Dobrze leczą, ale grać też potrafią
2024-08-22 15:00:00(ost. akt: 2024-08-22 11:41:57)
PIŁKA NOŻNA\\\ W mistrzostwach świata lekarzy znakomicie spisała się polska reprezentacja, bowiem w meczu, którego stawką było 3. miejsce, ograła Hiszpanów aż 4:0. A że mistrzostwa odbyły się w Australii, więc czasem na boisku pojawiały się... kangury.
Mistrzostwa świata lekarzy są rozgrywane co roku, a na ostatniej imprezie, która odbyła się w Wiedniu, w stawce 24 ekip Polacy zajęli niespodziewanie trzecie miejsce.
Niespodziewanie, bo lekarska reprezentacja powstała zaledwie dwa lata temu. Do Australii Polacy polecieli więc bronić brązowego medalu, co udało się im znakomicie, bowiem w decydującym o medalu meczu wprost rozbili mającą przecież bogate piłkarskie tradycje Hiszpanię.
Jednak początki na Antypodach łatwe nie były, chociaż polscy lekarze przylecieli do Australii sześć dni przed zawodami, by przyzwyczaić się do strefy czasowej. W tym czasie m.in. odwiedzili Sydney.
Niespodziewanie, bo lekarska reprezentacja powstała zaledwie dwa lata temu. Do Australii Polacy polecieli więc bronić brązowego medalu, co udało się im znakomicie, bowiem w decydującym o medalu meczu wprost rozbili mającą przecież bogate piłkarskie tradycje Hiszpanię.
Jednak początki na Antypodach łatwe nie były, chociaż polscy lekarze przylecieli do Australii sześć dni przed zawodami, by przyzwyczaić się do strefy czasowej. W tym czasie m.in. odwiedzili Sydney.
- Dwa dni po wylądowaniu wyszliśmy na pierwszy trening. Wydawało się nam, że czujemy się świeżo, ale kiedy obejrzeliśmy te zajęcia na wideo, widać było, że to katastrofa, zupełnie inne bieganie niż zwykle. A kiedy przyszliśmy na kolejny trening, okazało się, że przed bramką siedzą dwa kangury i jedzą trawę – wspomina Mateusz Dłutowski, kapitan reprezentacji Polski, na co dzień lekarz Sport-Kliniki w Żorach.
W sumie w Australii, a konkretnie w Sunshine Coast (stan Queensland), na wybrzeżu Oceanu Spokojnego, rywalizowało 16 drużyn, które zostały podzielone na cztery grupy. Warto przypomnieć, że jednym z piłkarzy lekarskiej reprezentacji Polski był Arkadiusz Godlewski, który na co dzień w iławskim szpitalu składa złamane nogi, ręce i nadgarstki, ale podczas weekendu przeistacza się w obrońcę A-klasowej Osy Ząbrowo. Na profilu facebookowym „Reprezentacja Polski Lekarzy - Polski Związek Piłki Nożnej Lekarzy” tak opisano Arkadiusza Godlewskiego: „Boiskowy pitbull, nie obawiający się żadnego rywala, agresywny i skuteczny w odbiorze z bardzo dobrymi walorami ofensywnymi. Kolejny z debiutujących zawodników w Reprezentacji na turnieju WMFC, pomimo wielu już zdobytych medali z OIL Białystok na turniejach krajowych oraz medigames”.
Mistrzowskie mecze w Australii trwały 90 minut, różnica była jednak taka, że dopuszczalne były tzw. zmiany hokejowe, bywało więc tak, że podczas przerwy trener zmieniał całą jedenastkę. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ polska kadra była liczna i wyrównana.
W trakcie każdego meczu na boisku musiało być w drużynie przynajmniej dwóch graczy w wieku powyżej 35 lat i dwóch powyżej 40. - To taki prosenior system. Fajna zasada, bo motywuje starszych do trzymania formy - dodaje z uśmiechem Mateusz Dłutowski.
W sumie w Australii, a konkretnie w Sunshine Coast (stan Queensland), na wybrzeżu Oceanu Spokojnego, rywalizowało 16 drużyn, które zostały podzielone na cztery grupy. Warto przypomnieć, że jednym z piłkarzy lekarskiej reprezentacji Polski był Arkadiusz Godlewski, który na co dzień w iławskim szpitalu składa złamane nogi, ręce i nadgarstki, ale podczas weekendu przeistacza się w obrońcę A-klasowej Osy Ząbrowo. Na profilu facebookowym „Reprezentacja Polski Lekarzy - Polski Związek Piłki Nożnej Lekarzy” tak opisano Arkadiusza Godlewskiego: „Boiskowy pitbull, nie obawiający się żadnego rywala, agresywny i skuteczny w odbiorze z bardzo dobrymi walorami ofensywnymi. Kolejny z debiutujących zawodników w Reprezentacji na turnieju WMFC, pomimo wielu już zdobytych medali z OIL Białystok na turniejach krajowych oraz medigames”.
Mistrzowskie mecze w Australii trwały 90 minut, różnica była jednak taka, że dopuszczalne były tzw. zmiany hokejowe, bywało więc tak, że podczas przerwy trener zmieniał całą jedenastkę. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ polska kadra była liczna i wyrównana.
W trakcie każdego meczu na boisku musiało być w drużynie przynajmniej dwóch graczy w wieku powyżej 35 lat i dwóch powyżej 40. - To taki prosenior system. Fajna zasada, bo motywuje starszych do trzymania formy - dodaje z uśmiechem Mateusz Dłutowski.
W zawodach mogli brać udział tylko lekarze (bez dentystów), a uprawnienia były dokładnie sprawdzane. - Była specjalna komisja, która weryfikowała restrykcyjnie uprawnienia lekarskie i sprawdzała zgodność specjalności z deklarowaną. Na przykład wylosowano od nas kolegę laryngologa i dostał pytania z tego zakresu. Miał do analizy i interpretacji badania obrazowe. Nikt przypadkowy by takiego testu nie zdał – wyjaśnia profesor Mateusz Tajstra ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.
W fazie grupowej biało-czerwoni wygrali wszystkie trzy mecze (3:2 z Kolumbią, 1:0 z USA i 6:3 z Australią), dzięki czemu z pierwszego miejsca awansowali do ćwierćfinałów. Ich kolejnym rywalem był groźny Meksyk - mecz zakończył się remisem 1:1, ale rzuty karne lepiej wykonywali Polacy (4:1), którzy w efekcie zameldowali się w czołowej czwórce mistrzostw świata! Niestety, w półfinale zostali zastopowani przez Wielką Brytanię, przegrywając 0:2.
- W ubiegłym roku nasza reprezentacja, tyle że ja w niej wtedy jeszcze nie grałem, też w półfinale trafiła na Anglików - przypomina Arkadiusz Godlewski. - Rywale mieli wówczas olbrzymią przewagę, a po naszej stronie była jedynie „obrona Częstochowy”. Mimo to mecz zakończył się remisem, jednak w rzutach karnych lepsi byli rywale. Natomiast teraz stoczyliśmy z Anglikami wyrównaną walkę, momentami mieliśmy nawet delikatną przewagę. Niestety, w końcu rywale zdołali „otworzyć wynik” po stałym fragmencie gry.
Być może wynik byłby inny, gdyby w decydującym o awansie meczu mógł wystąpić Mateusz Dłutowski.
W fazie grupowej biało-czerwoni wygrali wszystkie trzy mecze (3:2 z Kolumbią, 1:0 z USA i 6:3 z Australią), dzięki czemu z pierwszego miejsca awansowali do ćwierćfinałów. Ich kolejnym rywalem był groźny Meksyk - mecz zakończył się remisem 1:1, ale rzuty karne lepiej wykonywali Polacy (4:1), którzy w efekcie zameldowali się w czołowej czwórce mistrzostw świata! Niestety, w półfinale zostali zastopowani przez Wielką Brytanię, przegrywając 0:2.
- W ubiegłym roku nasza reprezentacja, tyle że ja w niej wtedy jeszcze nie grałem, też w półfinale trafiła na Anglików - przypomina Arkadiusz Godlewski. - Rywale mieli wówczas olbrzymią przewagę, a po naszej stronie była jedynie „obrona Częstochowy”. Mimo to mecz zakończył się remisem, jednak w rzutach karnych lepsi byli rywale. Natomiast teraz stoczyliśmy z Anglikami wyrównaną walkę, momentami mieliśmy nawet delikatną przewagę. Niestety, w końcu rywale zdołali „otworzyć wynik” po stałym fragmencie gry.
Być może wynik byłby inny, gdyby w decydującym o awansie meczu mógł wystąpić Mateusz Dłutowski.
- Przez czerwoną kartkę nie mogłem zagrać w półfinale. To bardzo bolało. Na pocieszenie dodam, że Paweł Brosz, nasz najmłodszy zawodnik, który zaledwie miesiąc przed turniejem obronił dyplom, został wybrany przez sędziów turnieju MVP imprezy. Jeszcze nie zaczął przyjmować pacjentów, a już ma taki tytuł – dodaje ze śmiechem kapitan.
Warto wyjaśnić, że Paweł Brosz pochodzi z rodziny o piłkarskich tradycjach, bowiem jego ojciec Marcin to znany trener, który m.in. do Ekstraklasy wprowadził Piasta Gliwice (2012) i Górnika Zabrze (2017).
W Australii w ostatnim występie polscy lekarze wybili Hiszpanom futbol z głowy, wygrywając 4:0, tym samym zespół prowadzony przez trenera Bartosza Dolańskiego powtórzył ubiegłoroczny sukces. Pierwszą bramkę decydującego o miejscu na podium meczu uderzeniem głową zdobył zawodnik Osy Ząbrowo. Na 2:0 podwyższył Michał Bondarenko, a po zmianie stron Polacy strzelili kolejne dwa gole (Tomasz Sobolewski i Mariusz Dotka).
- Nie ukrywam, że mieliśmy aspiracje medalowe, przecież rok temu polska reprezentacja zajęła trzecie miejsce - mówi Arkadiusz Godlewski. - Dobrze, że udało się nam ograć Hiszpanów. W przyszłym roku w irlandzkim Dublinie znowu powalczymy o medale - kończy iławski ortopeda.
ARTUR DRYHYNYCZ, PAP
W Australii w ostatnim występie polscy lekarze wybili Hiszpanom futbol z głowy, wygrywając 4:0, tym samym zespół prowadzony przez trenera Bartosza Dolańskiego powtórzył ubiegłoroczny sukces. Pierwszą bramkę decydującego o miejscu na podium meczu uderzeniem głową zdobył zawodnik Osy Ząbrowo. Na 2:0 podwyższył Michał Bondarenko, a po zmianie stron Polacy strzelili kolejne dwa gole (Tomasz Sobolewski i Mariusz Dotka).
- Nie ukrywam, że mieliśmy aspiracje medalowe, przecież rok temu polska reprezentacja zajęła trzecie miejsce - mówi Arkadiusz Godlewski. - Dobrze, że udało się nam ograć Hiszpanów. W przyszłym roku w irlandzkim Dublinie znowu powalczymy o medale - kończy iławski ortopeda.
ARTUR DRYHYNYCZ, PAP
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez