Nie chcę jeszcze umierać. Mam zaledwie 22 lata...
2020-12-06 10:10:00(ost. akt: 2020-12-06 10:09:25)
Łukasz to młody człowiek, który wiele w swoim życiu przeszedł. Nigdy jednak się nie poddał. Swoją postawą udowadnia, że warto walczyć o każdy dzień życia. I walczy, bo wciąż ma plany i marzenia...
Łukasz Wiśniewski to sympatyczny, inteligentny, zdolny, pełen pasji młody człowiek, który w życiu przeszedł już bardzo wiele. Ma 22 lata, a od prawie 4 toczy walkę o wszystko... O to, co najcenniejsze, czyli życie.
Rak to najtrudniejszy przeciwnik, jednak Łukasz wierzy, że jest w stanie go pokonać. Jego chęć życia, siła i wrodzony optymizm sprawiają, że się nie poddaje. Chce być jeszcze szczęśliwy...
— Do 18 roku życia żyłem tak jak wszyscy moi rówieśnicy — opowiada Łukasz. — Moje życie toczyło się zwyczajnie: rodzina, przyjaciele nauka, sport. Aktywność fizyczna towarzyszyła mi od dziecka. Żeglarstwo, snowboard i stolarstwo to były moje największe pasje. W styczniu bawiłem się na studniówce, zamierzałem iść na studia. Marzyłem, że po ich ukończeniu otworzę swój zakład stolarski. Kochałem pracę z drewnem, sam wykonywałem stoliki, półki, lampki. Nie kupowałem, ale sam robiłem wiele rzeczy. Podobało mi się, że mogę kreatywnie wykonać coś innego, niepowtarzalnego, ciekawego. Sprawiało mi to ogromną radość...
Choroba pojawiła się nagle. Wiosną 2017 roku, tuż przed maturą. A potem wszystko potoczyło się szybko.
— Do dziś trudno mi uwierzyć, że ja młody człowiek, który miał wiele planów i marzeń, nagle musiałem stanąć do walki z tym śmiertelnym przeciwnikiem — mówi.
— Do dziś trudno mi uwierzyć, że ja młody człowiek, który miał wiele planów i marzeń, nagle musiałem stanąć do walki z tym śmiertelnym przeciwnikiem — mówi.
Zaczęło się od bólu ręki, potem była wizyta u lekarza. I... ortopeda, rezonans, biopsja i rozpoznanie — nowotwór złośliwy kości prawego przedramienia, tzw. mięsak Ewinga. Szok, niedowierzanie, ból, zagubienie. Brak możliwości leczenia na miejscu. Szybka decyzja — trzeba natychmiast działać.
— Skierowano mnie do Centrum Onkologii w Warszawie, 250 kilometrów od domu. Pojechałem. Natychmiast zostałem przyjęty na oddział, rozpoczęło się leczenie — wspomina Łukasz. — Zostałem skierowany na chemioterapię. Przebywałem tydzień w szpitalu, dwa tygodnie w domu.
Mimo bolesnych skutków ubocznych leczenia nie poddawałem się. Cały czas wierzyłem, że uda mi się pokonać chorobę, że mimo wszystko uda się uratować moją rękę. W przerwach między wlewami uczyłem się i zdałem maturę.
Wybieram kierunek studiów. Niestety, rak jest silniejszy, niż myślałem. Po trzech cyklach chemii lekarze dają mi wybór: amputacja prawej ręki albo radykalna radioterapia. Wybrałem radioterapię.
Dwa miesiące naświetlań, dostałem maksymalną, dopuszczalną dawkę promieniowania i kontynuowałem chemię. Skutki uboczne jednak były tragiczne, bo moja ręka została poparzona promieniowaniem. Ból był ogromny, ale rana powoli zaczęła się goić.
Zacząłem studia, cieszyłem się, że wracam do normalności, choć ręka była niesprawna i bardzo bolała.
W 2018 roku Łukasz jeździł tylko na cykliczne badania kontrolne — rezonans i tomografię. Studiował, spotykał się ze znajomymi, poznał wspaniałą dziewczynę — Paulinę. Zostali parą. Starał się żyć jak każdy inny chłopak. Niestety, jesienią 2019 roku znów zaczęło się coś złego dziać z jego ręką. Kolejna biopsja i wynik, który był jak wyrok — wznowa.
W 2018 roku Łukasz jeździł tylko na cykliczne badania kontrolne — rezonans i tomografię. Studiował, spotykał się ze znajomymi, poznał wspaniałą dziewczynę — Paulinę. Zostali parą. Starał się żyć jak każdy inny chłopak. Niestety, jesienią 2019 roku znów zaczęło się coś złego dziać z jego ręką. Kolejna biopsja i wynik, który był jak wyrok — wznowa.
— Wszystko zaczęło się od początku, ale było jeszcze gorzej niż na początku — pamięta. — Wiedziałem już, co mnie czeka, i że wyczerpałem po części możliwość leczenia. Czekała mnie amputacja prawej ręki powyżej łokcia. To, co wtedy czułem, nie jestem opisać słowami. Wspierali mnie rodzice, brat, dziewczyna, przyjaciele i znajomi.
13 grudnia 2019 Łukasz przegrywa bitwę o rękę. — Straciłem ją, ale postanowiłem, że muszę zawalczyć znów o życie — mówi.
Po operacji Łukasz znów rozpoczyna chemię. Niestety, musi przerwać studia, bo lekarze mówią, że może sobie uszkodzić rękę. Najważniejsza jest przecież wygrana wojna o życie i jak najlepszą sprawność.
Łukasz to człowiek, który pozytywnie patrzy w przyszłość, więc postanawia, że utrata ręki nie przeszkodzi mu w spełnianiu marzeń. Po raz drugi podejmuje studia. Wciąż marzy, że nawet jeśli sam nie będzie mógł tworzyć w drewnie, to firmę może poprowadzić. Podejmuje naukę zaocznie na kierunku zarządzanie w Ełku.
Marzy też o protezie. Jedzie na pierwszą konsultację z protezownią. Koszt protezy bionicznej jednak znacznie przekracza możliwości młodego chłopaka i jego rodziny. To kwota około 500 tys. zł. Do tego dochodzą koszty dodatkowe leczenia, które również są bardzo wysokie.
— Wciąż leczę ranę po amputacji: tę na kikucie i tę na psychice. Nie poddaję się, jestem silny i z optymizmem patrzę w przyszłość — tłumaczy Łukasz.
— Może się to komuś wydawać dziwne, ale ja wciąż czuję moją amputowaną rękę. Ból towarzyszy mi w codziennym życiu, drętwieją mi kończyny, czuję nawet ból przy dotykaniu. Trudność sprawia mi zrobienie kanapki lub założenie skarpetek. Biorę coraz silniejsze leki.
Niedawno Łukasz otrzymał kolejną smutną informację. Wyniki badań potwierdziły, że nowotwór powrócił ze zdwojoną siłą. Zaatakował jego płuca i prawą kość udową. Po raz trzeci chłopak musi stoczyć z nim kolejną walkę.
— Mój przeciwnik jest coraz bardziej agresywny, a ja jestem coraz słabszy, żeby z nim walczyć. Wiem, że ta walka będzie teraz walką na śmierć i życie... Moje życie — podkreśla.
— Bardzo chcę żyć. Marzę, że kiedy uda mi się pokonać tego przeciwnika, uda mi się również dzięki dobrym ludziom zebrać pieniądze i kupić protezę ręki. Dzięki wsparciu bliskich mam motywację i siłę do walki. Powiedziałem A , to teraz trzeba powiedzieć B. Nie poddaję się. Nie mogę już zrobić wielu rzeczy, bo moja niepełnosprawność mnie ogranicza. Zawsze wszystko planowałem, dziś wiem, że nie wszystko można zaplanować, w szczególności choroby.
Prowadzę bloga, udzielam się na Facebooku, opisuję swoją historię. Możecie śledzić moją historię na moim blogu „Opowieści jednorękiego żeglarza — Łukasz Wiśniewski”, prowadzę też zbiórkę na leczenie i protezę. Nie chcę jeszcze umierać, mam tyle planów, marzeń i zaledwie 22 lata...
Tylu rzeczy jeszcze nie zobaczyłem i nie zrobiłem. To jeszcze nie mój czas! Szukamy możliwości leczenia na całym świecie. Błagam o dobre myśli, ale także o wsparcie finansowe, bo koszty leczenia są dramatycznie wysokie. Mówią, że dobro powraca, wierzę w to...
Joanna Karzyńska
Joanna Karzyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez