Bieganie po pięknej Lizbonie
2017-10-26 10:00:00(ost. akt: 2017-10-26 09:39:11)
Ponad 7500 biegaczy wzięło udział w półmaratonie w Lizbonie. Wśród nich byli medaliści mistrzostw świata i Europy oraz uczestnicy igrzysk olimpijskich. 29. miejsce z czasem 1:12.43 zajął olsztynianin Paweł Pszczółkowski.
W sumie w Rock and Roll Meia Maratona Santander Totta RTP, bo taka była oficjana nazwa imprezy, w półmaratonie, maratonie i biegu towarzyszącym wzięło udział ponad 20 tysięcy zawodników.
Paweł Pszczółkowski przybiegł na metę na 29. pozycji i był to najlepszy wynik polskich biegaczy. - Widząc, ilu świetnych zawodników pobiegło w Lizbonie, uważam ten wynik za duży sukces - przyznaje 29-letni olsztynianin. - Tym bardziej że warunki nie były sprzyjające do szybkiego biegania, bo było ponad 30 stopni C. Poza tym był ciężki podbieg, a punkty z wodą, jak na taką pogodę, były zdecydowanie zbyt rzadkie, bo rozstawiono je co pięć kilometrów. Mimo to osiągnąłem niezły czas, tylko o minutę i 18 sekund gorszy od mojego rekordu życiowego (1:11.25 - red.). W Lizbonie pobiegłem po raz pierwszy, no i muszę przyznać, że była to świetna przygoda.
Impreza była zorganizowana z rozmachem, a start usytuowano na moście Vasco da Gama. - Rewelacyjne przeżycie, ocean z lewej i z prawej strony. Natomiast meta była w centrum Lizbony, więc na trasie zmagania biegaczy obserwowało wielu kibiców. Wiadomo, że chciałem osiągnąć konkretny wynik i każdy kilometr starałem się pokonać w określonym czasie, dlatego poza pierwszą fazą rywalizacji, tą na moście, podczas biegu nie chciałem się rozpraszać podziwianiem pięknych zakątków stolicy Portugalii - opowiada Paweł Pszczółkowski.
- Bieg był w niedzielę, ale ja przyleciałem do Lizbony już w czwartek, więc w piątek i sobotę z samego rana trochę jeszcze sobie pobiegałem, by zaadoptować się do wysokiej temperatury. Muszę przyznać, że było ciężko, zwłaszcza w piątek, bo zmiana klimatu trochę za mocno podziałała na mój organizm. W sobotę było już dużo lepiej, a najlepiej w niedzielę, która paradoksalnie była najbardziej upalnym dniem z tych wszystkich. Dzięki pomocy firmy Marathon Travel mogłem polecieć do Lizbony i się pokazać jako czołowy biegacz Warmii i Mazur, a że od pewnego czasu bieganie staram się połączyć ze zwiedzaniem, dlatego w ciągu roku jeden-dwa takie wyjazdy przeznaczam też na zobaczenie czegoś więcej jak tylko lotnisko, hotel i trasa biegu. Z tego powodu popołudnia przeznaczyłem na odpoczynek - w piątek i sobotę zwiedzałem Lizbonę oraz okolice, w poniedziałek - Sintrę (miasto leżące 25 kilometrów od Lizbony - red.), a we wtorek - Fatimę (ośrodek kultu maryjnego, 120 km od Lizbony - red.).
W tym roku Paweł Pszczółkowski biegał też na Cyprze, gdzie w marcu na dystansie 10 km zajął drugie miejsce z czasem 33.04. - Warunki były podobne do portugalskich, czyli temperatura też przekraczała 30 stopni C - wspomina olsztyński biegacz. - Ale takie są już uroki tamtych stron, tam zawsze jest cieplej niż u nas. W tym roku wspólnie ze znajomymi jako reprezentacja Warmii i Mazur pobiegniemy jeszcze we francuskim Châteauroux, partnerskim mieście Olsztyna. Organizują tam bieg sztafetowy na trasie maratonu, w każdej sztafecie startuje sześć osób, które pobiegną na różnych dystansach, o ile pamiętam, od pięciu do 10 kilometrów - wyjaśnia założyciel Pszczółkowski Team.
- To moja drużyna, która jest coraz bardziej widoczna nie tylko na Warmii i Mazurach, ale i w całym kraju, bo współpracuję z biegaczmi, którzy na co dzień mieszkają w Krakowie, Warszawie lub w Lublinie. W przyszłym roku kończę 30 lat, więc z tego powodu chciałbym jakoś uczcić najbliższy sezon. Co to będzie, tego jeszcze nie wiem, ale pewnie pod koniec roku coś się już wykrystalizuje - kończy Paweł Pszczółkowski.
ARTUR DRYHYNYCZ
ARTUR DRYHYNYCZ
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez