Patryk Kun: Twardo stąpamy po ziemi
2017-03-20 14:00:00(ost. akt: 2017-03-20 14:43:00)
— W meczach z Zagłębiem Sosnowiec i GKS Katowice to rywale byli częściej przy piłce i to oni przeważali, ale w sobotę ze Zniczem to my mieliśmy przewagę, dlatego rozegrałem lepsze spotkanie — tłumaczy Patryk Kun ze Stomilu Olsztyn.
— Stomil w meczu ze Zniczem musiał zainkasować komplet punktów, ale czy spodziewaliście się aż tak efektownego zwycięstwa?
— Na pewno byliśmy nastawieni na to zwycięstwo, bo graliśmy u siebie i z zespołem, który grał w środę i miał krótszy czas na regenerację sił. Wiedzieliśmy, że będą słabiej wyglądali, dlatego od początku ruszyliśmy na nich. Szkoda tylko tych sytuacji z początku, bo powinniśmy natychmiast otworzyć wynik spotkania, a potem z biegiem czasu mecz się wyrównał. Na szczęście strzeliliśmy gola „do szatni” i w drugiej połowie przy stanie 3:0 Znicz przestał walczyć. Ale końcówce oddaliśmy rywalom pole gry, no i napsuli nam trochę krwi.
— Gdyby nie twoje trafienie na 1:0 w ostatniej minucie pierwszej połowy, to po przerwie mogłoby być nerwowo...
— Graliśmy dobrze w tym spotkaniu. Wyszliśmy wysoko, stwarzaliśmy sytuacje, to nie było tak, że biliśmy głową w mur. Co prawda skuteczność na początku szwankowała, ale w końcu tuż przed przerwą udało mi się trafić do siatki. W rundzie jesiennej w starciu ze Zniczem było podobnie, wtedy też w końcówce strzeliliśmy. Po przerwie było już łatwiej, bo rywale musieli zmienić taktykę, bardziej się otworzyć. A my to wykorzystaliśmy, fajnie się wynik ułożył, szkoda tylko tej stracone bramki (samobójcze trafienie Arkadiusza Czarneckiego — red.).
— Śmiało można ciebie nazwać piłkarzem meczu: dwie strzelone bramki oraz dwie asysty przy trafieniach Rafała Kujawy.
— Cieszą mnie te bramki, bo bardzo mi ich brakowało (do soboty Patryk Kun miał tylko jedno trafienie na koncie — red.). Zawsze albo bramkarz obronił, albo trafiałem w słupek lub poprzeczkę. Ale chcę więcej, dlatego już myślimy o kolejnym meczu. Teraz chcemy wygrać z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
— Wolisz strzelać, czy asystować?
— Strzelona bramka zawsze lepiej smakuje. Asysty oczywiście też się liczą, więc lubię także dobrze dograć kolegom.
— W meczu ze Zniczem Pruszków powrócił Patryk Kun taki, jakiego olsztyńscy kibice chcą oglądać, bo w dwóch poprzednich spotkaniach nie pokazałeś swoich wszystkich możliwości.
— Tylko że wtedy nasza taktyka była inna, byliśmy niżej ustawieni. A ja trochę się gorzej czuję w takim ustawieniu, gdy musimy się bronić, natomiast ze Zniczem atakowaliśmy i było nam łatwiej o sytuacje jeden na jeden. Z własnej połowy ciężko mijać przeciwników dryblingiem, bo miniesz jednego, ale natychmiast pojawiają się następni. W meczach z Zagłębiem Sosnowiec i GKS Katowice rywale byli częściej przy piłce i to oni przeważali, ale w sobotę to my mieliśmy przewagę, dlatego rozegrałem lepsze spotkanie.
• Cała rozmowa we wtorkowej "Gazecie Olsztyńskiej".
EMIL MARECKI
— Na pewno byliśmy nastawieni na to zwycięstwo, bo graliśmy u siebie i z zespołem, który grał w środę i miał krótszy czas na regenerację sił. Wiedzieliśmy, że będą słabiej wyglądali, dlatego od początku ruszyliśmy na nich. Szkoda tylko tych sytuacji z początku, bo powinniśmy natychmiast otworzyć wynik spotkania, a potem z biegiem czasu mecz się wyrównał. Na szczęście strzeliliśmy gola „do szatni” i w drugiej połowie przy stanie 3:0 Znicz przestał walczyć. Ale końcówce oddaliśmy rywalom pole gry, no i napsuli nam trochę krwi.
— Gdyby nie twoje trafienie na 1:0 w ostatniej minucie pierwszej połowy, to po przerwie mogłoby być nerwowo...
— Graliśmy dobrze w tym spotkaniu. Wyszliśmy wysoko, stwarzaliśmy sytuacje, to nie było tak, że biliśmy głową w mur. Co prawda skuteczność na początku szwankowała, ale w końcu tuż przed przerwą udało mi się trafić do siatki. W rundzie jesiennej w starciu ze Zniczem było podobnie, wtedy też w końcówce strzeliliśmy. Po przerwie było już łatwiej, bo rywale musieli zmienić taktykę, bardziej się otworzyć. A my to wykorzystaliśmy, fajnie się wynik ułożył, szkoda tylko tej stracone bramki (samobójcze trafienie Arkadiusza Czarneckiego — red.).
— Śmiało można ciebie nazwać piłkarzem meczu: dwie strzelone bramki oraz dwie asysty przy trafieniach Rafała Kujawy.
— Cieszą mnie te bramki, bo bardzo mi ich brakowało (do soboty Patryk Kun miał tylko jedno trafienie na koncie — red.). Zawsze albo bramkarz obronił, albo trafiałem w słupek lub poprzeczkę. Ale chcę więcej, dlatego już myślimy o kolejnym meczu. Teraz chcemy wygrać z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
— Wolisz strzelać, czy asystować?
— Strzelona bramka zawsze lepiej smakuje. Asysty oczywiście też się liczą, więc lubię także dobrze dograć kolegom.
— W meczu ze Zniczem Pruszków powrócił Patryk Kun taki, jakiego olsztyńscy kibice chcą oglądać, bo w dwóch poprzednich spotkaniach nie pokazałeś swoich wszystkich możliwości.
— Tylko że wtedy nasza taktyka była inna, byliśmy niżej ustawieni. A ja trochę się gorzej czuję w takim ustawieniu, gdy musimy się bronić, natomiast ze Zniczem atakowaliśmy i było nam łatwiej o sytuacje jeden na jeden. Z własnej połowy ciężko mijać przeciwników dryblingiem, bo miniesz jednego, ale natychmiast pojawiają się następni. W meczach z Zagłębiem Sosnowiec i GKS Katowice rywale byli częściej przy piłce i to oni przeważali, ale w sobotę to my mieliśmy przewagę, dlatego rozegrałem lepsze spotkanie.
• Cała rozmowa we wtorkowej "Gazecie Olsztyńskiej".
EMIL MARECKI
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez