Na bal jeszcze przyjdzie czas. Rozmowa z Martyną Lisiecką

2016-02-10 10:00:32(ost. akt: 2016-02-10 08:25:07)
Martyna Lisiecka odbiera pamiątkową statuetkę od Ewy Bartnikowskiej, redaktor naczelnej „Gazety Olsztyńskiej” i „Dziennika Elbląskiego”, oraz dyplom od Artura Dryhynycza z działu sportowego

Martyna Lisiecka odbiera pamiątkową statuetkę od Ewy Bartnikowskiej, redaktor naczelnej „Gazety Olsztyńskiej” i „Dziennika Elbląskiego”, oraz dyplom od Artura Dryhynycza z działu sportowego

Autor zdjęcia: Janusz Milewski

Martyna Lisiecka z Plastex KSC Olsztyn zajęła ósme miejsce w Plebiscycie na Najpopularniejszych Sportowców Województwa. Nie mogła odebrać nagrody podczas balu, bo... spóźniła się na samolot, wracając ze zgrupowania w Portugalii.
— Jak to było z tą pani nieudaną próbą udziału w sobotnim Balu Sportowca?
— O tym, że jestem zaproszona na bal, dowiedziałam się z sms-a od prezesa Milewskiego. W niedzielę kończył się nasz portugalski obóz, więc poprosiłam trenera kadry, aby mnie zwolnił jeden dzień wcześniej. Zgodził się, więc szybko wsiadłam w Portugalii w samolot i poleciałam do Madrytu, mając nadzieję na dogodne połączenie. Okazało się jednak, że odlot do Warszawy był pół godziny przed moim przylotem. Na kolejny musiałam sporo czekać, w efekcie do Olsztyna dotarłam grubo po północy.

— Ucieszyła się pani z miejsca w złotej dziesiątce?
— Bardzo, bo znalazłam się w niej po raz pierwszy. Wcześniej byłam tylko kilka razy nominowana, ale nigdy nie dotarłam tak wysoko. Okazało się, że jestem jedyną przedstawicielką kajakarstwa w tym gronie, co jest dodatkowym powodem do zadowolenia.

— Zgrupowanie kadry w Portugalii nie jest dla pani żadną nowością...
— Nie, to już mój kolejny taki obóz w tym miejscu. W Portugalii było znacznie cieplej niż u nas, ale były dni, że padało, była mgła i wiał dość silny wiatr. Pływaliśmy tam na akwenie większym niż jezioro Krzywe. Mieszkaliśmy w dwuosobowych apartamentach, ja z Edytą Dzieniszewską (mistrzyni świata i Europy, olimpijka z Pekinu 2008 — red.). Jedliśmy w restauracji. Było tam wiele dań z owoców morza, a mnie najbardziej przypadł do gustu tuńczyk z ryżem. Głodna nigdy nie byłam.

— Jak długo będzie pani w Olsztynie?
— Tylko kilka dni, bo już w niedzielę wracam do Portugalii, gdzie będę trzy tygodnie. Potem wrócimy na pięć dni do Polski, po czym polecimy do Sabaudii we Włoszech na kolejne zgrupowanie. W czasie pobytu w Olsztynie pływam na Krzywym, zwykle trenuję po 6-7 godzin dziennie.

— Nie ma pani już dość tak ciężkiej pracy? Kilka dni temu minął karnawał, rówieśniczki bawiły się na różnych imprezach, a pani... do wioseł.

— Już się do tego po jedenastu latach przyzwyczaiłam. Ale myśli, aby może już sobie dać z tym wszystkim spokój, dość często mnie nachodzą. Szczególnie gdy mam bolesne odciski na dłoniach, obtarte pośladki i bóle mięśniowe. Ale to w końcu wychodzi mi na dobre, bo wtedy jeszcze mocniej się nakręcam do pracy. Będę jeszcze kiedyś miała czas, aby balować.

— Jakie będą dla pani najważniejsze imprezy sportowe w tym roku?
— Pod koniec kwietnia czeka mnie w Wałczu pierwsza eliminacja kadry Polski, która będzie kwalifikacją do igrzysk w Rio. Do grupy olimpijskiej załapie się 5-6 zawodniczek. Szanse na to ma dziesięć kajakarek ze mną włącznie. Największe nadzieje na ewentualny udział w regatach olimpijskich mam w kajakowej czwórce. Ważny dla mnie będą też starty w majowych Pucharach Świata w Niemczech i Portugalii.

Lech Janka