Rocznica urodzin wielkiego mistrza
2025-04-10 13:00:00(ost. akt: 2025-04-10 10:56:36)
LEKKA ATLETYKA\\\ 28 marca minęła 90. rocznica urodzin Józefa Szmidta, mistrza olimpijskiego w trójskoku z 1960 (Rzym) i 1964 (Tokio) roku, rekordzisty świata (17,03 m ustanowione na Stadionie Leśnym w Olsztynie) i dwukrotnego mistrza Europy.
Józef Szmidt, dwukrotny mistrz olimpijski w trójskoku, do historii sportu przeszedł jako pierwszy, który w tej konkurencji pokonał granicę 17 metrów.
5 sierpnia 1960 roku na żużlowym rozbiegu Stadionu Leśnego w Olsztynie "polski kangur" poprawił o 33 centymetry rekord świata Rosjanina Olega Fiedosiejewa (16,70 m z maja 1959 r.). Rekordowy wynik osiągnął już w pierwszej próbie (poszczególne fazy trójskoku to - 5,99, 5,02 i 6,02 m). W drugiej próbie Szmidt uzyskał 16,20 m, dwie następne spalił, a z dwóch kolejnych zrezygnował.
5 sierpnia 1960 roku na żużlowym rozbiegu Stadionu Leśnego w Olsztynie "polski kangur" poprawił o 33 centymetry rekord świata Rosjanina Olega Fiedosiejewa (16,70 m z maja 1959 r.). Rekordowy wynik osiągnął już w pierwszej próbie (poszczególne fazy trójskoku to - 5,99, 5,02 i 6,02 m). W drugiej próbie Szmidt uzyskał 16,20 m, dwie następne spalił, a z dwóch kolejnych zrezygnował.
Sędziowie pół godziny mierzyli i sprawdzali rekordowy rezultat trójskoczka. Potem był już szał radości. Koledzy, trenerzy, a nawet sędziowie podrzucali w górę rekordzistę. Po latach oszczędny w słowach i nieskory do okazywania emocji Szmidt powiedział o tym wydarzeniu: "To był pierwszy skok konkursu. Zdarzyło się i już".
Urodził się w Miechowicach na Śląsku 28 marca 1935 roku. Za przykładem starszego brata Edwarda miał zostać sprinterem. Próbował sił na 100 m, w skoku w dal, ale w końcu wybrał trójskok i trafił pod opiekę wybitnego trenera kadry Tadeusza Starzyńskiego.
Gdy na kameralnym olsztyńskim stadionie bił rekord świata, nie był zawodnikiem nieznanym. W 1958 roku, w pamiętnych dla Polski ze względu na osiem złotych medali mistrzostwach Europy w Sztokholmie, był jednym z triumfatorów - zwyciężył rezultatem 16,43 m. To był wówczas rekord Polski i rekord mistrzostw Europy.
Kilka tygodni po olsztyńskim wyczynie Szmidt wygrał olimpijski konkurs trójskoku na Stadio Olimpico w Rzymie, z rekordem olimpijskim - 16,81 m, pokonując zawsze groźnych reprezentantów ZSRR - Władimira Goriajewa i Witolda Krejera.
Po dwóch latach w Belgradzie zdobył kolejny tytuł najlepszego trójskoczka ME - 16,55. A w roku olimpijskim 1964, 3,5 miesiąca przed igrzyskami w Tokio, musiał przejść poważną operację kolana. Nie poddał się, a zawzięcie walczył o powrót do pełnej sprawności. Rehabilitacja dawała rezultaty, ale jeszcze w stolicy Japonii z trudem wchodził na schody budynku wioski olimpijskiej.
Gdy na kameralnym olsztyńskim stadionie bił rekord świata, nie był zawodnikiem nieznanym. W 1958 roku, w pamiętnych dla Polski ze względu na osiem złotych medali mistrzostwach Europy w Sztokholmie, był jednym z triumfatorów - zwyciężył rezultatem 16,43 m. To był wówczas rekord Polski i rekord mistrzostw Europy.
Kilka tygodni po olsztyńskim wyczynie Szmidt wygrał olimpijski konkurs trójskoku na Stadio Olimpico w Rzymie, z rekordem olimpijskim - 16,81 m, pokonując zawsze groźnych reprezentantów ZSRR - Władimira Goriajewa i Witolda Krejera.
Po dwóch latach w Belgradzie zdobył kolejny tytuł najlepszego trójskoczka ME - 16,55. A w roku olimpijskim 1964, 3,5 miesiąca przed igrzyskami w Tokio, musiał przejść poważną operację kolana. Nie poddał się, a zawzięcie walczył o powrót do pełnej sprawności. Rehabilitacja dawała rezultaty, ale jeszcze w stolicy Japonii z trudem wchodził na schody budynku wioski olimpijskiej.
Kilka godzin przed zawodami zdjął opatrunek z nogi, tłumaczył, że wstydziłby się pokazać widowni z obandażowanym kolanem.
I ten rekonwalescent, twardy Ślązak, skoczył najdalej ze wszystkich, niemal upokarzając pewnych siebie Rosjan - Olega Fiedosiejewa i Wiktora Krawczenkę, dla których pozostały tylko niższe stopnie podium. Zwyciężył wynikiem - 16,85 m, co było wówczas rekordem olimpijskim.
Po latach okazało się jednak, że Szmidt do Japonii wcale miał nie lecieć. Tak o tym opowiedział w wywiadzie opublikowanym na stronie przegladsportowy.onet.pl:
„Polski Komitet Olimpijski i PZLA nie za bardzo chcieli mnie wysłać. Pojawił się jednak jakiś mecenas z Ameryki. Polak. Zapłacił za mój pobyt w Japonii. I tylko dzięki niemu pojechałem, choć w życiu go na oczy nie widziałem. Oczywiście nie można było o tym głośno mówić, bo jak to tak w komunistycznym kraju sportowcy mieliby być wspierani przez kapitał z Zachodu”.
Jednak w Polsce kibice nie mieli o tym pojęcia, ważne było, że polski trójskoczek po raz drugi zdobył olimpijskie złoto! Wybuchła euforia, w prasie ukazywały się entuzjastyczne tytuły: "Fenomenalny wyczyn Szmidta". Od ówczesnego premiera Józefa Cyrankiewicza Szmidt odebrał Order Sztandaru Pracy.
Na sporcie Szmidt "kokosów" nie zrobił. Czasami trafiały się takim sportowcom jak on nagrody rzeczowe. Jak wspominał kolega Szmidta ze skoczni Jan Jaskólski, za rekord świata z Olsztyna nie dostał nic. Nie do uwierzenia w czasach, gdy za rekord globu światowa federacja (World Athletics) płaci oficjalnie po... 100 tys. dolarów.
Po latach okazało się jednak, że Szmidt do Japonii wcale miał nie lecieć. Tak o tym opowiedział w wywiadzie opublikowanym na stronie przegladsportowy.onet.pl:
„Polski Komitet Olimpijski i PZLA nie za bardzo chcieli mnie wysłać. Pojawił się jednak jakiś mecenas z Ameryki. Polak. Zapłacił za mój pobyt w Japonii. I tylko dzięki niemu pojechałem, choć w życiu go na oczy nie widziałem. Oczywiście nie można było o tym głośno mówić, bo jak to tak w komunistycznym kraju sportowcy mieliby być wspierani przez kapitał z Zachodu”.
Jednak w Polsce kibice nie mieli o tym pojęcia, ważne było, że polski trójskoczek po raz drugi zdobył olimpijskie złoto! Wybuchła euforia, w prasie ukazywały się entuzjastyczne tytuły: "Fenomenalny wyczyn Szmidta". Od ówczesnego premiera Józefa Cyrankiewicza Szmidt odebrał Order Sztandaru Pracy.
Na sporcie Szmidt "kokosów" nie zrobił. Czasami trafiały się takim sportowcom jak on nagrody rzeczowe. Jak wspominał kolega Szmidta ze skoczni Jan Jaskólski, za rekord świata z Olsztyna nie dostał nic. Nie do uwierzenia w czasach, gdy za rekord globu światowa federacja (World Athletics) płaci oficjalnie po... 100 tys. dolarów.
Tymczasem dwukrotny mistrz olimpijski i wciąż aktywny sportowiec normalnie pracował w warsztacie samochodowym, a potem w Zakładach Maszyn Górniczych.
Jego sytuacja uległa gwałtownemu pogorszeniu po pewnym wywiadzie, w którym na pytanie, dlaczego głosował na Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, odpowiedział:
„A na kogo mam głosować? Skoro trzeba, to stawiam przy nich krzyżyk, bo nie ma innej możliwości. Gdyby była, to może bym zagłosował na inną partię” (cytujemy za przegladsportowy.onet.pl).
Podpadł władzy, która innej odpowiedzi się spodziewała, więc władza mistrza olimpijskiego postanowiła ukarać. Zaczęto wypominać mu niemieckie pochodzenie. Urodził się w niemieckiej części Śląska, chodził do niemieckiej szkoły, więc po polsku mówił bardzo słabo. Poza tym podczas II wojny światowej jego ojciec walczył w Norwegii jako niemiecki żołnierz i tam też przepadł. - Propaganda rozpuszczała plotki, że jestem niemieckim szpiegiem. Niedługo później podczas zawodów w Krakowie kazano mi opuścić stadion. I to przez megafon to ogłoszono - przypomniał w cytowanym już wywiadzie (przegladsportowy.onet.pl).
W 1975 roku Józef Szmidt jako kibic wyjechał do Amsterdamu na mecz piłkarskich eliminacji mistrzostw Europy Holandia - Polska (3:0). Ale do kraju już nie wrócił, więc został uznany za zdrajcę. Potem przeniósł się do Niemiec, gdzie zamieszkał z rodziną.
Józef Szmidt do Polski jednak ostatecznie wrócił. W 1992 roku osiadł we wsi Zagozd koło Drawska Pomorskiego, gdzie kupił gospodarstwo i hodował... kozy. W 2010 roku został honorowym obywatelem Olsztyna. Zmarł 29 lipca 2024 roku.
„A na kogo mam głosować? Skoro trzeba, to stawiam przy nich krzyżyk, bo nie ma innej możliwości. Gdyby była, to może bym zagłosował na inną partię” (cytujemy za przegladsportowy.onet.pl).
Podpadł władzy, która innej odpowiedzi się spodziewała, więc władza mistrza olimpijskiego postanowiła ukarać. Zaczęto wypominać mu niemieckie pochodzenie. Urodził się w niemieckiej części Śląska, chodził do niemieckiej szkoły, więc po polsku mówił bardzo słabo. Poza tym podczas II wojny światowej jego ojciec walczył w Norwegii jako niemiecki żołnierz i tam też przepadł. - Propaganda rozpuszczała plotki, że jestem niemieckim szpiegiem. Niedługo później podczas zawodów w Krakowie kazano mi opuścić stadion. I to przez megafon to ogłoszono - przypomniał w cytowanym już wywiadzie (przegladsportowy.onet.pl).
W 1975 roku Józef Szmidt jako kibic wyjechał do Amsterdamu na mecz piłkarskich eliminacji mistrzostw Europy Holandia - Polska (3:0). Ale do kraju już nie wrócił, więc został uznany za zdrajcę. Potem przeniósł się do Niemiec, gdzie zamieszkał z rodziną.
Józef Szmidt do Polski jednak ostatecznie wrócił. W 1992 roku osiadł we wsi Zagozd koło Drawska Pomorskiego, gdzie kupił gospodarstwo i hodował... kozy. W 2010 roku został honorowym obywatelem Olsztyna. Zmarł 29 lipca 2024 roku.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez