Głupich nie sieją, sami się rodzą...
2025-03-07 20:55:50(ost. akt: 2025-03-07 21:00:03)
Gdy artyści czy sportowcy uważają, że znają się na wszystkim i mogą wypowiadać się na dowolne tematy w roli wszechwiedzących rzekomo „ekspertów”, kończy się to zwykle żałośnie. Już nasi przodkowie w I Rzeczypospolitej podkreślali: „Miej proporcje, mocium panie”. Gdy tych proporcji zabraknie, to aktor czy piłkarz, który „wie lepiej” i w związku z tym uważa, że może oceniać wszystkich wszystko, niemal zawsze z impetem rozbija się o barierę śmieszności.
Ostatnio taki spektakularny dzwon zaliczył nieszczęsny futbolista z Ukrainy Illia Zabarnyj, występujący w klubie AC Bournemouth, grającym w Premiership, czyli angielskim odpowiedniku Ekstraklasy (grał w nim kiedyś nasz reprezentacyjny bramkarz Artur Boruc). Ów piłkarz Illia, który jakoś do tej pory nie trafił do historii europejskiego futbolu, postanowił zapisać się w dziejach w inny sposób, niczym starożytny grecki szewc Herostrates, który ponad 2300 lat temu podpalił świątynię Artemidy w Efezie. Ów helleński rzemieślnik wszedł z – nomen omen – butami do historii ludzkości nie dlatego, że robił świetne trzewiki, tylko dlatego, że stał się (nie)pospolitym podpalaczem. Pan piłkarz ze Wschodu, grający na Wyspach Brytyjskich, uznał, że może od najgorszych wyzywać nie tylko przeciwników na boisku, kolegów z drużyny, sędziów czy chłopców od podawania piłek, ale też – czemuż by nie? – prezydenta największego mocarstwa świata. A co? Kto bogatemu zabroni?
Ukraiński futbolista zdenerwował się na niegdyś 45, a teraz 47 prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki – do czego miał prawo. Rzecz w tym, że nazwał Donalda Trumpa „kutasem” („fucker” – opisał to m.in. „Daily Mail”). Prezydent jego kraju Wołodymyr Zełenski też się zdenerwował po spotkaniu w Białym Domu, ale potem wyraził z tego powodu ubolewanie i pokajał się – bo na stole leżą przecież olbrzymie pieniądze (i uzbrojenie!) dla jego ojczyzny. Pan piłkarz Illia Zabarnyj zwyzywał amerykańskiego prezydenta od najgorszych. Bo kto mu podskoczy, kozakowi?
Kompromitujący wpis może spodobał się niektórym, ale generalnie przyjęto go z dużym niesmakiem. Gdyby w taki sposób nazwał – na tyle głośno, aby być słyszanym – głównego czy bocznego arbitra w czasie meczu swojej drużyny, dostałby czerwoną kartkę – i już. Doświadczył tego ostatnio piłkarz sto razy lepszy i dwieście razy bardziej znany od Ukraińca, Jude Bellingham z Realu Madryt. I od razu, oczywiście, wyleciał z boiska.
Ukraiński futbolista w końcu wpis skasował, ale smród pozostał. W ten sposób nie buduje się sympatii dla swojego kraju i dla jego interesów. Tylko że równie krewki, co głupi zawodnik AC Bournemouth tego, biedny, nie wie...
Ryszard Czarnecki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez