Mazury poznałem dzięki żonie i mistrzowi Jerzemu Kulejowi
2018-02-23 17:06:30(ost. akt: 2018-02-23 17:26:44)
— Każdy, kto działa w sferze publicznej, musi się uodpornić na tzw. hejt — mówi Marcin Najman. Popularny "El Testosteron" 25 maja zmierzy się z jednym z najtrudniejszych sprawdzianów organizatorskich w swym życiu: Narodową Galą Boksu
— Złapać cię w ostatnim czasie graniczy z cudem. Masz mnóstwo na głowie. Jest czas na życie prywatne?
— Ostatnie tygodnie są naprawdę bardzo pracowite. Zwariowane, niesamowite tempo. Niby jeszcze te 3 miesiące do gali, ale już teraz praktycznie nie mam czasu na nic. Ta gonitwa ma plusy, ale też i minusy. Wszystko jednak co robię - robię dla rodziny.
— Ostatnie tygodnie są naprawdę bardzo pracowite. Zwariowane, niesamowite tempo. Niby jeszcze te 3 miesiące do gali, ale już teraz praktycznie nie mam czasu na nic. Ta gonitwa ma plusy, ale też i minusy. Wszystko jednak co robię - robię dla rodziny.
— Swego czasu byłeś naprawdę częstym gościem na Mazurach, m.in. ze względu na śp. Jerzego Kuleja. Które z miejsc, które ci pokazał, utkwiło ci najbardziej w pamięci?
— Myślę, że jezioro Tyrkło i jego piękne okolice. Jurek miał swój dom letniskowy tuż przy wodzie, schodziło się po lekkiej skarpie. Molo, łódka... Coś magicznego.
— Myślę, że jezioro Tyrkło i jego piękne okolice. Jurek miał swój dom letniskowy tuż przy wodzie, schodziło się po lekkiej skarpie. Molo, łódka... Coś magicznego.
— Wpadałeś na ryby do mistrza?
— Pewnie. W szczególności na węgorza. Nie tylko skutecznie je łowił, ale i później świetnie przygotowywał. Piękne czasy, piękne wspomnienia.
— Pewnie. W szczególności na węgorza. Nie tylko skutecznie je łowił, ale i później świetnie przygotowywał. Piękne czasy, piękne wspomnienia.
— Po jego śmierci nie miałeś oporów, by znów odwiedzać te miejsca? Przeżyliście razem niejedno.
— Nie, bo są to bardzo miłe wspomnienia. Chętnie do nich wracam. Poza tym partnerka życiowa Jerzego, pani Ala, pochodzi z Ełku...
— Nie, bo są to bardzo miłe wspomnienia. Chętnie do nich wracam. Poza tym partnerka życiowa Jerzego, pani Ala, pochodzi z Ełku...
— ...czyli z miasta, w którym poznałeś swoją żonę.
— Dokładnie. Co więcej - później okazało się nawet, że mieszkały niemal po sąsiedzku, choć poznały się dopiero dzięki Jurkowi. Kompletny przypadek, choć historia ułożyła się tak, jakby była przez kogoś szczegółowo wyreżyserowana.
— Dokładnie. Co więcej - później okazało się nawet, że mieszkały niemal po sąsiedzku, choć poznały się dopiero dzięki Jurkowi. Kompletny przypadek, choć historia ułożyła się tak, jakby była przez kogoś szczegółowo wyreżyserowana.
— Zatem pytanie kluczowe. I miej świadomość, że twoja żona to zobaczy: skąd pochodzą najlepsze kobiety?
— (śmiech) Oczywiście z Mazur. Moja żona jest tego najlepszym przykładem, w pełni się pod tym podpisuję.
— (śmiech) Oczywiście z Mazur. Moja żona jest tego najlepszym przykładem, w pełni się pod tym podpisuję.
— Wydaje mi się, że o człowieku wiele mówi to, kim są jego przyjaciele. U ciebie byliby to m.in. śp. Jerzy Kulej, Andrzej Gołota, Edyta Górniak... Wysoka półka. Uważasz się pod tym względem za farciarza?
— Tak, jestem szczęściarzem. W życiu spotykam na swej drodze wyjątkowych ludzi. Z wieloma z nich zaprzyjaźniłem się lata temu i te relacje pielęgnujemy do dziś. Ktoś mądry kiedyś mi powiedział, ze gwarantem dobrej egzystencji nie jest fortuna, a prawdziwie oddani przyjaciele. Sam tego doświadczyłem. Z prawdziwymi przyjaciółmi nie zginiesz. Jak jednak podkreślał Jerzy Kulej, działa to w dwie strony. W trudnych chwilach możesz liczyć na pomoc, ale i sam musisz być dostępny 24 godziny na dobę, jeśli ktoś będzie w potrzebie.
— Tak, jestem szczęściarzem. W życiu spotykam na swej drodze wyjątkowych ludzi. Z wieloma z nich zaprzyjaźniłem się lata temu i te relacje pielęgnujemy do dziś. Ktoś mądry kiedyś mi powiedział, ze gwarantem dobrej egzystencji nie jest fortuna, a prawdziwie oddani przyjaciele. Sam tego doświadczyłem. Z prawdziwymi przyjaciółmi nie zginiesz. Jak jednak podkreślał Jerzy Kulej, działa to w dwie strony. W trudnych chwilach możesz liczyć na pomoc, ale i sam musisz być dostępny 24 godziny na dobę, jeśli ktoś będzie w potrzebie.
— Sprawdzasz się jako przyjaciel?
— Myślę, że tak. Staram się być oddany najlepiej jak tylko mogę.
— Myślę, że tak. Staram się być oddany najlepiej jak tylko mogę.
— Przyjaciel to wielkie słowo. Wiele masz takich osób?
— Kilka jest, choć było nieco więcej. Nie wszystkie przetrwały próbę czasu, ale z resztą łączą mnie bardzo silne więzi. Nic nie było w stanie tego popsuć.
— Kilka jest, choć było nieco więcej. Nie wszystkie przetrwały próbę czasu, ale z resztą łączą mnie bardzo silne więzi. Nic nie było w stanie tego popsuć.
— A takich "prób przyjaźni" w twym życiu nie brakowało. Chyba trudniej o postać w polskich sportach walki, która dorobiłaby się większego grona hejterów.
— Wiesz... To ma swoją genezę. Wiadomo - znalazłoby się w moim życiu kilka nieroztropnych wypowiedzi. Ale gdyby je prześledzić, to nigdy - podkreślam - nigdy nie zaatakowałem nikogo w mediach jako pierwszy. Zaręczam. Ludzie wiedzą więc o niektórych konfliktach, lecz nie wiedzą jak się zaczęły.
— Wiesz... To ma swoją genezę. Wiadomo - znalazłoby się w moim życiu kilka nieroztropnych wypowiedzi. Ale gdyby je prześledzić, to nigdy - podkreślam - nigdy nie zaatakowałem nikogo w mediach jako pierwszy. Zaręczam. Ludzie wiedzą więc o niektórych konfliktach, lecz nie wiedzą jak się zaczęły.
— Skąd więc tylu hejterów?
— Bardzo dużą rolę odegrali w tym ludzie, którym było to na rękę. Niektóre działania wyglądały wręcz na zamówione. Dla przykładu - Przemysław Saleta bardzo dbał o to, by w chwili, gdy się ze mną poróżnił, jego zaprzyjaźnieni dziennikarze dorobili mi tzw. "gębę". Stosując różne socjotechniki media są w stanie łatwo manipulować ludźmi. Niestety poznałem to z bardzo bliska.
— Bardzo dużą rolę odegrali w tym ludzie, którym było to na rękę. Niektóre działania wyglądały wręcz na zamówione. Dla przykładu - Przemysław Saleta bardzo dbał o to, by w chwili, gdy się ze mną poróżnił, jego zaprzyjaźnieni dziennikarze dorobili mi tzw. "gębę". Stosując różne socjotechniki media są w stanie łatwo manipulować ludźmi. Niestety poznałem to z bardzo bliska.
— Nie uwierzę, że te masowe hejty cię nie ruszały. Zapytam więc inaczej: kiedy się na nie uodporniłeś?
— Każdy, kto działa w sferze publicznej, musi się na to uodpornić. Jeśli tego nie jest w stanie zrobić, to po prostu się do tej przestrzeni nie nadaje. Miałem tego świadomość, więc od początku podchodziłem do tego z dystansem. Poza tym piosenka, którą napisał mi lata temu Liroy (pt. "Nie do zdarcia jestem" - przyp. K.K.), dobrze opisuje moje podejście. Mimo tych wszystkich ataków oraz działań, by mnie zniszczyć i odsunąć od sportowego biznesu, wciąż mam się dobrze i robię swoje.
— Każdy, kto działa w sferze publicznej, musi się na to uodpornić. Jeśli tego nie jest w stanie zrobić, to po prostu się do tej przestrzeni nie nadaje. Miałem tego świadomość, więc od początku podchodziłem do tego z dystansem. Poza tym piosenka, którą napisał mi lata temu Liroy (pt. "Nie do zdarcia jestem" - przyp. K.K.), dobrze opisuje moje podejście. Mimo tych wszystkich ataków oraz działań, by mnie zniszczyć i odsunąć od sportowego biznesu, wciąż mam się dobrze i robię swoje.
— Co z tymi mniej odpornymi?
— To przykra kwestia. Tylu ludzi robi świetne rzeczy, a bezsensownie wylewana jest na nich lawina hejtu. Nie świadczy to o nas najlepiej jako o ludziach, społeczeństwie. Ta cała nienawiść... Nie szukając daleko - Andrzej Gołota. Najwybitniejszy polski bokser wszechczasów. Człowiek, do którego w tej dyscyplinie u nas do tej pory jeszcze się nikt nawet nie zbliżył. Gdy jednak przegrywał - pojawiało się prawdziwe tsunami hejtu. I jaki przekaz szedł do młodych ludzi? Zajdziesz tak daleko i co cię może spotkać?
— To przykra kwestia. Tylu ludzi robi świetne rzeczy, a bezsensownie wylewana jest na nich lawina hejtu. Nie świadczy to o nas najlepiej jako o ludziach, społeczeństwie. Ta cała nienawiść... Nie szukając daleko - Andrzej Gołota. Najwybitniejszy polski bokser wszechczasów. Człowiek, do którego w tej dyscyplinie u nas do tej pory jeszcze się nikt nawet nie zbliżył. Gdy jednak przegrywał - pojawiało się prawdziwe tsunami hejtu. I jaki przekaz szedł do młodych ludzi? Zajdziesz tak daleko i co cię może spotkać?
— Kiepsko to wygląda.
— Ludzie zdają sobie jednak coraz bardziej sprawę z istnienia zjawiska, jakim jest hejt. Coraz więcej się o tym dyskutuje. I potrzebne chyba są nawet jakieś akcje społeczne. Bo to nie dotyka tylko sfery wirtualnej, a ma wpływ na realne życie. Mnie to nie zdarło, ale wielu się wycofuje, poddaje. To robienie im krzywdy. To społeczna porażka.
— Było coś, co przez te lata dotknęło cię najbardziej?
— Raczej nie. Zawsze gdy się przewrócę to wstaję, otrzepuję się i idę dalej. Choć było ciężko, gdy przegrałem 3 walki z rzędu. Wszyscy uważali mnie za skończonego i w pewnej chwili chyba sam zaczynałem w to wierzyć... Gdy to do mnie dotarło, wziąłem się za siebie. Wróciłem. Wygrałem 4 walki, wszystkie przed czasem. Zdobyłem pas mistrza Europy organizacji WKU...
— Ten, który wielu określa mianem "paska od spodni".
— Często słyszę ten tekst, faktycznie. Hejterzy próbują umniejszyć znaczenie tej organizacji. A wystarczy zajrzeć choćby do Internetu, by zobaczyć, że to jedna z największych organizacji kickboxingu na świecie.— Gdy gruchnęła informacja, że szykujesz galę boksu na Stadionie Narodowym, znów wylewano na ciebie pomyje. Teraz jednak, gdy nabrało to realnych kształtów, hejterzy jakoś przycichli... Nie tęsknisz za nimi?
— Oczywiście, że nie. I jestem bardzo zaskoczony tymi wszystkimi pozytywnymi opiniami. Często z ust zajadłych przeciwników. Kompletna zmiana podejścia. Dla mnie to prawdziwa nowość. Tak dobrej prasy i odbioru nie miałem chyba jeszcze nigdy.
— Ludzie zdają sobie jednak coraz bardziej sprawę z istnienia zjawiska, jakim jest hejt. Coraz więcej się o tym dyskutuje. I potrzebne chyba są nawet jakieś akcje społeczne. Bo to nie dotyka tylko sfery wirtualnej, a ma wpływ na realne życie. Mnie to nie zdarło, ale wielu się wycofuje, poddaje. To robienie im krzywdy. To społeczna porażka.
— Było coś, co przez te lata dotknęło cię najbardziej?
— Raczej nie. Zawsze gdy się przewrócę to wstaję, otrzepuję się i idę dalej. Choć było ciężko, gdy przegrałem 3 walki z rzędu. Wszyscy uważali mnie za skończonego i w pewnej chwili chyba sam zaczynałem w to wierzyć... Gdy to do mnie dotarło, wziąłem się za siebie. Wróciłem. Wygrałem 4 walki, wszystkie przed czasem. Zdobyłem pas mistrza Europy organizacji WKU...
— Ten, który wielu określa mianem "paska od spodni".
— Często słyszę ten tekst, faktycznie. Hejterzy próbują umniejszyć znaczenie tej organizacji. A wystarczy zajrzeć choćby do Internetu, by zobaczyć, że to jedna z największych organizacji kickboxingu na świecie.
Wszystko co robię, robię dla swojej rodziny
— Oczywiście, że nie. I jestem bardzo zaskoczony tymi wszystkimi pozytywnymi opiniami. Często z ust zajadłych przeciwników. Kompletna zmiana podejścia. Dla mnie to prawdziwa nowość. Tak dobrej prasy i odbioru nie miałem chyba jeszcze nigdy.
fot.Facebook Marcin Najman\archiwum zawodnika
— Przyznasz jednak, że - pamiętając o dołku, w którym obecnie jest polski boks - by porwać się na taką galę trzeba być albo szalonym, albo mieć coś więcej niż przysłowiowe jaja.
— Nie mi to oceniać. Na to przyjdzie czas, lecz będzie to zadanie nie dla mnie, a dla mediów i kibiców. Szczerze? Sam jestem ciekaw.
— Nie mi to oceniać. Na to przyjdzie czas, lecz będzie to zadanie nie dla mnie, a dla mediów i kibiców. Szczerze? Sam jestem ciekaw.
— Nie bałeś się? Jakiekolwiek potknięcie przy organizacji i byłbyś nie tylko bankrutem wizerunkowym, ale pewnie i finansowym.
— Pewnie, że się bałem. Dlatego nie ma innego wyjścia. To po prostu musi się udać.
— I do tej pory wszystko wskazuje na to, że właśnie tak będzie. Czego spodziewać mogą się zatem kibice?
— Boksu na najwyższym, światowym poziomie. Widowiska sportowego, ale i patriotycznego. Gala odbywa się w 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Naturalne więc, że będzie do tego wiele odniesień. Dla przykładu - z największą przyjemnością i honorem uczcimy bohaterów zwycięskiej bitwy pod Monte Cassino. To rok, w którym w sposób szczególny trzeba podkreślić naszą pamięć i tożsamość. Prawdziwym zaszczytem jest dla mnie fakt, że pani minister Maria Anders, córka dowódcy walczącego tam słynnego 2. Korpusu, zgodziła się objąć wydarzenie swym patronatem.
— Pewnie, że się bałem. Dlatego nie ma innego wyjścia. To po prostu musi się udać.
— I do tej pory wszystko wskazuje na to, że właśnie tak będzie. Czego spodziewać mogą się zatem kibice?
— Boksu na najwyższym, światowym poziomie. Widowiska sportowego, ale i patriotycznego. Gala odbywa się w 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Naturalne więc, że będzie do tego wiele odniesień. Dla przykładu - z największą przyjemnością i honorem uczcimy bohaterów zwycięskiej bitwy pod Monte Cassino. To rok, w którym w sposób szczególny trzeba podkreślić naszą pamięć i tożsamość. Prawdziwym zaszczytem jest dla mnie fakt, że pani minister Maria Anders, córka dowódcy walczącego tam słynnego 2. Korpusu, zgodziła się objąć wydarzenie swym patronatem.
— Wiem, że to nie ten kaliber, ale czy Narodowa Gala Boksu to nie trochę jak twoje małe, prywatne Monte Cassino?
— Nie, absolutnie nie. Nie odważyłbym się porównywać takich rzeczy. Tam żołnierze zdobywając szczyt byli kompletnie odsłonięci, z góry strzelali Niemcy... Heroiczny, zwycięski bój. Logika podpowiadała, że sukces był niemożliwy.
— Nie, absolutnie nie. Nie odważyłbym się porównywać takich rzeczy. Tam żołnierze zdobywając szczyt byli kompletnie odsłonięci, z góry strzelali Niemcy... Heroiczny, zwycięski bój. Logika podpowiadała, że sukces był niemożliwy.
— Też porwałeś się na niezdobyty wcześniej szczyt, odsłoniłeś na ataki hejterów, nikt nie wierzył, że to ma prawo się udać...
— Rozumiem o czym mówisz, takich odniesień mogłoby być pewnie jeszcze kilka. Ale dla mnie to zbyt poważne sprawy. Zbyt wiele przelanej krwi, by porównywać obie sytuacje.
— Rozumiem o czym mówisz, takich odniesień mogłoby być pewnie jeszcze kilka. Ale dla mnie to zbyt poważne sprawy. Zbyt wiele przelanej krwi, by porównywać obie sytuacje.
— Pytanie było typowo pod włos. Ta bitwa jest mi bardzo bliska prywatnie, dlatego też masz u mnie ogromnego plusa za tę odpowiedź. Przejdźmy dalej. Miałeś walczyć z Arturem Binkowskim, lecz został aresztowany.
— Tak, lecz cenię tego faceta i na pewno go nie skreślam. To, że zawalczymy, jest wciąż realne. Podszedł do tego jak prawdziwy mężczyzna. Zadzwonił do mnie wcześniej i poinformował o swoich kłopotach. Powiedział, że może trafić na miesiąc do aresztu za próby kontaktu ze swymi dziećmi. To jego prywatna sprawa rodzinna, absolutnie nie chcę się w nią zagłębiać, ani tym bardziej oceniać. Chcę jednak, by wszyscy wiedzieli - życzę mu wszystkiego dobrego i wierzę, że wystąpi.
— Tak, lecz cenię tego faceta i na pewno go nie skreślam. To, że zawalczymy, jest wciąż realne. Podszedł do tego jak prawdziwy mężczyzna. Zadzwonił do mnie wcześniej i poinformował o swoich kłopotach. Powiedział, że może trafić na miesiąc do aresztu za próby kontaktu ze swymi dziećmi. To jego prywatna sprawa rodzinna, absolutnie nie chcę się w nią zagłębiać, ani tym bardziej oceniać. Chcę jednak, by wszyscy wiedzieli - życzę mu wszystkiego dobrego i wierzę, że wystąpi.
— A gdyby jednak nie wypaliło? Macie plan B?
— Tak, oczywiście. Jest nawet kilka wariantów. Wszystko pod kontrolą, choć nie chcę podawać nazwisk.
— Tak, oczywiście. Jest nawet kilka wariantów. Wszystko pod kontrolą, choć nie chcę podawać nazwisk.
— Przy takim natłoku pracy można w ogóle się przygotować? Nie ma fuszerki na treningach?
— Powiem szczerze, że staram się ze wszystkich sił, by jej nie było. Czekają mnie jeszcze dwa obozy. Będę m.in. biegał po górach, choć - niestety - również z telefonem, bo im bliżej gali, tym więcej rzeczy do załatwienia. Nie jest to komfortowe. Mam jednak już większy sztab ludzi, świetnych fachowców. Razem damy radę.
— Znany komentator Andrzej Kostyra powiedział niedawno, że talent do boksu miałeś, lecz nie byłeś nigdy zbyt pracowity.
— Nie mi oceniać czy miałem talent. Słuchałem tego, co mówił mi Jerzy Kulej. To był mój wyznacznik. Pan Kostyra, z całym szacunkiem, wydaje mi się, że ocenia mnie przez pryzmat jego przyjaciela Przemysława Salety. Ten natomiast nie jest obiektywny w ocenie mojej osoby. Dyskutować z nimi nie zamierzam, jednak za lenia nigdy się nie uważałem.
— Powiem szczerze, że staram się ze wszystkich sił, by jej nie było. Czekają mnie jeszcze dwa obozy. Będę m.in. biegał po górach, choć - niestety - również z telefonem, bo im bliżej gali, tym więcej rzeczy do załatwienia. Nie jest to komfortowe. Mam jednak już większy sztab ludzi, świetnych fachowców. Razem damy radę.
— Znany komentator Andrzej Kostyra powiedział niedawno, że talent do boksu miałeś, lecz nie byłeś nigdy zbyt pracowity.
— Nie mi oceniać czy miałem talent. Słuchałem tego, co mówił mi Jerzy Kulej. To był mój wyznacznik. Pan Kostyra, z całym szacunkiem, wydaje mi się, że ocenia mnie przez pryzmat jego przyjaciela Przemysława Salety. Ten natomiast nie jest obiektywny w ocenie mojej osoby. Dyskutować z nimi nie zamierzam, jednak za lenia nigdy się nie uważałem.
— Galę poprowadzi najbardziej rozpoznawalny konferansjer na świecie - Michael Buffer. Jak zwerbowaliście taką legendę?
— Nie było to łatwe, ale udało się i będzie to dopiero druga taka sytuacja w historii polskiego boksu. Wcześniej pojawił się u nas tylko podczas walki Kliczko-Adamek. Kiedyś, gdy przebywałem w USA, chłonąłem całą tę otoczkę wielkiego boksu. To moja pasja sportowa i organizacyjna. Obserwowałem, uczyłem się, poznałem wielu liczących się ludzi, jak np. Don King (promotor takich sław jak m.in. Muhammad Ali czy Mike Tyson - przyp. K.K.). Teraz wykorzystałem te kontakty.
— Sprawdzał czy umowa pisana jest w dolarach, a nie w złotych?
— (śmiech) Nie, w tym temacie nic się nie zmienia. Zawsze jest w dolarach.
— Nie było to łatwe, ale udało się i będzie to dopiero druga taka sytuacja w historii polskiego boksu. Wcześniej pojawił się u nas tylko podczas walki Kliczko-Adamek. Kiedyś, gdy przebywałem w USA, chłonąłem całą tę otoczkę wielkiego boksu. To moja pasja sportowa i organizacyjna. Obserwowałem, uczyłem się, poznałem wielu liczących się ludzi, jak np. Don King (promotor takich sław jak m.in. Muhammad Ali czy Mike Tyson - przyp. K.K.). Teraz wykorzystałem te kontakty.
— Sprawdzał czy umowa pisana jest w dolarach, a nie w złotych?
— (śmiech) Nie, w tym temacie nic się nie zmienia. Zawsze jest w dolarach.
— Załóżmy, że gala okazała się spektakularnym sukcesem. Tego życzę. Pytanie jednak: co dalej?
— Mamy już zarezerwowany PGE Narodowy na 2019 rok. Są też plany na mniejszą galę przy drugim półroczu...
— Mamy już zarezerwowany PGE Narodowy na 2019 rok. Są też plany na mniejszą galę przy drugim półroczu...
— ...też wystąpisz jako zawodnik?
— Tego nie wiem. Często zawodnicy nie potrafią się obiektywnie ocenić. Nie potrafią dostrzec tego, że brak im już refleksu, są wolniejsi, gorzej pracują na nogach... To powszechne. Ja u siebie nie widzę żadnych zmian, choć może właśnie się łudzę...
— Tego nie wiem. Często zawodnicy nie potrafią się obiektywnie ocenić. Nie potrafią dostrzec tego, że brak im już refleksu, są wolniejsi, gorzej pracują na nogach... To powszechne. Ja u siebie nie widzę żadnych zmian, choć może właśnie się łudzę...
— Przed naszą rozmową starałem się zliczyć ile razy kończyłeś karierę. Nie udało mi się.
— (śmiech) Wiesz, to powszechna rzecz u bokserów. Wielu kończyło wiele razy, ale zawsze wracali. W historii było chyba tylko dwóch takich, którzy faktycznie skończyli, gdy powiedzieli oficjalnie "koniec". Byli to Jerzy Kulej i Lennox Lewis. Ta adrenalina, emocje... To nałóg, któremu niewielu potrafi się oprzeć.
— (śmiech) Wiesz, to powszechna rzecz u bokserów. Wielu kończyło wiele razy, ale zawsze wracali. W historii było chyba tylko dwóch takich, którzy faktycznie skończyli, gdy powiedzieli oficjalnie "koniec". Byli to Jerzy Kulej i Lennox Lewis. Ta adrenalina, emocje... To nałóg, któremu niewielu potrafi się oprzeć.
— Lata jednak lecą. Ile jeszcze sobie dajesz życia w ringu?
— Myślę, że moja granica to 42 lata. Z drugiej strony - Kliczko walcząc w wieku 41 lat z Joshuą był przygotowany fenomenalnie, stoczył chyba najlepszą walkę w swojej karierze... Czas pokaże jak będzie ze mną.
— Myślę, że moja granica to 42 lata. Z drugiej strony - Kliczko walcząc w wieku 41 lat z Joshuą był przygotowany fenomenalnie, stoczył chyba najlepszą walkę w swojej karierze... Czas pokaże jak będzie ze mną.
— Czeka cię mnóstwo nerwów i pracy. Gdzie będziesz zbierał siły, gdy opadnie kurz?
— Przez jakiś czas na pewno na Mazurach, zawsze chętnie tam wracam. A co dalej? To się jeszcze okaże. Miejsce nie jest aż tak ważne. Naprawdę ważnym dla mnie jest to, że będę spędzał ten czas z rodziną.
— Przez jakiś czas na pewno na Mazurach, zawsze chętnie tam wracam. A co dalej? To się jeszcze okaże. Miejsce nie jest aż tak ważne. Naprawdę ważnym dla mnie jest to, że będę spędzał ten czas z rodziną.
Rozmawiał Kamil Kierzkowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez