Bucholc: Przed meczem był spływ kajakowy
2017-09-05 10:00:00(ost. akt: 2017-09-04 17:44:34)
— Wykorzystaliśmy niefrasobliwość rywali, po czym boiskowym cwaniactwem i wyrachowaniem zdobyliśmy zwycięskiego gola — po meczu z Górnikiem Łęczna mówi Janusz Bucholc ze Stomilu. Następnym rywalem olsztynian będzie Pogoń Siedlce.
— Wróciliście z dalekiej podróży, bo pierwsza połowa nie była dobra w waszym wykonaniu. Po przerwie wyglądało to zdecydowanie lepiej i twierdza w Olsztynie pozostała obroniona.
— Trzeba sobie jasno powiedzieć, że pierwsza połowa była trochę nerwowa w naszym wykonaniu. Bramkę straciliśmy w sumie z niczego, bo ze strzału z rzutu wolnego i to z dalszej odległości (około 35 metrów — red.). Najważniejsze, że druga połowa była zdecydowanie inna, bo kontrolowaliśmy przebieg spotkania i zdobyliśmy zasłużone trzy punkty. Ktoś powie, że rzut karny był niezasłużony, ale nie mnie to oceniać. My wykorzystaliśmy wszystko to, co mieliśmy wykorzystać.
— Bramka na 1:1 ewidentnie dała wam wiatr w żagle. Nie interesował was remis, tylko kolejne zwycięstwo przed własną publicznością.
— Gdy padła wyrównująca bramka, to wiedzieliśmy, że pójdziemy po drugą. Wykorzystaliśmy niefrasobliwość rywali, po czym boiskowym cwaniactwem i wyrachowaniem zdobyliśmy zwycięskiego gola, przy którym bardzo dobrym dograniem popisał się Piotr Głowacki. Bez wątpienia jego wejście na boisko dało nam nową jakość.
— Czy goście czymś was zaskoczyli?
— Przyjechał do nas poukładany zespół, widać w nim rękę trenera Tomasza Kafarskiego. Mieliśmy analizę, więc dokładnie wiedzieliśmy, jak gra. Jednak w pierwszej połowie nie do końca realizowaliśmy wszystkie zadania. W drugiej połowie pojawiły się drobne korekty, mądrze przeszliśmy na dwóch defensywnych pomocników, co poskutkowało tym, że mieliśmy pełną kontrolę na boisku.
— Od pierwszej minuty zagrał Dani Ramirez. Jak wyglądała wasza komunikacja na boisku z hiszpańskim zawodnikiem?
— Mam nadzieję, że szybko zacznie się uczyć polskiego, bo to na pewno ma jakiś wpływ na to, że nie możemy się płynnie porozumiewać. Jest dobrze wyszkolony piłkarsko, dzięki temu sobie radzi w ofensywie, jednak dużo więcej będziemy od niego oczekiwali w grze defensywnej. Nad tym będziemy musieli jeszcze popracować.
— Dzień przed meczem trener Tomasz Asensky zabrał zespół na spływ kajakowy. Była to dla was niespodzianka?
— Widzieliśmy tylko, że trening odbędzie się w terenie, więc byliśmy zaskoczeni. To była fajna odskocznia od piłkarskiej rzeczywistości. Każda taka inicjatywa działa na plus dla drużyny.
— Taki niecodzienny trening to chyba także dbanie o dobrą atmosferę w szatni? Skład zespołu jest przecież bardzo szeroki, więc musicie ze sobą rywalizować, bo do kadry meczowej może załapać się tylko osiemnastu zawodników.
— Rzeczywiście z tygodnia na tydzień kadra jest coraz silniejsza, a każdy z nas ma mocnego rywala na swojej pozycji. Tak powinien funkcjonować zespół. Nasz sport cechuje rywalizacja, więc kto sobie z tym nie radzi, nie powinien grać w piłkę nożną, tylko trenować sport indywidualny. Na kajakach mogliśmy troszeczkę w luźniejszy sposób rywalizować, bo jednak też nikt nie chciał być ostatni. Niektórzy wpadli do wody i byli przemoknięci. Po prostu u nas nikt nie odpuszcza, nawet na kajakach.
— Teraz przed wami spotkanie z Pogonią Siedlce. Będzie to mecz z wieloma podtekstami, zagracie przecież przeciwko byłemu trenerowi (Adam Łopatko — red.) i byłym kolegom z boiska (Jarosław Ratajczak, Łukasz Jegliński, Arkadiusz Czarnecki, Dominik Kun — red.).
— To spotkanie będzie tak samo punktowane jak ostatnie, więc nie widzę w tym nic szczególnego. Trzeba podejść z szacunkiem do chłopaków, którzy tam grają, i do trenera, bo tworzyliśmy kiedyś jeden zespół, ale sentymentów żadnych nie będzie na boisku. Musimy dobrze się przygotować, przeprowadzić dokładną analizę i wziąć odpowiedzialność za swoją grę.
EMIL MARECKI
— Trzeba sobie jasno powiedzieć, że pierwsza połowa była trochę nerwowa w naszym wykonaniu. Bramkę straciliśmy w sumie z niczego, bo ze strzału z rzutu wolnego i to z dalszej odległości (około 35 metrów — red.). Najważniejsze, że druga połowa była zdecydowanie inna, bo kontrolowaliśmy przebieg spotkania i zdobyliśmy zasłużone trzy punkty. Ktoś powie, że rzut karny był niezasłużony, ale nie mnie to oceniać. My wykorzystaliśmy wszystko to, co mieliśmy wykorzystać.
— Bramka na 1:1 ewidentnie dała wam wiatr w żagle. Nie interesował was remis, tylko kolejne zwycięstwo przed własną publicznością.
— Gdy padła wyrównująca bramka, to wiedzieliśmy, że pójdziemy po drugą. Wykorzystaliśmy niefrasobliwość rywali, po czym boiskowym cwaniactwem i wyrachowaniem zdobyliśmy zwycięskiego gola, przy którym bardzo dobrym dograniem popisał się Piotr Głowacki. Bez wątpienia jego wejście na boisko dało nam nową jakość.
— Czy goście czymś was zaskoczyli?
— Przyjechał do nas poukładany zespół, widać w nim rękę trenera Tomasza Kafarskiego. Mieliśmy analizę, więc dokładnie wiedzieliśmy, jak gra. Jednak w pierwszej połowie nie do końca realizowaliśmy wszystkie zadania. W drugiej połowie pojawiły się drobne korekty, mądrze przeszliśmy na dwóch defensywnych pomocników, co poskutkowało tym, że mieliśmy pełną kontrolę na boisku.
— Od pierwszej minuty zagrał Dani Ramirez. Jak wyglądała wasza komunikacja na boisku z hiszpańskim zawodnikiem?
— Mam nadzieję, że szybko zacznie się uczyć polskiego, bo to na pewno ma jakiś wpływ na to, że nie możemy się płynnie porozumiewać. Jest dobrze wyszkolony piłkarsko, dzięki temu sobie radzi w ofensywie, jednak dużo więcej będziemy od niego oczekiwali w grze defensywnej. Nad tym będziemy musieli jeszcze popracować.
— Dzień przed meczem trener Tomasz Asensky zabrał zespół na spływ kajakowy. Była to dla was niespodzianka?
— Widzieliśmy tylko, że trening odbędzie się w terenie, więc byliśmy zaskoczeni. To była fajna odskocznia od piłkarskiej rzeczywistości. Każda taka inicjatywa działa na plus dla drużyny.
— Taki niecodzienny trening to chyba także dbanie o dobrą atmosferę w szatni? Skład zespołu jest przecież bardzo szeroki, więc musicie ze sobą rywalizować, bo do kadry meczowej może załapać się tylko osiemnastu zawodników.
— Rzeczywiście z tygodnia na tydzień kadra jest coraz silniejsza, a każdy z nas ma mocnego rywala na swojej pozycji. Tak powinien funkcjonować zespół. Nasz sport cechuje rywalizacja, więc kto sobie z tym nie radzi, nie powinien grać w piłkę nożną, tylko trenować sport indywidualny. Na kajakach mogliśmy troszeczkę w luźniejszy sposób rywalizować, bo jednak też nikt nie chciał być ostatni. Niektórzy wpadli do wody i byli przemoknięci. Po prostu u nas nikt nie odpuszcza, nawet na kajakach.
— Teraz przed wami spotkanie z Pogonią Siedlce. Będzie to mecz z wieloma podtekstami, zagracie przecież przeciwko byłemu trenerowi (Adam Łopatko — red.) i byłym kolegom z boiska (Jarosław Ratajczak, Łukasz Jegliński, Arkadiusz Czarnecki, Dominik Kun — red.).
— To spotkanie będzie tak samo punktowane jak ostatnie, więc nie widzę w tym nic szczególnego. Trzeba podejść z szacunkiem do chłopaków, którzy tam grają, i do trenera, bo tworzyliśmy kiedyś jeden zespół, ale sentymentów żadnych nie będzie na boisku. Musimy dobrze się przygotować, przeprowadzić dokładną analizę i wziąć odpowiedzialność za swoją grę.
EMIL MARECKI
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
XxXxX #2322353 | 37.47.*.* 7 wrz 2017 10:06
Żeby nazywać się redaktorem lub dziennikarzem trzeba skończyć studia czy wystarczy gimnazjum?
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz