Mariusz Sordyl: Ja twardo chodzę po ziemi
2017-11-23 10:35:11(ost. akt: 2017-11-23 10:57:26)
Wierzę, że wkrótce znów się pojawię w europejskiej siatkówce. To jest mój cel przed najbliższym sezonem – mówi 48-letni Mariusz Sordyl, były utytułowany siatkarz i trener AZS Olsztyn, który po powrocie z Kataru oficjalnie kandyduje do objęcia funkcji selekcjonera reprezentacji (jako jeden z sześciu, siedmiu szkoleniowców).
– Rok temu na pytanie o to, czy nie rozważałeś kandydowania na stanowisko selekcjonera reprezentacji (po Stephane Antidze - red.) powiedziałeś na jednym z portali, cytuję: „Moja kariera zawodowa poszła takim torem, że dziś jest to niemożliwe. Na początek ścieżka musiałaby skręcić zdecydowanie w europejskim kierunku i to na dłuższy czas, by móc w ogóle myśleć o tak dużym wyzwaniu”. Co się zmieniło od tamtej rozmowy, że stanąłeś do wyścigu do objęcia schedy po Ferdinando De Giorgim?
– Za mną kolejny rok pracy w zawodzie, po którym na pewno jestem lepszym trenerem, natomiast to zastrzeżenie jest po części nadal aktualne. Odpowiem w ten sposób: ponieważ dostałem od Polskiego Związku Piłki Siatkowej zaproszenie do złożenia aplikacji na stanowisko selekcjonera, więc uznałem, że moim obowiązkiem jest odpowiedzieć na nie w pełnej formie. O szczegółach, co konkretnie napisałem, nie chcę mówić. Mogę tylko powtórzyć, że udzielenie odpowiedzi na prośbę związku uznałem za coś oczywistego. Bo mimo że przez ostatnie sześć lat pracowałem za granicą, to, co się dzieje w Polsce, jest nadal dla mnie ważne. Reasumując: nie wyobrażam sobie, żebym mógł nie odpowiedzieć na zaproszenie związku. Zwłaszcza że mam swoje zdanie, jak pewne rzeczy powinny wyglądać.
– Za mną kolejny rok pracy w zawodzie, po którym na pewno jestem lepszym trenerem, natomiast to zastrzeżenie jest po części nadal aktualne. Odpowiem w ten sposób: ponieważ dostałem od Polskiego Związku Piłki Siatkowej zaproszenie do złożenia aplikacji na stanowisko selekcjonera, więc uznałem, że moim obowiązkiem jest odpowiedzieć na nie w pełnej formie. O szczegółach, co konkretnie napisałem, nie chcę mówić. Mogę tylko powtórzyć, że udzielenie odpowiedzi na prośbę związku uznałem za coś oczywistego. Bo mimo że przez ostatnie sześć lat pracowałem za granicą, to, co się dzieje w Polsce, jest nadal dla mnie ważne. Reasumując: nie wyobrażam sobie, żebym mógł nie odpowiedzieć na zaproszenie związku. Zwłaszcza że mam swoje zdanie, jak pewne rzeczy powinny wyglądać.
– Czyli to nie jest tak, jak niektórzy złośliwcy mogliby sądzić: że Mariusz Sordyl chciał o sobie przypomnieć, więc wystartował w konkursie na trenera kadry.
– Gdybym chciał się w ten sposób komuś przypominać, to pewnie już wcześniej bym się zgłosił i „sprzedał” tę decyzję w mediach... Ja jestem facetem twardo stąpającym po ziemi i realnie oceniającym sytuację. I wiem, co jeszcze jest mi potrzebne do tego, żeby postawić kropkę nad „i” w rozwoju moich możliwości trenerskich. No i żeby jak najlepiej wykorzystać swój potencjał. I pewnie dlatego nie pojawiła się taka opcja, że sam siebie zaproponowałem do tego konkursu.
– Gdybym chciał się w ten sposób komuś przypominać, to pewnie już wcześniej bym się zgłosił i „sprzedał” tę decyzję w mediach... Ja jestem facetem twardo stąpającym po ziemi i realnie oceniającym sytuację. I wiem, co jeszcze jest mi potrzebne do tego, żeby postawić kropkę nad „i” w rozwoju moich możliwości trenerskich. No i żeby jak najlepiej wykorzystać swój potencjał. I pewnie dlatego nie pojawiła się taka opcja, że sam siebie zaproponowałem do tego konkursu.
– W takim razie to miłe, że PZPS pamiętał o tobie.
– Powiem tak: nie pracuję w Polsce od sześciu lat, ale nie jest to dla mnie jakąś zawodową tragedią. Wręcz przeciwnie, dzięki temu mogę się rozwijać w różnych kierunkach. Ale też wiem, czego potrzebuję, żeby nie mieć żadnych zahamowań przy kandydowaniu na trenera różnych reprezentacji. I na pewno nie mam z tym problemu, że muszę nad czymś jeszcze pracować. Znam swoją wartość i myślę, że jest sporo osób, które dostrzegają ten tkwiący we mnie potencjał (uśmiech).
– Powiem tak: nie pracuję w Polsce od sześciu lat, ale nie jest to dla mnie jakąś zawodową tragedią. Wręcz przeciwnie, dzięki temu mogę się rozwijać w różnych kierunkach. Ale też wiem, czego potrzebuję, żeby nie mieć żadnych zahamowań przy kandydowaniu na trenera różnych reprezentacji. I na pewno nie mam z tym problemu, że muszę nad czymś jeszcze pracować. Znam swoją wartość i myślę, że jest sporo osób, które dostrzegają ten tkwiący we mnie potencjał (uśmiech).
– „Pracuję tam, gdzie mnie chcą” - tak odpowiadałeś na pytania o to, dlaczego jesteś trenerem w Katarze czy wcześniej w Rumunii. Przed tym sezonem, po czterech latach, przestałeś prowadzić ekipę Al-Ahli. Dlatego, że przestali cię tam chcieć, czy po prostu stwierdziłeś, że czas na zmianę?
– To trochę skomplikowana historia. Pracując w takim miejscu, należy się spodziewać różnych sytuacji i rozwiązań, no i w tym roku taka sytuacja miała miejsce. Jaka? Porównałbym ją trochę do tych historii z Tillie i Perrinem (Francuz i Kanadyjczyk, mimo że mieli przed tym sezonem podpisane kontrakty, odpowiednio, z Jastrzębiem i Resovią, wyjechali grać w Chinach - red.). Po prostu w jakimś momencie okazało się, że jednak będzie korzystniej dla obu stron, jeśli ta nasza współpraca się zakończy. A że stało się to dosyć późno... Ma to swoje dobre strony, ponieważ – po czterech latach pracy w Katarze – to był już jeden z ostatnich dzwonków na powrót do Europy. Zamierzam poświęcić ten rok na to, żeby jeszcze lepiej przygotować się do pracy w Europie. I dlatego odrzucam wszelkie oferty z egzotycznych miejsc, nawet jeżeli poziom siatkówki jest tam bardzo przyzwoity. Mam nadzieję, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy - jestem przekonany, że to będzie kilka miesięcy - powrócę do europejskiej siatkówki. To jest moim priorytetem.
– To trochę skomplikowana historia. Pracując w takim miejscu, należy się spodziewać różnych sytuacji i rozwiązań, no i w tym roku taka sytuacja miała miejsce. Jaka? Porównałbym ją trochę do tych historii z Tillie i Perrinem (Francuz i Kanadyjczyk, mimo że mieli przed tym sezonem podpisane kontrakty, odpowiednio, z Jastrzębiem i Resovią, wyjechali grać w Chinach - red.). Po prostu w jakimś momencie okazało się, że jednak będzie korzystniej dla obu stron, jeśli ta nasza współpraca się zakończy. A że stało się to dosyć późno... Ma to swoje dobre strony, ponieważ – po czterech latach pracy w Katarze – to był już jeden z ostatnich dzwonków na powrót do Europy. Zamierzam poświęcić ten rok na to, żeby jeszcze lepiej przygotować się do pracy w Europie. I dlatego odrzucam wszelkie oferty z egzotycznych miejsc, nawet jeżeli poziom siatkówki jest tam bardzo przyzwoity. Mam nadzieję, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy - jestem przekonany, że to będzie kilka miesięcy - powrócę do europejskiej siatkówki. To jest moim priorytetem.
– Co powiesz o Indykpolu AZS, który - mimo że przez te parę minionych lat mocno się zmienił - nadal gra w wysłużonej Uranii?
– Tak, ale w Uranii - przynajmniej do tej pory - temperatury bardzo rozpieszczają siatkarzy i kibiców, więc jest OK (uśmiech). A Olsztyn? Trzy lata temu Krzysiek Stelmach zrobił tu bardzo dobry wynik (piąte miejsce - red.), później były przebudowy zespołu, a ubiegły rok i ten sezon pokazują, że jest tu stabilna drużyna, która świetnie sobie radzi w lidze. Co widać po trybunach Uranii, bo jak jest dobrze, to i ludzie tłumniej przychodzą na mecze.
– Tak, ale w Uranii - przynajmniej do tej pory - temperatury bardzo rozpieszczają siatkarzy i kibiców, więc jest OK (uśmiech). A Olsztyn? Trzy lata temu Krzysiek Stelmach zrobił tu bardzo dobry wynik (piąte miejsce - red.), później były przebudowy zespołu, a ubiegły rok i ten sezon pokazują, że jest tu stabilna drużyna, która świetnie sobie radzi w lidze. Co widać po trybunach Uranii, bo jak jest dobrze, to i ludzie tłumniej przychodzą na mecze.
Więcej w czwartkowym wydaniu "Gazety Olsztyńskiej".
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez