Pan Jan, pan Lucjan: polski futbol dziękuje!
2024-12-08 16:06:07(ost. akt: 2024-12-08 16:07:21)
Koniec listopada, początek grudnia – niebezpieczna dla wielkich piłkarzy pora... W ciągu nieco ponad tygodnia pożegnaliśmy dwóch wybitnych polskich piłkarzy. Najpierw odszedł Jan Furtok, a potem Lucjan Brychczy. Ciekawe, że obaj pochodzili ze Śląska, tyle że Jan Furtok grał, jeśli chodzi o naszą ligę, tylko tam (ponad 200 meczów w GKS Katowice), a „Kici”, jak nazywano Brychczego, opuścił Górny Śląsk i od 20 roku życia grał wyłącznie w warszawskiej Legii (ponad 360 meczów!). Obaj byli wierni jednemu klubowi, co za ich czasów częste nie było, a teraz jest już całkowitą rzadkością.
Furtok dla reprezentacji strzelił 10 goli w 36 meczach. Brychczy natomiast 18 w 58 meczach. W lidze Furtok strzelił 88 bramek, a Brychczy niemal 100 więcej, bo 182. Trzeba jednak Janowi Furtokowi doliczyć 60 goli strzelonych w Bundeslidze – i w Polsce, i w Niemczech był wicekrólem strzelców. Lucjan Brychczy natomiast nigdy nie wyjechał za granicę. Nie było w tym nic dziwnego, skoro grał w Centralnym Wojskowym Klubie Sportowym (CWKS) Legia. Był żołnierzem, a potem oficerem (skończył jako pułkownik), a więc o wyjeździe do zagranicznego klubu na Zachodzie mowy być nie mogło. Komuna miała swoje ograniczenia, co dziś dla młodych ludzi brzmi to egzotycznie. I jeszcze jeden wspólny mianownik obu wybitnych napastników: po zakończeniu kariery zostali trenerami, ale trenowali wyłącznie swoje kluby, czyli Gieksę (w przypadku Furtoka) i Legię (w przypadku Brychczego).
Brychczy urodził się jeszcze w II Rzeczypospolitej, zresztą w tym samym roku co mój ojciec – 1934, i przeżył kilka piłkarskich epok. Mógłby być śmiało ojcem Furtoka, który przyszedł na świat dziewięć i pół miesiąca przede mną – w marcu 1962 roku.
Ciekawe, że dokładnie co do dnia rocznica śmierci Furtoka pokrywa się z rocznicą śmierci... Diego Maradony, uważanego za jednego z dwóch największych piłkarzy w dziejach futbolu, obok Brazylijczyka Pele. Argentyńczyk i Polak zmarli 24 listopada, tyle że Maradona w 2020 roku, a Furtok w 2024 roku. Obaj byli zresztą napastnikami i obaj przeszli do historii także z powodu słynnego gola ręką: Maradona zrobił to w ćwierćfinale mundialu w meczu z Anglią, a Furtok w spotkaniu z San Marino. Tę bramkę Furtoka, która zdecydowała o wymęczonym zwycięstwem nad europejskim futbolowym outsiderem, zapamiętaliśmy bardziej niż tę, którą strzelił nam na Wembley Paul Scholes, a która była jednym z jego trzech goli w meczu zakończonym wynikiem 3:1 (jedynego gola dla Biało-Czerwonych zdobył nasz kapitan i późniejszy trener kadry – Jerzy Brzęczek, skądinąd wuj Kuby Błaszczykowskiego). Pamiętam ten mecz bardzo dobrze, bo byłem wtedy na starym Wembley...
Ryszard Czarnecki
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez