Grbic - trener na medal
2025-09-28 18:36:03(ost. akt: 2025-09-28 18:37:39)
SIATKÓWKA\\\ Nikola Grbic w 2023 roku przeszedł do historii, gdy w jednym sezonie poprowadził polskich siatkarzy do dwóch triumfów - w mistrzostwach Europy i Lidze Narodów. I chociaż pozostaje jedynym trenerem, który z Polakami w każdej imprezie zdobywa medal, to najważniejszych turniejów kadra nie wygrywa.
Od lat mówi się o ogromnym potencjale reprezentacji Polski siatkarzy, szerokiej ławce rezerwowych i wielu kandydatach do gry w kadrze. Prawda jest jednak taka, że dopiero Grbic był w stanie wydobyć i wykorzystać w pełni ten mityczny dotychczas potencjał. Biało-czerwoni nigdy nie grali tak dobrze i przede wszystkim tak równo, jak właśnie pod jego wodzą. Tegoroczne mistrzostwa świata na Filipinach to jednak kolejna po igrzyskach olimpijskich w Paryżu rysa na wizerunku Serba jako najlepszego dotychczasowego szkoleniowca Polaków.
Urodzony 6 września 1973 roku w małej wiosce Klek Grbic był niejako skazany na siatkówkę. Sport ten uprawiał jego ojciec Milos, w przeszłości czołowy zawodnik reprezentacji Jugosławii, oraz starszy o trzy lata brat Vladimir.
Bracia znacząco się różnili pod względem zachowania na boisku. Vladimir był bardzo żywiołowy, podczas gdy Nikola imponował spokojem i opanowaniem. Fani siatkówki przyzwyczaili się, że nie mają co liczyć zarówno na wybuch gniewu, jak i uśmiech ze strony młodszego z Grbiców podczas meczów, choć było kilka wyjątków.
Zahartował go dość surowy styl wychowania wybrany przez rodziców, którzy wiele w młodości przeżyli.
- Dziś, jako dorosły człowiek, mogę powiedzieć, że nic mnie nie złamie. Po latach to doceniłem – przyznał w jednym z wywiadów.
Nikola był cenionym rozgrywającym, a Vladimir przyjmującym i liderem w ataku. Przez wiele lat występowali razem i z powodzeniem w drużynie narodowej. Kariera młodszego z nich trwała dłużej i ma na koncie nieco więcej sukcesów. Wywalczył m.in. złoty medal olimpijski w Sydney (2000), a cztery lata wcześniej brąz podczas igrzysk w Atlancie, srebro mistrzostw świata w 1998 roku i brąz 12 lat później oraz sześć medali mistrzostw Europy, w tym złoty w 2001 roku.
W jego dorobku są też imponujące osiągnięcia klubowe. Pierwszym jego oficjalnym klubem był Gik Banat, z którym związał się w 1987 roku. Po trzech latach przeniósł się do Vojvodiny Nowy Sad, w której spędził cztery sezony. Następnie trafił do Włoch i w siedmiu zespołach z tego kraju występował w sumie przez kolejnych 19 lat.
Trzykrotnie zwyciężył w najbardziej prestiżowych rozgrywkach na Starym Kontynencie. Po Puchar Zdobywców Pucharów sięgnął z Alpitour Cuneo w 1998 roku, a w Lidze Mistrzów triumfował dwa lata później z Sisley Treviso i w 2009 roku z Itas Diatec Trentino. Dotarł też do finału obu tych rozgrywek – w 1999 (PZP) i 2013 (LM) roku. Z Cuneo dodatkowo wygrał 12 lat temu rywalizację w Pucharze CEV. Może się też pochwalić m.in. dwoma tytułami mistrza i sześcioma wicemistrza Italii oraz trzykrotnym sięgnięciem po Puchar Włoch.
W 2013 roku przeniósł się do Zenita Kazań, z którym zdobył mistrzostwo Rosji i po tym jednym sezonie zakończył karierę zawodniczą. Liczne sukcesy sprawiły, że w 2016 roku dołączył do siatkarskiej Galerii Sław.
Po przejściu na sportową emeryturę nie odpoczywał długo od siatkówki – już jesienią 2014 roku zadebiutował jako trener włoskiego Sir Safety Perugia, która to przygoda trwała jeden sezon. W 2015 roku rozpoczął pracę z reprezentacją Serbii, którą później łączył z prowadzeniem zawodników Calzedonii Werona. Z obydwoma zespołami pożegnał się w 2019 roku.
Ze swoją drużyną narodową wygrał Ligę Światową (2016), zdobył brązowy medal ME (2017) i zajął czwarte miejsce w MŚ (2018). Nie udało mu się wywalczyć awansu na igrzyska w Tokio, ale mimo to informacja o rozstaniu zaledwie na kilka tygodni przed kolejną edycją ME była zaskakująca. Podczas tej imprezy jego rodacy – już pod wodzą Slobodana Kovaca – wywalczyli tytuł.
W maju 2019 roku ogłoszono, że Grbic poprowadzi Zaksę Kędzierzyn-Koźle. Było to jego drugie podejście do tego klubu. Po raz pierwszy ówczesny prezes Sebastian Świderski zaoferował współpracę Serbowi - przeciwko któremu w przeszłości nieraz rywalizował na boisku - cztery lata wcześniej, ale wówczas nie doszło do porozumienia.
Były rozgrywający pracował w Kędzierzynie-Koźlu przez dwa sezony. W 2020 roku zdobył z Zaksą mistrzostwo kraju, a poza tym dwukrotnie sięgnął po Superpuchar Polski i raz Puchar Polski. Wywalczone w 2021 roku wicemistrzostwo było pewnym rozczarowaniem, ale zeszło ono na dalszy plan już dwa tygodnie później za sprawą triumfu w Lidze Mistrzów. To było dopiero drugie w historii zwycięstwo polskiego klubu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie (w 1978 roku Płomień Milowice sięgnął po Puchar Europy Mistrzów Krajowych).
Grbic był chwalony za wyniki, sposób prowadzenia zespołu i wkład w rozwój młodych graczy. Pod jego skrzydłami błyszczał m.in. Aleksander Śliwka, a bardzo duży postęp zrobił Kamil Semeniuk, który w efekcie zadebiutował potem w kadrze.
W grudniu 2020 roku poinformowano o przedłużeniu umowy z Serbem na kolejne dwa sezony, ale jej nie wypełnił. Jeszcze przed finałem LM coraz głośniej było słychać nieoficjalne informacje, że szkoleniowca mocno kusi Perugia. Wówczas jeszcze nie chciał komentować sprawy, ale po triumfie w LM potwierdzono jego odejście. Jako powód podano względy osobiste. We Włoszech przez wiele lat mieszkała jego rodzina - żona Stanislava oraz synowie Matija i Milos, którzy poszli w ślady ojca i trenują siatkówkę. Grbic zapewniał wówczas, że podjęcie decyzji o rozstaniu z Zaksą nie było dla niego łatwe.
- Nigdy nie miałem i prawdopodobnie nie będę miał lepszego doświadczenia jako trener od tego, które miałem w Zaksie. Warunki są perfekcyjne, znalazłem „chemię” ze sztabem i zawodnikami – mieliśmy zaufanie do siebie. Zostawianie tego było naprawdę trudne – zaznaczył.
Dzień później ogłoszono, że poprowadzi Perugię, której zawodnikiem był wówczas reprezentant Polski Wilfredo Leon. Wcześniej trenerem był tam Vital Heynen, którego Grbic w styczniu 2022 zastąpił w roli opiekuna biało-czerwonych.
Już po nieudanych dla Polaków igrzyskach w Tokio pojawiały się głosy, że kontrakt Belga z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej (PZPS) nie zostanie przedłużony i rozpoczęło się wyszukiwanie potencjalnych kandydatów. Wśród nich pojawiło się też nazwisko Grbica, a zdecydowanym faworytem został, gdy pod koniec września 2021 prezesem krajowej federacji został Świderski. Nie krył on jeszcze przed zjazdem wyborczym, że chciałby, aby to właśnie Serb został szkoleniowcem ówczesnych mistrzów świata. Stało się to faktem cztery miesiące później.
Już pierwszy rok pracy z biało-czerwonymi obfitował w sukcesy – trzecie miejsce w Lidze Narodów i jednak nieco rozczarowujący, biorąc pod uwagę dwa wcześniejsze tytuły, srebrny medal mistrzostw świata. Nowy szkoleniowiec mówił jednak wówczas, iż w jakimś sensie to dobrze, że Polacy przegrali finał globalnego czempionatu, bowiem pozostaną głodni zwycięstw.
Pozostali, o czym wszyscy przekonali się już rok później, gdy najpierw w świetnym stylu odnieśli historyczny triumf w Lidze Narodów w Gdańsku, a po niecałych dwóch miesiącach zostali mistrzami Europy drugi raz w historii i pierwszy od 2009 roku. W finale w Rzymie pokonali... Włochów, rewanżując im się za porażkę z finału mistrzostw świata w Katowicach. Na zakończenie wymagającego sezonu wywalczyli w Chinach kwalifikację olimpijską bez porażki na koncie.
W 2023 roku Grbic już został więc drugim najbardziej utytułowanym z trenerów polskich siatkarzy w historii, po... Hubercie Jerzym Wagnerze, który z biało-czerwonymi zdobył sześć medali. W dorobku zarówno zawodników, należących do jednego z najbardziej utalentowanych pokoleń w historii polskiej siatkówki, a także Serba jako szkoleniowca wciąż brakowało jednak tego najcenniejszego - olimpijskiego.
Biało-czerwoni wcześniej tylko raz stanęli na podium najważniejszej imprezy sportowej na świecie. W 1976 roku w Montrealu wywalczyli złoty medal pod wodzą... Wagnera. Później wielu szkoleniowców próbowało powtórzyć wyczyn legendarnego trenera. Stephane'owi Antidze i Heynenowi udało się ponownie doprowadzić Polaków do mistrzostwa świata, ale obaj polegli w turnieju olimpijskim.
Dopiero Grbic zdołał pójść w ślady Wagnera. Nie powtórzył wyczynu słynnego „Kata”, Polacy przegrali finał paryskich igrzysk z Francuzami, ale można go doceniać za regularność, gdyż z nim na czele sztabu szkoleniowego biało-czerwoni nie schodzą z podium. Każdą imprezę na międzynarodowej arenie, do której przystąpili, kończyli w czołowej trójce.
Należy jednak podkreślić, że poza mistrzostwami Europy w 2023 roku, w każdej innej najważniejszej imprezie czegoś polskim siatkarzom brakuje, by stanąć na najwyższym stopniu podium. Zazwyczaj wytłumaczeniem są liczne kłopoty zdrowotne, które od kilku lat rzeczywiście torpedują kadrę trenera Grbica. Tak było jednak również właśnie dwa lata temu, gdy w obu „złotych” turniejach w najważniejszych meczach zagrać nie mógł zmagający się z kontuzjami Bartosz Kurek. Wówczas pozostali zawodnicy byli jednak w najlepszej formie wtedy, kiedy było to kluczowe.
Co roku serbski szkoleniowiec podkreśla, że selekcja wąskiego składu jest dla niego trudna i że reprezentacja Polski ma najszerszą ławkę rezerwowych spośród wszystkich zespołów. W kluczowych momentach, poza 2023 rokiem, zawodnicy są jednak bez formy, a zmiennicy nie dostają od trenera szansy, by spróbować poprawić grę.
Tak było nie tylko w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Sytuacja powtórzyła się w tegorocznych mistrzostwach świata na Filipinach. Polakom ponownie zabrakło co prawda zdrowia – jeszcze przed turniejem kontuzji wykluczającej go z imprezy doznał Aleksander Śliwka, już w Manili uraz pleców dotknął Tomasza Fornala, a tuż przed półfinałem problemy z mięśniami brzucha spotkały Kurka.
Kłopoty zdrowotne, podobnie jak w Paryżu, zatrzymały biało-czerwonych. To, co udało im się jednak w półfinale igrzysk, gdzie zmiennicy „wyszarpali” awans do finału, nie udało się w Manili. Drogę do finału zamknęli Polakom… Włosi, którzy trzy lata wcześniej pozbawili ich trofeum globalnego czempionatu. Tym razem spory kamyczek wpadł jednak do ogródka trenera, gdyż na Filipinach nawet nie spróbował skorzystać ze zmienników. Tych, którzy dwa miesiące wcześniej ponownie wywalczyli złoty medal Ligi Narodów.
- Jestem bardzo zadowolony z tego, jak graliśmy i jestem dumny z chłopaków, bo wiem, jak trudno było wrócić po bolesnej porażce w półfinale i zagrać tak, żeby zdobyć brązowy medal mistrzostw świata. Po tylu zmianach, których dokonaliśmy w zespole, musimy się cieszyć z tego wyniku, ale szczerze mówiąc trudno mi jest to robić w tym momencie - przyznał Grbic po starciu z Czechami o brąz.
- Jestem rozczarowany, bo nie osiągnęliśmy tego, po co tutaj przyjechaliśmy. To była nasza szansa, by zdobyć medal, którego wielu chłopaków jeszcze nie ma. To jedyny krążek, którego brakuje w mojej kolekcji. Mam nadzieję, że za dwa lata będziemy mieli kolejną okazję - dodał.
Można by pomyśleć, że medal olimpijski był wielkim sukcesem Serba jako trenera Polaków. On jednak nie zamierzał i wciąż nie zamierza się zatrzymywać. Jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk w Paryżu prezes PZPS Świderski poinformował o przedłużeniu kontraktu z Grbicem do kolejnego turnieju olimpijskiego w Los Angeles w 2028 roku. Sam szkoleniowiec mówił, że chce kontynuować świetną pracę, którą do tej pory wykonywał z biało-czerwonymi. Teraz, poza złotem igrzysk, celem jest wywalczenie wreszcie złota mistrzostw świata.
I chociaż pozostaje jedynym trenerem, który w ośmiu imprezach, w których ich poprowadził, wywalczył osiem medali, tych najcenniejszych wciąż jednak brakuje...
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez