GazetaOlsztynska.pl
3 sierpnia 2025, Niedziela
imieniny: Augustyna, Kamelii, Lidii
  • 27°C
    Olsztyn

Unia Europejska
GazetaOlsztynska.pl
    • 63 PLEBISCYT SPORTOWY
    • Piłka nożna
    • Koszykówka
    • Siatkówka
    • Piłka ręczna
    • Wywiady
    • Galerie
    • Sporty Walki
GazetaOlsztynska.pl
  • 63 PLEBISCYT SPORTOWY
  • Piłka nożna
  • Koszykówka
  • Siatkówka
  • Piłka ręczna
  • Wywiady
  • Galerie
  • Sporty Walki
Dodaj: Artykuł Ogłoszenie
PODZIEL SIĘ

Odkrywanie kapłaństwa krok po kroku – 75 lat kapłaństwa biskupa seniora Juliana Wojtkowskiego

2025-07-13 18:00:00(ost. akt: 2025-07-11 14:08:46)
Na rozmowę z biskupem seniorem Julianem Wojtkowskim udałem się do Konwiktu Kapłanów Warmińskich przy ulicy Kopernika w Olsztynie. Zaprowadzono mnie do jednego z mieszkań na piętrze… Biskup oczekiwał już w pokoju. Przed nim, na stoliku, leżała książka autorstwa kardynała Gerharda Müllera „Cud nieśmiertelności. Co będzie po życiu ziemskim?”. Nad biurkiem wisiało czarno-białe zdjęcie biskupa Teodora Benscha, pierwszego powojennego administratora diecezji warmińskiej… To on zachęcił młodego Juliana do tego, aby wstępując do lubelskiego seminarium, w przyszłości został kapłanem diecezji warmińskiej.

Warto przeczytać

  • Odpust parafialny Przemienienia Pańskiego
  • Auto osobowe zderzyło się z pociągiem relacji Szczecin-Białystok...
  • Olsztyn pamięta – 81. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego...
– Dostojny Księże Biskupie, kiedy narodziło się powołanie do kapłaństwa? W czasie II wojny światowej czy jeszcze przed?
– Powołanie odkryłem już podczas Pierwszej Komunii Świętej przyjętej 9 czerwca 1935 roku, w Zielone Świątki, w szpitalnej kaplicy sióstr elżbietanek w Poznaniu, przy ulicy Łąkowej. Jeszcze tego samego dnia, po południu, przyjąłem sakrament bierzmowania w kościele Bożego Ciała z rąk ówczesnego biskupa pomocniczego, a po wojnie arcybiskupa metropolity poznańskiego Walentego Dymka. Do pierwszej komunii przygotowywała mnie siostra Rafaela Szymkowiakówna. Zasugerowała, aby od tego momentu przyjmować Chrystusa codziennie. Wkrótce zostałem ministrantem i tak było aż do wybuchu wojny.

– Już kilka miesięcy po wybuchu wojny razem z rodziną został Ksiądz Biskup aresztowany…
– Dokładnie 8 listopada 1939 roku trafiliśmy do obozu koncentracyjnego Poznań-Wschód. Miesiąc później wywieziono nas do Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie z podręcznym bagażem znaleźliśmy się na bruku… Nasze poznańskie mieszkanie z całym wyposażeniem zostało przekazane bałtyckim Niemcom. Chodziło o to, aby wzmocnić pierwiastek niemiecki na zagarniętych ziemiach. Tułaczka wojenna trwała aż do 1944 roku.

– Jak wyglądało życie religijne w tym czasie?
– Jeszcze będąc w obozie koncentracyjnym, przez dwa rzędy drutów kolczastych obserwowaliśmy z oddali kościół, gdzie paliły się światła. Widać, w kościele była odprawiana Msza Święta, ale my mogliśmy tylko tęsknić. W Ostrowcu z kolei Niemcy ogłosili stan epidemii i w związku z tym kościoły kazali pozamykać. Wówczas ratował nas benedyktyński mszał, który ojciec otrzymał jeszcze przed wojną, będąc prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Mężów Akcji Katolickiej przy parafii Bożego Ciała w Poznaniu. Były tam również modlitwy brewiarzowe, z których korzystaliśmy głównie wieczorem. Muszę powiedzieć, że ten mszał podtrzymywał moje kapłańskie powołanie.

– Po pobycie w Ostrowcu na zaproszenie księcia Krzysztofa Radziwiłła i jego małżonki Zofii z Popielów udaliście się do majątku we wsi Sichów, położonego na terenie dzisiejszego województwa świętokrzyskiego…
– Mogliśmy tam odżyć po obozie. Mama nauczyła się wypiekać chleb. Codziennie otrzymywaliśmy litr mleka na osobę prosto od krowy z południowego udoju. Pamiętam pierwszy obiad po wyjściu z obozu: barszcz czerwony z ziemniakami, a na drugie danie mielony kotlet, chyba z kapustą. Po trzech pierwszych łyżkach ból żołądka był taki, że nie mogłem dalej jeść. W obozie na obiad była tylko kartoflanka. Raz dostaliśmy w niej pół kartofla na sześcioosobową rodzinę… Wygłodziliśmy się więc bardzo. W majątku w Sichowie mieszkały siostry służki NMP Niepokalanej z Mariówki. Opiekowały się kaplicą, gdzie na Mszę Świętą przychodzili właściciele majątku, okoliczni mieszkańcy oraz nasza rodzina. Codziennie służyłem tam jako ministrant. Mszę Świętą odprawiał ksiądz profesor Konstanty Michalski, były rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitny historyk filozofii średniowiecza. Ze względu na odklejenie siatkówek widział tylko zarysy postaci. Przygotowane do kazania cytaty z Pisma Świętego czytał więc mój ojciec, a później również ja. Służenie niedowidzącemu kapłanowi jeszcze bardziej wzbudziło moje powołanie.

– Kiedy kończyła się II wojna światowa i Sowieci w 1944 roku zajęli Polskę do linii Wisły, ojciec Księdza Biskupa zgłosił się do pracy na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim…
– Został tam profesorem historii nowożytnej. Ja po zdaniu po tajnym nauczaniu małej matury służyłem do Mszy Świętej i byłem zakrystianem w kościele akademickim. Pamiętam, jak podczas sprawowania Eucharystii ksiądz profesor Antoni Słomkowski, pierwszy powojenny rektor KUL, zapomniał kolejnych słów modlitwy u stóp ołtarza, tak jak zdarza się to czasami na egzaminie… i ja mu podpowiedziałem, wprowadzając go na właściwe tory. Poszedłem wówczas do liceum dla pracujących i w ciągu jednego roku ukończyłem dwie klasy o profilu matematyczno-fizycznym. Maturę zdałem w lipcu 1945 roku. Gdy front ruszył dalej na zachód, do Lublina powrócił ksiądz Teodor Bensch, kapłan archidiecezji poznańskiej, który przed wojną zrobił doktorat z prawa kanonicznego na KUL. Był pionierski, bo dotyczył wpływu chorób psychicznych na ważność umowy małżeńskiej. Przy jego pisaniu korzystał z wiedzy pozyskanej od psychiatrów. On również po wojnie odprawiał Msze Święte w kościele akademickim w Lublinie. 15 sierpnia 1945 roku został wezwany przez Augusta kardynała Hlonda i otrzymał nominację na administratora apostolskiego diecezji warmińskiej. Zagadnął mnie wówczas, czy wiem, gdzie chcę pójść po maturze.Powiedział: „Jak się zdecydujesz, to zgłoś się do mnie”.

– Ksiądz Biskup się zgłosił i…
– …ksiądz Teodor Bensch napisał list do biskupa lubelskiego Mariana Leona Fulmana z prośbą, abym mógł studiować dla diecezji warmińskiej w seminarium lubelskim. Decyzja zapadła więc przed studiami, a nie po ich ukończeniu. Seminarium było okresem sprawdzania powołania i decyzji o przyjmowaniu kolejnych święceń.

– Święcenia odbyły się 25 czerwca 1950 roku.
– To był pochmurny dzień… Gdy szliśmy z seminarium do katedry, na chodniku była kałuża krwi oraz ślady po wypadku samochodowym. Kałużę ominęliśmy, aby nie stąpać po krwi… Przyszła myśl, że żyjąc w państwie komunistycznym, musimy być gotowi na wszystko. Wówczas byliśmy jeszcze pod silnym wstrząsem wojny domowej w Hiszpanii, gdzie tysiące księży, kleryków i sióstr zakonnych zostało zamordowanych. Święcenia przyjęliśmy od biskupa Piotra Kałwy. Po nich pojechałem z rodzicami na Jasną Górę, aby Mszę Świętą prymicyjną odprawić przed cudownym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Kolejnym miejscem, które odwiedziłem, był Tyniec, bo ojciec duchowny lubelskiego seminarium mówił, że dobrze jest pierwsze dni po święceniach spędzić w skupieniu, a nie od razu iść do rozkrzyczanego świata. Przebywałem tam trzy dni.

– I przyjechał Ksiądz Biskup do diecezji warmińskiej…
– Zostałem wikariuszem administratorem parafii w Wielbarku i Opaleńcu. Zastępowałem proboszcza, który po pięciu latach pracy poszedł na zasłużony urlop. Potem miesiąc pracowałem w Świętajnie i wyjechałem na KUL, na studia specjalistyczne z teologii dogmatycznej.

– Czy wówczas narodziło się zainteresowanie mediewistyką?
– Na studiach ksiądz profesor Antoni Słomkowski dał mi temat doktoratu z mariologii. Zaraz po wojnie, po tych strasznych zniszczeniach, udało mi się przebadać w całej Polsce trzysta rękopisów i kilkadziesiąt inkunabułów liturgicznych. To był mój pierwszy naukowy kontakt ze średniowieczem. Wizualny był kilka lat wcześniej, gdy do lubelskiego seminarium zwożono wywiezione przez Niemców książki. Początkowo leżały na korytarzu. Gdy mój ojciec mnie odwiedzał, zwrócił na nie uwagę. To były między innymi cenne inkunabuły. Wśród nich leżał pergaminowy rękopis mszału kanoników regularnych laterańskich z Kraśnika, tzw. Mszał Kraśnicki. Jeżeli wrócić do samego początku, to po raz pierwszy z inkunabułami spotkałem się jeszcze przed II wojną światową w czytelni Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu, gdzie mój ojciec był dyrektorem. Uczestnikom wycieczek, które oprowadzał, tłumaczył, dlaczego czyta się „od deski do deski”. Okładki inkunabułów stanowiły deski oprawione w skórę.

– Po kościelnym licencjacie przyszedł czas na pracę doktorską…
– Jej tematem była wiara w Niepokalane Poczęcie Maryi w Polsce w świetle średniowiecznych zabytków liturgicznych. Początkowo recenzent, ksiądz profesor Mieczysław Żywczyński był sceptyczny co do tego tematu. Mówił, że wszędzie będzie to samo, a wyszła praca na kilkaset stron, ze 130 stronami różnych łacińskich tekstów źródłowych o poczęciu Matki Zbawiciela.

– Wspomniany już ojciec miał zapewne wpływ na zainteresowania naukowe Księdza Biskupa?
– Po wybuchu wojny zamiast do gimnazjum trafiłem z rodziną do obozu koncentracyjnego. Później, gdy przebywaliśmy w Ostrowcu, rodzicom udało się zakupić w księgarni dwa podręczniki do pierwszej klasy gimnazjum. Jeden do matematyki, a drugi do łaciny. Mama jako ekonomistka uczyła matematyki, natomiast łaciny uczył ojciec. Jako ich jedyny uczeń wiedziałem, że będę pytany na każdej lekcji (uśmiech). Dzięki temu porządnie nauczyłem się łaciny. Chciałbym wspomnieć, że już w czasie gimnazjum mój ojciec miał wiele godzin greki oraz łaciny. Później, podczas studiów w Berlinie, słuchał wykładów słynnego filologa klasycznego i badacza antyku Ulricha von Wilamowitza-Moellendorffa. Dzięki ojcu podczas studiów profesorską kontrolę miałem również domu. Wówczas otrzymywałem wiele cennych wskazówek.

– 17 sierpnia 1969 roku przyszła nominacja na biskupa pomocniczego diecezji warmińskiej…
– Gdy zostałem wezwany do Gniezna, akurat głosiłem rekolekcje zamknięte w instytucie katechetycznym w Gietrzwałdzie. Rozkaz nie gazeta… zakończyłem więc szybciej rekolekcje i udałem się do Gniezna. Ponieważ przybyłem na miejsce wcześniej, zaszedłem do katedry, aby pomodlić się przy relikwiach św. Wojciecha. Z kościoła udałem się na rozmowę do księdza prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Tam dowiedziałem się, że papież Paweł VI mianował mnie biskupem. Zapytał, czy się zgadzam… Broniłem się jak mogłem, ale wszystkie moje argumenty prymas odrzucał.

– Jakie to były argumenty? Ksiądz Karol Wojtyła, gdy otrzymał nominację, mówił, że jest zbyt młody… Ksiądz Biskup również był młody, miał zaledwie 42 lata.
– Zagadnąłem prymasa między innymi o to, czy biskup może zostać zbawiony. Koniec końców wolałem pójść za głosem papieża niż za swoją samowolą. Ze względu na nieśmiałość poprosiłem o święcenia w prywatnej kaplicy prymasa Wyszyńskiego. Zgodził się. Wówczas zwróciłem się do niego, aby był łaskaw udzielić ich w jakieś święto Matki Boskiej. Wybrany został termin 22 sierpnia, czyli wspomnienie liturgiczne Najświętszej Maryi Panny Królowej. Poprosiłem, aby współkonsekratorami byli ksiądz biskup Drzazga oraz ksiądz biskup Obłąk. Księżmi przedstawiającymi moją kandydaturę, bo tak się dzieje podczas przyjęcia sakry, zostali natomiast z diecezji warmińskiej ksiądz infułat Wojciech Zink oraz kapelan księdza prymasa Wyszyńskiego ksiądz infułat Władysław Padacz. Wybrałem go, bo podobnie jak mój ojciec był działaczem abstynenckim. Zresztą znali się. Ponieważ tego roku odbyłem już rekolekcje u jezuitów w Czechowicach-Dziedzicach, nie musiałem przechodzić rekolekcji przed święceniami biskupimi. Odbyłem tylko dzień skupienia u kapucynów przy ulicy Miodowej w Warszawie. Stamtąd było blisko do rezydencji prymasa. Podczas święceń obecni byli również mój ojciec oraz siostra. Mama zmarła dwa lata wcześniej.

– Obecny był także ksiądz Tadeusz Borkowski, który również w 1969 roku został proboszczem olsztyńskiej katedry…
– Tak. Był moim kolegą z roku i razem przyjęliśmy święcenia kapłańskie. Obecny był też ówczesny rektor Wyższego Seminarium Duchownego „Hosianum” w Olsztynie, a późniejszy metropolita wrocławski, kardynał Henryk Gulbinowicz oraz ksiądz Roman Kotlarz, którego w czasie wojny uczyłem ministrantury. Dziś jest Sługą Bożym i kandydatem na ołtarze.

– Co powiedział ojciec Księdza Biskupa, gdy dowiedział się o nominacji?
– Gdy pokazałem ojcu pismo z nominacją, przeczytał i zawołał starszą siostrę, mówiąc: „Chodź przywitać ekscelencję”… Osobiście nie używam tego zwrotu do dziś. Oczekując na sakrę, w ciągu tygodnia schudłem pięć kilogramów. Gdybym musiał czekać dłużej, to ze zdrowiem byłoby krucho.

– Jako swoje zawołanie przyjął Ksiądz Biskup ostatnie słowa z Apokalipsy św. Jana: „Veni Domine Jesu!” („Przyjdź, Panie Jezu!”). Dlaczego akurat te?
– Były to słowa, które na swoje hasło wziął biskup Teodor Bensch. Zrobiłem tak, ponieważ jemu zawdzięczam Warmię oraz swoje powołanie do kapłaństwa.

– Gdy miałem przyjemność rozmawiać z arcybiskupem Edmundem Piszczem w związku z jego 90. urodzinami, powiedział, że najbardziej związany jest z duchowością ignacjańską. A Księdzu Biskupowi do jakiej duchowości najbliżej?
– Staram się żyć duchowością kapłańską. W naszym seminarium była Sodalicja Mariańska, koło trzeźwości oraz trzeci zakon św. Franciszka. Próbowałem iść drogą św. Franciszka i byłem nawet w nowicjacie. Ostatecznie zrezygnowałem, bo muszę powiedzieć, że św. Franciszek zraził mnie gestem, kiedy przed ojcem rozebrał się do naga, wyrzekając się w ten sposób rodzinnego majątku… Tak się nie robi. Ojciec był porządnym kupcem i chciał jak najlepiej wychować syna. Jak można było w taki ordynarny sposób, i to publicznie, się zachować. Nie zdecydowałem się więc zostać tercjarzem… Wstąpiłem natomiast do Sodalicji Mariańskiej, tak się złożyło, że tego samego dnia, gdy na Jasnej Górze konsekrowany był prymas Stefan Wyszyński (12 maja 1946 roku – red.).

– To który ze świętych jest Księdzu Biskupowi najbliższy?
– Kiedyś miałem sen, że św. Antoni mnie uratuje i schowa przed niebezpieczeństwem. Mama powiedziała wówczas, żebym się do niego modlił. Tak właściwie świętego, którego prosiłbym ciągle o wstawiennictwo, to raczej nie mam. Modlę się do Matki Bożej i Pana Jezusa.

Wojciech Kosiewicz, pracownik Delegatury IPN w Olsztynie

Biskup Julian Andrzej Wojtkowski urodził się 31 stycznia 1927 roku w Poznaniu. Szkołę podstawową ukończył przed wybuchem II wojny światowej. W lutym 1941 roku rozpoczął pracę biurową w sichowskiej dyrekcji folwarków, jednocześnie kontynuując tajne nauczanie. Jesienią 1944 roku podjął naukę w liceum w Lublinie. Po jego ukończeniu wstąpił do lubelskiego seminarium duchownego jako alumn diecezji warmińskiej. 25 czerwca 1950 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa lubelskiego profesora Piotra Kałwy. W 1952 roku ukończył specjalistyczne studia w zakresie teologii dogmatycznej na Wydziale Teologii KUL. Od tego czasu był wieloletnim wykładowcą Warmińskiego Seminarium Duchownego w Olsztynie. Doktorat uzyskał w 1953 roku na podstawie rozprawy „Wiara w Niepokalane Poczęcie NMP w Polsce w świetle średniowiecznych zabytków liturgicznych”. Habilitował się w 1968 roku na Papieskim Wydziale Teologicznym w Krakowie. 22 sierpnia 1969 roku przyjął sakrę biskupią z rąk prymasa Stefana Wyszyńskiego. W 1987 roku otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, natomiast w 1997 roku został profesorem zwyczajnym. Brał udział w licznych międzynarodowych kongresach mariologicznych oraz sympozjach józefologicznych. Pełnił ważne funkcje w ramach Konferencji Episkopatu Polski. Był sekretarzem Komisji Episkopatu do spraw KUL, członkiem Komisji Episkopatu do spraw realizacji uchwał II Soboru Watykańskiego, przewodniczącym Komisji Episkopatu do spraw Budowy Kościołów oraz członkiem Rady Naukowej Episkopatu Polski i członkiem Komisji Maryjnej.

Subskrybuj "Gazetę Olsztyńską" na Google News
Tagi:
biskup 75 lat Julian Andrzej Wojtkowski Olsztyn Warmia
red.
więcej od tego autora

PODZIEL SIĘ

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zaloguj się lub wejdź przez FB

GazetaOlsztyńska.pl
  • Koronawirus
  • Wiadomości
  • Sport
  • Olsztyn
  • Plebiscyty
  • Ogłoszenia
  • Nieruchomości
  • Motoryzacja
  • Drobne
  • Praca
  • Patronaty
  • Reklama
  • Pracuj u nas
  • Kontakt
GRUPA WM Sp. z o.o.
ul. Tracka 5, 10-364 Olsztyn
tel. 89 539 77 00
tel: (0-89) 539-76-55
e-mail: internet@gazetaolsztynska.pl

Bądź na bieżąco!

Najświeższe informacje przygotowane przez Redakcję zawsze na Twojej skrzynce e-mail. Zapisz się dzisiaj.

  • Polityka Prywatności
  • Regulaminy
  • Kontakt
2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B

Galindia Sp. z o.o. realizuje projekt dofinansowany z Funduszy Europejskich w ramach działania 1.5 Dotacje na kapitał obrotowy Programu Operacyjnego Polska Wschodnia 2014-2020.
Galindia Spółka z o.o. uzyskała Subwencję Finansową - podmiotem udzielającym wsparcie był PFR.

Unia Europejska

VISA MASTER CARD