztuczne boisko nigdy nie zastąpi trawiastego, ale w tym momencie w Mrągowie możemy przeprowadzić lepsze treningi.
- Zespół nie pojechał na żaden obóz. Dwa dni w Gdańsku spędzone w poprzednim tygodniu były namiastką takiego mini-obozu?
- Trafiłem do Olsztyna w takim momencie (grudzień - red.), że nie mogłem wszystkiego sam zaplanować. Nigdy nie jadę z zespołem na obóz w takie miejsce, którego wcześniej nie wizytuję. Muszę sam sprawdzić warunki, odnowę biologiczną, siłownię oraz boiska. Jak wydawać pieniądze, to na coś konkretnego. Wyjazd w ostatniej chwili nie gwarantował nam tego, co mieliśmy na miejscu. Okazało się, że przy dobrej organizacji i przy konsekwentnym trzymaniu terminów w Olsztynie można było bardzo dobrze pracować. Mieliśmy do dyspozycji halę Uranię, siłownię oraz wspominanie wcześniej boisko na Dajtkach. W drugiej fazie przygotowań dużo jeździliśmy na sparingi, a ostatnio byliśmy w Gdańsku od czwartku do soboty, co pozwoliło fajnie potrenować i zintegrować zespół. W dobrych warunkach odpoczęliśmy, bo ostatnio zawodnicy często podróżowali. Szczególnie piątek był fajnym dniem i przełożyło się to na sparing z Lechią Gdańsk, który moim zdaniem wypadł pozytywnie.
- Stomil nie poszalał zimą na rynku transferowym. Udało się pozyskać Remigiusza Szywacza z GKS Tychy, Tomasza Wełnickiego z Legii II Warszawa, a z wypożyczenia powrócił Igor Biedrzycki.
- Olsztyński klub jest historią w środowisku piłkarskim, ma swoją markę, ale trzeba ją odbudować. Krok po kroku i dzień po dniu. Ważne będzie teraz to, żeby wiosną przełożyć to na wyniki sportowe i utrzymanie w lidze. Stomil na odpowiednie transfery musi jeszcze zapracować. Mieliśmy pewien ambitny plan transferowy. Nie będę tutaj mówił o personaliach, ale mamy poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co możliwe. Generalnie chcieliśmy skrystalizować i usystematyzować szkielet drużyny. W żaden sposób nie chciałem rozbijać układu zawodników, którzy byli tutaj w trudnych momentach. Wątek środowiskowy w tym zespole jest bardzo ważny. Początkowo mówiliśmy o trzech-czterech transferach, ostatecznie udało się pozyskać dwóch zawodników. Nie chciałbym ich oceniać w kontekście wzmocnienia, czy uzupełnienia składu, bo runda to zweryfikuje.
- Kadra zespołu jest już zamknięta?
- Trudno powiedzieć, bo dopóki okienko transferowe jest otwarte, to wszystko może się wydarzyć.
- Mimo wszystko kadra Stomilu już w tej chwili jest dość szeroka.
- Jest szeroka, ale nie chciałbym używać tutaj żadnych górnolotnych słów. To, co wypracowaliśmy, teraz musimy pokazać na boisku. To będzie weryfikacja jakości kadry. Przygotowując zespół do rundy, braliśmy pod uwagę długość sezonu. Naszym celem jest utrzymanie, więc liczymy się z tym, że możemy walczyć o to do ostatniej kolejki.
- Chce pan mieć dwóch zawodników na każdą pozycję. Udało się to?
- Tak. Mamy sporo zawodników, w tym takich, którzy wchodzą dopiero w seniorski futbol. Wcześniej krótko trenowali z pierwszym zespołem, a teraz powoli dostają swoje szanse, jak np. Kuba Mosakowski. Jest różnorodność w zespole. Niektóre pozycje są bardziej doświadczone, bardziej ograne, a niektóre wymagają zebrania doświadczenia podczas ligi.
- Na boisku Stomil będzie walczył o utrzymanie w I lidze, ale w tle jest także walka o pieniądze z systemu Pro Junior System. Da się to wszystko pogodzić?
- Klasyfikacja Pro Junior System jest ważnym elementem dla klubu, ale nie może być pierwszorzędną sprawą. Dla nas najważniejsze jest utrzymanie w rozgrywkach. Jeden młodzieżowiec musi grać na boisku, ale może się tak wydarzyć, że będzie grało dwóch lub trzech. Ktoś może wchodzić na zmiany, ale na pewno nie będzie to wynikało z tego, że walczymy o zwycięstwo w klasyfikacji Pro Junior System. Ma to naturalnie wynikać z pracy i rywalizacji w drużynie.
- Czego możemy się spodziewać w sobotnim meczu z Podbeskidziem?
- Pierwszy mecz to premiera, a to zawsze jest dreszczyk emocji. Mamy przekonanie, że dobrze i sumiennie pracowaliśmy, dlatego jesteśmy nastawieni na walkę o trzy punkty. Musimy zagrać skutecznie.
- Dla pana ta premiera jest jeszcze bardziej szczególna, bo po dłuższej przerwie powraca pan do ligowej rywalizacji.
- To była moja pierwsza przerwa w pracy w ciągu 15 lat, wymuszona bardziej innymi sprawami niż brakiem ofert. Rywalizacja to jest stres, odpowiedzialność, ale jak ktoś w tym pracuje, to choruje pozytywnie na tę adrenalinę. To jest coś bez czego ciężko się funkcjonuje i do tego się dąży, żeby w tym być. Ja generalnie lubię pracę pod dużą presją. Im większa presja, większe cele, tym się lepiej pracuje, bo są wyzwania. Nie lubię pracować bez celu.
EMIL MARECKI
Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
GieTek #2451840 | 94.254.*.* 2 mar 2018 08:06
Rozpoczyna się tragedii akt ostatni.
odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
kibic #2451366 | 81.190.*.* 1 mar 2018 14:53
fajny gosc! konkretny
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
kibic #2451262 | 83.6.*.* 1 mar 2018 13:08
powodzenia trenerze
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
nc #2451204 | 79.190.*.* 1 mar 2018 12:31
powodzenia trzymam kciuki
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz