Orędzie Prezydenta RP – uwag kilka
2025-08-10 14:43:07(ost. akt: 2025-08-10 14:45:39)
Wystąpienie Karola Nawrockiego po zaprzysiężeniu na prezydenta RP było deklaracją zerwania z politycznym teatrem i początkiem poważnej rozmowy o państwie, które, jeśli ma przetrwać jako wspólnota, musi odzyskać sens swej bytowości, autonomię, język mówienia prawdy i godność. Dla mnie, obserwującej życie publiczne od dziesiątków lat, 6 sierpnia był nie tylko datą konstytucyjnego aktu, ale dniem wdzięczności za to nowe otwarcie w polskiej polityce. Tego dnia naprawdę świętowałam!
6 sierpnia 2025 roku zapisze się w mojej pamięci jako moment przełomu w Polsce, w którym pokładam sporo oczekiwań. Oglądając wystąpienie nowego prezydenta RP, Karola Nawrockiego, byłam nim zbudowana. Bez żadnej kartki, ściągawek i zanotowanych punktów, bez widocznego zdenerwowania, zakłopotania i niepewności prezydent jasno i stanowczo wyłożył to, co myśli, co wie, co zamierza zrobić i jaki model rządzenia przyjąć.
Na rozdrożu
Przemówienie Karola Nawrockiego nie miało nic wspólnego ze stylem PR-owskiej celebracji wyborczego sukcesu, triumfalizmu czy wyższości pierwszej osoby w państwie. Nie było to też wystąpienie dla salonów elit, których atmosfera od lat nie ma wiele wspólnego z codziennością Polaków. Było to wystąpienie mocne w treści i w formie przekazu, klarowne w przestawionej przez prezydenta diagnozie stanu państwa, odważne w planach działania i komunikowania się z narodem. Karol Nawrocki nie owijał lękliwie niczego w bawełnę i nie puszczał oka do wszystkich naraz, nie podlizywał się nikomu ze strachu jak będzie odebrany. Mówił prosto, pewnie, z zaangażowaniem jak prawdziwy mąż stanu, który myśli w perspektywie pokoleń, a nie sondażowni, i dla którego Ojczyzna nie jest pustosłowiem i sloganem, lecz wymagającym zobowiązaniem. Wspomniał o swoim Planie 21, wymienił kilka zasadniczych punktów, które zwięźle omówił, odniósł się do istotnych obszarów funkcjonowania państwa, co pokazało jego dogłębną wiedzę i predyspozycję do stania na jego czele jako człowieka, który szybko uczy się, analizuje, zapamiętuje i jest gotowy do dźwignięcia ciężaru kierowania nim. Karol Nawrocki objął urząd głowy państwa nie z zamiarem prezydentury „na przeczekanie” moszcząc się na wygodnym fotelu na okres pięciu lat, lecz z zamiarem ciężkiej pracy, którą nazwał służbą, gdyż Polska stoi dziś na rozdrożu nie tylko politycznym, cywilizacyjnym czy aksjologicznym, ale przede wszystkim na rozdrożu statusu swej autonomii, suwerenności, w pełni niezależnego bytowania.
„Tak dalej rządzić się nie da”
Mocne słowa prezydenta, które poruszyły rządowe ławy z premierem na czele, o tym, że „tak dalej rządzić się nie da”, padły w kontekście nie ogólników, ale bardzo konkretnych patologii: zapaści wymiaru sprawiedliwości, instrumentalizacji Konstytucji, demontażu wspólnoty. Nawrocki zapowiedział koniec awansów dla sędziów kompromitujących swój urząd, ogłosił powołanie przy Pałacu Prezydenckim rady ds. naprawy ustroju państwa i prace nad nową polską ustawą zasadniczą, dostosowując ją do aktualnych okoliczności, czasu i potrzeb funkcjonowania Polski, mówiąc, że wierzy, iż nowa konstytucja będzie gotowa do przyjęcia w roku 2030. Stwierdził wreszcie, że tak dalej być nie może i Polacy chcą tych zmian i odzyskania sensu słów „państwo prawa”.
Jego deklaracja, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, ale nie tych, którzy kpią z prawa i konstytucji, była mocnym sygnałem, że jego prezydentura nie będzie podejściem w stylu „wszyscy jesteśmy równi, niezależnie od tego, co robimy”, lecz będzie to rządzenie, które wyraźnie będzie odróżniać dobro od zła, troskę o państwo od cynizmu politycznego, służbę od geszeftu czy odpowiedzialność za obywateli od ich lekceważenia.
Podobało mi się w tym wystąpieniu, że nie było prób przypodobania się różnym frakcjom politycznym, które i tak nie szukają płaszczyzny dialogu, jak to widzimy na co dzień, lecz dominacji i zbijania własnego kapitału politycznego. Prezydent nie łasił się do nikogo, nie wysyłał sygnałów do mediów, które żywią się pogardą wobec wszystkiego, co nie pasuje do agendy ich mocodawców, o czym kolejny raz przekonałam się przeglądając dziś, czyli w dzień po zaprzysiężeniu, strony i portale internetowe. Było za to widać w jego Orędziu przywiązanie do pojęć, które dla większości polityków, niestety, brzmią dziś anachronicznie i żenująco, jak suwerenność, odpowiedzialność, wspólnota, naród, patriotyzm, godność, a które dla mnie osobiście mają pierwszorzędne znaczenie, bo wiem, że bez nich nie sposób budować żadnego realnego państwa.
Bez efekciarstwa
Trudno było nie zauważyć, że nowy prezydent mówił nie tylko z przekonania, ale też odnosząc się do osobistego doświadczenia pogardliwej i brudnej kampanii wobec niego w ostatnich miesiącach. Mówił jak ktoś, kto wie, co znaczy być obiektem nagonki, kto widział i odczuł na własnej skórze jak łatwo zniszczyć człowieka w imię koniunkturalnej narracji, mającej zohydzić kogoś w oczach społeczeństwa. Ale jednocześnie Karol Nawrocki mówił z godnością i bez żalu jak na prawdziwego mężczyznę i chrześcijanina przystało, który nie przyszedł na mównicę, aby się mścić albo się skarżyć, ale przebaczyć i pokazać inne wysokie standardy osobistej kultury moralnej, która ma swe korzenie w byciu katolikiem.
W czasach, gdy wystąpienia polityków coraz częściej przypominają castingi na prowadzącego telewizyjne show albo wystąpienia pożytecznych błaznów lub nietrzeźwych zadymiarzy, wystąpienie Karola Nawrockiego wybrzmiało jako profesjonalne orędzie dojrzałego polityka, który wie po co stoi przed Polakami. Nie było efekciarskie, ale na wskroś prawdziwe, kompetentne, przemyślane i konkretne. Bez zbędnych metafor i pustych obietnic. I może właśnie dlatego, fizycznie wręcz, czułam ulgę. Ulgę, że ktoś w końcu nazwał rzeczy po imieniu, że zrezygnował z języka politycznego marketingu, by stanąć w prawdzie i przedstawić to, co naprawdę dla nas Polaków, istotne i newralgiczne.
W czasach, gdy wystąpienia polityków coraz częściej przypominają castingi na prowadzącego telewizyjne show albo wystąpienia pożytecznych błaznów lub nietrzeźwych zadymiarzy, wystąpienie Karola Nawrockiego wybrzmiało jako profesjonalne orędzie dojrzałego polityka, który wie po co stoi przed Polakami. Nie było efekciarskie, ale na wskroś prawdziwe, kompetentne, przemyślane i konkretne. Bez zbędnych metafor i pustych obietnic. I może właśnie dlatego, fizycznie wręcz, czułam ulgę. Ulgę, że ktoś w końcu nazwał rzeczy po imieniu, że zrezygnował z języka politycznego marketingu, by stanąć w prawdzie i przedstawić to, co naprawdę dla nas Polaków, istotne i newralgiczne.
Oczywiście, pojawiły się głosy, że prezydent mówił językiem konfrontacji. Ale czy możliwe jest dziś przywracanie normalności bez zmierzenia się z tym, co ją niszczyło przez lata? Czy można na przykład mówić o wspólnocie, jeśli pozwala się na bezkarność tych, którzy tę wspólnotę traktują jak przeszkodę w realizacji swoich pokątnych celów, które nie mają wiele wspólnego z polską racją stanu? W tym sensie Karol Nawrocki nie jest politykiem jakich wielu. Przyszedł do polityki, by potraktować ją poważnie jak zadanie, a nie pięcioletni kontrakt i prestiżową synekurę. Jeśli wytrwa, jeśli nie ulegnie presji kompromisów, medialnych pułapek, lęku przed zaszczuciem, bo wygląda na to, że musi się z tym liczyć, może naprawdę stać się kimś znacznie więcej niż prezydentem jednej czy nawet dwóch kadencji. Może być punktem zwrotnym naszej polskiej historii i jej aksjologicznej fizjonomii. Może wejść do panteonu naszych Ojców Niepodległości. I jakkolwiek patetycznie to brzmi, to uważam to za realną perspektywę, ponieważ jestem o tym głęboko przekonana, że Karolowi Nawrockiemu zależy na Polsce i na Polakach.
Początek nowego sporu o Polskę
Dziś potrzebujemy kogoś, kto nie klęka, nie udaje, nie gra, nie mizdrzy się do nikogo i niczego, czy to w Polsce, czy za granicą. Potrzebujemy polityka, który nie przeprasza, że jeszcze istnieje. Za to potrzebujemy takiego, który sprzeciwia się wszelkim patologiom, począwszy od interpretowania prawa po swojemu, łamania Konstytucji, kierowania krajem przez znakomitą większość nieudaczników, po niszczenie jej gospodarczo, technologicznie, ekonomicznie, społecznie. Mam głęboką nadzieję, że Karol Nawrocki zapobieże tej obecnej destrukcji państwa polskiego i na każdym kroku będzie przypominał, że polscy politycy muszą realizować polskie obowiązki – jak sam o tym wspomniał.
6 sierpnia 2025 nie był więc końcem kampanii. Był początkiem nowego sporu o Polskę, który toczy się już nie tylko na forach internetowych, w polskim Sejmie i Senacie, w Parlamencie Europejskim czy w mediach, ale przede wszystkim w głowach i w sumieniach rządzących, ale także każdego z nas! I dobrze, że w tym sporze mamy odważny głos świadka nadziei, jakim jest dla mnie obecny prezydent, który nie boi się prawdy, odpowiedzialności i ciężkiej pracy w przywracanie i promowanie polskości, w budowanie jej mocnej pozycji na międzynarodowym forum i stwarzanie szans na jej rozwój. Bo w tym sporze nie chodzi przecież o doraźną politykę, lecz o Polskę. I przyszłość! Naszą i kolejnych pokoleń.
Zdzisława Kobylińska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez