Sukcesy i... tęsknota za dobrymi czasami
2025-01-11 21:39:49(ost. akt: 2025-01-11 21:43:54)
Polacy w eliminacjach Australian Open idą szeroką ławą, a naszą narodową specjalnością stało się wygrywanie meczów tenisowych po horrorach. W tym zakresie wyróżniają się Maja Chwalińska i Maks Kaśnikowski. A że nie jest to jakaś specjalna cecha li tylko polskich tenisistów, świadczy fakt, że nasi siatkarze oraz piłkarze ręczni swoje zwycięstwa i medale mistrzostw świata zawdzięczali bądź bramkom zdobywanym w ostatnich sekundach meczów w przypadku tych drugich bądź w przypadku tych pierwszych częstym pięciosetowym meczom. Charakterystyczne jest to, że nasza reprezentacja siatkarska zarówno kochała te pięciosetówki za „Kata” – trenera Huberta Jerzego Wagnera, gdy obowiązywały jeszcze inne przepisy (nie każda akcja kończyła się punktem, bo było tzw. przejście, a piąty set był grany do momentu zdobycia takiej samej liczby punktów jak w pozostałych), jak i kocha w XXI wieku, gdy gra się już na nowych zasadach (każda akcja jest punktowa, set jest do 25 punktów, a piąty set to tie-break do 15 punktów).
U tenisistów sezon trwa praktycznie cały rok, a u siatkarzy od września w praktyce do maja. Tym niemniej jedni i drudzy co roku narzekają na przemęczenie. Ciekawe, że mówią o tym nie tylko ci, co przegrywają i w ten sposób chcą pokazać przyczynę porażek, ale także największe gwiazdy i zwycięzcy turniejów Wielkiego Szlema. Nasi tenisiści przed pierwszym turniejem Wielkiego Szlema, jakim zawsze jest Australian Open, mieli drużynowe mistrzostwa świata (składy mieszane) i obronili srebro sprzed roku. W sportowej Polsce jest złość, że nie odzyskali złota, ale przecież fakt nieschodzenia z podium MŚ przez parę lat z rzędu pokazuje, że przeszliśmy długą drogę od tenisowego kopciuszka do pięknej królewny – jak ktoś chce używać bajkowej terminologii – albo, mówiąc po prostu, potęgi.
Tradycyjnie rozgrywany w Niemczech i Austrii Turniej Czterech Skoczni otworzył drugą część sezonu skoków narciarskich. „Na bezrybiu i rak ryba” – tym staropolskim przysłowiem można by zilustrować nastroje polskich kibiców po tym, jak Paweł Wąsek w niektórych konkursach skakał bardzo daleko, ocierał się o podium i ostatecznie zajął ósme miejsce w generalce. A ja tylko wzdychałem, bo pamiętam erę polskiej dominacji, gdy na zimowych igrzyskach olimpijskich na rosyjskiej ziemi (w Soczi) Kamil Stoch zdobył oba złote medale, a na tymże Turnieju Czterech Skoczni w latach 2017-2021 na pięć edycji TCS trzy razy triumfował Kamil Stoch, raz Dawid Kubacki, a Piotr Żyła otarł się o zwycięstwo, zajmując w generalnej klasyfikacji drugie miejsce (tuż za Stochem). To były piękne czasy, gdy nasi skoczkowie narciarscy byli jak polscy żużlowcy zajmujący w turniejach Grand Prix dwa miejsca na podium, a bywało, że i wszystkie stopnie na pudle.
Ach, czasy, czasy... Może jednak to vrati (wróci)?
Ryszard Czarnecki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez