Podolski: fajnie, że są takie mecze

40-letni mistrz świata w barwach Niemiec z 2014 urodził się w Gliwicach, piąty sezon gra w Górniku Zabrze.
- To ważne, by kibice zobaczyli i pamiętali o piłkarzach, którzy wiele zrobili dla futbolu. Były pytania o tę koszulkę, każdy zna historię, jak to na początku wyglądało. Mogło być inaczej. Czasem tak w życiu bywa. Zawsze się znajdą ludzie, którzy krytykują. Gdybym się miał tym przejmować, usiadłbym w domu i płakał. Żyję na własnych zasadach – dodał „Poldi”, pytany o pierwszy występ w polskich barwach.

Podkreślił, że zna wielu graczy z polskiej szatni.

- Poprosili, zapytali i nie było problemu. Było widać, że nikt nie odpuszcza. Rozmawiałem z kolegami, że szkoda, że my jako Niemcy nie organizujemy takich meczów. Fajnie to robią nasze kluby – stwierdził 130-krotny reprezentant Niemiec.

Nie wykluczył kolejnego występu w biało-czerwonym stroju.

- Jeśli będzie brakowało kogoś do składu, a ja będę wolny – to czemu nie. Jadę i gram, niczym się nie przejmuję. Trzeba korzystać z życia – zaznaczył.

W pierwszej połowie jego partnerem w ataku Niemców był Fredi Bobic, obecnie dyrektor operacyjny ds. futbolu warszawskiej Legii.

- Kiedy debiutowałem w reprezentacji, wszedłem na boisko właśnie za niego. Ostatnio był w Zabrzu na meczu Górnika z Legią. Przegrał 1:3, dlatego dziś musiałem mu podać przy zdobytej bramce, żeby mu się humor poprawił – śmiał się Podolski po meczu na Superauto.pl Stadionie Śląskim.

Polaków w niedzielnym spotkaniu poprowadził trener Jerzy Engel. Wystąpił w długim, brązowym płaszczu, w którym 1 września 2001 świętował na tym samym obiekcie awans biało-czerwonych do finałów MŚ po 16-letniej przerwie. Jego drużyna pokonała wtedy Norwegów 3:0.

- To ten sam płaszcz. On zawsze czeka na takie mecze. Przypomina mi tamte czasy, mecz z Norwegami. Jak mógłbym go nie trzymać. Był z nami przez całe ówczesne eliminacje, 13 spotkań bez porażki. Jakieś szczęście nam przyniósł. Dziś zagraliśmy dobry mecz, zespół stanął na wysokości zadania – powiedział selekcjoner.

Jeden z pomysłodawców imprezy Tomasz Kłos nie ukrywał, że jemu i kolegom przybyło lat i kilogramów.

- Wiadomo, że sił nam już nie wystarcza, stąd wiele zmian w trakcie gry. Warto takie mecze organizować. Oczywiście zapełnienie trybun tak wielkiego stadionu nie jest łatwe. Myślę, że ci którzy przyszli, byli zadowoleni. Pewnie rodzice, którzy przed laty byli naszymi kibicami, przyprowadzili dziś na stadion dzieci – powiedział obrońca, który również zagrał w niedzielę.

Zaznaczył, że do gry nikogo namawiać nie było trzeba.

- Zawsze jest adrenalina. Towarzyski mecz, ale każdy chciał wygrać, bo wkradają się emocje. Było widać wślizgi, a walka w powietrzu w polu karnym była bark w bark – podsumował.