Opalach: To nie jest czas na małe kroki
2017-11-15 10:00:00(ost. akt: 2017-11-14 15:53:46)
Przemysław Opalach miał być jedną z gwiazd gali Exclusive Fight Night II, która odbędzie się 18 listopada w Tczewie. Niestety, olsztyński bokser musiał zrezygnować z walki z powodu kontuzji, której doznał 21 października w Żyradowie.
– Przed walką z Giorgim Kandelakim zapowiadałeś, że znokautujesz go już w pierwszej rundzie, tak się jednak nie stało. Ostatecznie wygrałeś, ale nie przez nokaut. Co nie poszło zgodnie z planem?
- Cóż, dawno nie walczyłem na tak dużej gali, przy tylu ludziach i w obecności kamer największych telewizji, więc gdy wychodziłem do ringu, to pojawiła się trema. Ale najistotniejsza była kontuzja stopy, której doznałem w drugiej rundzie. Nie mogłem jednak dać po sobie poznać, że coś mi się stało, bo to równałoby się porażce. Kontuzjowanego przeciwnika z ringu zazwyczaj się już nie wypuszcza. W efekcie brakowało mi mobilności, bez której nie da się w pełni kontrolować sytuacji w ringu.
Na zdjęciu rentgenowskim widać wyraźnie, że mam połamane śródstopie, dlatego po walce chłopaki z mojego narożnika musieli wnosić mnie do samochodu, zresztą by trafić do lekarza, również potrzebowałem ich pomocy.
– Występ w Żyrardowie miał być dla ciebie rozgrzewką przed walką, którą miałeś stoczyć 18 listopada w Tczewie na gali Exclusive Fight Night II. Rozumiem, że to już nieaktualne?
– Niestety, wyszło jak wyszło. Krystian Cieśnik, główny organizator najbliższej gali, był zresztą na mojej walce w Żyrardowie. Rozmawialiśmy przed pojedynkiem i chwilę po nim. Łudziłem się wtedy jeszcze, że jakoś uda się zaleczyć kontuzję... Ale nie było jak, mogłem więc go jedynie przeprosić, nie zrobiłem tego specjalnie. Szkoda, bo wiem, że organizuje świetne widowiska, współpracowaliśmy już w przeszłości.
– Gdy rozmawialiśmy jeszcze przed walką, wspominałeś również o innym, większym wyzwaniu. Czy już możemy coś zdradzić?
– Całość musimy nieco odłożyć ze względu na kontuzję. Wszystko się odrobinę przesunie. W przyszłym roku zawalczę jednak przynajmniej raz za granicą, bowiem pojawiły się oferty z Anglii i Niemiec. Pojedynek o konkretniejszy pas, nazwiska rywali również dużo bardziej ciekawe. Na pewno nie będzie to obijanie przysłowiowego buma. Jestem już w takim miejscu kariery, że czas robienia małych kroczków się kończy.
– Kilka dni po ostatniej walce zabrałeś tę nieszczęsną kontuzję na wycieczkę do Tunezji. Wczasy?
– Nie, po takim pojedynku nie czuję, bym zasłużył na taki luksus. Do Tunezji poleciałem jednak z żoną. Była to nieco grubsza sprawa, w której udział brało wiele osób ze świecznika, np. Marcelina Zawadzka, Pascal Brodnicki czy Patricia Kazadi.
– Północ Afryki to ostatnio dość gorący region.
– Naprawdę gorąco było dopiero wtedy, gdy ja tam pojechałem (śmiech). Bez obaw, wszystko było profesjonalnie przygotowane i w pełni bezpieczne.
KAMIL KIERZKOWSKI
- Cóż, dawno nie walczyłem na tak dużej gali, przy tylu ludziach i w obecności kamer największych telewizji, więc gdy wychodziłem do ringu, to pojawiła się trema. Ale najistotniejsza była kontuzja stopy, której doznałem w drugiej rundzie. Nie mogłem jednak dać po sobie poznać, że coś mi się stało, bo to równałoby się porażce. Kontuzjowanego przeciwnika z ringu zazwyczaj się już nie wypuszcza. W efekcie brakowało mi mobilności, bez której nie da się w pełni kontrolować sytuacji w ringu.
Na zdjęciu rentgenowskim widać wyraźnie, że mam połamane śródstopie, dlatego po walce chłopaki z mojego narożnika musieli wnosić mnie do samochodu, zresztą by trafić do lekarza, również potrzebowałem ich pomocy.
– Występ w Żyrardowie miał być dla ciebie rozgrzewką przed walką, którą miałeś stoczyć 18 listopada w Tczewie na gali Exclusive Fight Night II. Rozumiem, że to już nieaktualne?
– Niestety, wyszło jak wyszło. Krystian Cieśnik, główny organizator najbliższej gali, był zresztą na mojej walce w Żyrardowie. Rozmawialiśmy przed pojedynkiem i chwilę po nim. Łudziłem się wtedy jeszcze, że jakoś uda się zaleczyć kontuzję... Ale nie było jak, mogłem więc go jedynie przeprosić, nie zrobiłem tego specjalnie. Szkoda, bo wiem, że organizuje świetne widowiska, współpracowaliśmy już w przeszłości.
– Gdy rozmawialiśmy jeszcze przed walką, wspominałeś również o innym, większym wyzwaniu. Czy już możemy coś zdradzić?
– Całość musimy nieco odłożyć ze względu na kontuzję. Wszystko się odrobinę przesunie. W przyszłym roku zawalczę jednak przynajmniej raz za granicą, bowiem pojawiły się oferty z Anglii i Niemiec. Pojedynek o konkretniejszy pas, nazwiska rywali również dużo bardziej ciekawe. Na pewno nie będzie to obijanie przysłowiowego buma. Jestem już w takim miejscu kariery, że czas robienia małych kroczków się kończy.
– Kilka dni po ostatniej walce zabrałeś tę nieszczęsną kontuzję na wycieczkę do Tunezji. Wczasy?
– Nie, po takim pojedynku nie czuję, bym zasłużył na taki luksus. Do Tunezji poleciałem jednak z żoną. Była to nieco grubsza sprawa, w której udział brało wiele osób ze świecznika, np. Marcelina Zawadzka, Pascal Brodnicki czy Patricia Kazadi.
– Północ Afryki to ostatnio dość gorący region.
– Naprawdę gorąco było dopiero wtedy, gdy ja tam pojechałem (śmiech). Bez obaw, wszystko było profesjonalnie przygotowane i w pełni bezpieczne.
KAMIL KIERZKOWSKI
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez