GazetaOlsztynska.pl
9 października 2025, Czwartek
imieniny: Arnolda, Ludwika, Sybili
  • 12°C
    Olsztyn

Unia Europejska
GazetaOlsztynska.pl
    • 63 PLEBISCYT SPORTOWY
    • Piłka nożna
    • Koszykówka
    • Siatkówka
    • Piłka ręczna
    • Wywiady
    • Galerie
    • Sporty Walki
GazetaOlsztynska.pl
  • 63 PLEBISCYT SPORTOWY
  • Piłka nożna
  • Koszykówka
  • Siatkówka
  • Piłka ręczna
  • Wywiady
  • Galerie
  • Sporty Walki
Dodaj: Artykuł Ogłoszenie
PODZIEL SIĘ

Urodziny olimpijskiego mistrza

2025-10-09 13:00:00(ost. akt: 2025-10-09 11:03:34)

Autor zdjęcia: wikimedia

ZAPASY\\\ Andrzej Wroński skończył w środę 60 lat. Mistrz olimpijski z Seulu i Atlanty w wadze 100 kg, wielokrotny mistrz świata, Europy i Polski, przyznaje że sport dał mu wszystko. - Dzięki zapasom znalazłem sposób na życie - wyjaśnia.

Warto przeczytać

  • Nie dajmy się Białemustokowi
  • Polska przygotowuje się do ataku na kraj, który coś chce...
  • Przyszedł koniec na wegańskie kiełbasy i hamburgery?
Wspominając swoje początki na macie, Andrzej Wroński przypomniał, że w pobliżu Żukowa, gdzie mieszkał, były dwie sekcje sportowe - piłki nożnej i zapasów.
- W 1976 roku na igrzyskach olimpijskich w Montrealu złoty medal zdobył zapaśnik stylu klasycznego Kazimierz Lipień. To było zachętą dla mnie, ale przede wszystkim dla mojego taty Jana, który zapakował mnie oraz brata Wiesława do samochodu i zawiózł na halę w Żukowie. Obiekt był typowy - lamperie i kwiaty w oknach. Zacząłem treningi. Starszych kolegów pytałem często, ile już trenują, a oni odpowiadali, że 2-3 lata. Po każdych zajęciach zastanawiałem się, jak ja wytrzymam tak długo... Nie przypuszczałem, że zostanę w sporcie zapaśniczym jako zawodnik aż do 2004 roku - powiedział Wroński.

Najpierw mistrz olimpijski długo walczył jako zawodnik, potem uzyskał uprawnienia trenerskie, przez wiele lat był arbitrem, a teraz realizuje się jako działacz - pełni funkcję wiceprezesa Polskiego Związku Zapaśniczego.

- W mojej gestii jest naturalnie styl klasyczny i chciałbym, aby więcej klasyków było w światowej czołówce. Jak widać jestem od początku przygody ze sportem skazany na zapasy i... bardzo się z tego cieszę. Bo to one w jakiś sposób mnie ukształtowały, dzięki nim znalazłem sposób na życie - nadmienił.
Jednak drogę do wielkiego sportowego świata otworzyło mu dopiero wojsko. - Po trzymiesięcznym pobycie w Modlinie trafiłem do Warszawy i zacząłem treningi w sekcji zapaśniczej stołecznej Legii na Łazienkowskiej. Warunki były takie, jakbym przeniósł się z hotelu PTTK do Marriotta. Pełen „wypas”. W 1985 roku zacząłem poważnie myśleć, że zostanę w wojsku dłużej. Dostałem etat i mieszkanie. A teraz mogę liczyć na wojskową emeryturę. Oprócz niej - tak jak każdy medalista igrzysk - otrzymuję świadczenie olimpijskiej. Zatem właśnie poprzez sport poukładałem sobie życie - zauważył, dodając, że gdy był młody, to zapasy stanowiły dla niego okno na świat.
- W wieku 16 lat już miałem paszport, co oczywiście teraz pewnie nie jest jakimś argumentem czy wielką rzeczą dla młodych ludzi na początku kariery sportowej.

Pierwsze wyjazdy były do krajów demokracji ludowej, czyli NRD, ZSRR, Bułgarii i Rumuni, ale byłem też na Zachodzie, a 1985 roku po raz pierwszy odwiedziłem Stany Zjednoczone. To było duże wyróżnienie dla młodego chłopaka wyjechać za ocean, na inny kontynent. I to też dzięki sportowi.

Wracając do początków kariery przyznał, że poważniej o sporcie pomyślał po zdobyciu w 1981 roku medalu Spartakiady Młodzieży. - Zająłem drugie miejsce i zostałem powołany do kadry, pojechałem na obóz do Zakopanego. Dostałem też sprzęt firmy Polsport. Wtedy poczułem się pierwszy raz prawdziwym sportowcem, bo zostałem zauważony, byłem brany pod uwagę przy ustalaniu kadry. W końcu miałem ten upragniony dres z napisem „Polska” i byłem z tego bardzo dumny. Ubierałem go tylko na zawody ogólnopolskie. Szczyciłem się tym, że na regionalnych imprezach w Gdańsku staruje reprezentant Polski. To już był wtedy „ktoś” - powiedział, dodając, że nie chce nawet wiedzieć, co robiłby w życiu, gdyby nie związał się z zapasami.
- Dzisiaj mam 60 lat, więc pewnie gdzieś był pracował, ale nie wiem, jak moje życie by się potoczyło. Skończyłem szkołę samochodową, może bym się w motoryzacji zaczepił. Z drugiej strony, znając realia, rzadko ktoś pracuje w wyuczonym zawodzie - zaznaczył. - A sport dał mi wszystko. Wszystko, co mam w życiu cennego, zawdzięczam sportowi. Dał mi rodzinę, pieniądze, dom, samochód... Co zabrał? Jeśli już mam coś wskazać, to lata młodzieńcze. Moi rówieśnicy, kiedy ja chodziłem na salę, grali sobie w piłkę, bawili się, chodzili na zabawy, dyskoteki, a ja byłem w reżimie treningowym. Nie mogłem sobie na wiele rzeczy pozwolić, ale nie żałuję. Wykorzystałem szansę, jaką dało mi życie. Trenerzy doprowadzili mnie na mistrzowski poziom, choć były momenty naprawdę ciężkie - powiedział jubilat. Na przykład gdy jeszcze trenował w Żukowie, to miał moment załamania i chciał rzucić zapasy.
- Pewnego dnia oznajmiłem mojemu ojcu, że kończę z zapasami. Przeprowadził ze mną męską rozmowę i bardzo szybko mnie zmotywował. Uświadomił mi, że to był bardzo zły pomysł. Za to jestem mu wdzięczny. Mój ojciec był takim niespełnionym sportowcem, bo zawsze chciał trenować, ale, niestety, nie było czasu, bo musiał pracować na roli. Przelał jednak swoje niespełnione ambicje na swoich synów. Wszyscy moi bracia trenowali zapasy - wyjaśnia Andrzej Wroński, który po zakończeniu kariery wrócił na „stare śmieci” i reaktywował klub Morena Żukowo.
- I do dziś, przez 16 lat, osiągamy może nie jakieś spektakularne wyniki, ale mamy mistrza Polski, medalistów krajowej rywalizacji w różnych grupach wiekowych. Coś się dzieje. Mam nadzieję, że kiedyś jakiś zawodnik Moreny stanie na podium ważnej imprezy i usłyszę hymn państwowy, a ja będę bardzo dumny z tego, że coś po mnie zostanie - wskazał.
Który z wielu sportowych sukcesów, z dwoma złotymi medalami olimpijskimi na czele, przyniosły mu największą satysfakcję?

- Wszystkie medale mają dla mnie szczególną wartość. Myślę jednak, że najbardziej cieszyłem się z pierwszego olimpijskiego złota w Seulu w wadze 100 kg.

Równie wielką radość sprawił mi medal w tym samym kolorze zdobyty rok po igrzyskach w mistrzostwach Europy w fińskim Oulu. Medali i pucharów jest tyle, że gabloty trzeszczą w szwach. Jeden z medali wzbogacił zbiory stołecznego Muzeum Sportu i Turystyki - przypomniał.
Jednak lecąc w 1988 roku na igrzyska do Seulu w ogóle nie spodziewał się, że wróci do Polski w glorii mistrza olimpijskiego. - Ja tam jechałem w cieniu starszych kolegów: Andrzeja Maliny, Romana Kierpacza czy Bogdana Darasa. W tym gronie nie miałem wiele do powiedzenia. Ja ogrzewałem się tam w ich blasku. Ale może dlatego właśnie miałem komfort psychiczny. Nikt na mnie nie stawiał, nikt niczego ode mnie nie wymagał. Nawet dziennikarze do mnie specjalnie nie podchodzili... I tak spokojnie, w cieniu, przygotowywałem się do turnieju, a wyszło jak wyszło. Zresztą wszyscy inni olimpijscy debiutanci, jak Andrzej Głąb i Józef Tracz, też nie byli obciążeni oczekiwaniami medalowymi i może dlatego odnieśliśmy taki sukces.
Wroński na olimpijskie podium wrócił po ośmiu latach - w Atlancie znowu stanął na jego najwyższym stopniu.
- Wtedy byłem już doświadczonym zawodnikiem. W finale walczyłem z Białorusinem Siarhiejem Lisztwanem. Spotykałem się z nim wcześniej na turniejach, zdarzało nam się razem trenować. Przepracowałem sobie tę walkę wcześniej w głowie i wiedziałem, że będzie mi bardzo trudno wykonać jakąś technikę, zdobyć punkt, więc nastawiłem się tylko na aktywność, na ostrzeżenia. To był mój sposób na pokonanie go. Nie chciałem za bardzo ryzykować, bo stawka była wysoka, a na trybunach był prezydent Aleksander Kwaśniewski. Może nie było to imponujące zwycięstwo, ale pojedynek był wygrany. Wcześniej jednak stoczyłem, bez słowa przesady, chyba najtrudniejszą walkę w karierze z Kubańczykiem Hectorem Milianem, złotym medalistą z Barcelony. rzyznam nieskromnie, byłem silny i wytrzymały, ale on jeszcze bardziej. Na początku drugiej rundy przełamałem jego atak i wygrałem 2:0 - podsumował dwukrotny mistrz olimpijski.



Subskrybuj "Gazetę Olsztyńską" na Google News
Tagi:
Andrzej Wroński zapasy Seul
red.
więcej od tego autora

PODZIEL SIĘ

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zaloguj się lub wejdź przez FB

GazetaOlsztyńska.pl
  • Koronawirus
  • Wiadomości
  • Sport
  • Olsztyn
  • Plebiscyty
  • Ogłoszenia
  • Nieruchomości
  • Motoryzacja
  • Drobne
  • Praca
  • Patronaty
  • Reklama
  • Pracuj u nas
  • Kontakt
GRUPA WM Sp. z o.o.
ul. Tracka 5, 10-364 Olsztyn
tel. 89 539 77 00
tel: (0-89) 539-76-55
e-mail: internet@gazetaolsztynska.pl

Bądź na bieżąco!

Najświeższe informacje przygotowane przez Redakcję zawsze na Twojej skrzynce e-mail. Zapisz się dzisiaj.

  • Polityka Prywatności
  • Regulaminy
  • Kontakt
2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B

Galindia Sp. z o.o. realizuje projekt dofinansowany z Funduszy Europejskich w ramach działania 1.5 Dotacje na kapitał obrotowy Programu Operacyjnego Polska Wschodnia 2014-2020.
Galindia Spółka z o.o. uzyskała Subwencję Finansową - podmiotem udzielającym wsparcie był PFR.

Unia Europejska

VISA MASTER CARD